Ja zdaję
sobie oczywiście sprawę z tego, że choćby czytelnicy tego bloga, że nie wspomnę
o innych osobach, ostatniego czego po mnie oczekują, to tego, bym powiedział co
sądzę o wczorajszej awanturze w Białym Domu i o zachowaniu obu targających się
za uszy prezydentów. A ja sam chętnie przyznaję, że z początku ani mi w głowie
nie było, żeby tu wyskakiwać ze swoimi przemyśleniami. Tak się jednak
wydarzyło, że kiedy z jednej strony czytałem owe, nadchodzące ze wszystkich scen
politycznych awantur, opinie, to z drugiej przypomniały mi się bardzo wyraźnie
i natarczywie pewne fakty z niedawnej jeszcze przeszłości, a to sprawiło, że
uznałem iż jeśli się jednak nie odezwę, to czegoś bardzo istotnego zabraknie,
ze stratą dla pewnej skrywanej mocno, zwłąszcza dziś, prawdy.
Pamiętamy
wszyscy jak trzy lata Rosja wjechała z pełnym impetem i z całą swoją militarną
mocą i okrucieństwem na Ukrainę, cały świat – włączając w to dotychczas
wiernych Putinowi państw, oraz gospodarczych środowisk – w zadziwiająco solidarny sposób ogłosił, że ten
sam Putin to okrutne, zasługujące na śmierć bydle, a rządzone przez niego
społeczeństwo, z całą swoją historią i kulturowym dorobkiem to kupa śmieci. Tak
to właśnie się działo, ja to pamiętam i pamiętam też jak każdy kolejny dzień
przynosił tylko coraz większą
intensywnoś owych emocji. Pamiętam również, jak kolejne państwa, oraz biznesy, dzień
po dniu ogłaszały bojkot rosyjskiego rynku, kolejne rosyjskie majątki były
konfiskowane, a kolejni rosyjscy politycy byli stawiani przed międzynarodowymi trybunami
pod zarzutem udziału w ludobójstwie. No i pamiętam oczywiście, jak każdy
szanujący się internauta, czy to na Facebooku, czy na Twitterze, czy też na
Instagramie i wszelkich innych komunikatorach, za swój święty obowiązek
przyjmował umieszczenie w opisie swojego profilu ukraińskiej flagi, a niekiedy
nawet dwóch czy trzech.
I pamiętam
jeszcze coś. Otóż niemal wszyscy oni – a ja z nimi – byli głęboko przekonaniu, że Rosja tej wojny w
z dotychczasowej nie przetrwa.
I tak, ani
się człowiek obejrzał, jak stuknęły trzy lata i nie zmieniło się praktycznie
nic, ani na Ukrainie, ani w Rosji, ani też w naszych sercach. A więc tam
Rosjanie żyją sobie jakby nigdy nic, przyzwyczaili się nawet do tego, że ich
sportowcy walczą już tylko sami ze sobą, Ukraina tonie we krwi i w gruzach do
tego stopnia, że młodsze pokolenie straciło już rozeznanie co do różnicy między
Buczą, a Mariupolem, tu natomiast te wszystkie ukraińskie flagi ani drgnęły,
tyle może że tu przewaga przechiliła się zdecydowanie na lewą stronę i to do
tego stopnia, że im gorsze i wściekłe lewactwo, tym ich więcej.
Ktoś teraz
może się zastanawiać, co w tym co dotychczas powiedziałem jest takiego nowego,
a tym bardziej zaskakującego. Otóż tu akurat nic. To jest zaledwie tło dla tego
co się działo niejako w tle. Oto proszę sobie przypomnieć, jak wobec tego co
się działo na Ukrainie reagował Watykan. Otóż ku powszechenmu oburzeniu
absolutnie wszystkich zaangażowanych przeciwko Rosji i Putinowi stron, papież Franciszek
ani razu nie opowiedział się po którejkolwiek ze stron. Cały świat żądał od
Franciszka by potępił rosyjską agresję i wsparł moralnie Zełeńskiego, a on od
początku, dzień po dniu, głosił jedno: wojna to zło, musi natychmiast zapanować
pokój, należy natychmiast przerwać tę śmierć, to niszczenie domów i miast tę
rozpacz i to strasznie nieszczęście jakie sprowadza na człowieka wojna. Świat
wzywał Franciszka do poparcie Ukrainy, a on niezmiennie odpowieadał: Módlmy się
o pokój.
I proszę
zwrócić uwagę, jak konkretnie było odbierane papieskie wezwanie. Prawic, i to czym
bardziej prawa, wyzywała Franciszka od komunistów, a wręcz satanistów, a lewactwo,
czym bardziej lewe – od takiego jak oni wszyscy pedofilów, i klechów bez serca.
Jesteśmy
zatem trzy lata po rosyjskiej agresji, ktora trwa i nie wydaje się kończyć, i
cała Europa nagle dochodzi do wniosku, że największym wrogiem cywilizowanego świata
są Putin i Trump, a ja już ze smutkiem podejrzewam, że bardzo bardzo liczy, że
papież Franciszek umrze, a kolejny papież wezwie do tego by w Boże imię nie
ustępować i walczyć do końca świata i jednen dzień dłużej.
Napisałem
że cały świat potępia Trumpa i Amerykę, ale niekoniecznie tak to wygląda. Otóż
widzę bardzo wyraźnie, że ci wszyscy, którzy dotychczas atakowali Franciszka – szczególnie
nasi kochani prawi – za jego głos
apelujący o zakończenie wojny, akurat tu twierdzą, że ten Trump to jest jednak
gość. Ta wojna nie ma sensu, ta krew nie ma sensu, te cierpienia nie mają
sensu. Tę wojnę trzeba zakończyć. A że dokładnie to samo od lat głosił tak okrutnie
przez nich obrażany Papież, kto by o tym pamiętał?
Lepiej o
tym nie pamiętać. Wszyscy się teraz módlmy, żeby kolejnym papieżem został ktoś
co najmniej na miarę Benedykta XVI, który wreszcie zrobi porządek z tymi pedałami.
Bardzo ładnie to opisałeś.
OdpowiedzUsuńOstatnio dochodzę do wniosku, że ci "prawi" są gorsi od tzw. "lewactwa". Bo lewactwo przynajmniej jest w tej obłudzie i kłamstwie, paradoksalnie szczere, a "prawactwo" ma usta pełne szlachetnych frazesów, a reprezentują te same cechy które przez lata tak irytowały w "lewactwie", a wśród nich wyróżnia się bezmyślne gadanie tego co akurat jest zgodne z "mądrością etapu".