środa, 7 grudnia 2011

Odrażający, brudni i zarozumiali

Najpierw przy okazji samego faktu prowadzenia przez mnie tego bloga, w powszechnie znanym charakterze i kształcie, a następnie, w związku z wydaniem przeze mnie wyboru zamieszczanych tu tekstów, pojawiły się zarzuty, i to zarzuty formułowane zarówno przez osoby mi życzliwe jak i nastawione nieprzyjaźnie, że, cokolwiek by o mnie nie powiedzieć, to bezspornym faktem jest to, że ja jestem zarozumiały, obrzydliwie pewny siebie i nie tolerujący jakiejkolwiek dyskusji. Że otwarty jestem wyłącznie na pochlebstwa, natomiast każdy kto się ze mną nie zgadza, ryzykuje bardzo nieprzyjemny konflikt. Niektórzy sugerują, że to moje zachowanie nawet nie koniecznie musi wynikać z mojego paskudnego charakteru, bo prywatnie to ja mogę być nawet miłym i grzecznym człowiekiem, ale niewykluczone, że za nim stoją ciężkie kompleksy spowodowane tym, że ja z tym swoim blogiem jestem, jak na swoje wyobrażenia o swoich talentach, mało sławny i publicznie doceniony. Że ja sobie zamarzyłem, że to co robię ma wybitną wartość, i teraz, o ile tylko ktoś ma w tej sprawie odmienne zdanie, ja najpierw się nadymam, a następnie dostaję szału.
Ponieważ z jednej strony uważam, że temat jest ciekawy, a z drugiej, że te wszystkie zarzuty stanowią klasyczne pomieszanie z poplątaniem, w dodatku będące efektem jeszcze bardziej klasycznych mitów i przesądów, chciałbym ten tekst poświęcić wyjaśnieniu tej właśnie kwestii. A więc kwestii dobrego prawa do posiadania własnego zdania, wiary w jego słuszność i prawa do jego obrony. Przede wszystkim więc, uważam, że w dzisiejszych czasach, które wręcz wymuszają na ludziach nieustanną uległość wobec zasady, że prawda leży po środku, i o ile ktoś z większym od nas autorytetem nie zadecyduje inaczej, naszym intelektualnym i ludzkim obowiązkiem pozostaje posiadanie własnego zdania i jego gorliwa. W języku angielskim istnieje przymiotnik „opinionated”, który określa kogoś, kto właśnie posiada to swoje zdanie i go bardzo dzielnie broni. W Ameryce, słowo „opinionated” ma zabarwienie pejoratywne i używane jest właściwie zamiennie ze słowem „conceited”, czyli zarozumiały. Jeśli ktoś do nas przychodzi i mówi, że dzień jest paskudny, to, nawet jeśli się z nim nie zgadzamy, mamy kulturowy i cywilizacyjny obowiązek powiedzieć, że owszem, bywało lepiej, albo delikatnie zmienić temat. Jest to postępowanie, które – jeśli mam się odwołać do naszych blogerskich doświadczeń – wręcz modelowo wyćwiczył w sobie bloger Sowiniec z „Salonu24”. Ktoś zamieszcza tekst, w którym w sposób całkowicie jednoznaczny i bezwstydny wyraża poglądy Sowińcowi obce, a ten natychmiast pisze, że w Krakowie pojawił się pierwszy śnieg i kopiec wygląda przepięknie. Na przykład.
Postawa taka jest mi obca i właściwie obrzydliwa. Ja z nią walczę, i osobiście uważam, że gdybym kiedykolwiek miał zacząć reagować na opinie z którymi się nie zgadzam w taki sposób, oznaczałoby to, że zdradziłem wszystko co mam. A tego bym już nie zniósł. Powiem więcej. Uważam, że gdyby kiedyś doszło do takiej sytuacji, że ktoś by mi przedstawił pogląd, który uważam za fałszywy, a ja bym mu na to powiedział, że osobiście się z nim nie zgadzam, ale szanuje jego prawo do własnego zdania, to też bym się zachował jak dupa, a nie człowiek z wiarą. Bo, moim zdaniem, nikt nie ma prawa do tego by się trzymać kłamstwa. Natomiast każdy ma prawo, a wręcz obowiązek się bronić. I tu przejdę do kolejnej kwestii.
Otóż pojawiło się tu pojęcie tak zwanej „otwartości na cudze argumenty”, z tą oczywiście sugestią, że ja jestem na cudze argumenty zamknięty, i to jest bardzo niedobrze. W tej sytuacji chciałem oświadczyć, że, owszem, ja na cudze, obce mi argumenty jestem zamknięty całkowicie, tyle że wcale nie uważam tego za błąd, lecz wręcz przeciwnie – za cnotę. Mam bardzo silne przekonanie, że pojęcie otwartości na obce argumenty wymyślił ktoś, kto przede wszystkim bardzo chciał, żeby to wszyscy inni byli otwarci na jego argumenty, natomiast jeśli dziś ta moda stała się tak powszechna, to wyłącznie dlatego, że służy ona głównie wszelkiej maści oszustom i manipulatorom. To oni właśnie najchętniej wzywają ludzi, by zechcieli się otworzyć na argumenty, licząc bardzo na to, że jak już się ktoś otworzy jak należy, to w tę dziurę uda się wrzucić każdą bzdurę i każde kłamstwo. Człowiek mądry i roztropny swoją mądrość i roztropność uzyskuje nie w taki sposób, że się otwiera na cudze argumenty, ale przez to, że jest otwarty na świat i stara się widzieć, słyszeć i czuć, a cudze argumenty traktuje wyłącznie jako jeden z elementów tego świata, który, jeśli uzna za dobry, powinien przyjąć, a jeśli uważa za zły, ma obowiązek odrzucić. A jak ten element się robi zbyt nachalny, to się przed nim zamknąć jeszcze bardziej. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że jeśli wśród nas jest tak strasznie dużo bałwanów, to zdecydowana większość z nich zbałwaniała właśnie przez to, że była strasznie otwarta na cudze argumenty.
A zatem część problemu już sobie wyjaśniliśmy. Owszem, jestem zarozumiały, jeśli założyć, że moje zarozumialstwo związane jest z tym, że uważam, że w tym co robię i myślę mam bezwzględna rację, i że każdy kto uważa, że postępuję źle, a myślę jeszcze gorzej, jest w ciężkim błędzie. Jestem zarozumiały, jeśli przyjąć, że zarozumialstwem jest przekonanie, że blog, który prowadzę jest blogiem lepszym od wszystkich innych blogów, jakie znam, i że teksty, które się na nim ukazują, to teksty dobrze i ciekawie napisane. Jestem oczywiście zarozumiały, jeśli zarozumialstwem można nazwać to, że uważam, i to moje przekonanie głoszę, że książka o siedmiokilogramowym liściu to książka świetna i znacznie lepsza od niemal wszystkiego, co się ostatnio w Polsce ukazało. Ktoś powie, że nie ma się czym chwalić, bo to bardzo nieładnie tak mówić. A zatem proszę mi powiedzieć, jak by było ładnie? Powinienem może napisać, że to czemu poświęciłem swoje dzisiejsze życie, to taka sobie zabawa, która może być oceniana różnie, a ja w tej sprawie nie ma zdania? Czy dobrze będzie, jeśli powiem, że mnie osobiście się ta książka podoba, natomiast jeśli ktoś uważa inaczej, to ma do tego prawo? A może mam w ogóle na jej temat nic nie wspominać? Bo nie wypada? Dziękuję, ale nie skorzystam. Uważam bowiem, że teksty, które piszę są bardzo dobre, a książka o liściu – przez to choćby, że stanowi ich wybór – jest jeszcze lepsza. Uważam tak, i nie widzę żadnego powodu, poza jakąś chytrze podrzucaną mi poprawnością, by o tym nie mówić.
Ale wyjaśniliśmy sobie coś jeszcze. Jeśli ja się tu wciąż z niektórymi kłócę, bywam w stosunku do niech nieuprzejmy i niekiedy ich obrażam, to wcale nie dlatego, że ja nie mam do nich szacunku jako do ludzi, ani też dlatego, że bardzo źle znoszę, kiedy ktoś się ze mną nie zgadza. Ja jestem czasem niegrzeczny, bo nie cierpię, kiedy ktoś, moim zdaniem, się myli, i tę swoją pomyłkę próbuje mi głupio wciskać. Jeśli czyjeś argumenty uważam za błędne, albo – co jeszcze gorsze – głupie, nie widzę najmniejszego powodu, żeby je tolerować. Ja owym argumentom nie mam absolutnie nic do zawdzięczenia. Wręcz przeciwnie. Wszystko to co wiem, zawdzięczam nie swojej otwartości na cudze argumenty, ale temu, że mam oczy uszy i serce otwarte na świat, i zachowuję przy tym odpowiednią ostrożność. I zapewniam każdego, że jeśli przyjdzie taki moment, że któryś z nich wykaże mi, ze to co robię jest głupie i bzdurne, ja się nie obrażę. Bo czuję się akurat – i czułem się zawsze – ze sobą wystarczająco dobrze, żeby nie wpaść w depresję, kiedy się okaże, że w czymś nie miałem racji.
Wydałem tę książkę i próbuje ją sprzedać. Ja wiedziałem, że w dzisiejszych czasach sprzedać książkę, to zadanie najczęściej wręcz nie do wykonania. Dlaczego tak jest? Choć oczywiście mogę się jakoś tam tego domyślać, na pewno tego nie wiem, więc nie będę się tu popisywał. Faktem jest, że swoje książki w Polsce sprzedaje Pilch, Stasiuk, Ziemkiewicz, oczywiście Łysiak, no i oczywiście każdy kolejny laureat, czy to Nagrody Nobla, czy którejś z nagród ufundowanych przez „Gazetę Wyborczą”. Poza tym, książki gniją w księgarniach. Byłem niedawno w jednej z nich, i nagle, zupełnie jakbym doznał jakiegoś olśnienia, uprzytomniłem sobie, że to co widzę to jakaś apokalipsa. Wokół mnie piętrzyły się stosy książek, co do których można było mieć jedną pewność – że nikt nigdy ich nie kupi, i niemal każda z nich najpierw zostanie zdewaluowana do poziomu symbolicznej złotówki, a następnie skierowana na przemiał. I w pierwszym rzędzie, będą to ksiązki autorów kompletnie nieznanych, a więc jakieś 90% tego co tam jest, a następnie jakichś Passentów, Stommów, czy innych znanych nam z telewizji, czy z popularnej prasy autorów. I było to przeżycie niesłychanie silne. Świadomość, że oto przede mną rozpościera się parędziesiąt ton czegoś kompletnie bezużytecznego, niemal nikomu niepotrzebnego. I teraz ja mam pytanie: jaka jest to konkurencja choćby dla mnie, jako autora tych tekstów?
Ktoś się od razu pewnie zapyta, jaką w takim razie ja jestem konkurencją dla nich. I to, jak sądzę, jest pytanie ciekawe, szczególnie w sytuacji, gdy ja tu wciąż występuję z przekonaniem, że teksty, które tu publikuję, są od tego wszystkiego i znacznie bardziej wartościowe i lepiej napisane, a książka, o której tu mówimy, zwyczajnie lepsza. Na poziomie, który tu opisałem, oczywiście różnicy większej nie ma. Zarówno to wszystko co się tam piętrzy, jak i książka o liściu, to jest jedno wielkie nieporozumienie. Zachowując ten poziom, zarówno te księgarnie, jak i większość nakładu „Liścia” możnaby było przerobić na makulaturę i z tego papieru zrobić cokolwiek, ze znacznie większym pożytkiem. Jednak, jest przede wszystkim tak, prawdopodobnie każdy z tych autorów jest głęboko przekonany, że napisał fantastyczną książkę i marzy o tym, by ją sprzedać, a tylko ja jestem stawiany pod pręgierzem dokładnie za to samo. Że uważam, że napisałem dobrą książkę i chcę ją sprzedać. To po pierwsze. Ale również jest tak, że wszystko można sobie bez najmniejszego problemu porównać, i do tego służą bardzo konkretne narzędzia. I zatem, korzystając z owych narzędzi, trzeba dojść do wniosku, że ja nie mam najmniejszego powodu, by się tu czegokolwiek wstydzić.
W najnowszym numerze tygodnika „Uważam Rze” kilka kolejnych stron poświęconych jest na reklamę – wcale nie wykupiona, ale najprawdziwszą redakcyjną reklamę – kilku najnowszych tzw. pozycji księgarskich. Na pierwszy ogień idzie najnowsze dzieło Waldemara Łysiaka. Ponieważ tu chodzi o nie byle kogo, ale o samego Łysiaka, temu akurat poświęcone są trzy kolejne strony żywego tekstu, tak by każdy mógł sobie przeczytać, co to za dzieło przed nami. Inna sprawa, że, jak się okazuje, już wcześniej, w tym samym „Uważam Rze”, wybitny oczywiście krytyk literacki Masłoń wyraźnie napisał, że nowa powieść Łysiaka jest świetna. No dobra, niech więc będzie, że to Łysiak, więc powinienem siedzieć cicho. Niech będzie. Ja wprawdzie tam widzę wyłącznie wilgotne krocza, galaretowate mózgi, wyprężone kutasy i kopulację, ale niech będzie. Łysiak. Zwłaszcza że może cała ta powieść jest istotnie świetna, a ten fragment wyłącznie przypadł do gustu któremuś redaktorowi z „Uważam Rze”.
Patrzmy jednak dalej. Oto redakcja „Uważam Rze”, w ramach rozwijania czytelnictwa, i wspierania wydawnictwa „Znak”, poleca wywiad rzekę, jaką przeprowadził Szymon Hołownia z Marcinem Prokopem. Z tego co zostało tam zamieszczone, wynika, że obaj panowie przyjaźnie sobie rozmawiają o tym, czy Bóg istnieje. Hołownia mówi, że tak, a Prokop, że nie. No ale temu akurat dziwić się nie należy. Na tym ten plan polegał od samego początku Że postawi się jednego pobożnego i jednego niepobożnego i spróbuje się zrobić się z tego porządny show. Po Prokopie i Hołowni, idą już Mann z Materną (też „Znak”) ze swoimi wspomnieniami z jakichś podróży. („Nasza własna kabina była luksusowa, aczkolwiek niewielka.” „Uniosłem nogi i bardzo regularnie kopałem w łóżko, które było nade mną. Kiedy Krzysztof pytał, co się dzieje, mówił mu, że jest sztorm.”). Po Krzyśku i Wojtku, idzie już powieść zagraniczna („Znak”, jak najbardziej) i taki fragment: „Mężczyźni rzucili się do wody i utrzymywali się w niej pionowo pod dnem tratw, wzdrygając się gdy kule przebijały gumę i wycinały pieniące się linie w wodzie dookoła ich twarzy. Karabiny prażyły ogniem, a potem ich charkot przycichł”. Na koniec, okazuje się, że również książkę napisał piosenkarz i, jak go przedstawia autor artykułu, Filip Memches, „wybitny muzyk, świetny poeta, zdolny malarz”, Tomasz Budzyński, i teraz jej – podobnie jak wcześniej Łysiakowi – poświęcony jest cały osobny tekst. Oczywiście o tym, że to ksiązka naprawdę świetna.
I ja oczywiście z całą pewnością wiem, że gdyby Budzyńskiemu zadać pytanie, czy on jest „wybitnym muzykiem, świetnym poetą i zdolnym malarzem”, on by skromnie spuścił oczy i powiedział, że nie on tu jest od oceniania, że ocenę pozostawia innym, ale ma nadzieje, że każdy w tym co on robi, znajdzie coś dla siebie, no a poza tym on jest przede wszystkim słabym człowiekiem, i takie tam. Wiem to, bo wiem też, że Budzyński to osoba niezwykle skromna, w najmniejszym stopniu nie zarozumiała i pełna niepewności. A jeśli przyjdzie mu kiedyś coś powiedzieć, to on zawsze znajdzie kogoś, kto to powie za niego. Choćby takiego Filipa Memchesa, który też zawsze znajdzie forum, na którym to coś powiedzieć będzie mógł.
Ze mną, proszę Państwa, jest jednak zupełnie inaczej. Ja przede wszystkim wcale nie uważam, że jeśli to co robię, uważam za wartościowe, a to co sobie myślę, za słuszne, to ocenę jednego i drugiego powinienem pozostawić wyłącznie innym. Nie sądzę, by stała i zawsze widoczna gotowość do obrony swoich racji i jakości swojej pracy oznaczała zarozumialstwo. Podobnie wiem, że prawda jest dobra, a nieprawda zła. I tego faktu nie zmienią żadne mody i nieustanne próby relatywizacji wszystkiego. Ale wiem jeszcze coś. Że jeśli kiedyś nagle ktoś mnie przekona, że skromność to siedzenie cicho ze spuszczoną głową, w oczekiwaniu na opinię większych i mądrzejszych, to i tak już tu nic nie zmienię i będę musiał cierpieć tę swoją nieskromność. Choćby z tego powodu, że ja nie mam nikogo do pomocy. Jestem zupełnie sam. I jeśli już przyszło mi walczyć, to muszę to robić własnymi rękoma.
A więc własnymi rękoma, a dokładnie rzecz biorąc, palcami, proszę: kupujcie książkę o siedmiokilowym liściu. Jest naprawdę znakomita. A jeśli ktoś, jak idzie o ksiązki, ma pieniądze tylko na Budzyńskiego, niech mi chociaż wrzuci co nieco do skarbonki. Numer konta jest tuż obok. Dziękuję.

48 komentarzy:

  1. Merely having an open mind is nothing; the object of opening the mind, as of opening the mouth, is to shut it again on something solid.
    - Chesterton

    OdpowiedzUsuń
  2. @Rain
    Ładne. I na tym zamknę usta, bo tym razem okazałbym się już naprawdę zarozumiały.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę ze powinien Pan gdzieś pojechać.Sam . Na jakiś czas,dobrze to Panu zrobi.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Tom-76
    Proszę mi powiedzieć, to chaotyczne stawianie kropek i przecinków, to u Pana wynik zmęczenia, pobudzenia, czy zwykłego niechlujstwa? Bo jeśli niechlujstwa, to będzie już tylko gorzej. Tak jak to się dzieje w przypadku brzydkiego pisma. Dojdzie w końcu do tego, że nie będzie Pan umiał nawet równo zapiąć guzików. Natomiast na zmęczenie, lub pobudzenie - tylko wyjazd na wieś. Samemu.

    OdpowiedzUsuń
  5. @toyah

    Żyjemy w takim dziwnym świecie, w którym jak się chce coś sprzedać, to się wynajmuje specjalistów od reklamy i oni już tam coś "obiektywnie" pokażą i podadzą dwadzieścia argumentów, dlaczego rzecz jest warta kupienia.
    Natomiast jak twórca sam postanawia reklamować swój "produkt", to traktowany jest jak zarozumialec i bufon.

    Twoje teksty są naprawdę dobre, o czym świadczy liczba wejść na ten blog i grono tak świetnych komentatorów jak don Paddington, Orjan i inni.
    Gdybyś nagle zaczął udawać fałszywą skromność, stałbyś się nieautentyczny.
    A myślę, że czytelnicy tego bloga cenią Cię nie tylko za jakość tekstów, ale też za autentyzm i prawdę, która z tych tekstów i komentarzy emanuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Isnieja tylko dwa rodzje zdan: moje wlasne i mylne. Dotyczy to kazdego kto to czyta. Nothing personal, of course (to po angielsku przepisalem z internetu i nie wiem czy uzylem wlasciwie).

    OdpowiedzUsuń
  7. @hamulec84
    Z ust mi to, Ty i autor tej myśli, wyjęliście. Gdybym miał więcej rozumu, to zdanie nie tylko byłoby słuszne, ale i moje.
    Co do części w języku angielskim, potwierdzam. Tak to ma brzmieć. Internet podał informację prawdziwą.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Toyah

    Świetne manifesto Toyahu !!!
    Bardzo było potrzebne, by, jak to my technicy mówimy, ustalić warunki wstępne albo brzegowe.

    I też pozwolę sobie być więcej niż nieskromny - to ja, ja, ja zmusiłem Ciebie do napisania tego

    tekstu.
    Teraz możemy się fajnie spierać, wiedząc, że obaj gramy np. w tenisa, czy siatkówkę, a nie że ty

    skaczesz o tyczce, a ja jeżdżę na łyżwach.

    Brawo !

    Rynek księgarski w kraju jest do dupy. Dyskusje na ten temat były już u Coryllusa.
    Przyznam Ci się, że oprócz książek kupionych u niego, plus paru podręczników, ostatnimi laty NIE

    kupiłem ani jednej polskiej książki.
    I widzę tak jak Ty, te stosy zalegające Empiki po 20 do 50 zł, a następnie te same książki w Tesco

    lub Realu, w tzw. koszu po 2 zł/sztuka, albo jeszcze lepiej - na wagę!
    To jest sezonowa przecena.
    I jaka satysfakcja dla autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Toyahu, czytam Twój blog niemalże od początku jego istnienia.
    1.Uważam - nie raz o tym pisałem - że jesteś jednym z najwybitniejszych felietonistów jakich czytałem. Wiem co piszę, bo prasą i mediami interesuję się "od zawsze". Jestem przekonany, że gdybyś żył w innych czasach, niezależnie od Twoich poglądów, byłbyś autorem, o którego biliby się wszyscy redaktorzy naczelni najbardziej prestiżowych pism, nie szczędząc pieniędzy na należne honoraria.
    I to nie jest "podlizywanie się" ale po prostu stwierdzenie faktu. Jakość Twoich tekstów docenili czytelnicy i jurorzy konkursu na "Blog roku" przed dwoma laty.
    Muszę panu Siekielskiemu (zdaje się dobrze zapamiętałem nazwisko przewodniczącego jury?) przyznać, że zdobył się na obiektywizm, bo mogę przypuszczać, obserwując jego zawodową postawę i wygłaszane poglądy, że prawdopodobnie nie zgadzał się z zawartością Twoich tekstów, ale ocenił i docenił warsztat felietonisty (blogera). A może właśnie było odwrotnie - zgadzał się, choć sam z różnych względów (to eufemizm) prezentuje poglądy różniące się od Twoich. Ale w końcu meandry duszy jurora nie zasługują tutaj na głębszą analizę i potraktuj tę wzmiankę jako zbędną dygresję.
    Tak czy owak Twoje teksty zostały (słusznie) docenione.
    2. Twoja blogowa aktywność - chęć rozmowy z czytelnikami, gotowość do tej rozmowy, odpowiedzi niemalże na każdy zamieszczony pod Twoimi tekstami wpis, cierpliwość do tej działalności budzi mój szacunek i podziw. Bo pewnie ktoś mniej wytrwały w pewnym momencie zniechęciłby się, machnął ręką, znużył.
    3. Chcesz i potrafisz bronić swego zdania. Uważam jednak, że bywasz w toczonych przez Ciebie sporach brutalny, czasami zbyt brutalny.
    To może kwestia temperamentu, napięcia emocjonalnego, tego, że ten blog stał się niezwykle ważną częścią Twojego życia, być może jego treścią.
    Myślę jednak, że czasami można powiedzieć czytelnikowi dokładnie to samo, jednocześnie nie raniąc go. Ta brutalność jest szczególnie przykra, gdy dotyczy Twoich wiernych i życzliwych odbiorców, którzy mają (to sie przecież zdarza) inne zdanie niż Ty. Nie razi, gdy dotyka ewidentnych internetowych trolli, którzy przychodzą tutaj by zwyczajnie popluć, naśmiecić i sobie pójść.
    Szczerze mówiąc mnie takie okrutne traktowanie czytelników nie przeszkadza, przyjmuję je jako część (może niezbyt komfortową) całości, ale ludzie mniej odporni niż ja przyjmują to boleśnie. Nie wiem, czy masz tego świadomość.
    4. Jestem przekonany, że jeżeli nie ustaniesz w pisaniu, ten nieludzki wysiłek, jaki wkładasz w pisanie tego bloga zaprocentuje i poza satysfakcją (podziw i szacunek wiernych czytelników, takich jak ja) przyniesie Ci również sukces materialny. To kwestia czasu. Bo czas się zmienia, co najlepiej wyraża stare powiedzenie o fortunie, która kołem się toczy. By odnieść ten sukces, prawdziwy a nie pozorny, muszą wystąpić trzy, przysłowiowe już czynniki: talent i praca (to masz), miejsce i czas. Pozostaje jeszcze kwestia miejsca i czasu.
    Kibicuję Ci od dawna i trzymam kciuki. Niestety nic więcej, ze względu na okoliczności życiowe na razie zrobić nie mogę.
    Trzymaj się i nie rezygnuj!

    OdpowiedzUsuń
  10. Napisałem, wysłałem i dopiero teraz przeczytałem to, co napisałem. I ogarnęły mnie wątpliwości. Może niepotrzebnie zachęcam Cię do trwania przy pisaniu tego bloga? Może powinieneś zająć się scenopisarstwem, wymyśleć jakąś "M jak miłość", tłuc to z odcinka na odcinek (jestem przekonany, że z Twoim talentem byłbyś w stanie, bo masz świetną umiejętność obserwacji i budowania fabuły - świadczy o tym Twój tekst o Pauli i opowieści o dziadku, który miał syna Janka) i zarabiać na życie swoje i swojej rodziny. Może my wszyscy, czytelnicy tego bloga, dla których wypruwasz żyły - to takie stado niedobitych dinozaurów, które i tak skazane są na wymarcie?

    OdpowiedzUsuń
  11. @jazgdyni
    Owszem. Ty też. Nie sądzę jednak, aby któryś z Was, dopieprzając się do mnie za moje chamstwo, oczekiwał ode mnie takiej właśnie reakcji. Ale skoro te wyjaśnienia akceptujesz, to trudno, żebym marudził.

    OdpowiedzUsuń
  12. kwestia dobrego prawa do posiadania własnego zdania, wiary w jego słuszność i prawa do jego obrony - to kwestia wolności osobistej.

    Mógłbym jeszcze coś wtrącić o personalizmie, tak od Arystotelesa do Wojtyły, ale kto z dzisiejszych niewolników cokolwiek zrozumie? Tylko będzie bardziej nienawidzić. Rzędem z rządem (sick!)*

    -----------------
    * (c) Rolex

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciekawe przeczytac jak funkconuje Twoja logika.
    Piszesz m.inn. ze cudzym argumentom nie masz nic do zawdzieczenia ale jestes otwarty na swiat. To jest doskonale streszczenie! Poznawac swiat wedlug swoich wyobrazen o nim. Nic dodac, nic odjac!

    OdpowiedzUsuń
  14. Toyahu

    Nawet, jak to Ty sam określiłeś - chamstwo, mi nie przeszkadza.
    Ja po prostu musiałem wiedzieć na czym stoję.
    O wiele bardziej niż ostre słowa, jest dla mnie nieprzyjemna konfuzja, wyrażająca się myślami: - co znowu do k... nędzy jest nie tak? Co ten Toyah ponownie źle zrozumiał, albo ja źle zrozumiałem?

    Jak mówią młodzi: - Czujesz ?

    OdpowiedzUsuń
  15. @Jan
    Może to jest z mojej strony świństwo, ale ile razy kogoś udało mi się zranić, zawsze było to moim zamierzeniem. Nie sądzę, żebym kogoś zranił niechcąco. No a skoro tak, to nie na o czym gadać. Inna sprawa, że ja nie sądzę, żeby te moje ciosy były akurat naprawdę skuteczne. Ci którzy mnie traktują poważnie, są u mnie pod szczególną ochroną. A ci co mnie uważają za bałwana, moją brutalność i tak mają w nosie.
    Co do drugiej części Twojego komentarza, obawiam się, że nic z tego nie będzie. Ja umiem pisać tylko tego typu teksty.
    A poza tym - dobrze bardzo, że tu jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  16. @hamulec84 & @toyah

    Istnieją tylko dwa rodzaje zdań: moje własne i mylne.

    Ależ oczywiście, że tak! Jeśli jestem przekonany do swojego zdania, to muszę inne zdanie uważać za mylne. Inaczej to "mylne" powinno być moim.
    Zatem, jak to pisze toyah, istota polega na posiadaniu WŁASNEGO przekonania o słuszności WŁASNEGO zdania.

    To przekonanie wymaga bacznego rozglądania się dookoła, celem kontroli, czy ciągle trwają podstawy tego przekonania o słuszności.

    Akceptacja cudzego zdania bez przefiltrowania jak wyżej, to po prostu kretynizm. Współcześnie nazbyt rozpowszechniony.

    Żądanie od drugiego takiej niefiltrowanej akceptacji można różnie nazwać. Ja sam traktuję, jako po prostu obraźliwe i świadczące o żądającym.

    OdpowiedzUsuń
  17. @Toyah

    No patrz, cały czas o Tobie myślę. Czy to nie dziwne?

    I wiesz co, gdybyś się zastanowił, to byś doszedł do wniosku, że nieco tracisz, będąc tak ostry.
    Podkreślam, żeby nie było niejasności - ja jestem zaprawiony w boju i jak to się mówi na morzu, jaja mam obrośnięte muszlami i nie myślę o sobie.

    Ale mam złudzenie, że tacy koledzy i koleżanki jak : Marylka, Marion, Raven czy Zybik boją się Ciebie i bardzo ostrożnie starają się wypowiadać. Cóż każdy ma swoją indywidualną wrażliwość. i nie jest takim nosorożcem.

    Przecież nie o to Tobie chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  18. @Leszek

    Co jest niby nielogicznego w stwierdzeniu: własnej otwartości na świat, chociaż cudzym argumentom nie ma się nic do zawdzięczenia.

    Kto operuje pojęciem "logika" powinien rozumieć różnicę między postawą a efektem postawy.

    W tekście polemicznym, zwłaszcza w felietonach, dopuszczalne są sformułowania kategoryczne: "nic", "wszystko", itd.

    Czy w TYM felietonie są usprawiedliwione, to już kwestia oceny a toyah broni prawa do ocen własnych, w tym oceny Twojej, nieprawdaż?
    Ja sam uważam i często tu manifestuję, że ostatnio coraz trudniej o cudze argumenty warte mojej uwagi. Natomiast, ostatnio coraz łatwiej zderzać się z takimi argumentami, które w świecie bardziej uporządkowanym brały w pysk. Tak na dzień dobry.

    Ale przecież to zależy od indywidualnych wymagań, nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
  19. @orjan

    Otwartosc na swiat, dla mnie, to jest chec nauki tego czego nie znamy, co nas dziwi a czego nie rozumiemy lub nie potrafimy sobie wytłumaczyc.To jest rowniez ciągłe watpienie czy nasze wyobrazenia o swiecie, innych pogladach czy ludziach sa sluszne a zakladajac ze jesteśmy przeciez "omylni" i popełniamy błędy, to jest naturalnym ze chcielibysmy je poznac. A wlasnie otwartosc na "innych" pozwala na konfrontacje z naszym mysleniem i co z tego wynika.
    Jezeli jest sie "zamknietym" na cudze argumenty, jak pisze Toyah, to czego mozna sie nauczyc? Odpowiedz chyba jest retoryczna.

    Obrona swojego zdania, przekonan i sposobu myslenia jest prawem, czesto obowiazkiem. Ale akceptacja faktu ze kazdy z nas ma inne doswiadczenia zyciowe, jest inna osobowoscia, posiada inne talenty i rowniez prawo do swojego myslenia i przekonan jest akceptacja innego czlowieka. Jezeli tego sie nie uznaje to na jakiej podstawie mozemy uznawac nasze myslenie za jedynie słuszne?

    Jezeli sie jest zamknietym na cudze argumenty i nie uwaza sie tego za blad to swiadczy, dla mie o niesamowitej "pysze". Poczuciu wlasnej wartosci i jednoczesnie pogardy dla innej osoby. To przeciez tylko JA posiadam PRAWDĘ i kazdy kto tego nie uznaje a priori jest w bledzie. Czy taka postawa pozwala na poznanie czegokolwiek? Czy pozwala na nauke, zrozumienie innych doswiadczen, zobaczenie "wielobarwnosci" zycia i jego odmian? Czy pozwala na empatię? Wedlug mnie napewno nie gdyz "zamkniety" swoj swiat broni sie za wszelka cene. To jest BAZA ktorej zachwianie jest katastrofa bo przeciez nic innego nie istnieje. I mozna tylko stac sie "balwanem" bedac "otwartym" na argumenty innych.

    OdpowiedzUsuń
  20. @Leszek
    Świat, mój drogi, to przestrzeń znacznie, znacznie szersza, niż człowiek ze swoimi argumentami. Jestem pewien, że sam to wiedziałeś, tylko ze zdenerwowania zapomniałeś.

    OdpowiedzUsuń
  21. @Leszek

    Może ja czytam nieuważnie, a może Ty? Wydaje mi się, że o zamknięciu się na cudze argumenty tylko Ty tutaj mówisz.

    Jeśli już chcesz używać takich określeń, to wypadałoby jakoś sprecyzować, bo z kontekstu Twojej wypowiedzi wynika, iż chodzi Ci o zamknięcie się a priori, tj. z założenia.

    Takie, na przykład, aprioryczne zamknięcie, jak dominuje w środowiskach przeciwnych temu, co się tu wyraża na tym blogu.
    Albo, jak ma rząd w stosunku do opozycji, żeby poszukać modelu publicznego.

    Natomiast dziwne byłoby wytykanie apriorycznego zamknięcia się akurat toyahowi, który żyje z tego, że obserwuje i przetrawia, co mówią-robią inni.

    OdpowiedzUsuń
  22. @Leszek

    Twój wywód jest spójny i logiczny, i w dużej mierze mogę powiedzieć, że go akceptuję.
    Tylko jedno - to jest utopia.
    Dlatego odpowiedź Toyaha (10:57) jest tragiczne słuszna.

    Świat, przestrzeń pełna jest kontrowersji - krzyżujących się opinii, stanowisk i poglądów. Często zupełnie sprzecznych i wykluczających się.

    Weźmy choćby przemówienie Sikorskiego. Czy on w nim sprzedawał Polskę? Czy on tylko negocjował jak najlepsze dla Polski warunki?
    Jestem przekonany, że sprzedawał.
    Ale jak ty powiesz, że negocjował, to cóż ja Ci mogę powiedzieć?

    OdpowiedzUsuń
  23. @Leszek

    Oczywiście, cały czas mówimy o zamykaniu się na cudze argumenty, czyli na wymianę poglądów.

    Bo, jeśli miałoby chodzić o wymianę wartości kształtujących moje poglądy, to ja sam jestem zamknięty przedtem, teraz i potem.

    OdpowiedzUsuń
  24. @orjan

    Ja reaguje na to co pisze autor, nie na to co mysli.

    Przyklady logiki o ktorej napisalem:
    Tojah: "Uważam, że gdyby kiedyś doszło do takiej sytuacji, że ktoś by mi przedstawił pogląd, który uważam za fałszywy, a ja bym mu na to powiedział, że osobiście się z nim nie zgadzam, ale szanuje jego prawo do własnego zdania, to też bym się zachował jak dupa, a nie człowiek z wiarą. Bo, moim zdaniem, nikt nie ma prawa do tego by się trzymać kłamstwa."

    W powyzszym przykladzie Toyah nie zgadza sie z jakims pogladem i jednoczesnie suponuje ze jest on kłamstwem. Na jakiej podstawie? Ano tylko dlatego ze rózni sie od tego co ON o nim mysli.

    Inny Przykład:
    "W tej sytuacji chciałem oświadczyć, że, owszem, ja na cudze, obce mi argumenty jestem zamknięty całkowicie, tyle że wcale nie uważam tego za błąd, lecz wręcz przeciwnie – za cnotę."

    Jak mozna byc "otwartym na swiat" jezeli neguje sie "obce" argumenty? Tylko dlatego ze sie czegos slucha ale jednoczesnie neguje nie dlatego ze sa nielogiczne lub nieprawdziwe ale poniewaz sa "obce"? To przeciez nie ma nic wspolnego z otwartoscia!!

    OdpowiedzUsuń
  25. @jazgdyni

    Co co piszesz o Sikorskim to sa poglady. A to czy jeden lub drugi jest sluszny to jest sprawa argumentacji. I otwartosci na nia. Jezeli ktos chce mnie przekonan ze Sikorski jest "zdrajcą" to chcialbym uslyszec argumenty a nie tylko przekonanie za TAK PO PROSTU JEST bo ktos tak uwaza. Jezeli Toyah a priori nie chce tych argumentOw sluchac to chyba trudno uznac to za "otwartosc".

    OdpowiedzUsuń
  26. -> tOYAH 10:57

    Oczywiscie. Tylko ze w stosunkach miedzyludzkich poslugujemy sie argumentami lub dyskusja gdyz nie dyskutujemy tutaj o Wierze. A wierzyc mozesz we wszystko co Ci sie podoba. Nie nazywaj tego jednak argumentem.

    OdpowiedzUsuń
  27. @Leszek

    Najpierw uwaga formalna:

    Inny Przykład:
    "W tej sytuacji chciałem oświadczyć, że, owszem, ja na cudze, obce mi argumenty jestem zamknięty całkowicie, tyle że wcale nie uważam tego za błąd, lecz wręcz przeciwnie – za cnotę."


    Powołana wypowiedź toyaha nie odnosi się do jakiegoś cudzego poglądu, lecz do pewnej sytuacji. Po drugie, zadaje się, że obwiniasz kogoś za zamiar, od którego odstąpił. Po trzecie, toyah precyzyjnie wyjaśnił dlaczego taki zamiar był miał, otóż nie dlatego, że pogląd był cudzy, ale dlatego, że był mu obcy. Prawdopodobnie chodzi mu o obcość względem własnego systemu wartości.
    Ty, natomiast, stawiasz sprawy tak kategorycznie i przez to - wybacz - bezmyślnie, jakby ktoś głosił pretensje do Araba, że mu nie smakuje wieprzowina, a Arab jest zamknięty, bo spróbować nie chce celem przekonania się, że smaczna.


    Teraz ten drugi przykład:

    Toyah: "Uważam, że gdyby kiedyś doszło do takiej sytuacji, że ktoś by mi przedstawił pogląd, który uważam za fałszywy, a ja bym mu na to powiedział, że osobiście się z nim nie zgadzam, ale szanuje jego prawo do własnego zdania, to też bym się zachował jak dupa, a nie człowiek z wiarą. Bo, moim zdaniem, nikt nie ma prawa do tego by się trzymać kłamstwa."

    To nie jest kwestia logiki, lecz wartości. Wyobraź sobie, że są takie, nawet całkiem odwieczne kultury, w których cnotą jest obojętność wobec tego, co myślą, czynią, zaniedbują inni. Tam przebiega to, mniej więcej, w ten sposób, że gdy inny głupio mówi-robi, to ja uprzejmie wzruszam ramionami.
    Na czym więc polega tam więź społeczna? Ano na tym, że szerzej pojmuje się tam krąg „nie-innych”, w którym istnieją wymagania mówienia-robienia jak należy, a nie jak się komu podoba: "w naszym kręgu jest tak, poza nim może być inaczej".
    Nie szukając daleko, popatrz na mądrość Żydów.

    To są systemy oparte na poczuciu gromadnościowym, a nie personalistycznym. Teraz uważaj: sama ta okoliczność, że domagasz się uwzględniania indywidualnych poglądów wskazuje, iż – wiesz o tym, czy nie wiesz – chcesz systemu personalistycznego, a nie gromadnościowego. W tym momencie popadasz w sprzeczność w zarzutach względem toyah’a bo przecież system personalistyczny zakłada przede wszystkim wolną wolę. Ale zakłada też obowiązek troski o bliźniego, aby nie błądził. To nie jest obowiązek do egzekucji mieczem, lecz przekonywaniem i własnym przykładem. Jednocześnie podjęcie takiego obowiązku wobec innych oznacza poddanie się samemu*/. Aby nie błądzić, co jest ważniejsze od prawa gadania dowolnych bzdur.

    Zatem, kula w płot.

    ---------
    * szerzej w Ewangeliach.

    PS: A niby dlaczego wiara ma nie być argumentem? Czyżbyś myślał o ocieplaniu się klimatu?

    OdpowiedzUsuń
  28. @Leszek
    Wszystko świetnie, tylko że ja nie dyskutuję z poglądami, które uważam za niesłuszne, i z argumentami, które tych poglądów bronią. Ja je zwalczam. Ja nie zamierzam tu dojść do jakiegokolwiek konsensusu.
    Jestem też pewien, że Ty masz podobnie, tylko że się nie chcesz do tego przyznać, i udajesz Europejczyka. Cokolwiek by to miało oznaczać.

    OdpowiedzUsuń
  29. czwarty raz przymierzam się do komentarza. Pierwszy zjadło, bo gógiel chciał ode mnie wydębić numer telefonu.
    Drogi autorze, nie jesteś w swoich poglądach osamotniony. I żeby było śmieszniej poglądy tożsame z Twoimi zostały wydedukowane bez Twojego, bezpośredniego wpływu. Czy to dobrze? Tak, bo najważniejsze jest nauczyć ludzi samodzielnie myśleć. Wielką pokusą jest przejęcie rzędu tępych dusz, mocą tworzonego autorytetu, ale Ty podobnie jak Twoi patroni, których zdjęcia zdobią stronę, nie zrobisz tego choćbyś z głodu umierał.
    Sprzedawałem Twoją książkę, we Wrocławiu. Ludzie na targach, źle reagowali na słowo "bloger" dlatego przestaliśmy go używać. Pojawiali się również tacy, którzy dobrze Cię znali. Dziwna polaryzacja.
    Powinieneś wiedzieć, że czytuje Cię dużo więcej osób, niż wydaje się zawodowym, legitymizowanym przez media, publicystom. A wierności czytelników mogą Ci tylko zazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
  30. @Shork
    Źle reagowali na słowo 'bloger'? Jakoś mnie to nie dziwi. Gdyby mi ktoś chciał sprzedać książkę któregoś z blogerów, wiałbym gdzie pieprz rośnie. Zwłaszcza gdyby to chodziło o tzw. blogera z pozycją.
    Swoją drogą, to chyba nie najlepiej. Bo w ten sposób coś tracą. I to nie byle co.

    OdpowiedzUsuń
  31. All

    w nawiązaniu do komentarza @Shork'a

    chciałbym naprowadzić, że mi też pod byle (bydle?) pretekstem zjadało komentarze a czasem zapominałem je przedtem skopiować.

    Jednak trafiłem przypadkiem, że jak googiel ukradnie, to w miejsce skąd ukradł trzeba klepnąć prawym klawiszem + wstecz wtedy googiel odda. Jeśli nie odda, to powtórzyć. Mi zwracał kiedyś dopiero po 3 klepnięciu wstecz.

    Może pomoże.

    OdpowiedzUsuń
  32. @Toyah

    Zaiste wielką wiarę mają ci, którzy twierdzą, że dobre samo się obroni i że to głupio jakoś samemu sobie wydać książkę, a już kompletnym skandalem jest ją reklamować u siebie. Najwierniejsi systemu synowie, ot co.

    Nie chodzi nawet o to, że autorytet musi przyklepać, żeby im się podobało. Bywają i tacy i tu i tam. Chodzi o coś innego, coś bardziej osobistego. I nie o to, że są systemu pracownikami. Choć zaglądają tu specjaliści do żebraniny.

    Rzecz idzie o to, że wierni synowie systemu domagają się, Toyahu, abyś pościł, tak jak i oni poszczą. Pragną potwierdzenia, że dobrze uczynili wybierając wstrzemięźliwość i klęczenie w kącie. Za wyrzeczenia oczekują od system zbawienia, z kolan podniesia i wywyższenia. Jeśli nie dla siebie to chociaż dla własnych dzieci, przepraszam, dzieciaków.

    A taki Toyah i Coryllus śmią mącić im tę wiarę. Sam rozumiesz, że za takie zgorszenie przebaczenia być nie może, pierwej pokuta-dysputa, a potem przyjęcie reszty sakramentów- argumentów.

    Wierni Systemowi porzućcie nadzieję na dobra doczesne i umacniajcie swoją wiarę w późnych wnuków, bo na najbliższe dziesięciolecia system już uczynił stosowne rezerwacje. GW rozdała Noble z literatury.
    http://wyborcza.pl/56,75475,10749687,Polski_Nobel_2040.html

    W pierwszej chwili myślałem, że to zabawa, albo że wielkim światem powieje i zestawi GW swoich pupilów z zagraniczną młodą literaturą. Człowiek by się coś dowiedział o świecie. Ale gdzie tam, na poważnie jadą. W końcu budżet promocyjny nie służy do robienia żartów.

    Dlatego też kibicuję Toyahowi i Coryllusowi w ich łowach na słonie.

    Kłaniam się.

    OdpowiedzUsuń
  33. @ALL
    Rozmawiając z ludźmi m.in. mądrymi, prawymi i dobrej woli, lecz innych wyznań, czy poglądów, przekonań - zwykle mamy możliwość weryfikowania i korygowania własnego rozumienia świata tj. zaistniałych faktów, także występujących tendencji i potencjalnych zagrożeń, oraz prawdy, jej pojęcia i zakresu.
    Prezentujemy postawę dialogową, kiedy rozmawiamy szczerze i otwarcie, także z szacunkiem wobec interlokutora i z zachowaniem wierności własnej tożsamości.
    Wg. mnie występujący również na forum u Toyaha jednostronny brak gotowości, a nieraz i zdolności, do dialogu, a szczególnie agresywne, gwałtowne i napastliwe reakcje w dyskusji, czy polemice z wybranymi osobami są przede wszystkim wyrazem uprzedzeń, złej woli - wrogości i słabości.
    Ponieważ w dyskusji, a tym bardziej polemice mogą ujawniać się u interlokutora nie tylko owe uprzedzenia i wrogie usposobienie, lecz również brak pożądanych cnót, w tym prawości, opanowania, cierpliwości, wyrozumiałości itp. i dobrej woli, także w wielu przypadkach koniecznych argumentów. Wówczas zaawansowana dyskusja, czy polemika stają się zagrożeniem, dla osoby jeszcze nie mającej dostatecznej umiejętności prowadzenia rozmowy, czy właściwie, bądź w pełni wykształconej postawy dialogowej. Mając dostateczną świadomość własnej ograniczoności i subiektywizmu w poznawaniu i pojmowaniu Jego Prawdy, także świata i innych ludzi. Chyba przede wszystkim na tym polega m. in. sens i wartość dyskusji, polemiki, czy dialogu, które w ten sposób nas wzajemnie inspirują, doskonalą i ubogacają.
    Pozdrawiam - Zbigniew

    OdpowiedzUsuń
  34. @Jazdyni
    Potwierdzam rzeczywiście to jest tylko "złudzenie", że "boję się" Toyaha. Forma i styl pisania na forum tekstów - artykułowania myśli, wyobrażeń, doznań, odczuć, czy własnych przemyśleń i doświadczeń są chyba przede wszystkim wyrazem osobowości, w tym talentu i kultury osobistej, a nie uczuć wobec interlokutora, nawet tak znakomitego i nieraz w zachowaniu kontrowersyjnego, jak Toyah.
    Pozdrawiam - Zbigniew

    OdpowiedzUsuń
  35. @Juliusz Wnorowski
    Bardzo Ci dziękuje za ten link. Jestem wstrząśnięty.

    OdpowiedzUsuń
  36. @Zibik
    Powiedz mi, w jaki sposób ja mam w stosunku do Ciebie wykazywać "opanowanie, cierpliwość i wyrozumiałość", skoro Cię najzwyczajniej w świecie nie lubię? Wiesz, co to znaczy? Nie lubię Cię. Zwyczajnie. Twoje towarzystwo jest mi przykre, Twoje komentarze mnie doprowadzają do szału, a gdyby ktoś mnie zapytał, co o Tobie sądzę, to bym powiedział, że jesteś irytującym bałwanem. Ja Ci już to powiedziałem tyle razy, a Ty tu wciąż sterczysz i jęczysz, że mam wykazywać w stosunku do Ciebie szacunek. Czy Ty tego w ogóle nie widzisz? Przecież to jest chore. Dlaczego to jest tak trudno zrozumieć?

    OdpowiedzUsuń
  37. @Toyah
    Toyah, ale nie "wyrzucisz" stąd Zibika?

    OdpowiedzUsuń
  38. @Toyah
    Skoro moje wpisy wyzwalają w Tobie nadmiar złych emocji, a towarzystwo wydaje się Tobie przykre. To może uczciwie wyjaśnij nie mnie, lecz swoim czytelnikom, w jakim celu napisałeś, do mnie e-maila?.....
    Owszem to jest "chore" i zastanawiające, a dla wielu chyba bardzo wymowne - kogo Ty sobą nie tylko wobec mnie reprezentujesz?....
    Proszę jednak, abyś wyzwolił się z nadmiaru emocji i nie zrozumiał, lecz tylko zauważył, że staram się pisać nie personalnie - wyłącznie do Ciebie, lecz przede wszystkim do tych, co uczestniczą w dyskusji lub czytają chętnie również moje wpisy.

    OdpowiedzUsuń
  39. @All

    To może ja dzisiaj pozwolę sobie wkleić dłuższy cytat z "Drogi do nikąd" Józefa Mackiewicza. Rozmowa Pawła z Tadeuszem Zakrzewskim:
    (...)Jakaż może być dyskusja, gdy wszystko postawione jest właśnie do góry nogami. Słowa mają tu znaczenie odwrotne albo nie mają żadnego. Odbierz ludziom pierwotny sens słów, a otrzymasz właśnie ten stopień paraliżu psychicznego, którego dziś jesteśmy świadkami. To jest w swej prostocie tak genialne, jak to zrobił Pan Bóg, gdy chciał sparaliżować akcję zbuntowanych ludzi, budujących wieżę Babel: pomieszał im języki.

    - Więc jakiż jest, twoim zdaniem, sposób przełamania tego zbiorowego paraliżu, wywołanego hipnozą kłamstwa?

    - W każdym razie nie można go szukać na drodze polemiki. Sam fakt bowiem polemiki wciąga w orbitę i przenosi nas w płaszczyznę bolszewickiego absurdu.

    - Więc jaki? Powiedz.

    - Należy go szukać na drodze równie prostych odruchów psychicznych: strzelać!

    Paweł usiadł i oderwał rękę od kota:

    - Jak to, strzelać? Do kogo?

    - Zwyczajnie. Po prostu. Do bolszewików.


    Wygrubienie moje.

    Ukłony!

    OdpowiedzUsuń
  40. @Zawiślak
    Nie obawiaj się i bądź dobrej myśli, bo Toyah jest zbyt nie tylko inteligentny - by pozbywać się wpisów, takich osób, które Jego w..rwiają, a innych bardzo satysfakcjonują.
    Pozdrawiam - Zbigniew

    OdpowiedzUsuń
  41. @Zawiślak
    Pewnie że go nie wyrzucę. Z jednego tylko powodu. Blogger nie daje takiej możliwości.
    Swoją drogą, skąd ta Twoja troska? Straciłeś wzrok?

    OdpowiedzUsuń
  42. @All
    Chciałbym przekazać komunikat. Zibik to wyjątkowo złośliwy troll. Matka Kurka, albo ktoś taki. Co do tego nie ma wątpliwości. Ze wstydem przyznaję, że tym razem dałem się fatalnie nabrać.

    OdpowiedzUsuń
  43. @Kozik
    Piękne! "Zwyczajnie. Po prostu".

    OdpowiedzUsuń
  44. @ALL
    W związku z ostatnio podjętą kolejną próbą publicznego zdyskredytowania i zniesławienia mojej osoby nie oczekuję, od Pana Krzysztofa Osiejuka "lubości", ani pochwał, czy szczególnych względów okazywanych innym uczestniczkom(-kom) dyskusji na jego forum, lecz żądam jedynie należnego, każdej istocie ludzkiej - osobie szacunku.
    Natomiast wszystkich ludzi prawych, sprawiedliwych i dobrej woli, czy tak samo lub podobnie traktowanych, także nadal życzliwych wobec mnie i treści na forum artykułowanych - proszę o pomoc i konieczną interwencję.
    Z poważaniem nie "ten drugi", ani tym bardziej "troll", lecz Z.R. Kamiński

    OdpowiedzUsuń
  45. @ALL
    Sz. Państwo brak dotychczas jakiejkolwiek reakcji na mój ostatni wpis jest nie tylko dostatecznie wymowny, ale również wyrazem co najmniej obojętności wobec bliźnich tj. Pana Krzysztofa i innych, w tym mnie.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...