czwartek, 22 stycznia 2009

Seba, albo chciejstwo pokarane

Właśnie Donald Tusk ogłosił, że nowym ministrem sprawiedliwości zostanie Andrzej Czuma – wybitny działacz, sportowiec, górski wspinacz i wielki autorytet, a ja nie mam żadnego na ten temat zdania, choćby dlatego, że dla mnie Andrzej Czuma i tak zawsze pozostanie jednym z tych cudownie aroganckich działaczy górnośląskiej Solidarności z roku 1981, którzy chodzili po mieście, w aurze podobnej do tej, jaką dziś wokół siebie roztaczają dzieci na blokowiskach. Opisałem go już zresztą w jednym z moich starych wpisów, jak któregoś dnia, wpadł z cała bandą swoich kolegów-działaczy do jednej z katowickich restauracji, chyba tylko po to, żeby całym swoim zachowaniem pokazać, jak to oni teraz już będą początkiem i końcem wszystkiego.
Ale przecież tu nawet nie o Czumę chodzi, bo otóż ja zwyczajnie wciąż nie mogę dojść do siebie po wczorajszej informacji, podanej nieroztropnie (a może bardzo roztropnie – kto wie?) przez TVN24, że nowym ministrem sprawiedliwości będzie Sebastian Karpiniuk i natychmiastowym jej zdementowaniu przez ten sam TVN24. I wcale nie chodzi o to, że mój smutek z powodu zawiedzionych nadziei mną zawładnął i po nieprzespanej nocy, siedzę tu i płaczę. O nie. Aż taki wrażliwy to ja nie jestem. Poza tym, nie takie przykrości mnie w życiu spotykały, żebym musiał aż tak przeżywać brak zawodowego i cywilizacyjnego awansu człowieka nazwiskiem Karpiniuk. Chodzi o co innego. Ja jestem bardzo poruszony faktem, że, jak wszystko na to wskazuje, nie dość, ze się dałem TVN-owi nabrać jak dziecko, to na dodatek uczyniłem to ze zwykłego nieopanowania, by nie powiedzieć głupoty. Padłem mianowicie ofiarą dokładnie tego samego mechanizmu, który dotychczas wyśmiewałem u ludzi, których nie szanuję. Mianowicie chciejstwa.
Na pewno zauważyliście, że od czasu do czasu media puszczają jakąś informację, ewidentnie nieprawdziwą, albo – w najlepszym wypadku – podejrzaną, obywatele, którzy – tak się składa – od pewnego czasu bardzo na tę informację czekają, wpadają w euforię, natychmiast puszczają tę plotkę w ruch, i od tego momentu informacja owa, mimo że wielokrotnie dementowana, żyje już sobie własnym życiem i tworzy coś, co nazywamy treścią kultury popularnej.
Jakież to informacje mam na mysli? Absolutnie najróżniejsze. Zupełnie głupkowate, takie jak ta, że jakiś aktor się upił, albo że jakaś piosenkarka wystąpiła w pornograficznym filmie, ale również dużo poważniejsze. Na przykład takie, że córka prezydenta Kaczyńskiego wyemigrowała ze swoim nowym mężem esbekiem, albo że Jacek Kurski nazwał Polaków ‘ciemnym ludem’, albo że Prezydent jest przekonany, że polski bramkarz ma na nazwisko Borubar. Podaje więc telewizja, albo jakaś codzienna gazeta, informację wyssaną z lepkiego palucha i nawet jeśli się po godzinie okaże, że to kto inny, kiedy indziej, gdzie indziej i w ogóle inaczej, ci dla których to kłamstwo było przeznaczone pozostają już do końca świata w głębokim zachwycie, że to co i tak sami wiedzieli, jakoś tam zostało oficjalnie potwierdzone. I wcale nie trzeba być przeciętnym idiotą, żeby się skutecznie przykleić do tak zmanipulowanej informacji. Wystarczy bardzo chcieć i wystarczy uznać, że dopóki nie dopuścimy do siebie prawdy, nasze życie będzie bardziej poukładane, a świat bardziej logiczny. Nawet tu w Salonie są ludzie – pozornie wykształceni i zrównoważeni – którzy samooszukiwanie się uznali za idealny sposób na ciekawe życie.
Więc muszę przyznać, ze ja od wielu już miesięcy bardzo chciałem, żeby władze Platformy Obywatelskiej obdarzyły Sebastiana Karpiniuka jakimś wysokim urzędem. Czymś znacznie większym niż to głupie wiceprzewodniczenie komisji śledczej. Więc kiedy wczoraj, nagle starsza Toyahówna zawołała do mnie z sąsiedniego pokoju: „Tatusiu! Karpiniuk będzie ministrem sprawiedliwości!”, to autentycznie oszalałem. Popędziłem do telewizora, a ponieważ informacja już zniknęła, błyskawicznie włączyłem Onet. Niestety w Onecie nie było na ten temat ani słowa. Ja wiem. Ja mogłem już w tym momencie nabrać podejrzeń, że coś jest nie tak. Ale, głupi, wyklikałem tvn24.pl i tam informacja o społecznym awansie Seby leciała na samej górze na pasku. No i podzieliłem się dobrą nowiną z Wami.
Byłem taki szczęśliwy. Już widziałem oczyma wyobraźni, jak w rodzinnej wsi Seby ludzie wybiegają na drogę i krzyczą do siebie: „Słyszeliście? Nasz Seba został ministrem!” A do domu państwa Karpiniuków przychodzą sąsiedzi i mówią „Panie Karpiniuk, nasze gratulacje. Ja zawsze wiedziałem, ze z naszego Sebastiana będą ludzie”. A pani Karpiniukowa tymczasem już przy telefonie rozmawia z synem i wzruszona szepce do słuchawki: „Synku! Ojciec z Matką bardzo się cieszą”. Tymczasem w rynku spotykają się dawne koleżanki Seby i się kłócą: „Nie kłam! Najwyżej za rękę cię trzymał. A ja się z nim całowałam, wiesz!” Ja tak dobrze to wszystko sobie umiem wyobrazić, bo sam jestem wieśniakiem i doskonale wiem, jakie to by było poruszenie w mojej rodzinnej chałupie i w okolicznych domach, gdybym stał się kimś równie sławnym.
Ale moje marzenia o sukcesie Karpiniuka sięgały i samej stolicy. Widziałem więc oczyma duszy, jak tymczasem w Warszawie, samotny w swoim gabinecie Sebastian Karpiniuk siedzi na krześle i powtarza sobie: „Spokojnie. Tylko spokojnie. Uspokój się chłopie. Jeszcze nic nie wiadomo”. Ale czoło mu się poci z podniecenia i ręce wcierające żel we włosy drżą i myśli chodzą po głowie: „Jest! Wreszcie. Dobrze jest. Dobrze. Teraz tylko spokojnie”. I dzwonią z TVN-u i Seba odbiera telefon, przełyka ślinę i spokojnym, opanowanym głosem tłumaczy, że on oczywiście jest gotów, ale decyzja należy do pana premiera, więc jemu na razie nie wypada…
Tak sobie marzyłem, gdy nagle wszystko się zawaliło, bo okazało się, ze ktoś po prostu w Platformie, a może w samym TVN-ie bardzo Karpiniuka nie lubi i postanowił mu zrobić figla. Gorzej jednak, ze mi również. I w tym momencie pojąłem, jaki byłem niemądry. Przecież nawet w rejonach, gdzie wiele się może zdarzyć, gdzie ludzka wyobraźnia potrafi czynić cuda, są pewne granice. Karpiniuk najzwyczajniej w świecie ministrem sprawiedliwości zostać nie mógł. Tu stoi Zoll, tam jakiś Safjan, w Krakowie czai się sam bohater mojego niedawnego wpisu, Mistrz Hołda, obok niego drepce w miejscu podejrzany Widacki, a ja nagle uwierzyłem, że to akurat Seba Karpiniuk wpadł w oko panom Schetynie i Tuskowi. Toż to w samej Platformie wszyscy ważni posłowie kręcą się jak w ukropie – poseł Grabarczyk, poseł Graś, posłanka Pitera, może nawet to monstrum z komisji do sprawy Blidy, który mówi ze śląskim akcentem – a ja, cymbał jeden – uwierzyłem, że ich wszystkich zakasował Karpiniuk. Wstyd!
Dorn, Kaczmarek, Rokita, Ujazdowski, a ja – wyłącznie z czystego chciejstwa – pomyślałem, że to będzie pan Sebastian.
Trudno jednak. Na błędach człowiek się uczy. Więcej tak nie postąpię. Zastanawiam się natomiast wciąż, jak to się stało, że TVN24 postanowił dać tę informację. Myślę sobie, że to iż ja się okazałem głupi – może wystarczy. Przecież ci wszyscy specjaliści od wbijania głupstw do ludzkich głów musieli doskonale wiedzieć, że informacja o ministerialnej posadzie dla Karpiniuka to bzdura. Nie wierzę w to, że któryś z najbliższych wrogów Karpiniuka zadzwonił do TVN-u, dusząc się ze śmiechu, przekazał im „bardzo sprawdzoną’ informacje, że Premier chce Karpiniuka zrobić ministrem, a ten ktoś, odbierający w TVN-ie telefony, od razu kazał tę informację dać na pasku, jako sensacyjny news.
Już bardziej mi pasuje takie rozwiązanie, ze faktycznie ktoś do TVN-u zadzwonił, wypuścił Karpiniukowi tę świnię, a specjaliści w centrali pomyśleli: „Dobra nasza, załatwimy buca. Będą jaja”. Ciągle jednak niestety nie wiadomo, za co oni tego biednego Karpiniuka tak okrutnie potraktowali. Czy to możliwe, że on rzeczywiście, kiedy robi z siebie w tej komisji pośmiewisko, jest głęboko przekonany, ze wszystko jest na swoim miejscu, a on sam pomału i systematycznie się pnie? Czy może tak być, że wystarczyło tych kilka występów w telewizji, żeby on uznał, ze jest autentyczną gwiazdą i zaczął zadzierać nosa? Ja nie wiem. Ani tam w tamtych okolicach nikogo nie znam, ani też nie znam nikogo, kto kogokolwiek mógłby popytać, więc wszystko co piszę to czcze domysły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...