Myślę,
że nie tylko ja, ale wręcz wielu z nas, za każdym razem, gdy nadchodziła
pierwsza pracująca niedziela roku i wśród dźwięku trąb, bicia dzwonów i
powszechnych okrzyków wzajemnego zachęcania się do bycia dobrym, ruszało
kolejne wydanie dobroczynności pod egidą Wielkiej Orkierstry Świątecznej Pomocy,
zwróciło z pewnym zainteresowaniem uwagę na pewien szczególny rodzaj licytacji.
Pisałem tu niedawno o ministrze Sienkiewiczu, który wystawił na owsiakową aukcje
ofertę posiedzenia z nim na jakichś tam schodach, zastanawiając się, czy
istnieje człowiek na świecie, zwłaszcza człowiek z dużymi pieniędzmi i siłą
rzeczy mający w głowie zupełnie inne rzeczy, niż jakaś „orkiestra”, nie mówiąc
już o zaszczycie spędzenia chwili z którymś z ministrów, nawet nie na kolacji –
co by było zrozumiane choćby ze względów biznesowych – ale na schodach. Wyszło
mi że nie, że takich ludzi nie ma, i postanowiłem o tym wspomnieć tu na blogu. To
był zaledwie jeden incydent, ale wszyscy
mogliśmy zauważyć, że nie jedyny. Tu ktoś wystawiał uścisk ręki, tam ktoś inny
wspomniany obiad, ktoś jeszcze przejażdżkę samochodem, czy wspólny weekend w
jakimś ładnym miejscu, a oferty płynęły strumieniami, by często sięgać setek
tysięcy złotych. Oczywiście, pomijając informacje o zwycięskich sumach, o tym
kto, jak i gdzie odebrał swoją nagrodę nie słyszeliśmy już jednego słowa, nie
widzieliśmy jednego zdjęcia, jednej choćby informacji o człowieku z tak wielkim
sercem.
W swoim
tekście wspomniałem akurat o ministrze Seinkiewiczu na schodach, ale oferta
jaka zrobiła na mnie wrażenie chyba największe, to ta przedstawiona przez
aktora o nazwisku Maciej Musiał, a sprowadzająca się do tego, że ów Musiał
osobiście przyjdzie do osoby, która wyłoży na „świąteczną pomoc” najwięcej
pieniędzy i przy dźwiękach piosenki pod tytułem „Explosion” wysprząta mu całe
mieszkanie i jak się dziś dowiaduję, znalazł się ktoś, kto zapragnął, by to
właśnie aktor Musiał wysprzątał mu mieszkanie i kupił tę uslługę za 136 tys.
zł.
Moglibyśmy
się tu znęcać nad aktorem Musiałem i jego chorą wyobraźnią godzinami, ja bym
jednak chciał się skupić nad potencjalnym nabywcą Musiałowych usług. Oto
mieszka sobie ów człowiek w swoim, jak rozumiem, pięknym, dużym domu i w
umówionym dniu przychodzi do niego któryś z polskich aktorów, każe sobie puścić
zapętloną piosenkę „Explosion” i zaczyna sprzątać. Ponieważ miejsca na puste żarty
tu nie ma, nie będę się już popisywać i tylko zapytam, co to będzie za
sprzątanie? Będzie mu łaził po mieszkaniu jakiś celebryta, mył mu okna,
wycierał kurze, odkurzał podłogi, sprzątał na półkach, mył gary, prał brudy, być
może zbierał dziecięce zabawki, a on prawdopodobnie będzie go musiał tam
zostawić, bo kto jest w stanie przez długie godziny na okrągło słuchać ryku
piosenki „Explosion”? A kiedy już wróci, to rozumiem, że zobaczy taki porządek,
że aby go nie naruszyć, będzie musiał chodzić na paluszkach.
A
jednak, mimo tego wszystkiego, dowiadujemy się, że znalazł się ktoś, kto
zgodził się na tego sprzątacza, a przy okazji na ratunek chorym dzieciom wydał 136
tys. złotych. Ale w tym samym niemal czasie dowiadujemy się jeszcze czegoś.
Otóż, jak się okazuje – proszę się trzymać foteli – „kwotę wpłacił anonimowy darczyńca z Krakowa,
związany z fundacją Zróbmy Sobie Kraków”, a sam aktor Musiał wyjaśnił, że w tej
sytuacji przekazał on swoje sprzątanie „na rzecz oddziału onkologii dziecięcej
Uniwersyteckiego Szpiała Dziecięcego w Krakowie”, dodając, że „dobro zatoczyło
koło”, co do samego sprzątania natomiast, ono „będzie miało charakter
symboliczny” i sprowadzi się do „spędzenia czasu z podopiecznymi”.
Myślę,
że bez moich dodatkowych sugestii wiemy, co się stało. Aktor Musiał postanowił
wykazać się swoim wielkim sercem i wystawił na aukcji fundacji Jerzego Owsiaka
swoje usługi sprzątające. Konkursu jednak akurat nie wygrał żaden wrażliwy biznesmen,
ale inna fundacja o nazwie Zróbmy Sobie Kraków, a ponieważ oni nie chcieli
zlecać Musiałowi sprzątania swoich pomieszczeń biurowych, to poprosili Musiała,
żeby może wpadł do szpitala, gdzie leżą chore dzieci, zrobił sobie z nimi parę
zdjęć i będzie git.
Będę już
kończył, bo zaraz mnie weźmie cholera, a nie mam za bardzo ochoty, by jeździć
do Warszawy czy Krakowa i się procesować, czy to z Owsiakiem, czy może kimś
jeszcze. A niech będzie, że wiem, kto to taki ten drugi. Oto okazuje się, że prezesem
zarządu fundacji Zróbmy Sobie Kraków, która za 136 tys. zł. kupiła od Musiała
sprzątanie, jest nie kto inny jak Bartosz Gibała, brat niedoszłego prezydenta
Krakowa, Łukasza Gibały. I to tyle. Koniec. Kropka. Kombinujcie sobie Państwo
dalej sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.