wtorek, 8 listopada 2022

Jarosław Kaczyński, czyli 14 lat minęło

 

      Wyjątkowo długa tym razem przerwa w komentowaniu zdarzeń i myśli spowodowana była oczywiście przede wszystkim przez to, że w ogóle im jestem starszy, tym bardziej wszystko przychodzi mi z trudnością, a przez to cokolwiek robię, robię znacznie wolniej. I choć, jak sądzę, jest to powód podstawowy, to jednak jest też tu coś, co ma w tej kwestii znaczenie niemal równie istotne. Otóż, jak pewnie więskzość z nas zauważyła, ostatnie tygodnie, czy też kto wie, czy nie miesiące, przyniosły nam tak ogromną intensywność zdarzeń aż proszących się o komentarz, że osobiście poczułem się do tego stopnia skołowany, że choćby i najbardziej poruszające kwestie nagle stawały się równie płytkie, jak cała reszta, a ja ostatecznie nie umiałem z siebie wydusić pojedynczego słowa. Nie zmienia to jednak faktu, że, owszem, bardzo mocno się zastanawiam, cóż to takiego się dzieje, że nie ma, nawet nie dnia, ale i godziny, by na scenę nie wlazł kolejny ktoś i nie powiedział, lub nie zrobił czegoś, co – jak mówię – aż prosi się, by wziąć w rękę coś ciężkiego i zrobić jeden a porządny zamach, a juz po chwili ta ręka opada i z bezsilności i przede wszystkim ze znużenia.

       Zastanawiam się nad tym i odpowiedź znajduję tylko jedną, a mianowicie przyszłoroczne wybory. Otóż, obserwując ową determinację z jakim owo szaleństwo jest realizowane, dochodzę do wniosku, że nasza dzisiejsza scena jest podzielona dokładnie na dwie części: z jednej strony mamy rząd, który robi to co sobie już dawno zaplanował i jest w stanie skutecznie realizować, a z drugiej wszyscy ci, którzy walczą... o życie. I nie łudźmy się – im nawet do głowy nie przyjdzie myśl, że za rok wrócą do władzy. Oni wiedzą równie dobrze jak my, że owo zwycięstwo to jest klasyczne marzenie ściętej głowy, natomiast to czym naprawdę żyją, to wyłącznie walka o to, by nie wypaść z tych sań, z tego pociągu, czy tej łodzi, która już i tak ledwo wytrzymuje ów nieznośny ciężar. Oni są jak owi Świadkowie Jehowy, którzy sprzedali swoje życie za owo złudzenie, że jeśli się tylko postarają bardziej niż inni, to zasłużą sobie przynajmniej na Pamięć. Ogromna większość z nich walczy dziś wyłącznie o to, by jesienią przyszłego roku znaleźć najcieplejsze miejsce w sercu czy to Donalda Tuska, czy Szymona Hołowni, czy Kosiniaka-Kamysza, czy Korwina-Mikke, uzyskać jak najlepsze miejsce na liście i zachować choćby cień szansy, że gdy te wybory miną, nie wylądować na ulicy żebrząc o papierosa i kubek gorącej zupy. Dlatego też są gotowi choćby na najgorszą kompromitację, wstyd i upodlenie, na które my tymczasem patrzymy z takim niedowierzaniem.

   A trzeba nam wiedzieć, że to wcale jeszcze nie koniec. Idzie zima, która miała przynieść koniec obecnej władzy, a, jak wszystko na to wskazuje, zakończy się spektakularnym sukcesem rządu i Polski, po zimie przyjdzie wiosna i co równie prawdopodobne da nam wszystkim wreszcie odetchnąć i wtedy dopiero się zacznie. Wtedy dopiero zobaczymy jak to jest, gdy już nie tylko chodzi o uzyskanie dobrej pozycji do ataku, ale o znalezienie choćby tej jednej ostatniej dziury, w której można się ukryć, by człowieka nie zagryziono. Obserwuję dzisiejsze zachowanie nie tylko owej totalno-opozycyjnej drobnicy, ale i samego Donalda Tuska, czy pozostałych tak zwanych liderów, i nie mogę sobie nie wobrazić w jakim stanie oni się znajdą, kiedy przyjdzie owa wiosna i zrobi się naprawdę groźnie. I jak oni się wtedy wszyscy sobie rzucą do gardeł we wspomnianej walce już nie o władzę, nie o zaszczyty, nawet nie o pieniądze, ale o życie. Widzę dziś tych wszystkich Kowali, Poncyliuszy, tą Kluzik, tego Budkę, Szczerbę, Jońskiego, Zalewskiego, tego biednego Libickiego, tę Kidawę, Lubnauer, Leszczynę, Millera, Żukowską, Kierwińskiego i Muchę, ale  i całe owo nieszczęsne towarzystwo, które jeszcze jako tako istnieje w powszechnej świadomości, bo Klarenbach z TVP Info zaprasza ich do wieczornych audycji, by tam się popisywali, i wiem że to wszystko musi sie skończyć najbardziej spektakularną katastrofą.

   Jarosław Kaczyński, podczas jednego ze swoich regularnych spotkać z wyborcami, zwrócił uwagę na całkowicie oczywisty dla każdego z nas fakt dramatycznego kulturowego i cywilizacyjnego upadku znacznej części młodego pokolenia, nie tylko zresztą w Polsce. Wspomniani wcześniej przeze mnie wojownicy natychmiast wywęszyli kolejną szansę i po raz nie wiadomo który, postanowili Kaczyńskiego wdeptać w piach, licząc na to, że tym razem to już się uda na pewno. Pojawili się też i tacy, którzy nagle sobie przypomnieli, że 15 lat temu ten sam Kaczyński rzekomo zauważył, że internauci to by tylko chlali piwo i oglądali pornografię. A ja muszę powiedzieć, że to iż oni doszli do tego, by nagle się złapać aż tak ostrej brzytwy, zaskakuje nawet mnie. Pamiętam bowiem ów rok 2008 i tamtą awanturę. Wiem, że to co zaraz zrobię, dramatycznie przedłuży ów dzisiejszy tekst, ale ponieważ i tak aż nadto dałem Państwu od siebie odpocząć, a poza tym, jak wiemy i tak nigdzie się nie spieszymy, bardzo proszę poczytać sobie mój dawny tekst z tamtego właśnie czasu. Również o tym, jak strasznie jałowe były, są i zawsze będą wysiłki oparte na nędznym kłamstwie.

 

Od czasu, gdy Jarosław Kaczyński udzielił swojej słynnej ostatnio wypowiedzi dla Sygnałow Dnia, gdzie w pewnym momencie wspomniał – przyznaję, w niezbyt sympatyczny sposób – o Ludwiku Dornie, minął już tydzień, a wrzawa związana z tym wydarzeniem nie cichnie; powiem więcej – tak jakby ostatnio się nawet bardziej rozhulała.

Napisałem, ze słynna jest wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego i że wrzawa, z którą mamy ostatnio do czynienia, jest związana z tą wypowiedzią, a przecież jest to ocena nie do końca ścisła. Sławna jest na przykład wypowiedź – jedna, druga i trzecia – Ludwika Dorna, na ten temat. Sławny jest też niewątpliwie list otwarty, jaki obecna pani Dornowa opublikowała w „Dzienniku” pod tytułem „List żony Dorna”. Sławne są niewątpliwie komentarze na temat tego, co uczynił Dornowi Jarosław Kaczyński, a tym samym, co uczynił swojej, i tak już tylko dryfującej, partii. Sama wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego sławna już raczej nie jest.

Podobnie wygląda sytuacja owej „wrzawy". Wrzawa, owszem, związana jest z tym, co powiedział jakiś czas temu Jacek Kurski, albo Przemysław Gosiewski, czy ostatnio nawet pani poseł Szczypińska. Powiem nawet, że, podobnie jak to się ma w przypadku samej wypowiedzi i rzekomej „sławy" wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego, niewątpliwie i tu istotnym powodem tej wrzawy są komentarze - jeden, drugi i trzeci - Ludwika Dorna i, wspomniany już „List żony Dorna”. Ale o tym, żeby sam wywiad Jarosława Kaczyńskiego dla Jacka Karnowskiego w Sygnałach Dnia z 19 września, spowodował jakąkolwiek wrzawę, nic mi absolutnie nie wiadomo.

I to mnie, powiem szczerze, nie dziwi. Wszystko, co dotychczas, przez całe swoje długie lata politycznej działalności, mówił i robił Jarosław Kaczyński, było dla tak zwanej, mainstreamowej opinii publicznej, ważne tylko o tyle, o ile z jego czynów, czy jego wypowiedzi, da się wykroić jakiś, choćby nawet i bardzo mizerny powód, do kopnięcia go „w ten kaczy dziób".

Cokolwiek od osiemnastu już z górą lat, robi, czy mówi Jarosław Kaczyński jest relacjonowane tylko pod tym jednym warunkiem, że ów intelektualny i emocjonalny wysiłek elit, polegający na nie bojkotowaniu Jarosława Kaczyńskiego, jako polityka i człowieka, przyniesie jakieś wymierne korzyści dla prowadzonej od wielu, wielu lat, przez te właśnie elity, kampanii kłamstwa i dezinformacji wobec społeczeństwa

Dlatego zatem, kiedy słyszę, że Jarosław Kaczyński powiedział, albo zrobił coś kompromitującego, co go ostatecznie już pogrąży i wreszcie wyeliminuje z naszego życia politycznego, a jego partię wyrzuci poza nawias historii, uczony doświadczeniem, przymykam na te teksty jedno oko, a jedno ucho otwieram na piosenkę Kazika i te wielkie słowa: „Czy ma sens, że się trudzisz? Weź, nie pierdol, to mnie nudzi"? Dlatego mianowicie, że właśnie moje doświadczenie nauczyło mnie tego, że są ludzie, którzy są gotowi dla jednego, niskiego celu, wykorzystać wszelkie dostępne środki, byle by ten cel osiągnąć.

Dlatego, na przykład, jeśli moje dziecko przychodzi do mnie ostatnio i mi mówi: „A ty wiesz, że podobno....”, to ja zawsze odpowiadam, że może tak, może nie, a może jeszcze inaczej, a może w ogóle nie i że najlepiej będzie troszkę poczekać. I wtedy spróbujemy się w sytuacji zorientować o wiele skuteczniej.

Pamiętam, jak nie tak przecież dawno temu, nad całą Polską podniósł się harmider na temat taki mianowicie, że Jarosław Kaczyński w bezprecedensowy sposób zaatakował internatów. Przez cały Boży tydzień media, papierowe, elektroniczne, z samym Internetem na czele, oraz bardziej zaangażowana część wykształconej opinii publicznej, nie mówiły o niczym innym, jak o ostatecznej kompromitacji Kartofla, który nie dość, że nie ma żony, jest mały i mieszka z mamusią, to jeszcze na dodatek, jak ostatni jełop, obraża internatów.

Nikogo nie obchodziło, gdzie Kaczyński to powiedział, jak to powiedział i nawet, co powiedział. Ważne było tylko to, żeby przez tydzień urządzać festiwal szyderstw w stosunku do jednej, znienawidzonej przez elity, osoby. Nikt się nie zainteresował samym wywiadem z Jarosławem Kaczyńskim, opublikowanym, tak na marginesie w Internecie, tym, że wywiad był długi jak cholera, dotyczył dziesiątek bardzo ważnych kwestii, zupełnie nie związanych z Internetem i tylko na sam jego koniec, zapytany, czy on ma jakiś pomysł, żeby zwiększyć społeczne zainteresowanie wyborami, odpowiedział, że jest przeciwko tworzeniu społecznej aktywności na siłę i, że choćby pomysły takie, jak głosowanie przez Internet, mu się nie podobają, bo przez swoją kulturową oprawę deprecjonują sam akt głosowania.

O internautach siedzących z piwem (tak jak ja choćby teraz) przed ekranem komputera, wspomniał Kaczyński tylko w jednym (dosłownie jednym) zdaniu, mówiąc że to nie wypada, by w tak dostojnym akcie jak wybory, udział brało jakieś choćby jedno nieszczęście z puszką piwa i gołą babą przed nosem. I to wystarczyło, żeby główne media urządziły mu takie piekło, że przez cały tydzień Jarosław Kaczyński nie wiedział, gdzie się ruszyć. W końcu dano mu spokój, bo wystękał to swoje słynne „przepraszam". Za co? Tego to już dziś nikt nawet nie pamięta.

Podobnie jest i teraz. Rozmowa Karnowskiego z Kaczyńskim w Sygnałach Dnia jest długa i bardzo interesująca. Kaczyński mówi mnóstwo bardzo ciekawych i bardzo mądrych rzeczy. W pewnym momencie, Jacek Karnowski pyta Kaczyńskieiego:
Jacek Karnowski: „Panie premierze, Ludwik Dorn z kolei, wciąż poseł Prawa i Sprawiedliwości, został wybrany w rankingu tygodnika ‘Polityka’ posłem roku 2008. Jest to ranking opracowywany przez dziennikarzy na podstawie wypowiedzi dziennikarzy sejmowych. Czterdziestu dziennikarzy brało udział w ankiecie. Najlepszy poseł, który dziś jest na marginesie Prawa i Sprawiedliwości”.
      Jarosław Kaczyński: „No cóż, to się już zdarzało przedtem Ludwikowi Dornowi, nie chcę tego kwestionować, nie chcę twierdzić, że tutaj były jakieś dodatkowe motywy, chociaż nie można ich wykluczyć, znając ‘życzliwość’ tego środowiska dla Prawa i Sprawiedliwości. Niemniej Ludwik Dorn jest człowiekiem, który złamał pewne reguły gry w sposób drastyczny. No, łamie je niestety także w innych dziedzinach życia i to być może doprowadzi do dalszych konsekwencji. I tyle mogę w tej sprawie powiedzieć”.
Jacek Karnowski: „Co pan ma na myśli, panie premierze?”
Jarosław Kaczyński: „Ja nigdy nie przeczyłem, że Ludwik Dorn jest bardzo inteligentnym człowiekiem”.
Jacek Karnowski: „A co pan ma na myśli mówiąc...?
Jarosław Kaczyński: „Nie chcę o tych sprawach mówić, ale można było zresztą o nich też przeczytać w prasie. Nie mam zamiaru tutaj wchodzić...”.
Jacek Karnowski: „Chodzi o życie osobiste?”
Jarosław Kaczyński: „Nie będę mówił, o co chodzi, ale w każdym razie mamy tutaj do czynienia z takim kryzysem osoby wielostronnym”.

Proszę zwrócić uwagę. Redaktor Karnowski pyta Kaczyńskiego, co sądzi o tym, że Dorn został przez „Politykę” wybrany posłem roku. Kaczyński odpowiada, że on tego nie kwestionuje, choć podejrzewa, że „Polityka” kierowała się tu jeszcze innymi, pozamerytorycznymi, powodami. Że Dorn ma kłopoty w PiS-ie, bo złamał pewne reguły. No i że łamie te reguły również poza polityką.

Oczywiście, ja wiem, że mógł Kaczyński, wiedząc, że każde słowo będzie mu, jak zwykle wyciągnięte, i że nie będzie to z całą pewnością słowo mądre, merytoryczne i choćby trochę interesujące, się w tej części nie odzywać. Mógł akurat to jedno zdanie sobie darować. Ale sobie nie darował i powiedział. Więcej, jak sami widzimy nie chciał mówić i w gruncie rzeczy, mimo, że Karnowski go trzy razy naciskał, nic już więcej nie powiedział Całą resztę zrobili inni politycy, media i sam Dorn z rodziną.

Ktoś powie, że się wygłupiam, broniąc Kaczyńskiego. Że polityk, każdy polityk, powinien uważać na swoje słowa i słów tych ponosić konsekwencje. Jest jednak tak, że może i ja się faktycznie wygłupiam, ale nie zmienia to faktu, że w sposób absolutnie drastyczny, wyżej sformułowana zasada nie dotyczy każdego polityka. Powiem więcej, dotyczy tylko małej, bardzo małej grupy polityków. A tak naprawdę jednego z nich. I to jest dla mnie powodem mojego rozgoryczenia.

Od pierwszego dnia, gdy Jarosław Kaczyński wspomniał o łamaniu przez Dorna reguł, sam Dorn zachowuje się, jak kompletny wariat, biegając w kółko i strasząc Kaczyńskiego sądem. Żona Ludwika Dorna pajacuje w sposób absolutnie dziwaczny, śląc głupkowate listy do gazet i tłumacząc ludziom, dlaczego zarobki jej męża są małe, a nie duże. I to oczywiście nikomu nie przeszkadza. Wczoraj w „Szkle Kontaktowym”, Grzegorz Miecugow z tym jakimś Wojciechem Zimińskim załamują ręce nad PiS-em, że jest to taka partia, która konsekwentnie eliminuje swoich najbardziej znakomitych członków. Że wszystko, co było w PiS-ie wielkie i wybitne, musiało z PiS-u odejść. I Ludwik Dorn i Marek Jurek i Antoni Mężydło, no po prostu pogrom ludzi bez skazy. Pozostaje się dziwić, że Miecugow nie wymienił jeszcze do tego Artura Zawiszy, ale, wygląda na to, że nawet w „Szkle Kontaktowym” istnieją jeszcze jakieś niewyraźne granice bezczelności.

Nie ma takich słów obrzydzenia i pogardy; nie ma szyderstw i obelg, którymi nasze światłe media i ich wybitni przedstawiciele, nie obrzucili w swoim czasie zarówno Ludwika Dorna, jak i Marka Jurka. Do dziś pamiętamy tych dwóch, zapluwających się najbardziej idiotyczną satysfakcją, mądrali z RMF-u, kiedy rzucili Dornowi na konferencyjny stolik dwa wieśmaki. Do dziś pamiętamy, jak cały TVN24, przez kolejne dni, z dziką satysfakcją natrząsał się z tego „matołowatego” Dorna i jego „matołowatej” miny, gdy dzielni przedstawiciele niezależnych mediów urządzili mu happening, jak należy.

Dziś nagle, oni wszyscy aż drżą z oburzenia, że Jarosław Kaczyński – ten kartofel i mikrus –  śmie tknąć kogoś takiego, jak Ludwik Dorn.

I znów, załóżmy nawet, że Jarosław Kaczyński przy Dornie, czy Jurku, to rzeczywiście moralne i intelektualne nic. Załóżmy nawet, że tu rzeczywiście nie chodzi o ataki w ogóle, ale TAKIE ataki. Że faktycznie, oburzenie elit wywołało rozgrzebywanie tak intymnych i prywatnych kwestii, jak rodzina, alimenty, dzieci...

Jednak tu też wypada się zastanowić, jak to się stało, że każdy, nawet najbardziej ciemny obywatel, może i nie wie, jakie są w Polsce partie polityczne, jaka jest różnica między Sejmem a Senatem i między Prezydentem a Premierem, co to znaczy minister i czym on takim, ten minister, się zajmuje, ale ten sam obywatel na 100% wie, że Jarosław Kaczyński jest pedałem, który śpi ze swoją mamą i z kotem. Kto tych obywateli o tym poinformował? Poseł Gosiewski, czy może prężne i niezależne media? Chyba zaraz zwymiotuję...

Oczywiście, to wszystko, czego jesteśmy świadkami jest przykre i w sumie nie rokujące zbyt dobrze na przyszłość. Ale wiemy też, co już pisałem nie raz, że my – ludzie Ciemnogrodu – może i jesteśmy naiwni i wciąż widzimy przyszłość jasną, mądrą i ciepłą. Ale, tak się przy tym składa, że ten nasz optymizm i ta nasza nadzieja, stanowią nieodłączną część tego czegoś, czego tamtym brakuje. Mianowicie zwykłego, prostego, absolutnie przyziemnego, człowieczeństwa. A to ono w ostatecznym rozrachunku zwycięża.

 


2 komentarze:

  1. Tak jak wtedy, tak i teraz, pozostaje nadzieja. Bo to jest naprawdę straszne jak ludziom mało wystarczy żeby ruszyć owczym pędem za jakimś byle jakim ochłapem rzuconym przez media. Nie mówię o tych zaślepionych którzy tylko czekają na krzywo zawiązane sznurówki u Prezesa i potem podniecają się tym przez tydzień, tylko też o tych zdawałoby się rozsądnych. Bo po tej wypowiedzi o młodych dziewczynach które coraz więcej piją, histeria jest wręcz nieprawdopodobna. Niektórzy na twitterze wręcz przypomnieli sobie, że oni nie mogli z żoną mieć dzieci i "ich JK obraził tymi słowami, bo zrobił z nich pijaków" - to jakiś obłęd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To JEST obłęd. Oni naprawdę wierzą w to co mówią.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...