środa, 21 października 2015

Debata, czyli po co nam igrzyska niepełnosprawnych?

Ktoś mnie ostatnio zapytał, czemu ja nie chce komentować debat, które organizowane są przy okazji kolejnych wyborów. A ja odpowiedziałem najszczerzej jak potrafię, że pierwszym powodem jest ten, że moja ocena – jakakolwiek by ona była – się kompletnie nie liczy, a po drugie jestem głęboko przekonany, że wynik dowolnej z nich pozostaje dla wyniku wyborów bez jakiegokolwiek znaczenia. Spójrzmy na dwie z nich, moim zdaniem, najbardziej w ciągu minionego ćwierćwiecza z hakiem znaczących, a więc debatę Wałęsy z Miodowiczem jeszcze za PRL-u i Jarosława Kaczyńskiego z Tuskiem w roku 2007. Powszechna opinia jest taka, że w pierwszej z nich Wałęsa, jak się to teraz mówi, „zmasakrował” Miodowicza, a w drugiej Tusk Kaczyńskiego, i to dlatego Solidarność wygrała wybory w czerwcu 1989 roku, a Platforma Obywatelska jesienią roku 2007. Otóż ja pamiętam oba te zdarzenia i nie mam najmniejszych wątpliwości, że ani wtedy Wałęsa jakoś szczególnie nie pokonał Miodowicza, ani teraz Tusk Kaczyńskiego, a to jak oni wszyscy wypadli było kompletnie bez znaczenia, gdy chodzi o nasze decyzje. Oczywiście, gdyby Wałęsa podczas rozmowy z Miodowiczem zrobił z siebie kompletnego idiotę i trzeba by go było ze studia wyprowadzać w kaftanie, albo gdyby on przynajmniej gadał wtedy tak jak gada dziś, to może komuna by aż tak nie przegrała, no ale on jakoś się tam zaprezentował, ludzie zobaczyli, że nie ma ani rogów, ani ogona, no a poza tym i tak wszystko już było dogadane, więc o czym tu mówić?
No i teraz ten Tusk ze swoimi pytaniami na temat cen marchewki i ta banda chamów sprowadzona do studia przez Nowaka. Powszechna opinia jest taka, że oni wszyscy wspólnie i w porozumieniu wyprowadzili Kaczyńskiego z równowagi, w związku z czym on tę debatę przegrał, no i w efekcie Prawo i Sprawiedliwość musiało na osiem długich lat przekazać Polskę w łapy Platformy. I tu też zgody nie ma. Przede wszystkim, moim zdaniem, Jarosław Kaczyński był podczas tamtego wieczoru bardzo dobry i ta rozmowa – jak każda zresztą inna z Tuskiem, czy z kimkolwiek innym – była przez niego wygrana, no a poza tym – tu też już wszystko było zorganizowane poza tym smutnym telewizyjnym studiem, a więc tam mniej więcej, gdzie Leszek Balcerowicz ze studentami chował babci dowód i takie tam. Wszyscy to pamiętamy.
A więc co mnie obchodzą telewizyjne debaty, poza tym, że jest to oczywiście jakaś tam rozrywka, taka sama jak każda inna, tyle że może przygotowana z trochę większym tak zwanym „biglem”? No a mimo to, tym razem pomyślałem sobie, że spróbuję się do przynajmniej jednej z nich odnieść. Oto po tym, jak w poniedziałek sztab Ewy Kopacz urządził swojej premier ostateczny pogrzeb i sam Grzegorz Schetyna poczuł się na tyle silny, by poskarżyć się na mizerię, w jakiej jego partia tkwi od czasu, gdy on nie ma tam nic do gadania, najprawdopodobniej sam Michał Kamiński ściągnął na Woronicza jakieś dzieci, by najgłośniej jak tylko się da darły mordy, budując tak zwany entuzjazm wokół występu premier Kopacz, i kiedy wydawało się, że no, no, oni jednak się czegoś nauczyli i jednak chcą wygrać… sama TVP wynajęła im u siebie na miejscu odpowiednie pomieszczenie, zorganizowała wiec wyborczy i wszystko bardzo starannie przekazała na całą Polskę, pokazując wszystkim, jak wygląda państwo w ruinie. No i cały wysiłek tych biednych dzieci w jednej chwili szlag trafił.
Z drugiej stronie ktoś z tamtej strony bardzo sprytnie wymyślił, by kiedy Beata Szydło ze swoją ekipą będą wchodzić do budynku telewizji, wysłać na nich ochronę i w ten sposób sprowokować do awantury, no i oczywiście cała Polska musiała widzieć jak człowiek nazwiskiem Łapiński – i Bóg jeden wie, co poza tym – robi z siebie takiego idiotę, że nawet sam mistrz Adam Słomka ze związkowcem Ziętkiem, by tak nie potrafili. Przepraszam bardzo, ale pomijając już fakt, że ja w ogóle nie wiem, jak można było kogoś o prezencji Łapińskiego wysunąć na pierwszy plan kampanii, jakie teraz będzie miał znaczenie fakt, że z tej całej bandy uczestników owej debaty jedynie Beata Szydło robiła wrażenie osoby, która wie, o co chodzi i jaki jest tego wszystkiego cel, jeśli oni przez kolejne dni będą od rana do wieczora we wszystkich telewizjach pokazywać tego Łapińskiego, jak się kompromituje przed Bogu ducha winnymi ludźmi?
Na koniec tych niewesołych przecież refleksji, mam wiadomość dobrą. Otóż jeśli ktoś z nas czuje się w tym momencie zaniepokojony, że oto w ostatnich dniach przed wyborami stanie się coś, co radykalnie odmieni stan rzeczy, chciałbym go uspokoić. To na szczęście nie ma żadnego znaczenia. Raz że poza nami, tego nikt nie oglądał, ci co oglądali nic z tego nie zrozumieli, a ci co zrozumieli, już od dawna nie chodzą na żadne wybory, bo mają nas razem z naszymi troskami w dupie. No a poza tym, co już zostało wspomniane wcześniej, wszystko i tak jest dawno ustalone. Do władzy wraca PiS i kropka. I bardzo, bardzo dobrze.

Jutro czwartek, a więc pierwszy dzień targów książki w Krakowie. Od początku do końca siedzimy tam z Gabrielem i jesteśmy do dyspozycji. Dodatkowo ja podpisuje najnowsza książkę o ludziach z dziewiątego kręgu. Hala Wisły, stoisko D 69. Zapraszam. Jeśli ktoś nie może, księgarnia jest na stronie www.coryllus.pl, a do końca roku jeszcze i Katowice i Wrocław i Warszawa, więc okazji całkiem sporo.

2 komentarze:

  1. Nazwa "debata" tutaj w ogóle nie powinna być używana. To nie żadna debata, tylko show dla gawiedzi - nic więcej. O jakiej debacie tutaj w ogóle mowa, skoro obydwie strony walą wyklepanymi na pamięć regułkami (byle się mieściły w 60 sec) na znane z góry pytania?

    OdpowiedzUsuń
  2. @piter
    Nie przesadzaj. Wcale nie muszą znać pytań. Poza tym nawet jakby znali, nie to stanowi problem.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...