sobota, 3 października 2015

Demony Wrony, czyli nasi poszerzają target

Przyznać muszę, że bardzo niechętnie siadam do pisania tych refleksji z dwóch względów. Przede wszystkim uważam za rzecz wybitnie upokarzającą zajmowanie się dziennikarstwem Łukasza Adamskiego, zwłaszcza gdy on już wcześniej odebrał ode mnie swoją porcję komplementów, ale również chodzi mi o to, że jakoś głupio jest pisać o śmierci człowieka, który w pewnym momencie swojego życia postanowił się powiesić i dziś cały świat zachodzi w głowę, dlaczego? Komu bowiem potrzeby jest jeszcze mój głos?
Z drugiej strony, niedługo minie osiem lat, jak siedzę tu na tym blogu i wyrzucam z siebie wszystko, co mi leży na sercu, a więc trudno sobie wyobrazić, bym tylko dlatego, że nie wypada wsadzać nosa w obce dramaty, zlekceważył aż taki kataklizm; a nie oszukujmy się, mamy, jak się zdaje, do czynienia z autentycznym kataklizmem, i to naprawdę niezależnie od tego, jakie były jego faktyczne powody.
Myślę, że większość z nas wie już, o co chodzi. Oto nocą 19 września, w swoim pokoju hotelowym, popełnił samobójstwo polski reżyser filmowy nazwiskiem Marcin Wrona i z tego czego się dowiadujemy wynika, że nie ma takiej ludzkiej siły, która byłaby w stanie wytłumaczyć ten gest. Wrona akurat nakręcił nowy film, stanowiący ostatnią część bardzo dobrze przyjmowanej przez środowisko satanistycznej trylogii, i bardzo adekwatnie zatytułowany – „Demon”, i w momencie, gdy z każdej strony nadchodziły kolejne komplementy i pochwały, wszystko wskazywało na to, że drzwi do międzynarodowej wręcz kariery stoją otworem, a sam Wrona, wraz ze świeżo poślubioną sobie kobietą, przeżywał, jak wspominają jego znajomi, najpiękniejszy czas swojego krótkiego życia, on się wziął i powiesił.
Owemu nieszczęściu w tygodniku „W Sieci” poświęcił cały tekst wybitny krytyk literacki i filmowy, Łukasz Adamski. Wylewa Adamski łzy za Wroną, jako wielkim reżyserem, którego cała twórczość była wręcz naznaczona pierwiastkiem religijnym i pisze w bardzo charakterystycznym dla siebie stylu:
Woda oczyszcza. U Wrony jest zaś wykorzystywana do czynienia zła. Lejący w ‘Demonie’ deszcz nie tyle zmywa grzech z weselnych gości, ile pomaga wydostać się spod ziemi osobowemu złu. O ile pokazująca dojrzałość, przeszywająca otwarta końcówka filmu pozwala spojrzeć na niego w sposób nie tylko metafizyczny, o tyle [wcześniejszy] ‘Chrzest’, to film na wskroś religijny, mówiący o ofierze, jako jedynej wartości”.
A gdyby czytelnik, podobnie jak ja, owego bełkotu nie potrafił przełożyć na ludzki język, Adamski powołuje się na głos jakiegoś filmoznawcy z UJ, Kletowskiego, który, jak można sądzić, nieco rozjaśnia ścieżki, po których błądzi umysł Adamskiego:
„[Filmy Wrony] to filmy na swój sposób religijne, ale nie w rozumieniu potocznym, to raczej filmy, w których duchowość przejawiająca się w religijnych rytuałach objawia swą niespodziewaną moc, wpisując życie ludzkie w rytualność wyższego rzędu, kosmiczny, nieogarniony przez ludzkie zmysły porządek”.
I teraz, kiedy już wszystko mamy jak na dłoni, a więc tego powieszonego Wronę, tę wyższego rzędu rytualność i zachwyty Adamskiego nad przypominającą Scorsesego „drapieżnością, wrażliwością i magnetyzmem” owych filmów, powtórzmy sobie to jeszcze raz: znajdujemy się na łamach tygodnika „W Sieci” – „największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce”… To tak na wszelki wypadek, gdyby zdarzyło się nam zapomnieć skąd do nas przyszły te słowa.
A ja tu stoję oniemiały i myślę już tylko sobie, że może to jednak nie był Szatan. W pewnym momencie swojego tekstu Adamski pisze, że powieszonego Wronę znalazła w pokoju hotelowym o 5 rano jego żona. A ja, wiejski nieboraczek, zastanawiam się, czy nie było może tak, że oni się poprzedniego wieczora zwyczajnie pokłócili, on sam wrócił do hotelu i z tego smutku się napił, i wziął i się powiesił. A więc że poszło o zwykły miłosny zawód. Daję słowo, że tak by było dla nas wszystkich lepiej. No i oczywiście też byśmy łatwiej potrafili znieść owo fantastyczne wręcz poczucie humoru redakcji „w Sieci”, która uznała za stosowne zatytułować tekst Adamskiego: „Demony Marcina Wrony”.

Dziś Coryllus jest z naszymi książkami w Łodzi, ale jeśli ktoś ma zbyt daleko, zachęcam do odwiedzenia księgarni pod adresem www.coryllus.pl i częstowania się do woli.

5 komentarzy:

  1. Adamskiego kojarzę z tego nieszczęsnego portalu wnas.pl.
    Co chwilę wychwalał jakichś "artystów", przypisując im przesłanie religijne, na podstawie nie sprawdzonych informacji. Później okazywało się, że to byli zwykli sataniści, a on musiał pisać kilkanaście obelżywych wpisów, w celu zdeklasowania owych ludzi.
    Wychwalał na przykład Donatana i jego żyłkę do promocji, albo tego amerykańskiego rapera, który zaśpiewał później na rozdaniu nagród grammy, że woda święcona jest zatruta i pobłogosławił gejowskim małżeństwom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. @wegil606
    On jest przez Redakcję wysłany w te rejony. Raz na tydzień ma za zadanie znaleźć w światowym mainstreamie jednego chrześcijanina pod groźbą kary finansowej w wypadku porażki. Więc szuka.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Jerzy Komorowski
    Sam bym lepiej tego nie powiedział.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Jerzy Komorowski
    Nie wiem, co to znaczy, że Pański komentarz uusunął administrator bloga. Ja tego nie zrobiłem.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...