piątek, 12 maja 2023

Gdy rośnie popyt na empatię

 

        Myślę że nawet jeśli nie poświęciłem tu owej kwestii osobnej refleksji, to musiałem w ten czy inny sposób wspominać o cholerze, jaka mnie bierze na widok tych wszystkich osób, które prezentując się na publicznej scenie, obok dotychczasowej flagi Unii Europejskiej, tęczowych barw ruchu LGBT i ośmiu gwiazdek układających się w wezwanie do „jebania PiS-u” dziś już od ponad roku uważają za stosowne dokładać do swoich obsesji niebiesko-żółtą flagę Ukrainy, a często w towarzystwie deklaracji „Nienawidzę Putina i PiS-u”. I nie stanowi mojego głównego problemu to, że oni wszyscy jeszcze rok temu gotowi byli skoczyć w ogień, by przed atakami PiS-u bronić fizycznej tężyzny i politycznego geniuszu  wspomnianego Putina, ale przede wszystkim chodzi o to, że tak strasznie dużo jest osób, które na jeden gwizdek są w stanie zerwać sie na równe nogi i realizować wszelkie narzucone im – słuszne, czy niesłuszne – zadania. Oczywiście, gdy chodzi o Ukrainę i jej walkę z Rosją, jestem całym sercem z Ukraińcami, a wręcz uważam, że unicestwienie tego strasznego ruskiego imperium leży w najlepiej pojętym interesie Polski i całego świata. Jest jednak coś co moje nadzieje na owo zwycięstwo mocno tłumi, a mianowicie podejrzenie, że za tym całym światowym ruchem na rzecz Ukrainy nie stoi szczere pragnienie zniszczenia Rosji, ale jakiś paskudny socjotechniczny zabieg o wciąż niezbadanych intencjach. Dokładnie tak samo, jak nie wierzę, że ci wszyscy z nas, którzy wciąż wykrzykują hasła na chwałę przynależności Polski do Unii Europejskiej, czy ruchu na rzecz wolności seksualnej, miali tak naprawdę na sercu jedno czy drugie. Uważam, że wszyscy ci ludzie zwyczajnie nie potrafią otworzyć ust, czy choćby ruszyć palcem, jeśli wcześniej ktoś zaufany ich nie poinformuje, że tak trzeba.

      I kiedy wydawało mi się, że wspomniane hasło „***** *** i Putina”, to jest już szczyt tego zidiocenia, zamordowany przez występnych rodziców został chłopczyk imieniem Kamil i wystarczyła chwila, by wszyscy – tym razem już po obu stronach społecznego i politycznego podziału – dostali małpiego rozumu i gwałtownie potrzebują wyrazić swoje oburzenie okrucieństwem jakie ujrzeli. I choć oczywiście sposób wyrażania owego oburzenia jest różny – jedni apelują o zaostrzenie kar, włącznie z przywróceniem kary śmierci, a inni o objęcie ową karą przede wszystkich ministra Czarnka i premiera Morawieckiego, którzy do śmierci tego dziecka rzekomo doprowadzili – wszystkich łączy jedno: nagły przypływ świadomości odnośnie tego, co się w patologicznych środowiskach dzieje jak świat długi i szeroki od kto wie czy nie dziesięcioleci, wynikający z tego autentyczny szok, no i konsekwentnie wręcz zalew propozycji, których realizacja ma podobno doprowadzić do likwidacji problemu.

      Jak mówię, informacje o kolejnym zatłuczonym na śmierć dziecku docierają do nas regularnie i od wielu lat. Niemal nie ma miesiąca, byśmy się nie dowiedzieli o kolejnym coraz bardziej drastycznym przypadku – jeśli nie w Polsce, to gdzieś w Ameryce, czy w Anglii, lub w Szwecji – gdzie jakieś ćpuny zamordowały pozostające pod ich opieką dziecko. Sam pamiętam, jak kilka lat temu przez cały kraj przeleciała informacja o parce, która się tak odurzyła dopalaczami, że „coś” – a ja akurat wiem, co – kazało im maleńkie niemowle wsadzić do piekarnika i je w tym piekarniku zwyczajnie upiec. Przepraszam bardzo, ale jak długo sprawa ta była omawiana w mediach, a tym bardziej w naszych domach? Dzień? Dwa? I nie oszukujmy się, wcale nie chodziło o to, że wówczas jeszcze w Polsce rządziła Platforma Obywatelska i to ona kontrolowała publiczną telewizję. Rzecz bowiem w tym, że wtedy ci co trzymają wspomniany wcześniej gwizdek uznali, że moment nie jest odpowiedni, i tak zwany przeciętny obywatel nie otrzymał informacji, której zawsze tak chętnie wyczekuje.

      Zmarło dziecko zamordowane przez rodziców w mieście Częstochowa i wszyscy zachodzimy w głowę, co można było zrobić, żeby ono żyło i dlaczego tego nie zrobiono. A ja uważam – i stąd między innymi ten dzisiejszy tekst – że nie można było nic zrobić z wielu powodów, i co gorsza, na tę patologię nie ma ludzkiej siły. Przede wszystkim, sam owej patologii charakter i sposób w jaki ona funkcjonuje, praktycznie uniemożliwiają jej kontrolowanie. Owszem, gdyby mój sąsiad liberał donósł na nas, że kiedy my tu gościmy nasze wnuczęta i traktujemy je niezgodnie z nowoczesnymi europejskimi przepisami, a ów donos byłby napisany zgrabnie i przekonująco, gdyby w dodatku został dostarczony do jakiegoś odpowiednio rozgrzanego urzędnika, to ja sobie jestem w stanie wyobrazić, że do naszego mieszkania wkroczyłby MOPS z decyzją sądu w ręku i towarzystwem pana policjanta, i oni by nam te dzieci bez słowa odebrali. Jakie jednak oni mają szansę w konfronatcji z bandą upalonych idiotów, z którymi nie można nawiązać jakiejkolwiek rozmowy i z których każdy ma w kieszeni nóż, którego w każdej chwili może użyć? Ale to przecież nie wszystko. Nawet gdyby założyć, że opieka społeczna i policja dostana odpowiednie wsparcie, a sądy będą egzekwować prawo tak jak należy, w jaki sposób będzie mozna wytyczyć granicę między autentyczną patologią, a czymś, co może, owszem, robić wrażenie patologii, ale w żadnym wypadku nią nie jest? No właśnie, sądy: w jaki sposób zmusić ten skorumpowany i zgnuśniały to szpiku kości system, by ten w tego typu sprawach wydawał przemyśłane, sprawiedliwe i szybkie wyroki? Jaka jest gwarancja, że ewentuana reforma systemu nie skończy się tym, że za łeb zostaną wzięte rodziny najbardziej bezbronne? A mówiąc o bezbronności, wcale nie mam na myśli dzieci.

       No i wreszcie kary. Mateusz Morawiecki, po raz pierwszy w całej swojej karierze, strzelił dramatyczne głupstwo i zabierając głos na temat owego Kamilka, uznał za stosowne podzielić się wiadomością, że on osobiście jest zwolennikiem kary śmierci. Co za bzdura! Część z nas ma być może w pamięci mękę 10-letniej Ame Deal, która najpierw, przez całe lata była w najbardziej okrutny sposób dręczona przez swoją rodzinę, a następnie zamknięta na sześć godzin w skrzynce metr na metr i pozostawiona na sześć godzin w najstraszniejszym upale, by tam umrzeć w nieludzkich cierpieniach. Otóż wszyscy jej oprawcy zostali skazani na karę śmierci... i co? Czy od tego czasu amerykańskie patusy boją się tknąć swoje dzieci palcem? Pamiętamy być może historię dwojga Polaków z Coventry, którzy w sposób tak straszny, że tego się nie da opisać, zadręczyli swojego synka na śmierć. O tym co się w tym domu dzieje, wiedziała szkoła, opieka społeczna, policja... i co? Sytem zadziałał? Pewnie że nie. Tyle wszystkiego, że oni oboje dostali dożywotnie wyroki i po kilku miesiącach jedno i drugie, w „niewyjaśnionych okolicznościach” popełnili w więzieniu samobójstwo. A niby co? Kiedy oni powoli zadręczali to dziecko na śmierć, to nie wiedzieli, że nawet jeśli w Wielkiej Brytanii nie ma kary smierci, to oni pobytu w więzieniu nie przeżyją? No, może wiedzieli, a może nie, ale co z tego? Co im ta wiedza by dała i co ta wiedza da tym wszystkim, którzy „na zgubę tego świata po tym świecie krążą”? I kto jest w stanie cokolwiek tu zmienić? Minister Czarnek, a może Donald Tusk z Marcinem Kierwińskim? A może my wszyscy, pod warunkiem, że wydamy z siebie wspólnie potężny ryk oburzenia i on zburzy ów mur obojętności? Tak, na pewno...

      To co się dzieje w tylu naszych domach woła o pomstę do nieba, ale niestety na to realnej i dobrej rady nie ma. A ja, jeśli już wolno mi na chwilę uciec w politykę, współczuje temu rządowi. Bo nie widzę sposobu, żeby czy to Premier, czy Prezes, czy którykolwiek z ministrów mógł dziś stanąć przed publiczną opinią i powiedzieć, że pozostaje nam w sytuacji jaką mamy, podobnie jak mnie dziś tutaj,  wyłącznie wzywać na pomoc świętego Michała Archanioła. Muszą więc brnąć w narzuconą nam wszystkim narrację i czekać aż się po raz niewiadomo już który okaże, że jak zwykle szczęśliwie diabeł przegrał.



1 komentarz:

  1. Mi to najbardziej przypomina "dyskusje" o dostępie do broni(głównie w USA, ale i do nas to dociera).
    Wystarczy, że jakiś wariat, który kupił broń na lewo(albo ukradł ojcu z komórki), powystrzela gdzieś ludzi i zaraz jak na gwizdek rozkręca się dyskusja o tym żeby zakazać posiadania broni, z idiotycznym argumentem, że jakby był zakaz to nagle wariaci by nie mogli rzekomo uzyskać dostępu do broni albo w ogóle przestaliby być groźni. Z drugiej strony uruchamiają się "kowboje", którzy twierdzą, że jak wszyscy będą mieli broń to taki wariat nawet nie zdążyłby oddać strzału bo by został zastrzelony przez innych.
    Czysta gównoburza, gdzie jakikolwiek głos rozsądku nie ma szans się przebić i rzeczywiście można tylko współczuć, że rząd musi się w tego typu historię angażować.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...