środa, 2 kwietnia 2014

Czy Paweł Kukiz zastąpi Kevina Spacey w reklamie BZWBK?

Proszę sobie wyobrazić, że kupiłem, lub dokładniej mówiąc, na moje wyraźnie sformułowane zamówienie, kupiła moja żona, najnowszy numer tygodnika „Do Rzeczy”. I tu od razu muszę wyjaśnić, skąd nam się to nagle wzięło, żeby wydawać całe 5 złotych 90 groszy na kupowanie tygodnika „Do Rzeczy”. Oczywiście, nie poszło o to, że postanowiliśmy zamienić „W Sieci” na „Do Rzeczy”, bo to by było jak wchodzić z deszczu pod rynnę; nie chodziło też o to, że nagle zatęskniłem za publicystyką Rafała Ziemkiewicza, Waldemara Łysiaka, czy Tomasza Terlikowskiego; powodem tego nawet nie była okładkowa zapowiedź przeprowadzonej przez Lisickiego z kolegami ankiety pod tytułem „Czy jesteśmy gotowi umrzeć za Polskę”, gdzie na ów fascynujący temat wypowiadają się takie gwiazdy jak ks. Isakowicz-Zaleski, Jan Pietrzak, Jan Pospieszalski, Paweł Kukiz lub Robert Radwański. Powód był znacznie mniej dramatyczny. Otóż, jak wiedzą niektórzy, wśród wielu szczerych kumpli tego bloga, a przez to i moich kumpli osobistych, są profesorowie Czachor i Cieszewski, którzy ostatnio, jak wiemy, rozprawiają sobie na temat pewnej ruskiej brzozy i stanu, w jakim ona się znajduje cztery lata po pewnej sobocie, która na zawsze zmieniła nasze życie. Kiedy więc dowiedziałem się, że mój kumpel Marek Czachor udzielił wywiadu tygodnikowi „Do Rzeczy”, uznałem, że muszę sobie to coś kupić, choćby po to, by zobaczyć, jak wygląda Czachor na zdjęciu, które będzie choćby minimalnie większe i wyraźniejsze od tych, które można sobie obejrzeć gdzieniegdzie w Internecie.
Zdjęcie obejrzałem, szczerze przyznaję, że bardzo mi się podobało, natomiast to co zrobiło na mnie wrażenie największe, jeszcze zanim doszedłem do Czachora, to fakt, że Lisicki, wydając swój fantastyczny tygodnik Lisickiego, niepostrzeżenie przeszedł na papier gazetowy. A to by świadczyło o tym, że dochodzące do mnie plotki jakoby z tym towarzystwem od samego początku było coś nie tak, a sesja zdjęciowa, przy okazji której magazyn Press obwiązał Lisickiego sznurkiem, nie była w żaden sposób przypadków wybrykiem, okazują się prawdziwe.
Wygląda więc dziś tygodnik „Do Rzeczy” jak peerelowska, utrzymywana przez SB solidarnościowa bibuła, i wiele wskazuje na to, że te podobieństwa na tym się nie wyczerpują. Przedzieram się przez ten papier i z każdą kolejną chwilą nabieram pewności, że jeśli to się da jeszcze trzymać w ręku, to pewnie tylko po to, by Lisicki z kolegami mogli przepisaną im rolę wypełnić do końca, no i żeby można było odczytać reklamy, jakie tam zamieszczają poszczególni sponsorzy, czyli w tym akurat wydaniu Bank BZWBK (dwukrotnie) i znany nam skądinąd Mazgaj ze swoim Krakowskim Kredensem.
I te reklamy, powiem uczciwie, to jest coś zupełnie niewyobrażalnego. I pies już ganiał tego Mazgaja. Jego pewnie sam ksiądz Sowa poprosił osobiście, żeby pomógł Lisickiemu i Terlikowskiemu, a on znowu nie ma powodu, by się aż tak upierać, natomiast na mnie robi wrażenie ten bank. Mamy owe całostronicowe zielone reklamy z Kevinem Spacey w roli głównej, te ciężkie, jak się domyślam, dziesiątki, czy może setki tysięcy złotych, tak naprawdę – gdybyśmy tylko na chwilę zapomnieli o tym, że niekiedy idea jest ważniejsza, niż pieniądz – wyrzucone w błoto, a między jedną a drugą mamy tę ankietę, w której znani ze swojego patriotyzmu celebryci opowiadają, jak by się oni zachowali, gdyby napadli na nas Ruscy.
To też zresztą jest interesujące. Proszę sobie wyobrazić, że wśród tych niemal dwudziestu wypowiedzi, tylko Kukiz chwali się, że ma w domu kilka sztuk broni, do której sobie nawet ostatnio dokupił tysiąc naboi, i którą trzyma na wypadek, gdyby z powodu wojny zabrakło mięsa w sklepach i trzeba by było samemu iść do lasu polować, albo po to, by zastrzelić sołdata, który będzie próbował zgwałcić jego córkę, lub żonę, natomiast reszta albo coś pieprzy o tym, że jeśli będzie wojna, to wojna atomowa, więc i tak nie będzie okazji poświęcać życia, albo (słuchajcie, słuchajcie) tak naprawdę prawdziwą wojnę mamy nie ze strony Ruskich, ale banków. Czy również banku BZWBK, tego się już nie dowiadujemy.
I tak to się plecie historia tych naszych prawicowych mediów, które, co już tu parokrotnie wieszczyłem, po wyborczym tryumfie Prawa i Sprawiedliwości staną się mediami reżimowymi, i dopiero wtedy pokażą nam, gdzie raki zimują. A ja już tylko się zastanawiam nad jednym. Oto mamy tego Lisiewicza, zaraz po Lisiewiczu idą Czachor z Cieszewskim, po tych dwóch lezą Kukiz z Pospieszalskim i profesor Nowak z Krakowa, a skoro już jesteśmy w Krakowie – i ja wcale nie żartuję – mamy oczywiście Macieja Stuhra, który opowiada, jak to dla niego Ojczyzna stanowi „jedną z największych wartości”, po Stuhrze przychodzi Marcin Prokop w tym samym nastroju, a potem mamy ten Krakowski Kredens i bank BZWBK z Kevinem Spaceym, no a dalej już Terlikowski, Ziemkiewicz, Gociek i, gdyby ktoś sobie wyobrażał nie wiadomo co, również jak najbardziej Sławomir Cenckiewicz. I chciałbym wiedzieć, co z tego jest naprawdę, a co na niby. Czy naprawdę jest Cenckiewicz, a Krakowski Kredens na niby? Czy może na niby jest Ziemkiewicz, a naprawdę mamy tylko Lisickiego i Kevina Spacey? A może jest tak, że to wszystko jest naprawdę, tak jak przed czterema laty ten samolot naprawdę walnął w błoto i rozbił się na 60 tysięcy kawałków, i jak dziś naprawdę mój kumpel Marek Czachor toczy swoje spory z innym moim kumplem prof. Cieszewskim z Ameryki, tyle że to mnie się coś w głowie poprzestawiało i przestałem rozróżniać prawdę od fikcji?
Dziś jednak tego nie rozstrzygniemy. Musimy z tym poczekać przynajmniej do czasu, gdy z Czachorem, albo z Cieszewskim rozmowę dla swojego tygodnika przeprowadzą bracia Karnowscy. Tam przynajmniej nie będzie ani Kukiza, Terlikowskiego, ani Stuhra, ani Krakowskiego Kredensu z Kevinem Spaceym, lecz zaledwie Artur Żmijewski z obietnicą niższego oprocentowania pożyczek w SKOK-ach. Przynajmniej tyle.

Jak zwykle, proszę wszystkich, którym spodobał się ten tekst i którym w ogóle miło jest spędzać czas na tym blogu o wspieranie go pod podanym obok numerem konta. Bez Waszej pomocy, jak już wielokrotnie podkreślałem, jest po nas. Dziękuję. Przy okazji chciałem poinformować, że w najbliższą sobotę i niedzielę w Warszawie na Targach Wydawców Katolickich będziemy z Gabrielem podpisywali nasze książki, w tym tę najnowszą o angielskim listonoszu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...