niedziela, 29 listopada 2009

Krótki tekst o zabijaniu

Ponieważ ostatnio parę razy zwrócono mi uwagę, że piszę teksty zbyt długie, jak na salonowe standardy, sprawdziłem i potwierdzam. Wszystkie wpisy, do jakich zajrzałem były zdecydowanie krótsze. Postanowiłem, więc pokazać wszystkim, że też potrafię.
W dzisiejszym Dzienniku Robert Mazurek rozmawia z panią poseł Elżbietą Kruk i oczywiście pyta ją o jej sławne już pijaństwo. Elżbieta Kruk jednoznacznie zaprzecza, jakoby była pijana. Przyznaje natomiast, że dzień wcześniej miała urodziny i po przyjęciu rzeczywiście - jak to po przyjęciu - była zmęczona. Mogę potwierdzić - przyjęcia potrafią być wyczerpujące, nawet jeśli się pije troszeczkę, albo nawet w ogóle. Wiem, bo bywam.
Ciekawy jest natomiast inny fragment wypowiedzi posłanki Kruk:
Wie pan, czego się najbardziej bałam? Że po wyjściu z restauracji napierający na mnie dziennikarze zrzucą mnie ze schodów i się najnormalniej w świecie wywalę. To byłby dopiero piękny obrazek, prawda? A popychało mnie, bez przesady, kilkudziesięciu dziennikarzy, w tym kilku naprawdę nieźle zbudowanych kamerzystów. Cudem się nie przewróciłam [...]To była absurdalna sytuacja. Siedziałam tam na kawie i co chwila przybiegali jacyś posłowie i mówili, że Sejm jest już całkowicie oblężony przez dziennikarzy, że są wszędzie, że nie można się ruszyć. Im więcej tego słuchałam, tym bardziej głupiałam i nie wiedziałam, co zrobić."
Ktoś powie, że pani poseł najzwyczajniej świecie kłamie. Wszyscy bowiem wiedzą, ze była pijana, a Szkło Kontaktowe nawet już ukuło nowe polskie powiedzenie ‘nawalony jak Kruk'. Nie wiem. Może i tak. Ale ja dziś nie o tym. Dziennik przeprowadza rozmowę z Elżbieta Kruk, w której ona przede wszystkim zaprzecza, że była pijana, a przy okazji opowiada, jak to okropnie się bała, ze ten tłum dziennikarzy, pragnący jedynie jej głowy, zrzuci ją ze schodów. Bała się tak bardzo, że przez kilka godzin siedziała w sejmowej restauracji, piła kawę za kawą, nie wiedząc co zrobić, i czekała aż to stad hien wreszcie pójdzie do domu.
Czy wiecie, jak Dziennik tytułuje rozmowę z panią poseł? „BAŁAM SIĘ ŻE SPADNĘ ZE SCHODÓW". To jest tytuł tej rozmowy. Tytuł, na który nie rozpisywano konkursu. Tytuł, który ktoś wymyślił, a później zaakceptował.
Ktoś się spyta - o co chodzi? A co, nie bała się? A co, że nie ze schodów? Owszem, bała się, że spadnie ze schodów. Więc o co chodzi? O nic. Ja tylko zaświadczam.
Minął tydzień. Sprawa Kruk się powoli kończy. Kończy się tzw. ‘incydent gruziński'. Niedługo Palikot wyjdzie z czyś nowym. Na razie w TVN24, na czerwonym pasku leci informacja, ze prokurator Wełna oskarżył ministra Święczkowskiego o naciski.
Akcja trwa.
Ktoś się zapyta, po co ja to w ogóle piszę. Już mówiłem. Chodzi o świadectwo. W rezultacie zawsze chodzi o świadectwo. Szczególnie kiedy już na nic innego nie można liczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...