Poniższy tekst napisałem i zamieściłem tu
cztery lata temu, licząc bardzo na większy odzew, ale niestety, jak to często
bywa, mocno się przeliczyłem i wręcz o tym – nie temacie, oczywiście, ale o
samej publikacji – zapomniałem.
Spędziliśmy jednak miniony tydzień w naszym Przemyślu i kwestia męczeństwa
państwa Kurpielów jakimś tam sposobem wróciła, więc pomyśałem sobie, że warto
byłoby o nim opowiedzieć. Tymczasem okazało się jednak, że tekst już jednak
powstał, ale że powstał ze wspomnianym wcześniej rezultatem, pomyślałem, że go opublikuję raz jeszcze, z pewnym bardzo
ważnym uzupełnieniem. Ale to już może pod sam koniec.
Mam tu pod
nosem nadzwyczaj interesującą książkę wydaną przez znanego nam watykańskiego
dziennikarza oraz publicystę Vittorio Messoriego pod prostym tytułem „Cud”, w
której opisuje on nam historię prawdopodobnie najlepiej
udokumentowanego dochodzenia w sprawie cudu właśnie „przywrócenia
natychmiastowo i ostatecznie” nogi 23-letniemu Miguelowi Juanowi Pellicerowi.
Noga ta, złamana kołem wozu, a później zaatakowana przez gangrenę, została
hiszpańskiemu chłopakowi odcięta w publicznym szpitalu w Saragossie i zakopana
na cmentarzu szpitalnym, by po dwóch latach zostać cudownie przywrócona dzięki
wstawiennictwu Maryi. Jak mówię, to co się zdarzyło w roku 1640 w Saragossie,
to być może najlepiej udokumentowany oraz potwierdzony wieloma
świadectwami cud właśnie, a mimo to jednocześnie, jak sądzę, coś o czym
większość z nas zwyczajnie nie słyszała.
Po przeczytaniu
owej książki, gdzie, powtarzam, wszystko, wraz z wszelkimi koniecznymi dowodami
przedstawione jest czarno na białym, skonsultowałem się z zaprzyjaźnionym
księdzem i zapytałem go jak to jest, że coś tak wielkiego jak owo zdarzenie z
Saragossy pozostaje całkowicie nieznane, podczas gdy raz na jakiś czas słyszymy
o kolejnych świętych, czy choćby błogosławionych, których wstawiennictwo
dokonało rzeczy niezwykłych, a owe wydarzenia pozostają w świadomości wielu.
Odpowiedział mi ów ksiądz, że nawet i tu, jak w wielu innych miejscach i
sytuacjach, mamy do czynienia z tak zwanym „block busting” gdzie wygrywa ten
silniejszy, bardziej agresywny, czy zwyczajnie bardziej obrotny. A cud z
Saragossy został w tym miejscu w którym jest do dziś, bo najwidoczniej nie miał
wystarczająco silnych promotorów.
Brzmi
to wszystko oczywiście nie najładniej, choć z drugiej strony myślę, że jeśli tu
akurat jest aż taka konkurencja, to tym bardziej musi to oznaczać, że mamy do
czynienia z towarem naprawdę pierwszej klasy. A skoro tak, to niech będzie jak
jest. Niech oni konkurują, a nasza wiara niech rośnie.
Przypomniałem
sobie tamtą historię oraz związaną z nią rozmowę, podczas niedawnego pobytu w
Przemyślu, a konkretnie na pewnym symbolicznym bardzo grobie w wiosce Tarnawce,
tuż obok miasta. Proszę sobie mianowicie wyobrazić, że tam, w owych Tarnawcach
znajduje się takie miejsce:
Od razu wyjaśniam, że to co tu widzimy to jest to co
pozostało po domu rodziny niejakich Kurpielów. Owe ruiny są upamiętnione
specjalną tablicą, natomiast poza nimi tuż obok znajduje się zaledwie krzyż
oraz coś takiego:
Co tam się stało, że mimo tej nędzy, znajdziemy w tym
miejscu ową tablicę? Oto, proszę sobie wyobrazić, że podczas II Wojny Światowej
wspomniani wyżej państwo Kurpielowie przechowywali w owym dziś już kompletnie
zrujnowanym majątku 25 Żydów, których jedynym schronieniem na wypadek
ewentualnego nieszczęścia było to przedziwne miejsce pokazane wyżej. Niestety
stało się tak, że któregoś dnia miejscowi Ukraińcy donieśli Niemcom o tym co
owi Kurpielowie wyprawiają, no i w efekcie wszyscy Żydzi zostali ze swojej nory
wyciągnięci, następnie – co ciekawe przez tych samych Ukraińców – niemal
wszyscy rozstrzelani, a po nich oczywiście wzięto się za samych Kurpielów. Co
ciekawe, wojnę przeżyło sześcioro dzieci Kurpielów, oraz dwóch czy trzech
Żydów, którym udało się uciec, w tym, jak słyszę, przyszły minister oraz
premier w PRL-owskim rządzie, Zbigniew Messner.
No i
to tyle. Jeszcze jedna historia z tamtych dziwnych lat. A ja sobie myślę, że z
jednej strony to naprawdę ciekawe, że historia małżeństwa Kurpielów i owych 24,
czy 25 Żydów nie jest powszechnie znana, a z drugiej strony nie zapominajmy, że
ów czas to były setki, jeśli nie tysiące takich historii i trudno jest bardzo,
by każda z nich znalazła tu swoje miejsce. Tak samo akurat by swoje miejsce
znalazł tu wśród nas każdy cud, uczyniony za wstawiennictwem tego czy owego
świętego, czy nawet samej Matki Boskiej.
A
ja już na sam koniec tych rozważań, chciałbym zakomunikować, że w roku 2010
Kurpielowie zostali pośmiertnie uhonorowani przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego
Krzyżami Kawalerskimi Orderu Odrodzenia Polski, a Prezydent podpisał nadanie
krzyża tuż przed swoją tragiczną śmiercią w katastrofie lotniczej w Smoleńsku.
Dopiero trzy lata później Kurpielowie zostali odznaczeni medalem „Sprawiedliwi
wśród Narodów Świata”, nadawanym przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie.
No
i znów pojawia się pytanie, czemu tak mało wiemy o cudzie z Saragossy.
Odpowiedź jest prosta i znajduje się w historii z Tarnawiec spod Przemyśla.
A zatem, jak widzimy choćby na tych dwóch
zdjęciach, poza wspomnianą tablicą, umieszczoną tam na tym rozwalającym się,
zapomnianym i schowanym przed światem murze, skrywającym smutną historię
państwa Kurpielów i tych biednych Żydów, tam nie ma nic. Te cegły porośnięte
trawą i długi, głęboki tunel, wykopany przez pana Kurpiela po to by jego Żydzi
mogli się okryć i ewentualnie uciec.
Ale jest jeszcze coś, absolutnie
strasznego. Otóż prosze sobie wyobrazić, że zanim Niemcy zaczęli swoją
egzekucję, kazali Kurpielom wynieś na zewnątrze stół, a pani Kurpielowej
przyrządzić im śniadanie. Zjedli, a potem ją zastrzelili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.