wtorek, 28 września 2021

Czy trockista Daniel Andrews uratuje ruch antyszczepionkowy przed ostateczną kompromitacją?

 

        Każdy z nas, kto bierze udział w zabawie pod nazwą Twitter, zdążył już zapewne zauważyć, że w ostatnich tygodniach liczba osób i organizacji stających w walce z czymś co oni sami nazywają „fałszywą pandemią”, lub bardziej bezpośrednio „plandemią” radykalnie wzrosła. Oczywiście można by było na ten ruch machnąć ręką, gdyby nie fakt, że znaczna część z nich nie tylko ogranicza się do tego, by protestować przeciwko faktycznemu zmuszaniu ludzi do szczepień, czy głoszeniu rzekomych kłamstw gdy chodzi o samą pandemię, ale z coraz większą agresją, rozwijajacą się w kierunku tak naprawdę autentycznego terroru, wypowiada polskiemu państwu klasyczną wojnę.

       I wcale nie chodzi mi tu wyłącznie – choć to oczywiście samo w sobie ma swoją moc – o to, że osoby zaangażowane w ów ruch robią wrażenie jakby ich całe życie było skoncentrowane wyłącznie na owej „plandemii”, jakby oni wszyscy wpadli w stan histerii, z którego nie wyprowadziłby nawet wybuch wojny rosyjsko-polskiej, ani nawet o to, że oni w obecnej chwili nie mówią inaczej o polskim rządzie, jak o „kurwach”, „nazistach” i „mordercach”, a ministra Niedzielskiego przedstawiaja jako „nowego Mengele”. To co jest w tym szaleństwie najgorsze, to to że oni faktycznie potraktowali swoją misję jako działania wojenne, gdzie jeńców się nie bierze, i w związku z ową wojną, która ma, jak wiemy, swoje prawa, postanowili zaatakować państwo bezczelną propagandą i równie bezczelnym kłamstwem.

        Obserwuję dość uważnie to co się dzieje na Twitterze – Facebook jest tu odrobinę bardziej zrównoważony – i daje słowo, że sytuacja jest poważna. W obliczu tego, że dziś Polska naprawdę ma wiele znacznie poważniejszych zmartwień niż COVID, a sama pandemia istnieje wyłącznie statystykach i teorytycznej przynajmniej konieczności zakładania od przypadku do przypadku na twarz masek, ów ruch antyszczepionkowy – bo do tego tak naprawdę wszystko się to sprowadza – atakuje całą serią ewidentnych zmyśleń, niezmiennie zaczynających się od słów „podobno”, czy „ponoć”, ewentualnie ilustrowanych jakimś pochodzącym nie wiadomo skąd obrazkiem, z których każde próbuje nam wmówić, że już od przyszłego tygodnia polska policja będzie aresztowała każdego niezaszczepionego, a kto będzie protestował, zostanie potraktowany z pełną brutalnością. Z prawdziwą powagą – a byłem tego świadkiem – głosi się choćby, że „podobno” w polskich szpitalach każdy zaszczepiony, który umrze z powodu wirusa, jest kwalifikowany jako osoba zmarła na zwykłą grypę, a owa wiadomość natychmiast zaczyna żyć własnym życiem.

         Wspomniane szaleństwo zostało ostatnio podkręcone przez wydarzenia w Australii, a konkretnie w Melbourne – na co wspomniani komentatorzy dyskretnie nie zwracają uwagi – gdzie władze od ponad roku realizują politykę drastycznego lockdownu i wszelkie protesty uciszają w starym dobrym stylu znanym nam z czasów komuny, gdzie nie ma mowy o żadnej dyskusji, ale pozostaje wyłącznie coś co mistrz Heller określił bon motem: „kolanem w brzuch z ziemi w zęby w nocy skrycie nożem z góry w dół na magazyn okrętu przez worki z piaskiem wobec przeważającej siły w ciemnościach bez słowa ostrzeżenia, za gardło”.

        Pokazują nam więc owi bojownicy o ludzką wolność, którzy nie wierzą w szczepionki, nadzwyczaj drastyczne obrazki z walki policji z demonstrantami na ulicach Melbourne – gdzie, jak mówię, nie ma litości – i nie dość że wzywają polski rząd do wyrzucenia z Polski na zbity pysk ambasadora nazistowskiej Australii to jeszcze prorokują, że to co się dzieje w Australii już za chwilę będzie miało miejsce w Polsce, o ile natychmiast nie wyciagniemy za kudły z tych ich komuszych gabinetów Morawieckigo, Dudy i Niedzielskiego.

      Tu drobna dygresja: Swoją drogą, to bardzo ciekawe, że te same osoby, które głoszą aż takie podobieństwo między australijskim i polskim reżimem, stale informują o swoich znajomych, którym, mimo zamkniętych granic, udało się rzekomo uciec do Polski akurat. Nie do Szwecji, czy Rumunii, gdzie, jak słyszymy, panuje pełna covidowa wolność, ale tu do nas, pod mengelowski but ministra Niedzielskiego.

       Ciekawe jednak tak naprawdę jest coś innego. Otóż, jak część z nas wie, ze względu na obowiązujacy w Australi polityczny system, poszczególne stany mają swoją autonomię i własną politykę wewnętrzną, a w Melbourne, podobnie jak w całym stanie Victoria, akurat władzę od niemal 10 lat sprawuje niejaki Daniel Andrews, stary komunista o trockistowskiej proweniencji, z woli mieszkańców, co ciekawe, regularnie wybierany z ogromną przewagą na stanowisko premiera, i co jeszcze ciekawsze, z tej samej woli mieszkańców, uzyskujacy z każdymi kolejnymi wyborami coraz większe poparcie, i co nawet jeszcze ciekawsze przez niemal wszystkich obywateli stanu oceniany, jako absolutny mistrz w walce z pandemią. Czy ktoś się zatem dziwi, że on, widząc nagle na ulicach Melbourne tysiące zdesperowanych ludzi żądających czegoś co oni nazywają wolnością, bierze ich zwyczajnie za twarz i ową twarz wbija w ziemię?

        No i to jest akurat Melbourne i, jak sądzę, tylko Melbourne, bo, jak znam życie dalej na prowincji jedni drugich mają w głębokim poważaniu i każdy zajmuje się sobą. Tymczasem nasi antyszczepionkowcy – których, jak już wspomniałem, z każdą chwilą jest coraz więcej – czy to z głupoty, czy może z wyrafinowania, epatuja nas tym migawkami z ulic Melbourne i zapewniają, że jeśli Polacy się nie zreflektują, to już za chwilę ten nazista Niedzielski będzie ów australijski eksperyment realizował u nas.

       Czemu oni to robią? Ktoś powie, że to przez ich jak najbardziej szczere przekonanie, że pandemii nie ma, a szczepionki zabijają. I ja oczywiscie biorę pod uwagę, że są wśród nich i tacy, niemniej moim zdaniem znaczna większość z nich, z różnych powodów – a głównie z owego starego przekonania, że szczepionki to generalnie zło – postanowiła się nie zaszczepić, a dziś widząc, że bez owego tak zabawnie nazywanego „paszportu covidowego” będą mieli ciężko, zwyczajnie zwariowali i aby jakoś zracjonalizować swoją postawę, siedzą od rana do wieczora w internecie i zbierają kolejne dowody na to, że świat oszalał, a to oni są tymi ostatnimi Mohikanami.

      Nawet jeśli każdy z owych dowodów będzie się zaczynał od słów „ponoć”, czy „podobno”, ewentualnie będzie ilustrowany znalezionym na youtubie filmem z ulic Melbourne.



3 komentarze:

  1. C.K.Norwid był uprzejmy podsumować: "Polacy - naród wspaniały, społeczeństwo żadne". Ja bym zaś podsumował: "Australijczycy - naród żaden, społeczeństwo kiedyś było wspaniałe".

    W tym zestawieniu, naród a społeczeństwo, kryje się możliwy klucz. Zauważmy najpierw, że żadne z większych państw europejskich w ogóle już nie ma żadnego narodu, który stanowiłby dane państwo, a przynajmniej zdecydowanie je określał. Co np. dzisiaj w Niemczech znaczy, jaka jest istotna treść pojęcia naród niemiecki? Odpowiednio to samo we Francji, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii.

    Nie ma już tam narodu, ani narodów w tych państwach, które jakiś czas temu ujmowano jako wielonarodowe. NB to samo dotyczy Australii. Polska na tym tle do niedawna jawiła się jako wyjątek. Już nie!

    Nie można uznać za naród , ani za społeczeństwo takiej populacji, w której mniej więcej jedna trzecia nie chce mieć nic wspólnego z pozostałymi dwoma trzecimi, a w tych pozostałych 2/3 połowa w ogóle nie chce mieć nic wspólnego z nikim. Nic już nie jednoczy tych trzech. Nawet impreza u jakiegoś Mazurka już o granicach, czy o czymkolwiek wspólnym między nimi nawet nie wspominając. Już nic takiego nie ma.

    Istotna część "dowczorajszych" Polaków, ta pierwsza 1/3, zostawiła sobie polskie kwity (i tweety), lecz odmawia już jakiejkolwiek wspólnoty w czymkolwiek i w jakiejkolwiek sprawie państwowej, narodowej, czy społecznej. Drugiej 1/3 oferuje wyłącznie nienawiść, a dla trzeciej 1/3 żywi wyłącznie pogardę.

    Co istotne, to wyprodukowali za granicą obraz Polski jako pochyłego drzewa. Teraz skacze na nie byle koza. Przy okazji zdegenerowali Unię, co być może pozostanie ich jedynym osiągnięciem. Bo Polska jest nieśmiertelna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i dzięki Ci za ostatnie zdanie, bo już planowałem się do końca upić.

      Usuń
    2. Pod koniec 1794 r. upadła Insurekcja Kościuszkowska. Rok później za III rozbiorem Polska zniknęła z mapy. Dwa lata potem powstał Mazurek Dąbrowskiego wyraźnie deklarujący, że Polska nie zginie, kiedy (dopóki) żyją Polacy, czyli ci, którzy chcą mieć Polskę. Ciekawe, czy było ich aż 1/3 w okresie tego trzylecia?
      W każdym razie, póki jacyś są Polska jest nieśmiertelna.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...