niedziela, 11 lipca 2010

Europa i solidarność



Coś się zmieniło. Cholera! Coś się zmieniło. A my wciąż tu. Dziś, póki co, tylko tu. Mam nadzieję, że tak jak ja musiałem się z tym pogodzić, przyjmą to ci wszyscy dla których ten blog jest przede wszystkim. Właśnie dla nich. I to im właśnie obiecuję pisać, jeśli tylko będę mógł, codziennie. Właśnie dla nich. A przecież i dla siebie. Bo w końcu nie możemy zgasić tego ognia. Możemy wiele, ale tego akurat nie. Bo jeśli sobie na to pozwolimy, to nie jesteśmy nic warci.
A więc dziękuję za pomoc w podtrzymywaniu tego światła:
Magdzie i Markowi z Gdańska również za to, że tak ładnie się komponujecie
Wojtkowi trochę z Gdańska trochę ze Szwecji
Zbyszkowi z Aplikacji Baz za podwójną wpłatę. Jeśli to był błąd, przepraszam, ale skasowałem i jedno i drugie.
Państwu Mitko z Niemiec za stałą solidarność
Joli z Warszawy za to co na sama wie najlepiej
Irkowi z Warszawy również za tego pisarza
I Panu, panie Edwardzie
Piotrowi z Warszawy za stałą solidarność
Mojej Drogiej Latinitas
Dorocie z Rzeszowa za tę pomoc, o której wie ona i ja
Lechowi z Redy za hojność ponad miarę
Marioli z Krakowa za hojność której nie pojmuję
Paweł z Warszawy za pamięć, by kupować tę smutną gazetę
Tomaszowi z Krakowa za tę szczodrość, o której tylko my dwaj wiemy
Krystynie z Gdańska za to samo
Dorocie ze Szczecina za to że czyta to co dla niej
Elżbiecie z Warszawy za to co wiemy tylko my
Januszowi z Gdyni za gest zbyt szczodry
Karolinie z Poznania za solidarność w bólu z Katowicami
Krzysztofowi ze Szczecina z zapewnieniem, że nie ustąpię ani o cal
Radkowi ze Szczecina za wierną solidarność
Annie z Olsztyna za stałą i zbyt hojną obecność
Mojemu druhowi LEMMINGOWI
Joli z Sieprawa za solidarność od początku
Jerzemu z Warszawy z to co wie on sam
Janowi z Ameryki za to że dał mi zarobić Ewie z Warszawy za stałą obecność
Witkowi z Warszawy też za płody
Strażnikowi ze Szwecji za tę uwagę
Marii z Warszawy za słuchanie tej muzyki
Pawłowi z Lublina – Strawberry Fields Forever
Państwu Wieczorkom, o których myślę każdego dnia
Sławomirowi z Warszawy również za każdy komentarz
Tomaszowi z Wrocławia – niech żyje Wrocław!
i Tobie Koziku
i Tobie Gembo
i Tobie Tayfalu i Twoim kolegom
Leszkowi z Krakowa również za ten wykrzyknik. On był ważny. Nawet nie wiesz jak ważny.
I na koniec, naturalnie, wszystkim tym kórzy dokonują wpłat przez Paypal, a przede wszystkim Arturowi z GB i panu Maciejowi z Warszawy za to, że dali mi pracę.
I tak to idzie. Zrobiła się taka tradycja, że tym, którzy wspierają ten blog finansowo staram się zadedykować któryś ze starych wpisów. Tak się akurat złożyło, że po moim wyjściu z Salonu, pojawiły się głosy, że się obraziłem. Otóż ja jestem obrażony od początku. Cały sens tego pisania związany jest z tym, że ja się zwyczajnie gniewam. Oto dowód, z którego jestem bardzo dumny. Własnie dla Was. Wpis jeszcze z czasów kiedy wszystko wydawało się takie proste. Styczeń zeszłego roku. Tekst miał tytuł ‘Europa’. Myślę że dziś gdy wszyscy jesteśmy trochę obrażeni na siebie samych, możemy zajrzeć tam i wypuścić z siebie trochę tego powietrza.
Dla każdego z nas, kto żyje wystarczająco długo i z w miarę otwartym sercem, jest jasne, że grzebanie w języku i w znaczeniach, może postawić wiele spraw na głowie, a jeśli komuś szczególnie zależy na tym, żeby wszystko stało na głowie, to warto i o to czasem powalczyć. Najwybitniejsi specjaliści z Ministerstwa Kłamstwa i Propagandy (znanego inaczej pod nazwą Ministerstwa Prawdy i Edukacji) doskonale wiedzieli, że kontrolując przeszłość, kontrolujemy przyszłość, ale – być może nawet i lepiej – że kontrolując język, kontrolujemy człowieka.
Jeśli mamy wystarczająco dużo lat, by pamiętać czasy, które nam było przeżyć pod komunistycznym butem, doskonale wiemy, jak słowo potrafiło stać się ciałem. I wcale tu nie szydzę. Jestem jak najbardziej poważny, ponieważ nigdy nie miałem wątpliwości, że to co nam tu wprowadzono, to była prawdziwa religia, z prawdziwymi rytuałami, prawdziwymi mszami, w czasie których modlono się do autentycznego Dzieciątka, tyle że o nazwisku Lenin. Ci co pamiętają to zdjęcie, to je pamiętają. Oni tak to sobie własnie zaplanowali. Dać nam coś w zamian. I jeśli dzisiaj głupi ludzie śmieją się z kościelnych rytuałów, tych pieśni, tych szat, to ani im do głowy nie przychodzi, że padli ofiarą najbardziej perfidnego kłamstwa. I że jeśli któregoś dnia będą kpić z Pierwszej Komunii, że to zupełnie jak Pasowanie na młodzika, to są jeszcze tacy, którzy będą z nich autentycznie dumni.
Bo jest własnie tak, że - czasem w większym, czasem w mniejszym stopniu - najbardziej słowa liczą się i znaczenia, jakie im nadamy. Proszę zwrócić uwagę, że najczęściej z manipulacją tego typu mamy do czynienia na poziomie ideologii, albo tego, co się ideologią stało. Od czasu jak ideologią stał się sex i generalnie robienie sobie dobrze, możemy zapomnieć o używaniu – we wszystkich językach świata – w tradycyjnym znaczeniu, słów takich jak gumka, impreza, trawa czy sex właśnie. A słowo miłość? Czy ono przypadkiem nie otrzymało nowego sensu? Jeśli któraś z moich czytelniczek myśli, że mi się pomieszało we łbie, niech spróbuje zwrócić się do swojego kolegi w pracy z pytaniem „czy masz gumkę?” Nie do wiary! Tak jakby ktoś bardzo sprytny doszedł do wniosku, że wystarczą zaklęcia, a wszystko nabierze odpowiedniego kształtu.
Swój poprzedni wpis postanowiłem poświęcić tak zwanej Europie i tak zwanemu buractwu. Czyli w gruncie rzeczy jednemu słowu i jednemu znaczeniu. Pamiętam jak jeszcze wiele, wiele lat temu, mój wciąż dobry kolega opowiadał mi, że wracał pociągiem z Niemiec i w przedziale siedziała jedna pani, która relacjonowała swojemu towarzyszowi wrażenia z pobytu w wielkim świecie i w pewnym momencie krzyknęła: „A tych taksówek to tam tyle, że aż strach wyjść na szosę!” Pamiętam, że bardzośmy się wszyscy śmiali z tej pani, ale – z perspektywy lat – jeśli się dobrze zastanowić, to zobaczymy, że, jakkolwiek jej zachwyt nie był komiczny, ona przynajmniej nazywała rzeczy po imieniu. Ona zwyczajnie opisała stan faktyczny. Stwierdziła fakt – że w Niemczech jest bardzo dużo samochodów, i że dla kogoś nieprzyzwyczajonego, nie jest łatwo się w tym zgiełku poruszać. Jakkolwiek jednak byśmy byli rozbawieni zachwytem tej pani, jedno jej przyznać trzeba. Nie wrzasnęła: „Ależ tam jest Europa!”
Z punktu widzenia dzisiejszych czasów i emocji, jakie nam przyszło odczuwać, ta pani zachowała się jednak jak burak na widok tzw. cywilizacji. Dla niej ulica była szosą, a samochody taksówkami i wszystko działo się bardzo szybko. Ale ja bym bardzo chciał podkreślić raz jeszcze. Ona przynajmniej nie uznała, że własnie miała kontakt z Europą. A nawet, jeśli gdzieś w głębi swojej świadomości czuła, że była w Europie, to z pewnością słowo Europa rozpoznała w jego dosłownym, zgodnym z prawdą, znaczeniu. A nie zrobiła tego, co niestety robi notorycznie, dzień w dzień, aż do tak zwanego ‘porzygania” wielu z nas.
Pierwszy raz wyjechałem za granicę bardzo późno, kiedy już miałem 25 lat. I tak nie najgorzej. Kiedy pracowałem w szkole, miałem kolegę polonistę, który – nawet dziś, w czasach, które nie dają człowiekowi za dużo szans – wyjechał ze służbowo do Francji i w ten sposób zainicjował swój kontakt ze światem. Jeśli przypadkiem to czyta – a nie jest to wykluczone – to go bardzo pozdrawiam. On wie. Więc wyjechałem do tego Frankfurtu (prawdziwego) i najpierw poczułem zapach, którego nigdy wcześniej nie czułem i nigdy nie zapomnę. Dziś wiem, że to był zapach towarów w sklepach. Ci którzy są zbyt młodzi, żeby wiedzieć, mogą nie uświadamiać sobie tego faktu - sklepy pachną. Więc poczułem najpierw zapach, a następnie zauważyłem, że ludzie są mili. Że sprzedawczynie w sklepach odzywają się do klientów śpiewnym tonem, Że na ulicach nie widać pijaków i tzw. hołoty. No i oczywiście te „taksówki”. Spodobała mi się Europa. Do tego stopnia mi się spodobała, ze w pewnym momencie postanowiłem się tam przenieść, ale dzięki Bogu (!!!) wybuchł stan wojenny i jestem tu gdzie jestem.
Europa mi się spodobała, choć – muszę przyznać – nie potrafiłem ani na moment wyzbyć się pewnego napięcia. Na przykład bardzo byłem rozczarowany, że kiedy poszedłem do kina na film Easy Rider, który w Polsce z jakiegoś powodu był niedostępny, wszyscy palili papierosy i gadali, a film oczywiście był zdubbingowany. Uznałem wówczas, że w Polsce mi się podoba lepiej. Nie podobało mi się też, że ludzie – owszem – byli bardzo sympatyczni, ale nie mogłem ani na chwilę przestać myśleć, że oni są jak automaty. Tutaj też Polska podobała mi się bardziej. Pamiętam, kiedy pewien kolega pokazał mi pewnego studenta medycyny, kory z przepracowania najzwyczajniej w świecie stracił zmysły. Bo medycyna w takim świecie to nie byle co. Ale i tak mi się podobało. Bo to była Europa, a nie ruskie chamstwo.
Ponownie wyjechałem do Europy po 15 latach, do Anglii i do Walii. Było cudownie. Ale już – tym razem – do głowy mi nie przyszło, że chciałbym tam żyć. A przynajmniej nie tak do końca na poważnie. Później zdarzyło mi się być w Anglii parę razy, raz we Francji (pewnie tego nie czytasz, Mariuszu, ale – na wszelki wypadek – pozdrowienia) i zawsze byłem zachwycony. Nie zmienia to faktu, że z pięknego Avignonu pamiętam głownie te bandę młodych idiotów, drących mordy w samym środku tego cudownego miasta, wściekłych, pełnych nienawiści. I pamiętam, jak patrzyłem na nich i nie mogłem pojąć, jak to możliwe, że los rzuca człowieka w takie miejsce, a ten odwraca się do tego losu plecami.
Dziś bardzo tęsknię za południem Francji, za Londynem, a nawet może i za tym Frankfurtem, a jednocześnie czytam na TVN-owskim pasku, że w Berlinie spalono kilkanaście eleganckich samochodów, a we Francji kilkadziesiąt. A oprócz tego oczywiście przyswajam wszelkie inne wiadomości. Wczoraj, mój kolega LEMMING, nie do końca chyba zrozumiawszy, mój ‘anty-europejski’ wpis, przypomniał mi, że wielka Hiszpania zeszła do piekła. Ja to wszystko, Mój Drogi, wiem. Ja doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co z tą naszą Europą zrobiła ta banda, ten obślizgły gang barbarzyńców. Ja świetnie zdaję sobie sprawę, co tam się wyprawia. Ale jednocześnie wiem, że w momencie, jak przekroczymy naszą zachodnią granicę, pierwsze co spotkamy to przemili, grzeczni ludzi.
Młody Toyah spędził ponad miesiąc w Hiszpanii tego lata. Chciał znaleźć jakąś pracę. Byliśmy pewni, że nie będzie z tym najmniejszego kłopotu. On, według wszelkich, powszechnie obowiązujących standardów, wygląda bardzo dobrze. Jest mądry, grzeczny, wykształcony, no i zna świetnie hiszpański. Niestety, Hiszpania przeżywa ciężki kryzys i tam gdzie on akurat był, bezrobocie sięga ponad 20%. Jak idzie o Hiszpanię, wiemy – jak już wspomniałem – coś znacznie więcej. To jest piekło. Mimo to, młody Toyah tęskni za Hiszpanią dzień w dzień. On tęskni za tymi ludźmi, za tą Europą. Za tym kościołem, z tym niezwykłym księdzem. Za ta prawdziwą Europą, która – mimo wszystko – wciąż jakoś sobie radzi.
I teraz trzeba nam wrócić do języka i do tego kłamstwa. Ja wiem, co to jest Europa. Ja wiem co to jest europejskość i co to jest dzicz. Jeśli dziś, po tych wszystkich latach moich doświadczeń, moich nadziei i moich zawodów, muszę słuchać z ust ludzi zakłamanych, fałszywych i złych jakieś niestworzone bzdury na temat Europy i buractwa, to ja bardzo dziękuję. Ja doskonale się orientuję, co jest wielkie w Europie i dlaczego należy do tej Europy niestrudzenie zmierzać. Ja doskonale wiem, jak nam bardzo ta Europa jest potrzebna. Ale ja też doskonale zdaję sobie sprawę z tego, do czego tę piękną Europę doprowadzili zwykli tandeciarze, najzwyklejsza sowiecka hołota. Jeśli ja dziś słyszę w mojej ulubionej telewizji o brytyjskich nożownikach, o tych rozbitych rodzinach, o tej wiecznie dostępnej aborcji, o tych bandach faszystów i zwykłych debili niszczących swoje piękne miasta, to ja doskonale wiem, co się w mojej Europie wyprawia. Jeśli ja dzień w dzień muszę słuchać, jak ta banda kretynów próbuje mnie naciągnąć na najbardziej tandetny numerek, to ja proszę, żeby mnie z tego wyłączyć. Bo ja wiem, czym jest Europa. I wiem, że to, co mi proponujecie, to nie jest żadna Europa. To zwykła ruska gra w trzy karty.
Na koniec, chciałbym – jeszcze raz – zwrócić uwagę na to towarzystwo, z którym mamy do czynienia. Oto ludzie, którzy nie mogą nam dać spokoju nawet na chwilę z tą swoją niby-Europą. Od rana do nocy, zawracają nam głowę, swoimi głupkowatymi uwagami na temat tego co europejskie, a co zaściankowe. No ale niech będzie. Może faktycznie im chodzi o Europę autentyczną, o Europę piękną, Europę szlachetną? Tyle że to akurat nie jest prawda. Wystarczy im się przyjrzeć. Wystarczy popatrzeć, jak się zachowują, posłuchać co mówią. Pozwolę sobie znów pokazać na nich palcem: Donald Tusk z tą swoja gumą do żucia i w piłkarskich gatkach, Kazimierz Kutz z tymi swoimi przekleństwami, ten Piotr Najsztub, czy Waldemar Kuczyński, którzy nie wiadomo, czy się nie umyli, czy zapomnieli zmienić ubranie. A przecież mogę tak wymieniać jeszcze przez pół strony. Oni, kiedy nas ciągną do tej swojej ‘Europy’, mają na mysli cos bardzo szczególnego. Oni, uznawszy, że Wielki Sowiet zdechł, obstawili coś, co im akurat wydało się interesujące. Ta banda ruskich chamów nie ma na uwadze Europy naszych marzeń. Im chodzi o cos dokładnie przeciwnego.
Oni są jak ci bohaterowie sondy najnowszego Wprost, kompletnie obojętne, bezmyślne, ogłupione dzieci, spędzające swoje życie między siłownią a lekcjami angielskiego, a na wakacje wyjeżdżający wyłącznie do "Europy Zachodniej", o których Wprost spekuluje, ze to oni sa nasza przyszłością.
Otóż nie. Przyszłość nie będzie taka. Bo ten 'europejski' wypadek, to był w rzeczywistości tylko wypadek. I teraz wreszcie przychodzi czas na to, żeby dać świadectwo. Żeby pokazać, żeśmy się nie dali nabrać na ten nowy język. Żeby pokazać, a przede wszystkim powiedzieć, że w tej sytuacji, przy tych akurat propozycjach, przy tym poziomie kłamstwa, my pozostaniemy wierni sobie. My postanawiamy zostać burakami.

14 komentarzy:

  1. Toyahu,

    ja jestem pewien, ze dzieki takim miejscom w sieci, jak to tutaj, uda nam sie przetrwac ciezkie czasy, ktore nadchodza. A lekko nie bedzie.

    tadeusz1965

    OdpowiedzUsuń
  2. @Tadeusz1965
    Oczywiście że przetrwamy. A że jest nam smutno? Trudno żeby nie było. Prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam dwa sukcesy od wczoraj:

    1/ Udało mi się odessać od internetu na całą dobę – polecam!
    2/ Udało mi się zalogować – też polecam anonimowym!

    Jeśli już musicie kreować listy, proponuję żeby zaproponować swoje – powiedzmy pięć do siedmiu (5-7) nazwisk osób, którym ufacie, bo spełniają jednocześnie dwa kryteria:

    1/ nie skompromitowały się koniunkturalnie w przekaziorach
    2/ przede wszystkim mówią i piszą konkrety a nie robią sobie „nazwiska” przy okazji walki politycznej

    To jest oczywiście bardziej ryzykowne, bo inni mogą się sprzeciwić, ale wtedy poprosimy o konkrety i dyskusja stanie się bardziej konstruktywna. Przy okazji trolle się wykruszą, bo one tylko umieją czepiać się słówek.

    A propos słówek – kupuję określenie „palikoty”; nie w znaczeniu osób tylko pewnych zachowań – na razie ujmuję to intuicyjnie i mam wrażenie, że określenie można by trwale włączyć do języka. To byłoby lepszą karą niż wyrzucenie z PO (na co nie liczę za bardzo). Może lokalny konkurs na definicję?

    A teraz moja mini-lista porządnych i światłych ludzi:

    1. Jan Olszewski
    2. Jan Kalemba (to nick – sama bym chciała wiedzieć, kto to jest)
    3. Antoni Macierewicz
    4. Aleksander Ścios
    5. ks. Isakiewicz-Zaleski
    6. Barbara Fedyszak-Radziejowska
    7. Izabela Brodacka-Falzmann

    Czekam na Wasze – na Twoją, Toyahu też!

    Trzymanko!

    OdpowiedzUsuń
  4. przepraszam za błąd: ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

    OdpowiedzUsuń
  5. @Yo
    To bardzo trudne zadanie, bo takich jest całe mnóstwo, i strach kogokowiek pominąć.
    Ale skoro każesz, proszę. Niech będzie tez siedmiu. Jak leci:
    1. Jarosław Kaczyńśki - za anielską do nas cierpliwość
    2. Jego sztab - ta część, która nie spała po nocach - właśnie za to
    3. Jan Pospieszalski - za Solidarnych 2010
    4. Solidarni 2010 - za nadzieję
    5. blogerzy - za ten ogień
    6. Don Paddington - za modliwtwy
    7. Congressman Peter King - for that he cares
    .......

    OdpowiedzUsuń
  6. Nikt nie ma wątpliwości, że ty z pewnością zostaniesz na zawsze burakiem, Toyahu. Nie ma innej opcji. Nawiasem mówiąc kiedy taki prostaczek jak ty udaje intelektualistę, efekt jest bardzo zabawny. Od pewnego czasu obserwuję jak z wielkim wysiłkiem próbujesz wygenerować ze swoich zwojów mózgowych coś na kształt sensownej myśli, ale jak dotąd bez powodzenia. Mimo to życzę wytrwałości.

    Ariel

    OdpowiedzUsuń
  7. @Toyah

    Jak można dokonać wpłaty dla Ciebie Toyahu?
    Nie mam konta na paypalu. Wyslij mi maila z nr. konta.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. @Ariel
    Obserwuj, obserwuj i pisz raporty!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. @Ariel
    Założę się, że 'Ariel' to nie nick. Ty naprawdę masz tak na imię. Zgadłem?

    OdpowiedzUsuń
  10. @Bendix
    Przecież obok po lewej stronie jest numer konta. Po co ja go tam dałem?

    OdpowiedzUsuń
  11. Wspaniale, że nadal dzielnie dąży Pan w e właściwym kierunku, oraz podejmuje trudne wyzwania w sferze publicznej. Konsekwentnie opisuje, prezentuje i upublicznia aktualne, doniosłe i istotne sprawy m.in. dotyczące występujących, czy nawet nasilających się tendencji i zagrożeń w RP, Europie, bądź w świecie.
    Ponadto osobiście przyczynia się, do ukazywania, demaskowania zła i złoczyńców m.in. owego "draństwa i buractwa" i jednocześnie współtworzenia w blogosferze dobra, czy propagowania i podtrzymywania "światła", a zatem nadziei i miłości w prawdzie.
    Dziękuję Panu za to wszystko co, czyni samodzielnie, bądź z innymi, dla pozostałych.

    Pozdrawiam Pana i osoby bliskie serdecznie - Zbigniew

    OdpowiedzUsuń
  12. Owszem, tak się składa, że naprawdę mam na imię Ariel. Co z tego? Moi rodzice kochają Shakespeare'a, zwłaszcza sztukę "Burza". Jako nauczyciel angielskiego chyba ją znasz.

    Ariel

    OdpowiedzUsuń
  13. @Ariel
    To ciekawe. Moi rodzice kochali Beatlesów i dali mi na imie Ringo, tyle że ja się tego imienia wstydzę, i każę na siebie wołać Krzysiek.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dlaczego wstydzisz się imienia Ringo? Wolałbyś być Johnem, Paulem albo Georgem?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...