wtorek, 17 listopada 2009

O budowniczych kłamstwa raz jeszcze

Zupełnie nie wiem, jak to się stało. Zdawało mi się, że całą sprawę zawłaszczania języka przez nieszczere i podłe interesy mam dobrze rozpoznaną, a tymczasem okazuje się, że popełniłem błąd, który – choć mały – w znacznym stopniu osłabia wymowę i mojego poprzedniego wpisu, ale również wpisów poprzednich, a związanych z tematem. O co chodzi? Rzecz jest prosta. Ponieważ się trochę poleniłem, uznałem, że jeśli ludzie, będący naturalnymi spadkobiercami wszystkiego co złe, właśnie przez swoje życiowe, czy choćby intelektualne związki z czymś co dobrzy ludzie nazywają ‘czerwoną zarazą’, w stosunku do tych, którzy całe swoje życie i wszystkie swoje emocje poświęcili na sprzeciw wobec tego zła, kierują takie obelgi jak ‘bolszewik’, ‘komunista’, ‘czerwony’, ‘socjalista’, ‘lewak’, to za tym kryje się wyłącznie chaos, lub – w najlepszym wypadku – zwykła dziecięca złośliwość. Uznałem, że jeśli ktoś, w złych zamiarach nazywa mnie ‘socjalistą’ lub ‘lewakiem’, to nie dlatego, że uważa mnie szczerze za lewaka i socjalistę, ale wyłącznie dlatego, że uznał, że tego typu obelgi mnie zranią. Ewentualnie – myślałem sobie – może chodzić o takie zjawisko (zapewne dobrze zbadane przez psychologów), z jakim mamy do czynienia wtedy, gdy niedobrzy ludzie na kogoś, o kim uważają, że czuje niechęć do Żydów, wołają „Żyd!”, albo na kogoś kto nie lubi bardzo homoseksualistów, krzyczą „Pedał!”. Pamiętam, na przykład, jak kiedyś przed laty w Warszawie, ujrzałem wywieszony na murze plakat zapowiadający spotkanie z Antonim Macierewiczem, na którym jakiś głupek nabazgrał właśnie słowo „Żyd”. Tak jakby sobie pomyślał, że Macierewiczowi to sprawi ból. A więc – i chaos i szczeniactwo.
Skoro już jestem przy temacie, proszę zwrócić uwagę jak chętnie w niektórych środowiskach wymyśla się Polakom od urodzonych antysemitów. Polakom, którzy umierali za swoich żydowskich sąsiadów, którzy przez całe wieki tworzyli najbezpieczniejszą w świecie przystań dla tych, których już nigdzie nikt nie chciał. I właśnie to Polacy są najchętniej opisywani, jako antysemici. Jest to przy tym jednak przynajmniej dowód na to, że akurat my tu jesteśmy czyści jak złoto. Jestem przekonany, że gdybyśmy rzeczywiście byli nastawieni tak okropnie antysemicko, międzynarodowa propaganda nie mówiłaby na nas inaczej jak „Żydzi!” Zwyczajnie. Żeby nam dokuczyć.
A więc napisałem sobie swoją polemikę z FYM-em i właśnie wtedy, gdy wydawało mi się, że wszystko jest jasne, w swoim króciutkim komentarzu, bloger yarc zwrócił uwagę na bardzo interesującą rzecz. Otóż przypomniał mi on, że ‘bolszewikami’ swoich przeciwników politycznych, jeszcze w kontraktowym sejmie, nazwała Izabella Sierakowska – jak wszyscy pamiętamy – komunistka. Przypomniał mi również yarc,że to nikt inny jak – wiele na to wskazuje – komunistyczny zbrodniarz Czesław Kiszczak, w podobny sposób pisał o polskich bohaterach, jako o „hunwejbinach”. I pomyślałem sobie, że jeśli dziś i tu w Salonie i w różnorakich publicznych debatach i komentarzach, ludzie z pozoru bardzo odlegli od całego tego czerwonego dziedzictwa, wymyślają na tych, których nie lubią, a którzy na te obelgi niczym sobie nie zasłużyli, od ‘czerwonych’ i ‘bolszewików’, to – owszem – może i mają wyłącznie czyste, bo dziecięce, intencje, ale w ten czy inny sposób są w taki sposób umodelowani przez innych. Przez tych, którzy byli przed nimi i którzy od nich wiedzą znacznie więcej na temat kłamstwa i tego, jak kłamstwo można skutecznie wykorzystać.
Pomyślałem sobie, że jeśli Stefan Niesiołowski mówi, że kiedy on patrzy na Jarosława Kaczyńskiego, to widzi Gomułkę, albo gdy któryś z bardzo prawicowych komentatorów określa robotników z Solidarności, jako „socjalistyczny motłoch”, to i jeden i drugi kierują się przede wszystkim swoją złością, a – w najlepszym dla nich przypadku – jakąś pokręconą logiką, której jednak sami nie wymyślili, lecz która im została dyskretnie przekazana przez kogoś stojącego znacznie wyżej i dużo przed nimi.
Skąd mi się wzięły takie refleksje? Otóż właśnie stąd, że ja faktycznie zacząłem sobie przypominać, że już na początku tej naszej tzw. transformacji to właśnie komuniści jako pierwsi, i to właśnie ze szczególną zaciekłością, zaczęli wymyślać Solidarności– a przynajmniej tej jej części, która nie chciała skonać już na samym początku – od bolszewików. Możliwe, że oprócz nich, był tam jeszcze i Adam Michnik i Bronisław Geremek i inni bohaterowie naszej najnowszej historii, którzy, walcząc najpierw przeciwko Wałęsie, później przeciwko Kaczyńskim, jeszcze później przeciwko Olszewskiemu, jeszcze później przeciwko Buzkowi i Krzaklewskiemu, by na samym końcu wziąć się za Prawo i Sprawiedliwość, realizowali tę taktykę. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że nie oni byli jej głównymi autorami.
Przypomniałem więc sobie najpierw, że to faktycznie komuna jako pierwsza zaczęła mi wymyślać od komunistów, ale zaraz potem, uprzytomniłem sobie, że to przecież nie było nic aż tak oryginalnego. Przecież to zaraz po wojnie, kiedy władza ludowa wzięła się za mordowanie wszystkich tych, którzy mogliby jej w jakikolwiek zagrozić, choćby tylko psując im nowe poczucie komfortu, wszystkie kolejne egzekucje, każdą pojedynczą torturę, każde najbardziej wymyślne prześladowanie, realizowała w imię walki nie tyle z kontrrewolucją, Kościołem, czy z polskim agresywnym patriotyzmem, lecz po prostu z faszyzmem. Kiedy polskie ulicy zapełniły się konfidentami, polskie urzędy zimnymi bandytami, a polskie więzienia zaczęły spływać krwią polskich patriotów, to wedle ówcześnie głoszonego schematu, walka nie toczyła się między Czerwoną Rewolucją, a Czarną Reakcją, lecz między antyfaszystami i faszystami. Kiedy ginął generał Nil, to ginął nie jako kontrrewolucjonista i wróg władzy ludowej, lecz jako faszysta. Kiedy pękało jej osiemnastoletnie serce, to ci którzy stali naprzeciwko Danusi Siedzikówny nienawidzili jej nie za to, że ona sprzyjała Polsce, ale za to, że – jak wyraźnie stało w papierach – wysługiwała się faszystom.
Tak to się robiło od samego początku. Piotr Wierzbicki, w swojej Strukturze kłamstwa,znakomicie pokazał na przykładzie całego półwiecza, w jaki sposób sowiecka, a za nią polsko-komunistyczna propaganda, zmanipulowała logikę, rzeczywistość, a także i język, wyłącznie po to, żeby z jednej strony zniszczyć przeciwnika, a z drugiej stworzyć dla tych swoich strasznych działań odpowiednio przyjazną społeczną atmosferę. Ale po co sięgać do Wierzbickiego? Przecież, nawet jeśli wielu z nas nie jest w stanie pamiętać tamtych czasów, to wystarczy, że nastawimy odpowiednio uważnie uszy, czy wystarczająco szeroko otworzymy oczy, by jeszcze nawet dziś wokół siebie dojrzeć całe tabuny młodych, szczerze zaangażowanych w walce ze złem młodych ludzi – ostatnich ofiar tamtego, opisanego skutecznie przez choćby właśnie Wierzbickiego projektu – którzy na wszelkiego rodzaju spotkaniach, demonstracjach, czy dyskusyjnych forach plują tym „faszyzmem”. Wystarczy że ujrzą gdzieś nawet niekoniecznie Polskę, ale zwykłe przywiązanie do gasnącej już cywilizacji.
Ale i to już mija. Faszyzm został już ostatecznie wykorzeniony. Obecnie i ci najbardziej wysoko umocowani inżynierowie naszych dusz, bezpośredni, mentalni spadkobiercy tych, którzy zamęczyli na śmierć i Inkę i całe szeregi polskich bojowników, w imię walki z faszyzmem, a także wszyscy ci, którzy zgodzili się tak chętnie stać się ofiarami tego kłamstwa, już przestają ględzić o faszyzmie. Teraz oni wszyscy wzięli się za ‘czerwonych’ i za ‘bolszewików’. No ewentualnie jeszcze się do końca nie potrafią zdecydować, jak pewien troll, który pod wczorajszym wpisem Consolamentum, FYM-a i mnie wyzywa raz od czerwonych, a innym razem od brunatnych.
Jestem jednak pewien, że i on się niedługo zorientuje, że czas faszyzmu już minął. Będzie musiał tylko bardziej uważnie poobserwować stan publicznej debaty i w mediach i w polityce i w polskich szkołach i na uczelniach. Wtedy będzie też już wiedział, że wróg jest już gdzie indziej. Że taki ojciec Rydzyk nie jest faszystą, ale komunistą. Że polski Kościół nie jest brunatny, ale czerwony. A kiedy już założy rodzinę, a jego dzieci podrosną, to w odpowiednich ankietach, czy w innych towarzyskich sytuacjach, na pytanie, co lubisz, a czego nie lubisz, będą – jak System przykazał – odpowiadać, że najbardziej cenią tolerancję i przyjaźń, natomiast najbardziej nie lubią głupoty i komunizmu. I, w sumie, nic takiego się nie zmieni. I głupota i przyjaźń i tolerancja pozostaną niewzruszone, jak zawsze. Tyle że ten komunizm. Tylko on.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...