piątek, 14 lipca 2017

Sie kocha, sie daje, sie wie, sie ma

          Przez media przeleciała informacja o pewnym tanim cwaniaku, jeszcze niemal dziecku, występującym jako Michał Siniecki,  „Celebrity & Sports General Manager”, który pod hasłem "boję się ciemności" zorganizował internetową zbiórkę 500 tys. zł. na nieistniejącego Antosia, z nieistniejącym nowotworem oka, i w ten sposób błyskawicznie zbrał te niemal pół miliona, przeznaczając je na pokrycie jakichś swoich długów, oraz – i to już dla czystego zbytku – zakup tego i owego. Jak dokładnie przebiegła owa akcja, nie wiadomo, ale ze strzepów pojawiających się informacji można się dowiedzieć, że ów ciekawy człowiek najpierw skontaktował się z fundacją o bardzo fajnej nazwie „siepomaga”, która jednak od razu się zorientowała, że ma do czynienia z oszustem i Sinieckiego pogoniła, zamiast jednak natychmiast powiadomić policję, wróciła do swoich interesów. W tej sytuacji, jak się zdaje, ten się zwrócił do czegoś, co się nazywa „pomagam.pl” i tam, owszem, udało mu się swój przekręt uruchomić, i to w dodatku, jak donoszą wspomniane media, na tyle skutecznie, że na jego konto przelały pieniądze takie gwiazdy, jak Robert Lewandowski z żoną, koszykarz Marcin Gortat, śpiewający bliźniacy Golcowie i wielu, wielu innych. Jak mu się to udało, możemy już tylko zgadywać, ale jedna z możliwości jest taka, że wszystko zaczęło się od listu, jaki Siniecki, jako „ojciec Antosia” napisał do aktorki Katarzyny Zielińskiej, która, jak sama opowiada, tak się wzruszyła Sinieckiego opowieścią, że natychmiast o wszystkim  opowiedziała swojej koleżance, dziennikarce i również aktorce, Marzenie Rogalskiej, no i to one skołowały najpierw Gortata, a ten już tylko uruchomił lawinę. Dziś Siniecki już siedzi i występuje jako Michał S., ja natomiast mam w związku z tym co słyszmy  dwie, a może i trzy refleksje. Pierwsza jest taka, że nie jestem w stanie pojąć, jakim trzeba być głupcem, żeby się tak fatalnie wystawić. Przecież, z pewnością doskonale znając ów biznes, mógł ów „celebrity & sports general manager” wybrać sobie dziecko chore rzeczywiście, których wszędzie jest przecież dużo za dużo, a dalej postępując dokładnie tak, jak postępował, dziś nie dość, że byłby bardzo zamożnym człowiekiem, to jeszcze komuś by tam może nawet uratował życie i chodził w glorii dobroczyńcy. No ale wygląda na to, że on się dzielić choćby w minimalnym stopniu nie chciał i teraz za swoje zidioceie pójdzie siedzieć.
     Druga refleksja związana jest z działalnością dziś już jak się zdaje setek, a może tysięcy biznesowych organizacji o równie ładnych nazwach, takich jak „siezyje”, „siekocha”, „siedaje”, „siedzieli”, czy „sieratuje”. Otóż zajrzałem na stronę owego siepomaga.pl i od góry do dołu widzę zdjęcia niezliczonych biednych dzieci i teksty, których nastrój jest dokładnie taki, by dawał gwarancję, że poruszy emocje osób takich jak Katarzyna Zielińska i jej koleżanka Marzena Rogalska. Posłuchajmy:
     „Nie odchodź córeczko, to jeszcze nie czas”.
     „Ile czasu zostało mi z córeczką?
     „Uciszyć burzę zanim zabierze nam Agatkę”.
     „Bóg się, mamo, nie pomylił”.
     „Ocalić życie małego serduszka”.
     „Boję się, że któregoś dnia zniknę”.
     „Czy urodziłem się by cierpieć?
     „Milczący aniołek”.
     I tak dalej, i tak dalej bez końca, wręcz nie do wytrzymania, te zdjęcia umęczonych dzieci, a do każdego z nich jeszcze opis szczegółów, ułożony w taki sposób, jakby tam już tylko odbywał się konkurs na to, kto z nich jako pierwszy każe się nam popłakać.
     Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja jestem pełen współczucia dla tych dzieci i rozumiem desperację ich rodziców, którzy postanowili się w ten własnie sposób zwrócić o pomoc. Pewnie sam, gdybym się znalazł w podobej sytuacji, gotów bym pójść wszędzie i zrobić wszystko co trzeba, by mieć szanse na ratunek. To natomiast co mnie w tym wszystkim naprawdę przeraża i jest pierwszym powodem, dla którego dziś piszę ten tekst, jest to, że dobroczynność organizowana w ten właśnie sposób jest niemal z automatu skazana na przynajmniej moralną porażkę. No bo zastanówmy się jak to wszystko wygląda? W jaki to choćby sposób osoby administrujące stroną fundacji podejmują decyzję o tym, kto się znajdzie na pierwszej stronie i w dodatku na samej jej górze, a komu przypadnie los tego, do którego można dojść dopiero po wykonaniu pięćdziesięciu kliknięć w guzisk z napisem „pokaż więcej”? No ale niech będzie, że te setki  – bo myślę, że to może być taka właśnie liczba – zdjęć jest wyświetlanych na zmianę i w końcu każdy znajdzie się na czele kolejki. No ale nawet wtedy musimy się zastanowić się, jak to wygląda z punktu widzenia najbardziej zainteresowanych, czyli rodziców i ich dzieci. Przecież to jest nic innego jak jakieś ponure targowisko, gdzie towarem jest ludzkie nieszczęście, a my tak chodzimy od jednego do drugiego i zastanawiamy się, które z nich  nas bardziej wzruszyło – ten aniołek, czy tamta córeczka? Przecież to jest coś tak potwornego, że nie da się o tym spokojnie myśleć.
      I nie oszukujmy się. Przy dobroczynności zorganizowanej w ten właśnie sposób, nikt z nas, potencjalnych dobroczyńców, nie ma najmniejszych szans, by w tym wszystkim zachować twarz. W momencie gdy tylko siądziemy przed komputerem w szczerym zamiarze udzielenia któremuś z tych dzieci pomocy, natychmiast wpadamy w pułapkę z której nie mamy szans się wydostać. I nawet jeśli w końcu nasze wzruszenie każe nam pomóc trzem, czterem, czy dwudzieestu z tych biednych, chorych dzieci, jeśli tylko mamy sumienie, nie możemy w końcu zadać sobie pytania: „A czemu nie tamtemu?” Bo zabrakło nam pieniędzy? A może dlatego, że nie mieliśmy już więcej czasu? A może tamte inne nie zrobiły na nas takiego wrażenia, bo ich rodzice nie potrafili ułożyć odpowiednio mocnego tekstu? No pięknie! To jest naprawdę coś pięknego!
      No i jest trzecia jeszcze refleksja, która tak naprawdę się już tu pojawiła przed laty. Rzez w tym, że dobroczynność tego typu nie jest żadną dobroczynnością. Z niej wynika dokładnie tyle samo dobra, co zła, a i to w najlepszym wypadku. Bo nawet jeśli przyjmiemy, że przypadek Michała S. stanowi ponury wyjątek, to i tak na samym końcu pozostaje wyłącznie szelest przewracanych kartek i skrzypienie ołówków po ich białej jak śnieg powierzchni. A, jak wiemy, w kartce papieru i tak nie ma wystarczającej liczby atomów, by sięgnąć Słońca, a co dopiero Nieba.

Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie są do kupienia moje książki.


15 komentarzy:

  1. No cóż, większość ludzi nie jest dialektykami, nie ma pojęcia o dialektyce i dlatego można napisać, że „głupota jest blizną po ranie”, to dialektyka, która od głupoty wyzwala, okazuje się bólem z powodu rany niezasklepionej. Dialektyk nie ufa wartościom panującym w deklaracjach, których istotę stanowi oderwanie od przeczącej im praktyki.
    A tak swoją drogą, to nie rozumiem po co opisywać zaistniałe rzeczy po tak długim czasie- komu to potrzebne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @remol
      Z Pańskiego komentarza zrozumiałem tylko tyle, że moja notka jest Panu jak psu na budę. Zapewniam, że lepiej już nie będzie i polecam inne, ciekawsze miejsca w sieci.

      Usuń
  2. To ma chyba tylko taki cel, żeby szkodzić Caritas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Jaroslaw Zolopa
      Nie. Jedynym tego celem jest forsa.

      Usuń
    2. Zgadza się forsa i nic więcej. Znajoma opowiadała mi (z doświadczenia), że te duże i znane fundacje (nie będę wymieniał) potrafią kasować nawet 40% zebranej kasy. Tylko za udostępnienie subkonta.

      W skrócie wygląda to tak, rodzice zgłaszają się do fundacji i słyszą "ok, jak najbardziej, złożymy wam konto, ale w zamian zabieramy 40% z tego co uzbieracie".

      Usuń
    3. @Moher Sosnowiecki
      Dlatego też pewnie one się mnożą jak króliki.

      Usuń
  3. @jaroslaw zolopa
    Caritas jest "anonimowy", że się tak wyrażę. Nie szuka poklasku. Tam nie wpłacają ci wielcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jeśli wpłacają, nie ma z tego reklamy. Ale pozbawia się w ten sposób Caritas części środków.

      Usuń
    2. @Jarosław Zolopa
      Jesli to są środki, których zostanie pozbawiony Caritas, one nie zasługują w ogóle na uwagę.

      Usuń
    3. To podpucha nieco z mojej strony, bo one by i tak do Caritas nie trafiły. Ale w statystyce wychodzą, jako pomoc pozabudżetowa.

      Usuń
  4. A ja dzisiaj jedynie sparafrazuję Coryllusa, bo wydaje mi się to najlepszym komentarzem "fundacja dobroczynna bez księdza niewiele się różni od spółdzielni". Kto zna oryginalny przekaz, ten zrozumie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bez parafrazowania:
    "Wielokrotnie pisaliśmy tu o ludziach nazywających siebie pisarzami, o tych dewastatorach emocji, patentowanych durniach bez elementarnych doświadczeń, którym się zdaje, że trafiają do serc czytelników. Nie zaszkodzi jednak napisać o tym jeszcze raz. To jest ekipa kreowana specjalnie, pod nadzorem jeszcze gorszych oszustów, to jest kolejna odsłona tradycji socjalistycznej i postępowej w literaturze, która się już nie ochrzania i nie kokietuje przygodami małego Soso. Wszystko co piszą jest wymierzone wprost w duszę biednego czytelnika, albowiem jest on dla nich abstraktem i nie przedstawia żadnej wartości. Wartość ma jedynie umowa zawarta z wydawcą, który pozostaje na łasce i niełasce dystrybutora.http://gabriel-maciejewski.szkolanawigatorow.pl/ciekawe-kiedy-wprowadza-cenzure"

    Sie chce, chce się ssać, nie dajom, chce się łkać!

    Czy ONI aby dobrze myślom?

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, wpadka jakich wiele. Z tego wniosek jest taki, że im ktoś obcy jest bardziej wiarygodny (w mowie i perswazji) tym bardziej trzeba być czujnym. Szczególnie, jeśli się ma sporo pieniędzy.
    System zbierania np 1% jest dużo uczciwszy - dla darczyńców, ale to są przede wszystkim darczyńcy ubożsi.

    OdpowiedzUsuń
  7. @remol
    Jeśli Pan nie zacznie komentować w sposób normalny, zmuszony będę uznać Pana za trolla.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...