piątek, 18 lutego 2022

Gdy kłamstwo w finale wygrało 3-0

 

      Nie umiem dziś powiedzieć który to był dokładnie rok, ale z całą pewnością premierem był wówczas Jerzy Buzek, a jego ministrowie reprezentowali tak zwaną Akcję Wyborczą Solidarność, w koalicji z Unią Wolności. Dla przypomnienia tym, którzy aż tak daleko wspomnieniem nie sięgają, samą AWS również tworzyła koalicja mniejszych ugrupowań, a wśród nich – tak, tak – jak najbardziej Porozumienie Centrum. Tu akurat, co absolutnie niezwykłe i co musimy teraz podkreślić, mamy na myśli Porozumienie Centrum bez jego twórcy i jedynego przywódcy. Czemu tak? Otóż kiedy zbliżały się wybory i tak zwana prawica układała swoje listy wyborcze, Jarosław Kaczyński, w proteście przeciwko wciskaniu do Sejmu  całej kupy najciemniejszych typków i wbrew swoim partyjnym kolegom odmówił kandydowania i kazał usunąć swoje nazwisko z listy. I pewnie przez kolejne cztery lata mógłby się na spokojnie zajmować sobą i swoim kotem, gdyby w geście dobrej woli nie przygarnął go Jan Olszewski, co po paru kolejnych, czasem nadzwyczaj nieoczekiwanych zakrętach, doprowadziło do zmiany w postaci zniknięcia Porozumienia Centrum a wraz z nim całej grupy polityków, którym się wydawało, że bez Kaczyńskiego sobie świetnie poradzą, a poradzić sobie nie byli w stanie. I tak to powstało Prawo i Sprawiedliwość, co ostatecznie stworzyło podstawę tego co mamy dziś. 

        I tu chcę wrócić do początku dzisiejszej notki, czyli miejsca gdzie piszę, że nie pamiętam dokładnie roku w którym to się wydarzyło. Otóż Polska była rozkradana przez tych udających prawicę cwaniaków, Jarosław Kaczyński, jako poseł kompletnie niszowego i mikroskopijnego ugrupowania Jana Olszewskiego, jedyne co mógł robić to patrzeć, jak gangi się coraz bardziej rozpychają, a całą jego ideę trafia szlag i któregoś dnia, w jednym z wywaiadów, zapewne w jednej z wielu chwil zwątpienia, powiedział, że w aktualnej sytaucji on nie widzi najmniejszego sensu bycia choćby i skromnym posłem, skoro owo posłowanie sprowadza się wyłącznie do odbierania raz na miesiąc poselskiej pensji. Pamiętam tę wypowiedź, jak sądzę, słowo w słowo, ale też nigdy już nie zapomnę artykułu w „Gazecie Wyborczej”, w którym nadzwyczaj dowcipnie wyszydzono opinię Jarosława Kaczyńskiego, że „jedyny sens bycia posłem to chodzenie raz na miesiąc do kasy, by odebrać poselskie honorarium”.

        Ja oczywiście od czasu do czasu wracam do tego wspomnienia, ale tym razem, przypomniało mi się tamto wydarzenie, gdy prawicowe media, włącznie z państwową telewizją, uruchomiły parodniową – dziś, gdy czas już naprawdę nie czeka na nikogo, innych nie ma – nagonkę na Kingę Dunin (jeśli ktoś nie wie, o kim mowa, niech sobie wygoogla). W czym rzecz? Otóż wygląda na to, że Szatan, uznając, że Dunin – dotychczas znana nam jako osoba zwyczajnie opętana – jest już kompletnie zużyta, spuścił ją ze smyczy, a ona w poczuciu nowej wolności napisała recenzję książki niejakiego Maksa Wolskiego  jak rozumiem, wciąż w drużynie – pod tytułem „Nicuś”, i Wolskiego wdeptała w ziemię. Bardzo przepraszam, ale skoro nikt inny Dunin jej wypowiedzi w pełnym kontekście nie cytuje, zrobię to ja:

Polska – ogólnie rzecz biorąc – składa się z Polaków. Czy Polacy są tacy okropni, bo mieszkają w Polsce (te ich skrzywione ryje, wieprzowe karki), czy też Polska jest nie do zniesienia, bo ją zamieszkują Polacy? Co było pierwsze: jajko czy kura?

Jeśli chcecie się wyrzygać na Polskę i Polaków, to jest to książka właśnie dla was. Tytułowy Nicuś nienawidzi Polski soczyście, barwnie i obficie. Kraju, ludzi, katolicyzmu, krajobrazu. Mnoży obelgi i powtarza się, bo nigdy mu nie dość męczenia się z Polską. Niemcy są bogatsze, Włochy piękniejsze, Adriatyk bardziej malowniczy niż Bałtyk, który jest ledwie kałużą. Judaizm jest lepszą religią niż katolicyzm. Kompleksy, kompleksy. Polaków nikt nie lubi, lepiej się do tej narodowości na świecie nie przyznawać. Chociaż trochę hassliebe też w tym jest.

Można powiedzieć, że Max Wolski (to pseudonim) cierpi na dysforię narodowościową level max. Doceniając mistrzostwo i wielopiętrowość tych wszystkich bluzgów, szybko poczułam się nimi zmęczona. Widać już nie mam takiej potrzeby, żeby zmagać się z POLSKĄ. Cóż, jesteśmy średnim krajem, gorszym od innych, ale lepszym od wielu. Pod wieloma względami irytującym, aktualnie bardziej niż zazwyczaj. Mam wrażenie, że te wszystkie problemy z polskością już sto razy przerabialiśmy, że to już nie jest ani ważne, ani ciekawe, może co najwyżej zaspokaja jakieś potrzeby emocjonalne – jak hejt na fejsie. I że rzyganie Polską to jakieś takie nasze spécialité de la maison, które mi się przejadło”.

      Jak każdy widzi, fragment w którym Dunin pisze o polskich „skrzywionych ryjach, wieprzowych karkach”, to nie są jej słowa, lecz słowa tego jakiegoś Maksa, słowa które ona najzwyczajniej w świecie nie dość że odrzuca, to podobnie jak ich autora wręcz wyśmiewa. Tymczasem przez kilka kolejnych dni, nie dość że w Internecie, to jeszcze w prawicowych mediach, ale przede wszystkim w Wiadomościach TVP, poświęcono znaczną część jakże cennego miejsca na to by niszczyć Dunin  nie Maksa, ale Dunin  za to, że rzekomo określiła Polaków jako ludzi o „skrzywionych ryjach i wieprzowych karkach”.

        Powiem szczerze że w pierwszej chwili, widząc jak owa czy to zwykłą gnuśność, czy też bezczelna propaganda, sobie po wolności hula, dostałem ciężkiej cholery i miałem ochotę zwyczajnie wrzeszczeć. Nie w obronie Dunin, która przez długie lata bardzo dobrze sobie zasłużyła, by na jakąkolwiek obronę nie zasługiwać, ale w obronie prostej przyzwoitości. I oto nagle sobie przypomniałem najpierw wspomniany wcześniej epizod z wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego i ową straszną manipulacją „Gazety Wyborczej”, a potem cały szereg dziesiątek, czy może setek kłamstw, które, kompletnie bezkarnie, rozpłynęły się gdzieś w kosmosie, pomyśłałem sobie, że może to taka jest właśnie kolej rzeczy? Może dziś inaczej już nie można? A kto uważa inaczej, to kiep?

        Jak może część z nas wie, z powodu szalejących nad Polską niszczycielskich wiatrów lecący z Warszawy do Krakowa samolot nie był w stanie wylądować w Krakowie i zmuszony został do lądowania w Budapeszcie. W reakcji na to wydarzenie – jestem w stu procentach pewien, że całkowicie świadom okoliczności – europoseł, niesławny Marek Belka, zamieścił na Twitterze następujący komentarz:

Samolot LOT z Krakowa do Warszawy wylądował w... Budapeszcie. Polski Ład na niebie”.

      Kiedy piszę ten tekst, tweet Belki ma już niemal 4 tys. polubień, co jak na Twittera, jest liczbą bardzo dużą. Komentarzy czytać mi się nie chciało – choćby przez fakt, że ja je wszystkie świetnie znam jeszcze zanim je zobaczę – ale nagle jakby cały ten brud ze mnie zszedł i pomyślałem sobie, że mam wielką nadzieję, że każda z kolejnych informacji o tym, że Kinga Dunin określiła Polaków jako ludzi o „skrzywionych ryjach i wieprzowych karkach” spotka się z jeszcze powszechniejszym entuzjazmem. 

     Przepraszam bardzo, ale to nie był mój pomysł.

       


       

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...