środa, 6 czerwca 2012

Borubar - człowiek z Ministerstwa Prawdy (reprise)

Zaglądam dziś do Salonu24 i widzę, że sprawa tak zwanego „Borubara” wraca po latach i ma się świetnie. Prezydent Lech Kaczyński już od ponad dwóch lat w ciemnym grobie, a „Borubar” szaleje jak najbardziej. Wystarczyło bowiem, że jakiś Bogu ducha winien bloger zechciał przypomnieć króciutko historię tamtej manipulacji, i natychmiast został otoczony przez sępy, które – jak to sępy – mają w głowach tylko jedno. Dziobać. Najlepiej tych, którzy już, jak mówię, w ciemnym grobie. Ponieważ uważam, że nigdy za dużo dawania świadectwa i tłumaczenia, tłumaczenia, tłumaczenia, przypominam tekst sprzed lat właśnie. Swój stary salonowy tekst o Borubarze. Człowieku z Ministerstwa Prawdy.
Kiedy niedawno wspomniałem tu o manipulacji sprzed dwóch lat, w sprawie szalika z napisem ‘Polska’, nie sądziłem, że sprawa wzbudzi takie zainteresowanie. Wydawało mi się, że dwa lata, to wystarczający czas, by każdy – nawet najbardziej zawzięta ofiara najbardziej podłej propagandy – doszła do siebie po tym szaleństwie. Okazało się jednak, ze zło – prawdziwe zło, zło zaplanowane i zło nieustannie podlewane – nie więdnie tak łatwo. I że jest wciąż wiele osob, dla których ten szalik stanowi rozdział wciąż otwarty. A więc, tym samym okazało się, że nigdy za wiele przypominania. W tej sytuacji, pomyślałem sobie, że przedstawię tu jeszcze jeden stary wpis, opublikowany w Salonie24 w sierpniu 2008 roku, a dotyczący innej – co najmniej równie podłej manipulacji – z nadzieją, ze może wciąż są ludzie, którzy na ten tekst czekają. Bardzo proszę.
W ciągu paru ostatnich dni, wśród osób komentujących na moim blogu, pojawił się kilka razy, podpisujący się różnie osobnik, którego komentarze niezmiennie zawierały absolutnie niemerytoryczne bluzgi pod adresem prezydenta Kaczyńskiego. Komentator ten nie komentował, nie polemizował, nawet nie krytykował w sposób szczególnie złośliwy. Jego komentarze stanowiły czyste obrażanie Prezydenta, przy użyciu najbardziej wulgarnego i chamskiego języka, dla samej satysfakcji obrażania. Mimo że z zasady nie usuwam jakichkolwiek komentarzy pojawiających się na moim blogu, w przypadku tego kogoś zrobiłem wyjątek, zresztą absolutnie niepotrzebnie, bo ze względu na dużą ilość skarg, on i tak byłby kasowany, a przez to, że w sposób rażący łamał regulamin Salonu - jak mi się zdaje - został ostatecznie zablokowany przez administrację. A z tego co pisał, zostało mi w pamięci jedno. O prezydencie - choć same epitety zmieniały się nieustannie - niezmiennie mówił "Borubar". Domyślam się, że w pewnym momencie uznał on, że to, iż Lech Kaczyński wymyślił, że piłkarz Boruc nie nazywa się Boruc, ale Borubar, jest wystarczającym powodem, żeby tępić Prezydenta na najwyższych rejestrach.
Kiedy czytałem wpisy tego dziwnego człowieka, kasowałem je, czytałem kolejne, znów je kasowałem i znów czytałem następne, zastanawiałem się nad destrukcyjną - destrukcyjną w naprawdę szatańskim stylu - potęgą mediów. Bo nie jest tak, że ten komentator narodził się sam z siebie. Nie jest tak, że on sobie chodził po świecie, czytał książki, wracał z pracy, oglądał telewizję i w tym czasie osiągnął stan, w którym jego ekscesy zostały uznane w Salonie 24 za nielegalne. On został stworzony przez medialną propagandę i manipulację, która przez ponad dwa lata sączyła w jego serce i w jego duszę odpowiednio dobraną truciznę i ostatecznie zrobiła z niego idealnego robota, by, jako jeden z wielu podobnych sobie, mógł - razem ze swoim stwórcą - budować nowe czasy.
Chciałbym dziś skupić się tylko na tym jedynym, zapamiętanym przeze mnie, elemencie zjawiska, o którym mówię, mianowicie na ‘Borubarze'. Ponieważ chcę wiedzieć, o co chodzi, zaglądam na youtube i tam znajduję jednominutowy filmik zatytułowany Pan Prezydent o meczu z Austrią ... "Roker Perejro" i Artur "Borubar" http://pl.youtube.com/watch?v=gtg7Otj14rE. Sprawa polega na tym, że po zremisowanym przez Polskę meczu z Austrią, dziennikarz Polsatu zwrócił się do Prezydenta z prośbą o ogólną ocenę tego, co się właśnie stało. Prezydent przez minutę opowiada o swoich wrażeniach, jego wypowiedź jest spokojna, stonowana, płynna - zwyczajna wypowiedź prezydenta Kaczyńskiego na temat meczu. Pod sam koniec swojej wypowiedzi, Prezydent mówi następujące słowa: "ALE DOBRY TEŻ BYŁ NASZ BRAKMKARZ, ARTUR BORUC, BARDZO". Ponieważ, jak mówię, jest to już koniec całej kwestii, Lech Kaczyński mówi z naturalnie opadającą intonacją, co sprawia, że końcówka zdania jest niewyraźna, a biorąc pod uwagę fakt, że dykcja Prezydenta, jak zwykle, pozostawia wiele do życzenia, z tego "bardzo" pozostaje tylko zaakcentowana pierwsza sylaba "bar...".
W opowiadaniu J.D.Salingera Just Before The War With Eskimos, brat Seleny zwraca się do Ginnie z pytaniem: "Jeet yet?" Ginnie oczywiście nie rozumie, więc brat Seleny powtarza pytanie: "Jeet lunch yet?" Ponieważ pojawił się ten ‘lunch', Ginnie wie, że brat Seleny nie jest idiotą, tylko chce ją poczęstować kanapką z kurczaka, tyle że mówi niestarannie. Skąd Ginnie wie, że brat Seleny nie jest idiotą? Stąd, że to jest oczywiste. Gdyby był idiotą to by się zachowywał, jak idiota i można by było mu ten idiotyzm udowodnić na tysiąc innych sposobów, niż czepiając się jego wymowy.
Każdy normalnie myślący człowiek wie, że w świecie, w którym żyjemy, to co słyszymy jest przetwarzane na dziesiątki różnych sposobów. Nasz głos może być niewyraźny, ponieważ odbija się echem, albo jest zagłuszany przez hałas, albo ginie wśród innych szmerów, czy wreszcie może być niewyraźny, bo mówimy niewyraźnie. Mówimy natomiast niewyraźnie też z różnych powodów. Albo mamy wadę wymowy, albo mamy marną dykcję, albo nam się mówić wyraźnie nie chce, albo jesteśmy zmęczeni, albo akurat z jakiegoś powodu coś nam się powiedziało niewyraźnie. Jedni z nas więc mówią, inni słuchają i choć oczywiście lepiej by było, gdyby jedni mówili wyraźnie, a drudzy słuchali uważnie, to tak się często dzieje, że coś się w tej transmisji psuje.
W tej sytuacji jednak, mamy swój rozum i doświadczenie i oczytanie i wyobraźnię, więc często potrafimy się domyślić, kto co do nas mówi, mimo, że słowa są nieczytelne. Wiemy to i tylko niektóre przesadnie ambitne dzieci, kiedy słyszą coś, co brzmi im absurdalnie, zamiast uznać, że albo źle usłyszały, albo, że ktoś coś powiedział niewyraźnie, albo wręcz się przejęzyczył, wybuchają szyderczym śmiechem i zaczynają się głupio popisywać. Ojciec mówi na przykład: "Idź juśsie myć!", a piekielnie inteligentny pięciolatek pyta: "Juśsie? Co to znaczy juśsie? Kto to jest Juśsie? Nie znam nikogo takiego."
W przypadku Borubara, nie sugeruję, że doszło do kontaktu Prezydenta z jakimś głupim jeszcze, choć, jak mówię, ambitnym dzieckiem. Nie było tak, że jakiś dziesięciolatek-prymus, po meczu Polski z Austrią, obejrzał rozmowę z Prezydentem, uznał, że Prezydent zamiast Boruc, powiedział Borubar i że warto by tę wypowiedź wbić na youtube i pokazać całemu światu, jaki to z Lecha Kaczyńskiego palant. Takich głuptasów nie ma nawet wśród dziesięcioletnich prymusów.
Uważam, że było inaczej. Któryś z dorosłych uczestników tego, co się powszechnie nazywa walką polityczną, bądź, być może, ktoś zatrudniony na etacie przez odpowiednią sekcję w Urzędzie Rady Ministrów, albo odpowiednią komórkę wewnątrz współpracujących z obozem rządzącym mediów, słuchając wypowiedzi Prezydenta, zwrócił uwagę na tę, słynną już dziś, sekwencję i postanowił, że to może się okazać jeszcze większym hitem, niż Irasiad, czy wieśmaki. No i tego Borubara wylansował.
Proszę zwrócić uwagę. Prezydent w tej samej wypowiedzi autentycznie powiedział "Perreiro" zamiast "Guerreiro". Pomylił się. Pomylił się, bo może myślał, że Roger Guerreiro nazywa się Perreiro, albo po prostu Perreiro - co akurat mnie nie dziwi - zabrzmiało mu bardziej naturalnie i się zagapił. Ale proszę, zwróćcie też uwagę, że z tego "Perreiro", media nie zrobiły takiego cyrku, jak z Borubara. Dlaczego? Dlatego, bo Kaczyński faktycznie się pomylił, a jego pomyłka - właśnie przez to, że się zdarzyła - była naturalna. A skoro naturalna, to mało użyteczna dla akcji zniesławiającej Prezydenta. Borubar, to co innego. Borubar gwarantował sukces.
Oczywiście, w normalnie funkcjonującym społeczeństwie, ten numer by nie przeszedł. Z tej prostej przyczyny, że normalni członkowie normalnie funkcjonującego społeczeństwa, przede wszystkim nie uwierzyliby, że ktoś, i to niekoniecznie nielubiany przez nich prezydent, ale ktokolwiek, mógłby wykazać się aż taką wyobraźnią, żeby nazwisko Boruc przekręcić na Borubar. Boruc mógłby się zmienić w Boruta, albo Goruta, ewentualnie nawet w Borysa, ale - na Boga! - nie w Borubara. I nieważne też by było, czy dla przeciętnego obserwatora, miałby ten ktoś przekręcić to nazwisko w tak fantazyjny sposób z tego powodu, że zawsze myślał, że to nie Boruc, tylko Borubar, czy przez to, że się przejęzyczył, czy nawet przez to, że nagle pomieszało mu się w głowie i zapomniał; a jak już sobie przypomniał, to właśnie tak jakoś bez sensu. Standardowo myślący człowiek tego "borubara" by nawet nie usłyszał. Normalny człowiek albo nie zrozumiałby końcówki wypowiedzi Prezydenta, albo by zgadł, że Prezydent wypowiedział na końcu słowo -"bardzo", tyle że niewyraźnie. A najprawdopodobniej w ogóle by się nad tym nie zastanawiał, bo i trudno analizować każdy akcent w każdej wypowiedzi każdego człowieka, który mówi albo do nas, albo obok nas to tu to tam, od rana do wieczora. No, ale kiedy się kogoś naprawdę nienawidzi i kiedy nie jest się w stanie poradzić sobie z tą nienawiścią w sposób rozumny, to wówczas dochodzi do sytuacji najbardziej kosmicznych. Wtedy, albo z wyrachowania, albo z czystego zaślepienia, człowiek - niekiedy zupełnie z pozoru zwyczajny i w innych sytuacjach bardzo rozsądny - zaczyna się zachowywać, jak kompletny wariat.
Sam niedawno przeżyłem podobną sytuację. Tu w Salonie, w którejś z moich odpowiedzi na komentarz popełniłem prosty literowy błąd, polegający na tym, że, starając się bardzo szybko reagować na napływające wciąż komentarze, zamiast ",mądrość", napisałem "mądroś" i popędziłem dalej, nie patrząc na to, co wysłałem. Na to, otrzymałem od pewnego językoznawcy potwornie długi elaborat, tłumaczący mi i innym, na poziomie najbardziej zaawansowanej inteligenckiej paplaniny, w jaki sposób to, że zapomniałem wbić do słowa "mądrość" ostatniej literki, świadczy o moich intelektualnych i kulturowych niedostatkach. Na to, zabrała głos pewna pani psycholog, która, w równie mądrych słowach, dorzuciła swoje trzy grosze na temat tego, jak mój stan psychiczny może wchodzić w interakcję z moją kulturowością.
I to jest dla mnie idealny przykład na to, jak osobista niechęć może człowieka doprowadzić do zaburzeń na poziomie zupełnie podstawowego rozsądku. A to, co tu przed chwileczką opowiedziałem, byłoby pewnie nieistotne - w końcu ani ten pan od języka, ani ta pani od dusz, nie pełnią na tyle ważnych społecznie funkcji, żeby swoimi głupstwami szkodzić na szerszą skalę - gdyby nie symbolizowało czegoś o wiele bardziej niebezpiecznego. Bo otóż stało się tak, że ktoś, bardzo przejęty rolą rządowego propagandzisty, postanowił, że taki Borubar może długo i skutecznie się przydawać, jako kluczyk otwierający kolejne drzwi z napisem: "NIENAWIŚĆ". I w pewnym momencie okazało się, że dzięki temu zagraniu, udało się skutecznie wyhodować całe tabuny takich nasączonych tą czarną miazgą umysłów, jak ten, od którego wątku zacząłem dzisiejszy mój tekst.
A ich się już nie da tak łatwo wyłączyć. Oni będą się żywić swoją nienawiścią - nienawiścią autentyczną, nie taką tam nienawiścią, o której ostatnio słyszeliśmy aż nazbyt często - i będą tę swoją nienawiść kultywować, doglądać ją, dbać o nią, jak o swój ogródek, a w niej sadzić bardzo czarne kwiatki, z których kiedyś wyrośnie coś, co przestraszy wszystkich.
Ich samych też nie oszczędzi.

Wreszcie dostałem i ja Elementarz. Wygląda fantastycznie. W ręku leży jeszcze lepiej niż "Liść". Oczywiście niestety, tak jak i poprzednio, mamy problem z błędami, których nie zauważyłem. To jest prawdziwe nieszczęście. Ale nie jestem w stanie tego uniknąć. Korekta kosztuje, a ja staram się wszystko robić najtańszym kosztem, a więc wszystko sprawdzałem sam. A więc - to jest to co udało mi się zauważyć od razu - w notce o Górnikach z Wujka wpadło mi na samym początku słowo "zastrzelony" - jak najbardziej w temacie, niestety nie w treści i w logice tekstu. Skąd ono się tam wzięło? Nie mam pojęcia. A więc niech tam już zostanie, jako dowód mojej słabości i tamtego strasznego chaosu o którym ono i tak siłą rzeczy musi świadczyć. Zachęcam do kupowania książki i proszę wspierać ten blog pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.

9 komentarzy:

  1. Elementarz dotarł.
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nienawiść jest jak rak, pomału, niepostrzeżenie pożera duszę człowieka.
    Psychosomatyka twierdzi, że wieloletnie pielęgnowanie i hodowanie w sobie nienawiści skutkuje powstaniem fizycznego nowotworu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książkę otrzymałem i zaczynam czytać, zapowiada się ciekawie.
    To zupełnie co innego, niż twoje artykuły na blogach.
    Krótko i zwięźle. Nie wiedziałem, że tak też potrafisz.

    OdpowiedzUsuń
  4. @birofil
    Cieszę się, że wszystko gra. Mam nadzieję, że przy następnej stać mnie będzie na zawodową korektę.

    OdpowiedzUsuń
  5. @karakuli
    Pewnie że potrafię. Jak idzie o pisanie, dużo potrafię.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie to się nawet czasem zdaje, że sam miszcz i wieszcz nie zna wszystkich swoich możliwości pisarskich, względnie - co bardziej realne - niektórych swoich umiejętności nie ceni należycie. Takim przykładem jest tekst napisany z punktu widzenia labradora.
    Przeczytałem już chyba z tysiąc tekstów toyaha, a ten jest pierwszy taki. On jest tak odrębny, że gdyby powiedzmy co dwa tyognie szanowny Gospodarz takie regularnie podawał (vide "Marley i ja"), to miałby całkiem sporo lajków na fejsie, co jest nie do pogardzenia.
    "Everybody needs somebody to love" i siła miłości do futrzaków przełamuje bariery i przekracza kordony, warto docenić tę moc.

    Napisałem ten komentarz, trochę nie na temat, przyznaję, ale w odpowiedzi na inny koment, chyba po to, żeby jakoś rozegnać ten opar nienawiści, jaki się snuje z gazowni w postaci borubara czy irasiada.
    Rzygać się od tego chce, dlatego napisałem o talencie Szanownego Gospodarza do pisania o miłości po prostu (że pojadę Coryllusem).

    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  7. @don esteban
    Jakoś głupio tak słuchać, że się napisało coś absolutnie najlepszego, bo od razu przychodzi strach, że wszystko już za mną.Ale zgoda. To był fajny tekst. Też czułem, że jest lepiej niż zwykle.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie no, kiedy ja właśnie napisałem, może niewystarczająco wyraźnie, że wszystko jeszcze przed Tobą. W każdym razie ocieplenie wizerunku za pomocą tekstów o miłości.
    Ja tu nie żartuję, bo mi zależy, żeby walczący "żywią i bronią" pisarze mieli jak największą sprzedaż. Na tej samej zasadzie ja dobrze życzę małej czekoladziarni w moim mieście, żeby się utrzymała, to ja będę miał gdzie się napić płynnego szczęścia, i to nie będzie wódka.

    Będę nieco chamski i powiem Ci - patrz na Coryllusa, jak on potrafi obsłużyć różne gusty. Nie powiem, przypierdolić umie jak mało kto, ale i nasłodzić też niezgorzej.
    Chodzi o to by czytelnika uwodzić, bo każdy czytelnik marzy, by dać się uwieść. Czego Ci szczerze życzę i kciuki trzymam.

    OdpowiedzUsuń
  9. @don esteban
    Będę się starał.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...