środa, 29 stycznia 2014

O toczącym się kamieniu i o tych, co oberwali nim po głowie

Przyznać muszę, cały zarumieniony od wstydu, że sprawę teledysku, a przy okazji najnowszego przeboju, wybitnej polskiej artystki estradowej Nataszy Urbańskiej zatytułowanego „Rolowanie” znałem na długo zanim na jego temat za stosowne uznał wypowiedzieć się piórem redaktora Łukasza Adamskiego tygodnik „W Sieci”. Wydaje mi się, że jeszcze gdzieś tak z początkiem roku przyszło do mnie jedno z moich dzieci i kazało obejrzeć ów występ, ja obejrzałem jego znaczną część, kiwnąłem głową ze zrozumieniem, i o zdarzeniu zapomniałem.
Czemu moje dziecko zainteresowało się tym klipem? Czemu pomyślało, że warto mi go pokazać? Czemu ja natychmiast o nim zapomniałem? Czemu wreszcie tygodnik „W Sieci” poświęca mu dziś cały, dwustronicowy artykuł? Odpowiedz na to pytanie wydaje się dość prosta, a stanowić ją może choćby tekst piosenki:

Weź mnie nie dancefloor
Zrobię ci hardcore
Tamten to asshole
Zero temptation


No i oczywiście sam clip, gdzie Urbańska, kompletnie zaćpana, a może tylko pijana, zwija się w dyskotekowym, jak to pięknie określiła niedawno minister Bieńkowska, kiblu.
Ktoś powie, że to faktycznie nie byle co, i że nawet na tle tego wszystkiego, co polska kultura i sztuka nam dostarcza od grubo ponad trzydziestu już lat, dzieło Nataszy Urbańskiej robi wrażenie. Ocena ta jednak byłaby bardzo niesprawiedliwa. Otóż, jak się okazuje, ten „dancefloor”, ten „hardcore”, ów „asshole”, by już nie wspominać o „zero temptation”, to ironia. Autorzy projektu pod tytułem „Rolowanie” nie mieli zamiaru traktować miłośników dobrej muzyki, jak idiotów, lecz, wręcz przeciwnie – ów przekaz był adresowany do bardziej wyrobionej publiczności, i miał na celu bezlitosne wykpienie pewnego rodzaju postawy kulturowej, polegającej na, krótko mówiąc, tak zwanym imprezowaniu, jaraniu i dupczeniu przy akompaniamencie muzyki najgorszej. No i, konsekwentnie, w celu wzmocnienia owego przekazu, Natasza Urbańska zaprezentowała się we wspomnianym klipie, jako zaćpana, gnijąca w dyskotekowej toalecie dziwka, a sama piosenka została wypełniona wszelkimi możliwymi atrybutami współczesnej zabawy, czyli wspomnianym „dancefloor” i „temptation”.
Jak się okazuje, problem z Urbańską – a przy okazji, z nami – jest taki, jak to dogłębnie wyjaśnił Janusz Józefowicz, mąż artystki i zapewne też jej promotor, że ona chciała zaledwie wyszydzić postkulturę, tyle że nikt owego szyderstwa nie zrozumiał. Intelektualiści, do których piosenka Urbańskiej była rzekomo adresowana, nie pojęli ironii i uznali, że to jest taki sam syf, jak Kylie Minogue, czy Miley Cyrus, a więc coś, co musi zwiastować ostateczny upadek polskiej, dotychczas naprawdę fantastycznej, rozrywki, wszyscy wyszydzani natomiast wpadli w zachwyt. Co gorsza, wyjaśnienia Józefowicza tylko sprawę dodatkowo skomplikowały, bo ci, co nową płytę Urbańskiej planują sobie kupić, lub ściągnąć z Internetu, Józefowicza mają, słusznie zresztą, w nosie, a intelektualiści się obrazili i zamiast uznać, że oni zrobili z siebie bałwanów, a piosenka „Rolowanie”, to kawał znakomitej publicystyki, publikują szalenie mądre recenzje, gdzie starają się albo udowodnić, że to całe gadanie o ironii, to zwykły wykręt, albo że wprawdzie piosenka Urbańskiej stanowi znakomitą publicystyczną ironię, jednak przez to, że za bardzo przypomina numer z kulą w wykonaniu Miley Cyrus, owa ironia jest wyjątkowo niesmaczna.
Redaktor Łukasz Adamski w tygodniku „W Sieci” idzie nieco dalej. On widzi, że piosenka Urbańskiej to gówno, przyjmuje do wiadomości, że jest to gówno zamierzone, załamuje ręce nad tym, że owo gówno spotkało się z tak dobrym przyjęciem ze strony wielbicieli gówna, natomiast w żaden sposób nie chce się zastanowić, dlaczego on i jego znajomi się wcześniej nie zorientowali? Dlaczego oni trafili na coś takiego, jak piosenka Urbańskiej, i zamiast wybuchnąć śmiechem, uznali, że to wszystko się dzieje naprawdę i na poważnie? Dlaczego żaden z nich nie krzyknął: „Panowie! To niemożliwe. U nas w Polsce coś takiego nie może mieć miejsca. Dla Miley Cyrus u nas nie ma miejsca, zwłaszcza gdy wszystko ma na oku tak wybitny artysta, jak Janusz Józefowicz. To musi być żart!”
Moim zdaniem, do tego typu reakcji ani dojść nie mogło, ani już nigdy nie dojdzie z jednego prostego powodu. Otóż polska kultura, i to niezależnie od tego, czy mówimy o piosence, literaturze, filmie, czy teatrze, osiągnęła stan, gdzie tak naprawdę nie ma sposobu, by uczciwie zdecydować, czy to co widzimy, słyszymy, czy czytamy, to wciąż sztuka, czy już wyłącznie kpina. Ktoś w tym momencie krzyknie, że tu mnie ma, bo sam sobie zaprzeczyłem. Skoro nie ma sposobu rozpoznać, czy mamy do czynienia ze sztuką, czy żartem, to dlaczego nigdy takich dylematów, jakie przeżywamy przy okazji produkcji Józefowicza i Urbańskiej, nie mamy, kiedy słuchamy na przykład Katarzyny Nosowskiej, oglądamy film „Drogówka”, czy czytamy najnowszą powieść Kuczoka? Dlaczego ani Kuczok, ani Smarzowski, ani Nosowska nigdy nie potrzebowali się tłumaczyć, że oni tylko tak żartowali i że ich film, książka, czy piosenka, to próba wyśmiania pseudokultury i gustów, które ową kulturę traktują z pełną powagą? A polskie kabarety? Czemu ich nikt nie pyta, czy to co oni robią to tak dla ja, czy na poważnie?
Otóż ja oczywiście mam na to odpowiedź. Moim zdaniem między piosenkami Nosowskiej, prozą Kuczoka, czy kinem Smarzowskiego, a klipem Nataszy Urbańskiej różnica jest tylko taka, że jedno i drugie jest kierowane do innego odbiorcy. Odbiorcy równie głupiego, równie niewykształconego, równie niewrażliwego, tyle że o różnego rodzaju pretensjach. Odbiorcy, który, z jednej strony, tak jak ledwo co wspomniane przez mnie dziewczyny z tramwaju, pragną tylko tego, by sobie potańczyć, pośmiać się i powspominać, a z drugiej… no właśnie, co z drugiej? Nic. Dokładnie nic – o ile nie uznamy, że czytanie gazet i oglądanie informacyjnych kanałów w telewizji to jest coś.
Jakiś czas temu poświęciłem tu kawałek miejsca na piosenkę wspomnianej Nosowskiej, zatytułowaną „Mimo wszystko”. Przypomnę, żeby było sprawiedliwie dla obu pań, fragment tekstu:

Jeśli zwątpisz choć jeden raz
Jeśli zwątpisz choć jeden raz
Jeśli zwątpisz choć raz
To choćbyś z pistoletem zaszedł mi drogę
Powrotów nie będzie
Czasem coś... tyci czort
Zdania szyk przestawi mi
Kochaj mnie mimo wszystko
”.

Przepraszam, ale w jaki sposób piosenka Urbańskiej, nawet jeśli uznamy, że Józefowicz gadaniem o ironii próbuje ratować reputację swoją i autorów tej piosenki, a kto wie, czy nie całej płyty, jest gorsza? Bo Nosowska zrzyna od PJ Harvey, a Urbańska od Kylie Minogue? To jest argument do niczego, choćby z tego względu, że zarówno Kylie Minogue, jak i PJ Harvey kumplują się z Nickiem Cavem, a Nick Cave z kolei jest kolegą Miley Cyrus i Toma Waitsa, podczas gdy Nosowska i Urbańska są znajomymi Józefowicza, i całej mniej lub bardziej anonimowej bandy sutenerów i alfonsów, którzy robią w tak zwanej „rozrywce”.
Jakaś dziwna grupa obstawiająca ową branżę wymyśliła, że skoro Miley Cyrus odniosła tak wielki, międzynarodowy sukces swoja nową płytą, to oni też tak potrafią, no i zatrudniono do tego projektu Urbańską, wynajęto tekściarza, kompozytora, producenta, reżysera , kamerzystę, studio, zorganizowano pieniądze na odpowiednie gaże i stało się, co się stało.
Mamy więc nową płytę Nataszy Urbańskiej, którą jedni się zachwycają, inni żenują, a jeszcze inni próbują się po niej przejechać publicystycznie. I żadnemu z nich nie przyjdzie do głowy, że oni sami tę nędzę i współtworzą i są jej bardzo znaczącą częścią. Weźmy tego Łukasza Adamskiego, który tak strasznie ubolewa nad tym, że piosenka Urbańskiej „Rolowanie” miała nas wszystkich rozśmieszyć, a tu nikt się nie śmieje. Wszyscy tylko tańczą, a jak się śmieją, to z czegoś zupełnie innego. A zatem ja już na sam koniec może wytłumaczę Adamskiemu, skąd to się wszystko bierze. Otóż, tekst w tygodniku „W Sieci” jest spięty bardzo efektowaną klamrą w z Bobem Dylanem w roli głównej. Otóż Adamski, aby jakoś fajnie ten swój tekst zacząć, trawestuje tekst Dylana o pukaniu do bram nieba, na pukanie do bram żenady, natomiast kończy – nie w pięć ni w dziesięć – tradycyjną sentencją o toczącym się kamieniu, który nie porasta mchem, której autorstwo Adamski przypisuje właśnie Dylanowi. Oczywiście, jeśli wziąć pod uwagę całe to nieszczęście, z którym się niemal każdego dnia zmagamy, czy to będzie proza Stasiuka, czy filmy Szumowskiej, to niekompetencja Adamskiego jest taka sobie. Jednak ona jest i rzuca się w oczy, jak jasna cholera. Rzuca się do tego stopnia, że nie mam wątpliwości, że gdyby zawodowe losy rzuciły tego wybitnego dziennikarza do branży rozrywkowej, to on by zapewne operował w rejonach wyznaczanych z jednej strony przez Urbańską, a z drugiej przez posła Kalisza, dziennikarza Kuźniara, reżysera Klatę, czy kompozytora Rubika. Wszyscy zawodowcy, jak jasna cholera!

Jak zwykle, serdecznie proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta, czy to przez kupowanie książek, których okładki są tu bardzo starannie zaprezentowane, czy przez pomoc pieniężną na podany obok numer konta. W tej chwili akurat jest tak, że poza tym, nie mamy niemal już nic. Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...