czwartek, 2 stycznia 2014

Czy Justin Bieber potrafiłby zaśpiewać pieśni Góreckiego

O krakowskiej piosenkarce, Joannie Słowińskiej, po raz pierwszy usłyszałem bardzo niedawno, może miesiąc temu. Otóż stało się tak, że z okazji urodzin wielkiego polskiego kompozytora, Henryka Mikołaja Góreckiego, katowicki NOSPR zorganizował specjalny koncert poświęcony właśnie Góreckiemu, a dyrektor orkiestry, Joanna Wnuk-Nazarowa, o której można by naprawdę wiele, ale z całą pewnością wystarczy powiedzieć, że to ona, w rządzie Jerzego Buzka, z rekomendacji nieboszczki Unii Wolności, zajmowała się polską kulturą, wpadła na fantastyczny zapewne jej zdaniem pomysł, by III Symfonię Pieśni Żałosnych tak przearanżować, żeby wykonanie partii wokalnej powierzyć piosenkarce pop. Wybór padł na Joannę Słowińską właśnie.
Czemu tak – nie wiadomo. Ktoś powie, że w momencie, gdy powstał sam pomysł, by wielkie dzieło wielkiego kompozytora przerobić na gówno, cała reszta straciła znaczenie, więc to, czy do wykonania tej roboty skieruje się ową Słowińską, czy Marię Peszek, czy choćby i Edytę Bartosiewicz, staje się rzeczą drugorzędną. Ja jednak przede wszystkim wspomnianą Słowińską sprawdziłem, no a poza tym mam jeszcze tu pewną wiedzę dodatkową, więc proszę o cierpliwość. A więc, czemu tak? Czemu Słowińska? Pierwsze co się narzuca, to to, że zarówno Nazarowa, jak i nasza artystka, zawodowo związane są z Krakowem, więc pewnie się znają, a po drugie, Słowińska to i Piwnica pod Baranami i Piotr Rubik, i jakieś oratoria, pieśni wielkopostne, tryptyki, no a dalej to już sam etno-world-folk, a więc, jak wiemy, normalny satanizm, cóż stoi na przeszkodzie, by to ona akurat stanowiła współczesna odpowiedź na Stefanię Wojtowicz.
A zatem, dyrektor Nazarowa na obchody urodzin Góreckiego zamówiła Słowińską, kazała oplakatować tą Słowińska miasto, Słowińska, jak mi donoszą moi ludzie – a mam ich naprawdę wielu – w orkiestrze, bardzo z siebie zadowolona, pojawiła się na próbach, zaczęła śpiewać… i wszyscy zdębieli. Na muzyków bowiem padł blady strach, że co to będzie, jak nadejdzie ten dzień, i rodzina Kompozytora zobaczy, co im Nazarowa przygotowała. No bo to raz, że wielkie dzieło, dwa, że wielki kompozytor, trzy, że specjalna okazja, cztery wreszcie, że koncert miał być rejestrowany na DVD, a tu nagle mamy jakieś nadmuchane nieszczęście, które wprawdzie nie jest w stanie zaśpiewać nawet czegoś tak stosunkowo prostego, jak tę Symfonię, ale bardzo chce, i nie rozumie, co w tym dziwnego. No i jeszcze coś: najwyraźniej Wnuk-Nazarowa też tego nie rozumie, bo się zaparła i co jej się grzecznie zasugeruje, ze jest jeszcze czas się wycofać, tylko robi zdziwione oczy.
Ponieważ wiem, że dla osób szczególnie wrażliwych, napięcie, z jakim mamy do czynienia w tym momencie może okazać się czymś zbyt trudnym, powiem od razu, ze wszystko skończyło się szczęśliwie. W przeddzień koncertu, kiedy okazało się, że zarówno Słowińska, jak i Nazarowa nie zamierzają ustąpić, ktoś bardzo przytomny zrobił to, co zrobić trzeba było już dawno, a więc powiadomił o sytuacji rodzinę Góreckiego, ta natychmiast zagroziła Nazarowej sądem, szybko ogłoszono, że Słowińska jest gwałtownie niedysponowana, a przede wszystkim znaleziono jakieś w miarę sensowne zastępstwo… no i, jak słyszę, koncert wypadł całkiem dobrze. Tyle tylko, że Słowińska, do końca nic z tego, co się stało nie rozumiejąc, obraziła się i poszła marudzić na Facebook, no ale to już nie jest nasz problem.
Ktoś pewnie spyta, czy to, co napisałem wyżej, to naprawdę cały powód, by ten tekst w ogóle powstał. Otóż przede wszystkim, moim zdaniem, nawet gdyby tak było, to nic w tym złego. Historia, moim zdaniem, jest warta świeczki. Ale, owszem, to nie wszystko. Otóż ja wciąż myślę o tej Słowińskiej i wymiarze sztuki, który ona doskonale personifikuje. Kim bowiem jest ta Słowińska? Ja bym oczywiście złośliwie powiedział, że to jest taka pani, która wygląda jak Maria Peszek, chce wyglądać jak Ewa Demarczyk, a śpiewa, jak ktoś pomiędzy, pomagając sobie na takich bardziej fikuśnych skrzypkach, ale kto chce mieć jej obraz nieskażony moim czarnym uprzedzeniem, niech sobie włączy youtuba, wpisze jej nazwisko do wyszukiwarki, i będzie miał jak znalazł. Najlepiej, jeśli to będzie coś, co się nazywa: „Psalm z tańcowaniem”, gdzie obok Słowińskiej mamy jeszcze samego Piotra Rubika.
To jest bowiem to, co, moim zdaniem, stanowi problem na przełomie roku podstawowy. Mamy mianowicie kicz w postaci najczystszej, i to nie dość, że kicz podszywający się pod sztukę najwyższą, to jeszcze kicz na poziomie tak niskim, że aż budzącym pełna wstydu panikę. Widzimy to wnętrze kościoła, ten ołtarz, ten krzyż, tę orkiestrę, której muzycy, jeśli nie zdradzają ciężkiego zażenowania, to pewnie tylko dlatego, że zastanawiają się już tylko, ile tym razem Rubik płaci, a na pierwszym planie, wspomnianego pajaca z tą śmieszną blond grzywką, i tę naszą bidę, której ktoś powiedział, że jest dobra, a ona w to uwierzyła.
W swojej książce o zespołach wspomniałem piosenkarkę Anię Rusowicz i jej wyznanie dla tygodnika „W Sieci”, jak to ona, jako dziecko, bardzo lubiła Kylie Minogue, i jak dziś się tej swojej dziecięcej fascynacji wstydzi. Ponieważ mam bardzo mocne podejrzenie, że ta Słowińska jest nasza, spodziewam się, że niedługo bracia Karnowscy opublikują z nią długi wywiad. A tam – kto wie? kto wie? – ona nam opowie, co sądzi o, może już nie Kylie Minogue, ale, dajmy na to, o Miley Cyrus, i całym tym nędznym współczesnym popie, którym ona z Rubikiem tak gardzą.
Jestem pewien, że jej słowa spotkają się z pełną życzliwością i zrozumieniem, przynajmniej ze strony tych wszystkich, którzy dostali na mnie takiej cholery, kiedy dopiero co przyznałem, że o wiele chętniej od „Krzesanego” słucham piosenek Justina Biebera. Cokolwiek bowiem by o nim i jego piosenkach powiedziec, nie ulega wątpliwości, że gdyby to jego Nazarowej udało się ściągnąć do Polski, zamiast tej Słowińskiej, by zaśpiewał Symfonię Góreckiego, można by było mówić przynajmniej o jakimś wyróżnieniu. O tak! To by niewątpliwie było coś.

Proszę wszystkich bardzo gorąco o to, by może jeszcze tylko przez ten rok wspierać ten blog. Mamy w blogspocie jakąś awarię, więc wszystkie informacje są dopiero na samym dole strony, ale mam nadzieję, że sobie wszyscy z tym poradzimy. Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...