niedziela, 11 sierpnia 2013

O tych co niosą światło

Tłumaczenie angielskich napisów do filmu o Roju idzie tak dobrze, że przerwa w pisaniu będzie zapewne znacznie krótsza, niz się obawiałem. Na razie, tradycyjnie, ostatni felieton z "Warszawskiej Gazety". Fascynująca historia. A jutro, zobaczymy.

Każdy, kto lubi zaglądać na mój blog, lub chociaż miał okazję czytać wydany przeze mnie w zeszłym roku „Elementarz”, zna moje zdanie na temat tak zwanych „Dominikanów”. Nazwę „Dominikanie” poprzedziłem zwrotem „tak zwanych”, a ją samą zamknąłem w cudzysłowie, bo ile razy zdarza mi się zajrzeć do źródeł i spróbować się upewnić, czy, kiedy używam tej nazwy, dobrze identyfikuję to, o co mi chodzi, okazuje się, że to, co mam na myśli, mówiąc o Dominikanach, to nie są żadni Dominikanie, ale zwykli uzurpatorzy.
Z drugiej strony, bardzo się staram, i za każdym razem, gdy dochodzę do wniosku, że z naszymi Dominikanami jest coś nie tak, sprawdzam bardzo dokładnie, czy czegoś nie pomyliłem. No i zawsze wychodzi mi, że tak – to co zwróciło moją uwagę, to jak najbardziej ludzie, oficjalnie przedstawiający się jako Dominikanie właśnie.
I oto, proszę sobie wyobrazić, w dniu dzisiejszym, dosłownie chwilę temu, jeden z moich informatorów, którzy zawsze dbają o to, by mi nie zabrakło tematów, podesłał mi coś, co zostało zaczerpnięte z internetowej strony www.dominikanie.pl i wygląda na autentyk. Mam tu na myśli informację zatytułowaną „Letnia szkoła ludzi mądrych”, a opisującą pewne seminarium, które odbyło się w Krakowie, a podczas którego „studenci i doktoranci z Europy Środkowo-Wschodniej i Stanów Zjednoczonych dyskutowali o demokracji, wolnym rynku i kulturze otwartego społeczeństwa”.
Jak czytamy dalej, owo spotkanie stanowiło „kolejną edycję Szkoły Letniej, organizowanej przez Instytut Tertio Millennio,[podczas której] 35 studentów i absolwentów szkół wyższych uczestniczyło w ponad 70 godzinach wykładów i warsztatów, które odbywały się w klasztorze dominikanów”.
A więc, jak na razie, wszystko się zgadza. Nie mamy tu do czynienia ani z żartem, ani ze złośliwą prowokacją ze strony ludzi wrogich Kościołowi. Mamy prawdziwych Dominikanów, a co więcej i nazwiska. Czytajmy dalej:
W tym roku, oprócz założycieli Szkoły Letniej – o. Macieja Zięby i George’a Weigel’a, wykładowcami byli: Russell Hittinger, dominikanin o. Jarosław Kupczak, Raymond J. de Souza i William M. Joensen. Gościem seminarium była Anna Komorowska, żona prezydenta RP. Za organizację tegorocznego seminarium, oprócz pracowników Instytutu Tertio Millennio, odpowiadali bracia dominikanie Marcin Dyjak i Piotr Oleś”.
Ktoś w tym momencie prawdopodobnie zakrzyknie: „Stop!”, i każe nam się zatrzymać na nazwisku, jak to zgrabnie ujął autor wzmiankowanego tekstu, „żony prezydenta RP”. I nie będę ukrywał, że to jest bardzo dobry moment, żeby przestać się już zajmować Dominikanami i tą ich imprezą. Powiedziałbym, że może na zawsze. To jest wręcz fantastyczny moment, by się nawet przestać zajmować tymi dwoma: Dyjakiem i Olesiem.
To natomiast, co nas powinno w tym momencie zaciekawić, to owa „żona prezydenta RP”. Tu by można było naprawdę zadać Dominikanom parę pytań, ale ponieważ z nimi już się pożegnaliśmy, to pozostańmy w milczeniu, ze ściśniętymi zębami, pięściami i oczywiście – sercami.

Oczywiście, jak zawsze, bardzo proszę o wspieranie tego bloga pod podanym numerem konta. Bez Waszej pomocy, jesteśmy skończeni. Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Biedni chrześcijanie patrzą na Pałac Kultury

  Choć pewne ryzyko oczywiście jest, myślę sobie, że czytających ten tekst mieszkańców Warszawy ani szczególnie nie oburzy, ani zwłas...