czwartek, 6 marca 2025

Krąży krąży złoty pieniądz, czyli fundacje wszystkich miast łączcie się

 

         Myślę, że nie tylko ja, ale wręcz wielu z nas, za każdym razem, gdy nadchodziła pierwsza pracująca niedziela roku i wśród dźwięku trąb, bicia dzwonów i powszechnych okrzyków wzajemnego zachęcania się do bycia dobrym, ruszało kolejne wydanie dobroczynności pod egidą Wielkiej Orkierstry Świątecznej Pomocy, zwróciło z pewnym zainteresowaniem uwagę na pewien szczególny rodzaj licytacji. Pisałem tu niedawno o ministrze Sienkiewiczu, który wystawił na owsiakową aukcje ofertę posiedzenia z nim na jakichś tam schodach, zastanawiając się, czy istnieje człowiek na świecie, zwłaszcza człowiek z dużymi pieniędzmi i siłą rzeczy mający w głowie zupełnie inne rzeczy, niż jakaś „orkiestra”, nie mówiąc już o zaszczycie spędzenia chwili z którymś z ministrów, nawet nie na kolacji – co by było zrozumiane choćby ze względów biznesowych – ale na schodach. Wyszło mi że nie, że takich ludzi nie ma, i postanowiłem o tym wspomnieć tu na blogu. To był zaledwie jeden incydent, ale  wszyscy mogliśmy zauważyć, że nie jedyny. Tu ktoś wystawiał uścisk ręki, tam ktoś inny wspomniany obiad, ktoś jeszcze przejażdżkę samochodem, czy wspólny weekend w jakimś ładnym miejscu, a oferty płynęły strumieniami, by często sięgać setek tysięcy złotych. Oczywiście, pomijając informacje o zwycięskich sumach, o tym kto, jak i gdzie odebrał swoją nagrodę nie słyszeliśmy już jednego słowa, nie widzieliśmy jednego zdjęcia, jednej choćby informacji o człowieku z tak wielkim sercem.

         W swoim tekście wspomniałem akurat o ministrze Seinkiewiczu na schodach, ale oferta jaka zrobiła na mnie wrażenie chyba największe, to ta przedstawiona przez aktora o nazwisku Maciej Musiał, a sprowadzająca się do tego, że ów Musiał osobiście przyjdzie do osoby, która wyłoży na „świąteczną pomoc” najwięcej pieniędzy i przy dźwiękach piosenki pod tytułem „Explosion” wysprząta mu całe mieszkanie i jak się dziś dowiaduję, znalazł się ktoś, kto zapragnął, by to właśnie aktor Musiał wysprzątał mu mieszkanie i kupił tę uslługę za 136 tys. zł.

       Moglibyśmy się tu znęcać nad aktorem Musiałem i jego chorą wyobraźnią godzinami, ja bym jednak chciał się skupić nad potencjalnym nabywcą Musiałowych usług. Oto mieszka sobie ów człowiek w swoim, jak rozumiem, pięknym, dużym domu i w umówionym dniu przychodzi do niego któryś z polskich aktorów, każe sobie puścić zapętloną piosenkę „Explosion” i zaczyna sprzątać. Ponieważ miejsca na puste żarty tu nie ma, nie będę się już popisywać i tylko zapytam, co to będzie za sprzątanie? Będzie mu łaził po mieszkaniu jakiś celebryta, mył mu okna, wycierał kurze, odkurzał podłogi, sprzątał na półkach, mył gary, prał brudy, być może zbierał dziecięce zabawki, a on prawdopodobnie będzie go musiał tam zostawić, bo kto jest w stanie przez długie godziny na okrągło słuchać ryku piosenki „Explosion”? A kiedy już wróci, to rozumiem, że zobaczy taki porządek, że aby go nie naruszyć, będzie musiał chodzić na paluszkach.

        A jednak, mimo tego wszystkiego, dowiadujemy się, że znalazł się ktoś, kto zgodził się na tego sprzątacza, a przy okazji na ratunek chorym dzieciom wydał 136 tys. złotych. Ale w tym samym niemal czasie dowiadujemy się jeszcze czegoś. Otóż, jak się okazuje – proszę się trzymać foteli –  „kwotę wpłacił anonimowy darczyńca z Krakowa, związany z fundacją Zróbmy Sobie Kraków”, a sam aktor Musiał wyjaśnił, że w tej sytuacji przekazał on swoje sprzątanie „na rzecz oddziału onkologii dziecięcej Uniwersyteckiego Szpiała Dziecięcego w Krakowie”, dodając, że „dobro zatoczyło koło”, co do samego sprzątania natomiast, ono „będzie miało charakter symboliczny” i sprowadzi się do „spędzenia czasu z podopiecznymi”.

         Myślę, że bez moich dodatkowych sugestii wiemy, co się stało. Aktor Musiał postanowił wykazać się swoim wielkim sercem i wystawił na aukcji fundacji Jerzego Owsiaka swoje usługi sprzątające. Konkursu jednak akurat nie wygrał żaden wrażliwy biznesmen, ale inna fundacja o nazwie Zróbmy Sobie Kraków, a ponieważ oni nie chcieli zlecać Musiałowi sprzątania swoich pomieszczeń biurowych, to poprosili Musiała, żeby może wpadł do szpitala, gdzie leżą chore dzieci, zrobił sobie z nimi parę zdjęć i będzie git.

       Będę już kończył, bo zaraz mnie weźmie cholera, a nie mam za bardzo ochoty, by jeździć do Warszawy czy Krakowa i się procesować, czy to z Owsiakiem, czy może kimś jeszcze. A niech będzie, że wiem, kto to taki ten drugi. Oto okazuje się, że prezesem zarządu fundacji Zróbmy Sobie Kraków, która za 136 tys. zł. kupiła od Musiała sprzątanie, jest nie kto inny jak Bartosz Gibała, brat niedoszłego prezydenta Krakowa, Łukasza Gibały. I to tyle. Koniec. Kropka. Kombinujcie sobie Państwo dalej sami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Do czego Europie potrzeba nazistów?

  Wybory już tuż-tuż, a świadomość tego mają już chyba wszyscy, z wyjątkiem być może tej części elektoratu Rafała Trzaskowskiego, któ...