poniedziałek, 18 stycznia 2010

ITI pikuje



Wprawdzie nigdy nie zdarzyło mi się wykrzyknąć hasła „ITI Rulez!”, ale każdy kto tu bywa wystarczająco często (niezmiennie proszę o wysyłanie C00026 na numer +487144), wie że to właśnie ITI od lat dostarcza mi codziennych informacji i skutecznie kształtuje mój światopogląd. To właśnie telewizja TVN24, już od dnia, kiedy to arabscy terroryści jednym krótkim aktem szaleństwa, zmienili już na zawsze krajobraz Nowego Jorku, jest moją codzienną gazetą i rozrywką. TVN24 zawsze szczerze uważałem za, jak na nasze warunki, profesjonalne i stosunkowo przyjazne medium. Wygląda na to jednak, że nawet dla takich fachowców jak Wojskowe Służby Informacyjne, czas płynie zbyt szybko.
Wprawdzie sam tego nie widziałem, ale przeczytałem w Salonie, że niedawno właśnie TVN24 poinformowało swoich widzów, że skutkiem awarii energetycznej Warszawa znalazła się w kompletnych ciemnościach. Po chwili jednak okazało się, że to pomyłka, i że jedyna awaria jaka się zdarzyła, to awaria kamery umieszczonej gdzieś nad Warszawą i to co widziała dziennikarka, to nie była ciemność, lecz pusty ekran.
Dla prawdziwego fana na przykład muzyki, wiadomość tego typu byłaby bardzo przykra, bo świadcząca o tym, że nowa płyta ulubionego wykonawcy jest jeszcze gorsza niż poprzednia, a i tak lepiej ją słuchać z otwartym sercem, póki nie pojawi się kolejna. W odniesieniu do telewizji TVN24 jest nie lepiej. Zwłaszcza że tu też pewien upadek możemy obserwować już od pewnego czasu. Dziś nie pamiętam co było najpierw, czy zezowaty dziennikarz, czy wyglądająca jak android dziennikarka. Faktem jest, że pojawienie się obu tych gwiazd już stanowiło pewien szok. Pamiętam, że w czasach kiedy mnie przyjmowano na studia, każdy z nas – zakładając że w przyszłości będzie nauczycielem – musiał dostarczyć zaświadczenie, że nie ma odrażającego wyglądu i cuchnącego oddechu. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem redaktora Warasińskiego byłem porażony. Bo nie mogłem uwierzyć, że w firmie tak zawodowej jak ITI, pojawia się człowiek z karykaturalnym zezem, informuje że chciałby zostać pracującym na wizji dziennikarzem, a oni mu mówią: „Super! Właśnie kogoś takiego szukaliśmy”. A tak właśnie przecież musiało się stać.
I to nie raz. Pamiętam na przykład, jak poczułem pewien niepokój gdy usłyszałem, gdy pierwszy specjalista owej telewizji od przeglądu prasy zagranicznej, z mądrą miną gada coś na temat Ojca Świętego i tytułuje go frazą „późny Jan Paweł II”. Wreszcie ledwo co wczoraj, przecierałem oczy ze zdumienia, widząc jak ITI przed swoją kamerą ustawiło kobietę napakowaną jak Frank Gifford, na dodatek w spódniczce ewidentnie przekręconej pupą do przodu, i kazało jej prowadzić program. Już nie chcę się znęcać nad czytającą pogodę Dorotą Gardas, z której nawet jej – kulturalni oczywiście jak cholera – redakcyjni koledzy już tylko potrafią się nabijać. Czy nad – przepraszam najmocniej – Małgorzatą Domagalik…
Co się dzieje z tymi służbami? Jakaś, cholera, dywersja? A może skończyły się pieniądze? Czy to tylko zwykły, znany z historii, proces, polegający na tym, że każda nowość stanowi karykaturę tego co było poprzednio? Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, z mojego punktu widzenia, sytuacja jest nie najlepsza. Bo przy tym tempie rozkładu, zanim przyjdą wybory, z tego TVN-u zostanie tylko ta nędzna, brudna propaganda. Dobra jednak wiadomość to taka, że jeśli ją mają uprawiać zezowaci dziennikarze ze źle dopasowaną szczęką, na dodatek przy spieprzonych kamerach, to PiS nawet nie będzie musiał zawiązywać koalicji z SLD, na co się już tak cieszą wilki prawicy spod znaku sierpa i młota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...