Gdybym jednym zdaniem miał powiedzieć, za co nie znoszę intelektualistów, to swoje uczucia określiłbym chyba w ten sposób, że mnie do szału doprowadza to ich święte przekonanie, że myślenie i prezentowanie wyników owego procesu w publicznych wypowiedziach, to wartość sama w sobie. Że sam fakt, że oni myślą i myśleniu temu dają upust w kolejnych oświadczeniach, jest dla nas wystarczającym powodem, by uznać ich za osoby wartościowe, a czasem wręcz bardziej wartościowe, niż ma to miejsce w przypadku tych, którzy na przykład wyłącznie czują.
Weźmy niedawny komentarz – odpowiednio zrecenzowany już zresztą na tym blogu – w którym Adam Michnik wyraził opinię, że przejęcie władzy w Gruzji przez jakiegoś Rosjanina jest dla Gruzji błogosławieństwem. Wbrew temu czego można by się było spodziewać, ja największych pretensji do Michnika nie mam o to, że on święcie wierzy w to, że Saakashvilli to faszysta, natomiast ten Rosjanin z Gazpromu, to człowiek który poprowadzi Gruzję do świata europejskiej cywilizacji. Ja do Michnika mam pretensje wyłącznie o to, że on tak naprawdę w nic nie wierzy, nic nie uważa, i nic nie twierdzi. Dla Michnika, a więc dla najbardziej klasycznego intelektualisty, jakim jest na przykład jakiś Ilg ze „Znaku”, czy Gowin z rządu, czy Śpiewak z uniwersytetu, to co stanowi pierwszą i ostateczną wartość jest to, że on się zastanawia. I że jeśli na przykład za jakiś czas okaże się, że nowe władze Gruzji w reakcji na jakieś protesty, zaczną do ludzi strzelać – czego, zauważmy, faszysta Saakashvilli akurat nie robił – albo kiedy wyjdzie na jaw, że kolejne wybory zostaną przez władze w sposób jednoznaczny sfałszowane, o czym Michnik był tak bardzo przekonany w swoich prognozach odnośnie Saakashvillego, jemu nawet nie drgnie powieka. On w pierwszej chwili najprawdopodobniej poczuje dreszcz emocji, że patrzcie państwo, jak to nasze wspaniałe umysły znów przegrały z kosmiczną materią, a następnie zacznie głosić potrzebę zmiany rządu w Gruzji.
Czy jemu będzie głupio? Czy on poczuje choć ślad niepokoju wobec tego co mówił wcześniej? Czy on następnym razem będzie bardziej zdystansowany w stosunku do tego, co mu się wydaje? Ależ skąd! Wręcz przeciwnie. On tym bardziej będzie swoim pomysłom dawał realne świadectwo, i to zapewne w jeszcze bardziej niż dotychczas transparentny sposób. Dlaczego? No bo właśnie po raz kolejny okazało się, że warto myśleć i warto rozmawiać. Bo tylko w ten sposób dojdziemy do prawdy, do której nie dojdziemy, bo jej zwyczajnie nie ma. To co jest, to tylko rozum. Jak najbardziej wciąż niedoskonały. Czyż to nie piękne?
Otrzymałem wczoraj od naszego wspólnego kolegi LEMMINGA link prowadzący do „Gazety Wyborczej”, a w niej do wywiadu z jakąś psycholog oczywiście, która opowiada o tym jak to pornografia niszczy ludzkie umysły, i nie tylko umysły – a zwłaszcza dziecięce. Że do jej gabinetu przychodzą dzieci ośmioletnie i młodsze, uzależnione od pornografii właśnie. Owej psycholog nie znam, wydaje mi się, że jej nazwiska nigdy wcześniej na oczy nie widziałem, natomiast jestem niemal pewien, że ona jeszcze niedawno stała na czele krucjaty przeciwko wszystkim tym, którzy powszechnością pornografii się martwili i walczyli o jej delegalizację, i to najprawdopodobniej pod hasłem, że a cóż to szkodzi i że nikt nikogo do niczego nie zmusza. Dziś nagle i ona i najprawdopodobniej – z tego że akurat „Wyborcza” postanowiła nadać sprawie bieg, wnioskuję, że sprawa się robi modna – wiele zaprzyjaźnionych z „Wyborczą” środowisk uznali za stosowne przestrzec przed czymś, co każdy normalny człowiek wiedział już dawno temu. I oczywiście każdy normalny człowiek wie też, że w tej chwili to już jest tak zwana bułka po obiedzie. No bo co można zrobić, jeśli nasz cywilizacyjny rozwój i wszędzie głoszona wolność doprowadziła do tego, że najbardziej wulgarna pornografia jest dostępna za darmo w Internecie? Że aby oglądać sobie codziennie nowe w gruncie rzeczy gwałty, nie trzeba ani mieć pieniędzy, ani specjalnych sklepów, ani nawet specjalnie zaplanowanego dnia. To jest tu i teraz. Pod nosem. W dowolnych ilościach. W jakości HD. Jak mówię, kompletnie za darmo.
No i dzieci – oczywiście, że małe dzieci, bo starsze już są tak przez ową pornografie zdemolowani, że ona ich zwyczajnie nudzi – siedzą w tym Internecie i chłoną tę przemoc. A psychologowie dochodzą wreszcie do wniosku, że to im szkodzi. I pewnie nie byłoby w tym nic aż tak bardzo oburzającego, gdyby oto nagle w tym wszystkim nie pojawiło się lekarstwo. Jakaś oczywiście Milena – a ja sobie myślę, że całe szczęście, że nie Lorena – pyta naszą psycholog, co na to można poradzić. No i oczywiście rada jest. Rodzice powinni z dziećmi rozmawiać więcej o seksie. Powinno się dzieciom tłumaczyć, jak to jest z tymi sprawami, co jest co i co do czego służy, i jak to czy tamto działa. I że oczywiście te rozmowy powinny być prowadzone od najmłodszych lat. Tak, by kiedy dziecko będzie miało te swoje 8 lat, jeśli będzie oglądało pornografie, to bez specjalnych szkód. A zatem – edukacja. Tylko edukacja. I pani psycholog to wie. Jutro może się okazać, że z tą edukacją to jednak nie do końca wyszło tak jak miało wyjść, ale dziś sprawa jest oczywista. Należy rozmawiać.
Pewnie większość z czytelników tego bloga wie, kim jest Marcin Meller. Jest to dość powszechnie znany dziennikarz i celebryta, syn zmarłego już dziś ministra Stefana Mellera, kiedyś – a może i wciąż – redaktor naczelny „Playboya”. Otóż ja kiedyś miałem okazję słyszeć jego wypowiedź o tym, jak to u nich w domu zawsze wszyscy chodzili nago. Ojciec, mama i on. To był element codzienności. Pełna otwartość. Jak idzie o dom, w którym żyjemy ja, moja żona i nasze dzieci, nago się nie chodzi i nigdy nie chodziło. U nas też nie ogląda się pornografii, a co więcej, sam temat seksu nie jest absolutnie poruszany w bezpośrednich rozmowach. Powiem więcej. Jak mam tych paru znajomych, z nimi o seksie też się nie rozmawia, i to nie dlatego, że wszyscy jesteśmy jakoś szczególnie konserwatywni. Po prostu ten temat jest traktowany jak – przepraszam ewentualnych onanistów za porównanie – kupa, a więc coś najbardziej intymnego. U Mellerów w domu chodziło się goło. Mama, tata i mały Marcin.
Jak wygląda życie rodzinne pani psycholog z zalinkowanego mi przez LEMMINGA wywiadu i dziennikarki z „Wyborczej” – tego oczywiście nie wiem, ale mogę się domyślać, że nawet jeśli one nie obnażają się przed swoimi dziećmi, rodzeństwem, czy rodzicami, to z całą pewnością o tym seksie wciąż debatują. No bo w końcu bez przesady. Nałóg to rzecz niedobra, ale chyba nie będziemy ludzi pozbawiać podstawowych przyjemności? A ja sobie przypominam zamieszczony tu przez mnie zupełnie niedawno tekst, w którym – nie mając, przyznaję to, żadnych zawodowych kompetencji i doświadczeń – zasugerowałem, że dzisiejsza młodzież ponadpodstawowa dla seksu nie ma żadnego zainteresowania. Dla nich to co się liczy to oczywiście napić się i zapalić, ewentualnie coś wziąć, ale seks – bez przesady – w końcu ile można się patrzeć w tę dziurę? Napisałem to i wciąż mam mocne przekonanie, że tak się dokładnie sprawy mają. Dzieci, o których sobie rozmawiają dziennikarka z „Wyborczej” z ową wybitną psycholog, już dawno straciły zainteresowanie dla seksu. One patrzą na pornograficzny film i muszą się od razu czegoś napić, żeby się nie porzygać. Jak to widzi przepytywana przez „Wyborczą” psycholog? Proszę posłuchać:
„Dziecko masowo ogląda treści pornograficzne, wcześniej i więcej o nich myśli, szybciej wprowadza w czyn. Takie treści mogą sprawić, że dziecko wcześniej podejmie inicjację seksualną, bo podniecenie i pobudzenie jest większe i informacji jest więcej”.
Ktoś się zapyta: A cóż w tym nagle takiego złego, że dzieci będą podejmować inicjację seksualną nieco wcześniej? O ileśmy mieli starannie otwarte oczy i uszy, dotychczas w tym nie było nic takiego złego. I nagle mamy stawiać jakieś bariery? A niby ile trzeba mieć lat, żeby zacząć współżyć i poznać kolejny urok tego świata? Na to, moim zdaniem, odpowiedzi są dwie. Jedna taka, że nagle jacyś intelektualiści doszli do wniosku, że to jest po prostu niedobrze i oni właśnie na to wpadli. Po prostu. Seks w zbyt młodym wieku, to nie to. Jest jednak opcja druga, i powiem uczciwie, że ona jest mi tu znacznie bliższa. Oni już wiedzą świetnie, że pornografia niszczy ludzką seksualność – i to niezależnie od tego, czy po domu chodzimy goło, czy nie, i czy seks traktujemy jak jedno piwo pod jedna fajeczkę, czy też nie – i że jeśli coś z tym nie zrobimy, to oczywiście prędzej czy później ludzkość szlag trafi. Ale to już na szczęście nie za naszego życia. Gorsze są szkody doraźne. Otóż, jeśli ta pornografia będzie puszczona aż tak luzem, upadnie cały przemysł, a to już są nasze czasy i nasze interesy. I tego nam nie potrzeba.
A zatem, Dziekuję oczywiście mojemu kumplowi LEMMINGOWI za ów link, bo to zawsze jest dobrze wiedzieć, co się w tych łbach dzieje. Natomiast, jeśli mam być szczery, to wszystko, co tam jest napisane uważam w równym stopniu za prawdę, co za pewną akcję, żeby to tak zwane powszechne dupczenie ucywilizować. Dla z jednej strony podtrzymania branży, a z drugiej z myślą o sukcesie kolejnej płyty Marii Peszek. Na przykład.
Wygląda na to, że wczorajszy apel trafił w kompletną próżnię. A zatem, proszę raz jeszcze o wspieranie tego bloga. Tak i tak i tak. Dziękuję.