wtorek, 11 października 2022

O człowieku okrutnym i głupim

 

Pozostając pod wrażeniem wręcz wysypu ostatnich wystąpień Donalda Tuska, od parunastu już dni myślę sobie o tym, by w jakiś sposób się nim zająć i potraktować tak jak on na to jak najbardziej zasłużył. Przyznam że już parokrotnie zabierałem się za tych kilka odpowiednio dosadnych słów, jednak za każdym razem, prędzej czy później, dochodzilem do wniosku że temat mnie przerasta i to co udało mi się napisać niezmiennie wywalałem w kosmos. Dziś więc wygląda na to, że przez te wszystkie lata od czasu gdy się nam objawił, ów dziwny człowiek, przez swoją praktyczna nierealność, obrósł w pancerz, który go chroni przed jakąkolwiek próbą opisu. W tej sytuacji, zdecydowałem się przypomnieć tu swój stary tekst jeszcze z czasów, gdy on był już wprawdzie jak najbardziej w miejscu w którym jest dziś, ale wciąż miał w sobie ślady jakiejś rzeczywistości, a przez to można było spróbować się do niego cokolwiek przybliżyć. A gdy dziś wspominam tamtą swoją refleksję, widzę że już wtedy nie było łatwo. Proszę rzucić okiem, oto tekst sprzed niemal 10 już lat.

 

 

Zdaję sobie sprawę z tego, że zajmowanie się po tych wszystkich latach kimś takim, jak Donald Tusk jest zajęciem z pewnego punktu widzenia mocno kompromitującym, zdarzyły się jednak ostatnio, jedna po drugiej, dwie rzeczy, związane właśnie z tym dziwnym człowiekiem, które mnie zainspirowały do tego stopnia, że zwyczajnie nie potrafię się opanować. Zanim przejdę do sedna, powiem może od razu, o co chodzi. Otóż pierwsza z nich, to książka firmowana przez żonę Premiera, Małgorzatę Tusk, gdzie, jak słyszę, w pewnym momencie przyznaje ona, że był taki moment w ich wspólnym życiu, kiedy ona uznała, że „ten Donald to jednak jest głupi”. Tam akurat jest trochę więcej tego typu uwag, jak choćby ta, że on był „mendowaty i lubił wypić”, jednak to „głupi” ze wzgledów, które przedstawię niżej, zrobiło na mnie wrażenie największe.

Druga przygoda, która ostatecznie doprowadziła mnie do napisania tego tekstu, związana jest z wizytą Tuska u jakiejś rodziny, gdzie w pewnym momencie widzimy, jak on włazi do pokoju ich synka, siada na jego łóżku w pozycji „na Putina” (swoją drogą, ciekawe, czy on się tego nauczył właśnie od niego) wyciąga z reklamówki prezent dla dziecka, coś tam mruczy pod nosem, jakby nie za bardzo wiedział, co mu tam dali, a następnie rzuca „Król Lew!”. Ja wiem, że to trzeba zobaczyć i że żadne słowa nie zastąpią obrazu, ale się postaram. Otóż w tym momencie Tusk robi wrażenie kogoś, kto jest tak nieprawdopodobnie głupi właśnie, że nie jest w stanie nawet wykonać czynności tak prostej, jak wyjęcie prezentu, przekazanie go dziecku i wypowiedzenie tego jednego, czy dwóch zdań: „A tu prezent ode mnie, film o ‘Królu Lwie”. Mam nadzieję, że jeszcze nie widziałeś”.

Gdy idzie o Donalda Tuska, ja właściwie od pierwszego dnia gdy go ujrzałem, miałem bardzo czysty jego obraz, to znaczy, wiedziałem, że to jest skończony bałwan, a kto wie, czy nie ktoś jeszcze gorszy. Natomiast wciąż się pojawiała pewna kwestia, która mnie napełniała wątpliwościami. Otóż raz na jakiś czas pojawiał się ktoś, kto go znał bardzo dobrze, i kto mnie informował, że Tusk to człowiek niesłychanie przebiegły, o szczególnej inteligencji, polityk, który ma w sobie coś takiego, że ani Palikot, ani Gowin, ani choćby i Schetyna nie są w stanie go przechytrzyć. I w takich chwilach myślałem sobie, że ten dysonans jest dla mnie nie do przejścia. Ja najzwyczajniej w świecie nie rozumiem, jak ktoś w tak oczywisty sposób głupi, może jednocześnie odnosić takie sukcesy w zarządzanej przez siebie branży.

Wizyta Donalda Tuska u tej rodziny – co zresztą już pewnie wszyscy mieliśmy okazję przeżyć – jest od początku do końca czymś bardzo szczególnym. Mamy bowiem człowieka, który funkcjonuje w samym centrum życia publicznego od ponad dziesięciu już lat, który, wydawałoby się, co jak co, ale zachowania opisanego wyżej typu, ma opracowane od początku do końca. Tymczasem to, co widzimy, to jest popis tak niesłychanej niezgrabności, że, przy całej swojej skromności, ja bym potrafił się zachować lepiej.

Ktoś powie, że Tusk pewnie tak naprawdę jest człowiekiem bardzo nieśmiałym, albo kimś, dla kogoś udawanie jest rzeczą zbyt trudną, by je skutecznie eksploatować, no ale mam nadzieję, że nikt z nas w to nie uwierzy. Jego można podejrzewać o wszystko, ale z całą pewnością nie o nieśmiałość i naturalność. Donald Tusk to człowiek, który jest cały skonstruowany z plastiku, nieśmiałość natomiast jest dla niego uczuciem równie obcym, jak… ja wiem? Strach, smutek, czy radość. Donald Tusk, to, na moje oko, jest ktoś, kto w momencie, gdy mu się wyjmie baterię, może równie dobrze przestać istnieć. Tymczasem on wchodzi do tego mieszkania i zachowuje się, jakby ci, co go zaprogramowali, zapomnieli zainstalować któryś z elementów, i on nagle stanął oko w oko ze swoim… no właśnie, czym? Małgorzata Tusk twierdzi, że on jest „głupi”.

I to, moim zdaniem, jest czymś niezwykle ciekawym. Jak sięgam pamięcią, wśród najbardziej standardowych obelg, słowo „głupi” raczej nie funkcjonowało. Jeśli chcieliśmy komuś dokuczyć, mówiliśmy, że to „idiota”, „kretyn”, czy choćby – że pozostaniemy przy poetyce proponowanej przez Małgorzatę Tusk – „menda”, czy „tuman”. Określenie „głupi”, jeśli się nie mylę, nigdy nie pełniło funkcji retorycznej, lecz czysto opisową. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że Małgorzata Tusk sama tej książki nie pisała, i że w ogóle sam pomysł na to, by ona powstała, nie należał do niej. Mam jednak pewność, że to zdanie „Ten Donald jest jednak głupi”, to jest jej osobista zasługa. A jeśli tak, to ona go określiła w ten sposób nie tak, jak się czasem mówi, że ktoś jest gangsterem, złodziejem, czy właśnie idiotą. Słowo „głupi” opisuje ludzi – cokolwiek by to miało znaczyć – po prostu głupich.

Oglądam więc jeszcze raz tę szczególną wizytę w tym nieszczęsnym domu, patrzę na Premiera i myślę, że wiem doskonale, co ona miała na myśli mówiąc, że „Ten Donald to jednak jest głupi”. Jak wiemy, jestem żonaty od niemal 30 już lat, i myślę, że nie ma takiego epitetu, którym moja żona, a wcześniej narzeczona, mnie nie zaszczyciła. Ona nawet – czego nie wykluczam – mogła mi powiedzieć, że jestem chamem i idiotą, czy nawet chujem. Natomiast nie mam najmniejszych wątpliwości, że jej nawet do głowy by nie przyszło, by kiedykolwiek o mnie powiedzieć, że jestem głupi. A później jeszcze się tym chwalić

No właśnie: chwalić się. Małgorzata Tusk, przyjmijmy nawet, że sama pisze tę książkę, i przyznaje w niej, że jej mąż jest, czy choćby tylko był, głupi. Rzecz w tym, że, z tego, co zdążyłem zauważyć, ona – w odróżnieniu choćby od mojej Małgorzaty – nie jest kimś szczególnie… lotnym. Poza tym, przepraszam bardzo, ale żeby wyjść za mąż za kogoś takiego jak Donald Tusk, trzeba mieć w sobie coś szczególnego. Staje więc ona przed nami, wywleka jakieś osobiste sprawy sprzed lat, opowiada o tym, jak to zdradziła swojego męża, jak to drugie ich dziecko zostało poczęte wyłącznie na zasadzie consensusu, jak to ich wspólne życie było dla niej nieustannym użeraniem się z jej własnym przekonaniem o tym, że wyszła za człowieka „głupiego”, a ja sobie myślę, że jeśli to jest świadectwo kogoś takiego, jak ona, to ma to wartość szczególną. Wystarczy przecież spojrzeć na te ich dzieci: przecież nie ma takiej możliwości, by to była tylko wina jego genów.

No więc w końcu zostajemy tylko z tą jedną informacją. On jest głupi. Po prostu, głupi. Zyta Gilowska kiedyś powiedziała, że on jest też człowiekiem okrutnym. I jest rzeczą oczywistą, że to określenie, również nie ma waloru retorycznego. Jeśli ktoś jest okrutny, to jest okrutny. Jeśli jest głupi, jest głupi. Jeśli natomiast jest głupi i okrutny, to znaczy, że powinniśmy wszyscy zachować pełną gotowość. Bo diabli wiedzą, co się może wydarzyć. To już chyba lepiej trafić na zaćpanego szczeniaka ze sprężyną.

 

Minęły lata, przed nami znów stoi Donald Tusk, a ja osobiście nie mam najmniejszych wątpliwości, że w rzeczy samej już lepiej byłoby trafić na to nieszczęsne dziecko.


 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...