czwartek, 2 kwietnia 2020

Peggy Noonan: Raising A Gentleman Son


Trafiłem niedawno na tekst znanej nam tu troszeczkę Peggy Noonan i tak mi się on spodobał, że, postanowiłem go specjalnie dla czytelników tego bloga przetłumaczyć. Myślę, że szczególnie dziś, gdy czasem człowiek ma ochotę pieprznąć tym wszystkim i zanurzyć się w muzyce – czy co tam kogo cieszy – i próbować przeczekać jakoś ten trudny czas, może być przyjemnie poczytać sobie tekst taki jak ten. Na pewno bardziej się to opłaci, niż choćby pieklenie się apelem skierowanym przez pewną feministkę, niejaką Staśko,  do innych feministek, by wpłacały pieniądze na fundację dla ratowania zawodowych kurew, które przez tę zarazę, pozostały bez środków do życia. A więc zapraszam.    


      Postanowiłam ostatnio podjąć wielkie wyzwanie i nauczyć mojego syna bycia dżentelmenem – nadzwyczaj ciężkie zadanie w dzisiejszym świecie. Zaczęłam od przedstawienia definicji. Dżentelmen, powiedziałam swojemu dziecku, to przede wszystkim człowiek uprzejmy. W tym momencie jego oczy przybrały przeszyty desperacją kształt – ma dopiero 10 lat i bycie uprzejmym nie stoi zbyt wysoko w jego hierarchii wartości – a więc poinformowałam go, że bycie uprzejmym wymaga prawdziwej odwagi. Ponieważ w tym momencie zaczął węszyć podstęp, zmieniłam taktykę. W Anglii, powiedziałam, powszechnie się uważa, że dżentelmen nigdy nie obrazi nikogo przez nieuwagę. I w tym momencie temat nabrał barw, gdyż mój syn zaczął się zastanawiać nad sposobami obrażenia kogoś jak najbardziej celowo.
      I on i ja, przez minione lata, omówiliśmy sobie kwestię podstawowej grzeczności. (Jak głoszą sondaże, większość Amerykanów życzyłaby sobie, by stało się to powszechnym zwyczajem: wedle tych danych, 67 procent mieszkańców Stanów odbiera dzisiejszych nastolatków jako „nieokrzesanych” i „chamskich”, podczas gdy 61 procent uważa, że młodzież nie wie, czym jest uczciwość i odpowiedzialność, a szacunek z ich punktu widzenia nie jest niczym co by zasługiwało na poważne potraktowanie). Syn mój wie na przykład, że o ile oni sobie tego nie zażyczą, nie wypada zwracać się do dorosłych po imieniu, że odbierając telefon nie mówi się „Co?”, lecz „Słucham”, że nie przerywa się innym o ile sytuacja nie jest naprawdę konieczna, a więc gdy mówimy: „Przepraszam, ciociu Patty, ale pali ci się nos”. Nie należy też zwracać się do osoby, która właśnie kichnęła słowami: „O! Masz coś lepszego?” Nie wchodzi się też do kościoła w szortach, a podczas kazania nie należy się drapać w roztargnieniu po pupie, czego akurat byliśmy świadkami w minioną niedzielę.
       To jednak są zaledwie zakazy, podczas gdy wypadałoby również przedstawić nakazy, które zwykle jest znacznie trudniej sprzedać. Mówię więc swojemu dziecku: Dżentelmen stara się zawsze przepuszczać inne osoby; kiedy wpadnie na kogoś w przejściu, mówi „Przepraszam” i odsuwa się, by druga osoba mogła przejść; zanim porwie ostatnią puszkę napoju z lodówki, pyta kolegę „Co dla ciebie?”, a jeśli kolega ma ochotę na ten właśnie napój, częstuje go, nie zaznaczając jednocześnie, jak wielkie to było dla niego wyrzeczenie. Dżentelmen podróżujący zatłoczonym pociągiem, wstaje i ustępuje miejsca starszej osobie. Dżentelmen przytrzymuje drzwi kobiecie. I muszę przyznać, że choć większość owych zaleceń syn mój przyjął z umiarkowanym niezadowoleniem, w tym ostatnio wypadku  fuknął z oburzeniem. „Mamo”, powiedział. „To jest tak, jakby uznać, że dziewczyny są lepsze. Jesteś zwykłą... feministką!”
      Teraz to ja prychnęłam. „Owszem, jestem feministką w tym sensie, że uważam iż kobiety powinny być równe wobec prawa oraz że są równe w oczach Boga, poza tym jednak uważam, że kobiety i mężczyźni, chłopcy i dziewczęta są bardzo różni i często potrzebują innego traktowania, i myślę, że tak samo uważa każdy, kto ma oczy by widzieć i uszy by słyszeć”.
       Tu jednak syn mój postawił sprawę jasno. W telewizji, powiedział, kobiety są zawsze lepsze i mądrzejsze i wszystko się dzieje wedle ich życzenia. W programie Home Improvement, telewizyjna żona Tima Allena wciąż go ustawia i jest zawsze szefem. Dziewczyny są wciąż puszczane przodem, a chłopcy zostają z tyłu.
       Mówię mu więc, że faktycznie feministki uważają, że chłopcy nie powinni się kłaniać kobietom, bo to by mogło sugerować, że kobiety są słabsze, a poza tym one rzeczywiście nie chcą, by kobiety były damami; one chcą, by ich traktowano jak osoby, która wołają: „Jestem kobietą, posłuchaj mojego ryku”. Jednak moim zdaniem, on akurat powinien traktować kobiety ze szczególnym szacunkiem, a jeśli tak mu zależy, by dokuczać feministkom, to powinien je przepuszczać w drzwiach jak najczęściej.
       Jednak moje dziecko upiera się, że niezależnie od wszystkiego dziewczyny i tak nie są prawdziwymi damami. Dziewczyny są twarde i nieustępliwe; są gwiazdami w drużynach piłki nożnej; to one najpierw cię upiją, a potem wykorzystają; owszem, mają babskie zainteresowania, ale ogólnie wcale nie są takie słabe, a więc powinny być traktowane tak jak wszyscy inni. 
       Ja zdaję sobie sprawę, że go namawiam do tego, by przestrzegał zasad świata, który już przeminął. Wolę jednak owe dawne zasady i uważam, że należy je utrzymać. A jeśli to stoi w sprzeczności z tym co realne, to niech ów realny świat nauczy się żyć z naszym sprzeciwem.
       Mój syn i ja doszliśmy do porozumienia. Powiedziałam mu, że faktycznie zapomniałam zaznaczyć, że grzecznie jest też przytrzymać drzwi również drugiemu mężczyźnie. Na co on: „Super! To już do końca życia będę wchodził ostatni”.
       A ja na to: „Wcale niekoniecznie. Może się zdarzyć, że i ciebie jakiś mężczyzna zaskoczy i wpuści przed sobą. A jeśli nawet stanie się tak, że już zawsze będziesz wchodził jako ostatni, w sercu twojej biednej mamy będziesz zawsze na pierwszym miejscu, a ponadto zostaniesz wysoko postawionym członkiem niewidzialnej, ale bardzo szanowanej grupy o nazwie Ludzie Grzeczności, gdzie wszyscy, gdziekolwiek się spotkają, będą się rozpoznawali i pozdrawiali dyskretnym skinięciem głowy”.
       I w ten sposób będę się dalej upierać. Mam bowiem poczucie, że uczenie manier przypomina nauczanie Wiary. Nie da się zmusić dziecka by uwierzyło, można jednak nauczyć je odpowiednich rytuałów i dróg wiary, no i pokazać mu, dlaczego coś jest właściwe i dobre. Podobnie, nie da się zmusić dziecka do przestrzegania dobrych manier, gdy akurat nie ma cię w pobliżu, możesz jednak nauczyć je, dlaczego powinno je zachowywać – no i możesz też spróbować sprawić, by ono ów styl polubiło.




2 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...