wtorek, 22 czerwca 2010

Lezą. Jak zawsze.



Jeszcze w zeszłym tygodniu, zanim nastała cisza wyborcza, a może już w jej trakcie – nie pamiętam – doszła do nas informacja Państwowej Komisji Wyborczej, że jeśli osoba w jakikolwiek sposób związana z kampanią wyborczą Bronisława Komorowskiego, lub Jarosława Kaczyńskiego postanowi publicznie namawiać do udziału w wyborach, złamie prawo. Z komunikatu tego rozumiem, że wprawdzie jeśli za dwa tygodnie, w sobotę lub niedzielę, Sławomir Nowak, lub Joachim Brudziński powie mi, że mam wyjść z domu i oddać głos, bo to przecież mnie nic nie kosztuje, obaj politycy będą mieli kłopot. Jeśli jednak z podobną propozycja wyjdzie Gazeta Wyborcza, lub ktoś podobnie niezależny, a więc jakaś niewinna fundacja założona przez równie niewinnego mędrca bez jakichkolwiek koligacji, jak powiedzmy Leszek Balcerowicz, to wszystko będzie w porządku. Ciekawe, prawda? Żeby może bardziej dobitnie przedstawić wszystko to, co mi dziś chodzi po głowie, chciałbym przypomnieć pewien dość już stary wpis. Stary, a wciąż tak bardzo aktualny. Aktualny tym wiecznym faktem. Że cokolwiek by się działo, jedno się nie zmienia. To złe pragnienie, żeby nas wziąć za łeb i wgnieść w ziemię. Proszę spojrzeć.
Kilka minut temu przyszła do mnie starsza Toyahówna i kazała mi wejść na stronę www.latarnikwyborczy.pl i odpowiedzieć na znajdujące się tam pytania, dzięki czemu będę wiedział, na kogo mam głosować w nadchodzących wyborach. Ona już to zrobiła i wyszło jej, ze najbliższy jej przekonaniom program będzie realizowało coś, co się nazywa Polska Partia Pracy. Chodziło teraz o to, żebym i ja dowiedział się, jakie mam poglądy. Wszedłem, zaznaczyłem odpowiednie kratki, sprawdziłem wynik i ów latarnik wyborczy poinformował mnie, że ja jestem UPR. Następnie do testu zasiadł Toyah junior i on z kolei wpadł pod skrzydła Libertasu. Najciekawsze jednak przed nami. Właśnie wróciła do domu Toyahowa. Zmusiliśmy ja wspólnie, żeby odpowiedziała na zadane pytania i co się okazało? Otóż, ile razy on nacisnęła guzik ‘dalej’, była przekierowywana z powrotem do quizu. Po czterech bezskutecznych próbach, machnęliśmy na nią ręką i uznaliśmy, że ona to pewnie zwykła pisówa i kazaliśmy jej iść spać.
Oczywiście, sytuacja jest w tym momencie szczególna. Przede wszystkim nas nie trzeba zachęcać do udziału w głosowaniu, bo wszyscy, i bez pomocy dobrych ludzi, popędzimy 7 czerwca do wyborów jak na skrzydłach. Poza tym, co może jeszcze ważniejsze, popędzimy tam, żeby głosować na Prawo i Sprawiedliwość, a konkretnie na Marka Migalskiego, którego wszyscy lubimy. A więc, wbrew zachętom płynącym ze strony organizatorów akcji, nie będziemy w tym roku wspierać ani Libertasu, ani UPR-u, ani jakichś drobnych komuchów nawet, tylko właśnie PiS.
Mimo jednak tego, że – jak się zdaje – umysły stojące za projektem o nazwie Latarnik Wyborczy, przygotowując się do czerwcowych wyborów, nie nas miały na myśli, ani też z pewnością nikogo z tych, którzy już decyzję podjęli, wydaje się, że dobrze by było się zorientować, co to się dookoła nas wyprawia i kto to taki próbuje sobie poustawiać sprawy, może nie do końca czysto, ale za to bardzo – z pewnego punktu widzenia – skutecznie. Dlaczego nieczysto? Dlatego mianowicie, że wbrew swoim zapewnieniom, autorzy projektu oczywiście bardzo zdecydowanie zachęcają do nie-głosowania na jedną konkretną partię. Dlaczego skutecznie? Dlatego, że zwracając się do osób o różnych politycznych poglądach, których łączy jedna wspólna kwestia – mianowicie nikt z nich nie ma ochoty brać udziału w wyborach, namawiają ich do jednego - żeby głosowali na wszystko, tylko nie na PiS.
Zaglądam jeszcze raz na stronę z quizem. Latarnik Wyborczy – cóż to takiego? Nie bardzo wiadomo. Strona jest niezwykle skromna. Ładna, schludna, ale skromna. Tam jest wyłącznie ten test i krótka informacja, że „’Latarnik wyborczy’ to interaktywne narzędzie internetowe, dzięki któremu można lepiej poznać swoje poglądy polityczne oraz porównać je z programami poszczególnych komitetów wyborczych. Uruchomiliśmy już trzecią edycję "Latarnika wyborczego". Do tej pory stronę odwiedziły setki tysięcy wyborców. Projekt nie promuje żadnej partii, komitetu, koalicji wyborczej, ani żadnych, konkretnych poglądów politycznych. No i kilka kolorowych linków do tzw. partnerów: Centrum Edukacji Obywatelskiej, coś o uroczej nazwie 7czerwca.org.pl Pępek Europy, Młodzi głosują, Gazeta Wyborcza, znów coś o dziwnej nazwie – Vote Match Europe 2009, cafebabel.com-the european magazine. No i jest jeszcze uwaga o pieniądzach: „Projekt został zrealizowany przy wsparciu udzielonym przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię ze środków Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego oraz Norweskiego Mechanizmu Finansowego oraz budżetu Rzeczypospolitej Polskiej w ramach Funduszu dla Organizacji Pozarządowych”.I wreszcie najważniejsze – nazwiska tych, którzy zaproponowali mi i mojej rodzinie, żebyśmy nie głosowali na PiS. Proszę bardzo: Hanna Gospodarczyk, Natalia Jędrzejczyk, Adam Markuszewski, Konrad Niklewicz, Jacek Pawlicki, Mateusz Przywara, Dominika Pszczółkowska, Anna Samel, Jędrzej Witkowski, Barbara Wus, Dominik Uhlig. Konsultacje: Piotr Pacewicz, Stefan Marschall.
Kim są ci znakomici ludzie? Nie jest łatwo zgadnąć, bo – jak to często w podobnych sytuacjach bywa – do pewnych zadań najlepiej jest kierować tzw. adeptów. Ambitnych, chętnych, pełnych poświęcenia, ale jednak adeptów. Natomiast zamiast zgadywać, kim oni są, można ich wyguglować. I już wiemy. Niemal wszyscy z nich są w jakiś sposób związani albo z Agorą, albo z czymś, o czym już tu kiedyś miałem nieprzyjemność pisać, a co się nazywa Golden Line http://toyah.salon24.pl/88292,japiszony-napadaja. Czy ja coś sugeruję? Ależ skąd. Ja tylko staram się dowiedzieć, who is who. Czysta ciekawość.
Nic nie sugeruję, a mimo to, okropnie mnie poruszają te nazwiska. Cała kupa kompletnie nieznanych nazwisk. Nawet w momencie, gdy już wiemy, czym mniej więcej oni wszyscy się zajmują, znamy nawet zdjęcia niektórych z nich, znamy ich numery telefonów, ich adresy emaliowe, wciąż ta ich w gruncie rzeczy kompletna anonimowość robi wrażenie. A to przecież nie wszystko. Latarnik Wyborczy nie jest projektem samodzielnym. On, jak się okazuje, stanowi część czegoś, co się nazywa Młodzi Głosują i kiedy próbujemy skorzystać z odpowiedniego linka, wchodzimy na stronę kolejnego projektu, o nazwie Centrum Edukacji Obywatelskiej i wszystko co nam się otwiera jest słodkie, kolorowe, wesołe… i wszędzie te nazwiska, te numery telefonów, te adresy mailowe, te zdjęcia. Pełna otwartość. Tyle że nikomu niepotrzebna.
Przyjrzyjmy się temu Centrum Edukacji Obywatelskiej, które, jak się zdaje, to wszystko otwiera. Kim są ci państwo, którzy realizując dziesiątki najdziwniejszych programów na rzecz tego, żeby było mądrze, ciekawie i przede wszystkim kolorowo, ostatnio wszystko podporządkowują jednemu: żeby „pokazać Europie”? Więc tu też spotykamy dziesiątki nazwisk. Dokładnie 42 nazwiska. Nazwiska kompletnie obce, kompletnie nikomu niepotrzebne. Ciekawe że 34 z nich, to kobiety. Dlaczego ciekawe? Nie wiem. Po prostu ciekawe. A wśród nich jedno nazwisko znane Alicja Pacewicz i, oczywiście, odpowiednia informacja: „Podtrzymuje na duchu i podlewa kwiatki w biurze[…] Po pracy najchętniej koleguje się z mężem, synami, spotyka się z bliskimi, jeździ na rowerze, podróżuje, czyta gazety i ogląda telewizję BBC, kupuje nikomu niepotrzebne drobiazgi na targach”. Ona jest akurat znana, przynajmniej przez swojego męża. Ale cała reszta, robi wrażenie podobne. Bo tu nikt niczego nie ukrywa. Tu o nic się nie dba tak, jak o pełną transparentność. Oto wiceprezes zarządu CEO, Liliana Rzeżuska – „Motto życiowe: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Po pracy najchętniej słucha muzyki i zajmuje się ogrodem.” Oto Marianna Hajdukiewicz – „Po godzinach najchętniej: spala energię swoich dzieci, czyli jeździ z nimi na rowerze, na nartach, na łyżwach, na rolkach”. Jest też Zuza Naruszewicz. Ona z kolei „wierzy, że w muzyce tkwi dużo dobra”. Lubi też „energię, która wyzwala się w momentach, gdy kilka osób współgra. Każdy na swój sposób, wszyscy razem.” No i należy też wiedzieć, że pani Zuza „poszukuje takich stanów na każdym kroku, w każdej pracy, w każdej chwili czasu wolnego”. I tak niemal za każdym razem.
Ktoś mnie się spyta, czego się czepiam. Co mam przeciwko ludziom, którzy w wolnym czasie, kiedy nie jeżdżą na rolkach, nie bawią się z dziećmi, nie chodzą po lesie z psem, chcą zachęcić Polaków do obywatelskiej aktywności? Jakiś czas temu pozwoliłem sobie tu w Salonie zamieścić tekst zatytułowany Coming-out, czyli o tych, co wychodzą http://toyah.salon24.pl/88321,coming-out-czyli-o-tych-co-wychodza . Tekst ten powstał ze zwykłego ludzkiego oburzenia tym, że wystarczy grupa bardzo ustosunkowanych ludzi z pieniędzmi i z kontaktami, żeby dokonać najbardziej bezczelnego wyborczego przekrętu na poziomie jednego dużego narodu. Kto jest ciekaw, o co poszło, niech sobie sięgnie do źródeł. Tu mi dziś szkoda czasu, bo jeszcze wiele jest rzeczy, o których trzeba wspomnieć, a za które niektórzy prędzej czy później będą musieli odpowiedzieć. Może tylko przypomnę, że skutkiem pewnej niezwykłej inicjatywy Leszka Balcerowicza – a kto wie, kogo jeszcze – udało się do wyborów w roku 2007 zapędzić trzy miliony dodatkowych, kompletnie nieprzytomnych obywateli – głownie starszych dzieci – i kazać im, jak się okazało, bardzo skutecznie, pomoc w obaleniu legalnego rządu. A wszystko to pod hasłami „obywatelskiej aktywności”, „obywatelskiej odpowiedzialności”, „obywatelskiego rozwoju”, „obywatelskiej inicjatywy” i „obywatelskiego poczucia obowiązku”.
Problem polega na tym, że nasz świat, pozornie demokratyczny, w rzeczywistości jest poddany całkowicie anty-demokratycznej manipulacji. W którymś momencie, w Polsce już po upadku komunizmu, zaktywizowała się pewna grupa, która w sposób bardzo agresywny, a jednocześnie maksymalnie, dyskretny usiłuje wpływać na polityczną i społeczną sytuację w naszym kraju. Nie są to ludzie, którzy tworzą partie polityczne, nie są to publicyści, nie są to polityczni dziennikarze, nie są to ani księża, ani członkowie politycznych stowarzyszeń. Są to pewne projekty, zajmujące się wyłącznie tak zwanych postaw obywatelskich. Oni nie angażują się w politykę, oni nie popierają żadnych konkretnych ideologii, oni nikomu nie chcą gwałcić sumień. Oni wyłącznie działają na poziomie tak zwanych inicjatyw obywatelskich. A jak idzie o politykę, to oni w gruncie rzeczy polityki nienawidzą. Chcą tylko edukować i pokazywać kierunki. A ich szczególnym klientem są szkoły. Przede wszystkim szkoły i młodzież. I oczywiście, nie mam żadnych wątpliwości, że wszyscy Ci dzielni działacze na rzecz pobudzania postaw obywatelskich, mają na sercu wyłącznie pomoc zbłąkanej młodzieży, która zamiast świadomie uczestniczyć w życiu Polski i Europy, albo chuligani, albo jak już się szczęśliwie zaangażuje, to nie w pełni świadomie. I nie do końca po obywatelsku. Więc prowadzą tę swoją szczytną działalność i prowadzą ją otwarcie, przejrzyście, transparentnie, wręcz z dumą.
Nie to co my. Ostatnio, z paru stron, doszły mnie opinie tego typu oto, że jest coś bardzo nieuczciwego w tym, że my blogerzy tak często ukrywamy swoje dane. Przyznam szczerze, że jestem zaskoczony. Otóż zawsze sądziłem, że na tym właśnie polega uroda sieci, że ludzie tu nie występują jako realne byty, lecz niejako głos sieci. Nigdy nie przyszło mi dociekać, kim jest ktoś kto się podpisuje jako NEOspasmin, czy nawet ostatnio podobno fruwający samolotami niejaki Infidel. Gdybym miał ochotę kogoś z nich opieprzyć, ich nazwiska nie były mi do niczego potrzebne. I, jak w to mocno wierzyłem, im moje również. W końcu, jakie to ma dla kogokolwiek znaczenie, czy ja się tu będę prezentował jako Krzysztof Osiejuk, czy jako Stefan Owsiarczyk, czy Toyah?
Przy okazji ataku establishmentu na Katarynę, zachodziłem w głowę, dlaczego tak wiele osób tak bardzo się zastanawia, jak ona się nazywa. Dlaczego tak wielu ludzi nie robiło wrażenia zainteresowanych tym, co się w związku z tą sprawą tak naprawdę w Polsce wydarzyło? Dlaczego tak wiele osób – jak się wydaje – kompletnie nie przejęło się tym, że oto, po raz pierwszy od dziesiątek lat, organy władzy państwowej, zaatakowały zwykły, skromny, pojedynczy, ZUPEŁNIE PRYWATNY głos opinii publicznej? I znów – dlaczego niektórzy ludzie, których pozycja publiczna naprawdę nie zmusza ich do tego, żeby się przejmować, w gruncie rzeczy nic nie znaczącym, blogerem, tak się zaangażowali w to pozornie absurdalne śledztwo? Dziś – tak się fatalnie stało – już wiem. Już mnie to pytanie nie męczy. Już wszystko świetnie zrozumiałem. Otóż, wszystko wskazuje na to, że oni znali nazwisko Kataryny od dawna. Oni z całą pewnością, doskonale wiedzieli, kim ona jest, czym się zajmuje i tylko nie wiedzieli, jak się za nią zabrać. A darować jej nie mogli.
Wydaje mi się, że każdy kto jest odpowiednio wrażliwy i skupiony, wie, do czego zmierzam, czy – jak kto woli – co insynuuję. Myślę, że gdybym postanowił w tym miejscu skończyć ten tekst, ci do których ten tekst piszę, już i tak by wszystko wiedzieli. Ale, na wszelki wypadek, jakoś to wszystko muszę zamknąć. Bo chcę mieć pewność, że skutecznie udało mi się zwrócić uwagę na jedną tylko rzecz. Na coś, o czym już tu wielokrotnie pisałem. Mianowicie chciałem pokazać jak wygląda w dzisiejszej Polsce układ sił, a co za tym idzie gdzie się zaczyna odwaga, a gdzie się kończy zwykła pewność siebie. Gdzie jest bezpiecznie, a gdzie należy zacząć uważać? Komu co wolno, a komu czego nie wolno?
Strona internetowa Centrum Edukacji Obywatelskiej, podobnie jak strony organizacji i inicjatyw z tym czymś związanych, wypełnione są nazwiskami. Nazwiskami ludzi oczywiście czystych, uczciwych, serdecznie zaangażowanych w czynienie dobra. I oczywiście – zgodnie z wielokrotnie powtarzanym zapewnieniem – całkowicie apolitycznych. Ja jednak nie mam najmniejszych wątpliwości, ze ANI JEDNA z podpisanych tam osób nie planuje w najbliższych wyborach głosować na PiS. Wiem jeszcze coś – każda z tych osób jest bardzo mocno emocjonalnie zaangażowana w to, żeby PiS został starty z polskiej sceny politycznej. Skąd wiem? Proszę nie żartować.
I wiem jeszcze coś. Gdyby się miało okazać, że się jednak mylę i jedno z nazwisk, które znalazłem wśród członków tych projektów było nazwiskiem należącym do kogoś z wielu piszących w Salonie przyjaciół IV RP, a pozostali by się o tym dowiedzieli, to oni by stanęli na głowie, żeby ich najzwyczajniej w świecie rozstrzelać. W każdym możliwym wymiarze. Bo oni zniosą wszystko, ale nie tzw. kreta. Oni nie po to wymyślili ten zabieg z całą tą ‘obywatelskością’ i z całym tym ‘obywatelskim społeczeństwem’ i z tą nieszczęsną ‘obywatelską inicjatywą’, żeby im jakieś niesprawdzone elementy zakłócały słodką harmonię. I, konsekwentnie, gdyby się okazało, że któryś z nich pisze swoje polityczne komentarze pod nickiem – na przykład – matka kurka, to po pierwsze ta wiedza pozostałaby wyłącznie najgłębszą wiedzą środowiskową, a po drugie oni wszyscy byliby ze swojego kumpla, czy kumpelki, wyłącznie bardzo dumni. I zresztą słusznie, bo czemu nie. W końcu oni nie są politykami. To prości, porządni obywatele. W odróżnieniu od takiej Kataryny, która oczywiście nie jest żadnym obywatelem, lecz zwykłym pisowskim agitatorem. I która za karę zostanie wywleczona na widok publiczny, odarta z całej swojej prywatności przez kolegów dziennikarzy, a następnie zniszczona wszędzie tam, gdzie to się da.
Cóż można jeszcze powiedzieć? To wszystko. Zbliżają się wybory. Jak można przeczytać na stronie tzw. Koalicji na rzecz gromadnego udziału w wyborach (nie żartuję – to jest ich nazwa) i na stronach partnerskich http://www.7czerwca.org.pl/pl, oni się boją, że frekwencja 7 czerwca sięgnie ledwie powyżej 10 procent. A wiedzą, co to dla nich oznacza. Więc powtarzają eksperyment sprzed dwóch lat. Zupełnie taki sam jak wtedy. Tak samo bezczelny i tak samo przerażający. Nas już zachęcili, żebyśmy głosowali na Libertas, na PPP, lub na UPR. Toyahową już skreślili. Biorą się za innych.
Zmieńmy Polskę. Idźmy na wybory!

11 komentarzy:

  1. A propos anomimowości w sieci i trollingu:
    http://blogmedia24.pl/node/31220

    OdpowiedzUsuń
  2. toyahu,

    fajerwerk tekstów u Ciebie, z odnośnikami głębiej, do samego dna zjawisk. Trudno nadążyć z czytaniem, jeszcze trudniej napisać sensowny komentarz. Spróbuję.

    Wyborcy są faktycznie sprytnie zmanipulowani, i to po jednej i po drugiej stronie. Mam tu na myśli moich znajomych głosujących na PiS, którzy bezkrytycznie przejęli część propagandy ideologów forsujących sztuczny twór, jakim jest PO pana Tuska. Szybki rzut okiem na Ściosa, FYM-a i Warzechę jaki przed chwilą absolwowałem pokazał mi, że żaden z nich nie widzi tego fenomenu. A tymczasem zjawisko to jest nie tylko całkiem realne, ale jak mniemam powszechne. Kto z moich rodaków mu podlega? Każdy! Zostałem bowiem zaatakowany przez tych najbardziej świadomych ze wszystkich za to, że pokazałem takiemu jednemu z drugą, że oni SAMI podlegają tej emocjonalnej propagandzie, jaką mniemają zwalczać zrównoważeniem wewnętrznym i siłą umysłu.

    A tu dupa!

    Oczywiście jestem bezpieczny, bo oni wiedzą, że ja z daleka, itd. Ten dystans nie przekłada się więc na jakieś animozje w moją stronę, które nabrałyby wymiaru np. towarzyskiego. Niemniej jednak szok, jaki powoduje odkrycie manipulacji sumieniami u ludzi, którzy chcą z wszelką chucpą europejsów walczyć, daje mi do myślenia. Kończę pierwszą myśl rekapitulując: wyborcy PiS-u którzy zagłosowali z pełnym przekonaniem na Jarosława są prawie identycznie zmanipulowani, jak wyborcy Komora.

    Druga myśl:

    PKW została usadzona i ustawiona przed 10-4-10. Zaatakowano bowiem, i wyeliminowano z niej państwowca najwyższej klasy, odważnego, integralnego, i spostrzegawczego Ferdynanda Rymarza, który 22 marca 2010 r. wydał dokument ZPOW-603-4/10 zawierający stanowisko PKW w sprawie zbliżających się wyborów prezydenckich, w którym bardzo krytycznie odnosił się do działalności propagandowej PO, bezpośrednio nawiązującej do nadchodzących wyborów prezydenckich. Tego samego dnia został skierowany na emeryturę a od 23 marca 2010 r. przewodniczącym PKW został - Stefan Jaworski (źródło: http://obnie.info)

    System, jak widać, nie podaje do wiadomości publicznej tego co ważne, za to niesłychanie elokwentnie i "kontrowersyjnie" zajmuje uwagę wyborców dowolnie dobieranym bzdetami.

    Na tę taktykę najłacniej nabierają się aspiranci do wiedzy, bogactwa, znaczenia społecznego, spokoju sumienia też. To nie duże dzieci, jak piszesz w jednej z notek, lecz raczej ci wszyscy, którzy się starają, którzy pracują i dążą, i chcą więcej, lepiej, solidniej żyć.

    Ta perwersja Systemu uderzyła we mnie w odpowiedziach moich znajomych, i ruszyła mnie. Bo znaleźć odpowiedź na nią jest mi trudno; klasyczne wyśmianie durnia nie jest możliwe, a tłumaczenie czegokolwiek trwa.

    Chciałbym móc epifanicznie zadziałać na tych moich; ale nie wiem jak.

    Uczę się. W słońcu, w cieniu, w podziemiu. Będziemy walczyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. ŻADEN TAM ANONIMOWY, TO +JANUSZ+, ALE PIEPSZONY BLOG NIE CHCE MNIE WPUŚCIĆ POD URL-EM (a może to Toyah nie chce, przykro)

    @ a ja nie żartuję wcale

    Cudownie i ponuro, bodajże juz w latach 50 czy 60 opisał to Philip Dick w "Ubiku". Pełna manipulacja - ludzie mieszkają w zarobaczonych norach, jedzą gówno, ale transmituje się im rzeczywistość 5-cio gwiazdkową i wszyscy są zachwyceni. Tak naprawdę, to nie wiedzą czy żyją, czy już umarli.

    I przyszło mi do głowy dobre niemieckie słowo - ERZATZ.

    PO jest erzatzem partii, Komorowski erzatzem kandydata, ośrodki badawcze to erzatze swoich zachodnich odpowiedników. I tak dalej i tak dalej.

    Lecz też obawiam się, że nasza działalność internetowa, też jest erzatzem działania naszych dziadów i ojców.

    Tak czekam, z której strony padnie to hasło pierwsze - pora na rewolucję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Panie Toyah - rozumiem że to do mnie i że post jest z początku czerwca ubiegłego roku tylko tutaj wklejony.

    Zanim przejdę do komentarzy pozwolę sobie zboczyć z tematu - czytam tutaj Pana notki, czytam też salon24 i zauważam że jestem wyalienowany - Pana czytają ci, którzy mają podobne do Pana poglądy a nie tacy jak ja. Ciekawy fenomen - ciekawe dlaczego? Ja zacząłem się pytać podobncyh sobie i usłyszałem że strata czasu, że strata nerwów, że to bzdury i tak dalej - więc w Polsce jest tak, że każdy czyta to co mu wygodnie - jedni czytają Wyborczą i oglądają TVN, inni Rzeczpospolitą i TVP1. A Internet został spolaryzowany bo fanom Platfusów się nie chce.

    Z komunikatu tego rozumiem, że wprawdzie jeśli za dwa tygodnie, w sobotę lub niedzielę, Sławomir Nowak, lub Joachim Brudziński powie mi, że mam wyjść z domu i oddać głos, bo to przecież mnie nic nie kosztuje, obaj politycy będą mieli kłopot. Jeśli jednak z podobną propozycja wyjdzie Gazeta Wyborcza, lub ktoś podobnie niezależny, a więc jakaś niewinna fundacja założona przez równie niewinnego mędrca bez jakichkolwiek koligacji, jak powiedzmy Leszek Balcerowicz, to wszystko będzie w porządku.

    No tak, kto kogo popiera wiemy, ale formalnie GW jest niezależna, podobnie jak formalnie red. Janecki obecnie chyba piszący w "Fakcie", po tym jak "Wprost" mało co nie poszedł na dno i mogą namawiać do pójścia do głosowania. Problemem może być tu na czyją korzyść działa wysoka frekwencja. Polskie i nie tylko doświadczenie że im niższy udział w wyborach tym gorzej dla partii "umairkowanych".

    Z Panem Balcerowiczem byłbym ostrożny bo facet potrafi się bardzo krytycznie wypowiadać o PO, bo jak by go nie oceniać ma swoje poglądy, których (ślepo) się trzyma.

    Pisze Pan dużo o inicjatywach obywatelskich, różnych organizacjach pozarządowych, formalnie niezależnych, a popierających wiadomo kogo. A jakie miejsce w IV RP dla społeczeństwa obywatelskiego? Na tyle na ile wiem to państwo to stawia interesy wspólnoty ponad indywidualizm, widziałoby różne formy zrzeszania jako raczej te zgodne z interesem państwowym, nie spontaniczne. A skoro te stowarzyszenia i organizacje chcą jak największych swobód obywatelskich, w ich interesie niejako jest apelowanie o większą frekwencję.

    A w jaki dokładnie sposób oni namawiają, żeby głosować na każdego byle nie na PiS. Jaka jest pewność, że ci zachęceni do zagłosowania nie zagłosują jednak na PiS?

    GoldenLine - co to za narzędzie szatana - bo też na tym portalu jestem od poand dwóch lat, tyle że rzadko piszę w dyskusjach - normalnie skupisko ludzie skupionych na własnych rozwoju i jak Mistewicz napisał, chłodno kalkulujących i nie dziwię się, że się bali populistów, bo to godzi w ich interesy ekonomiczne, z tych samych powodów z jakich Pan buntowałby się przeciw liberałom.

    Wracając do roku 2007 - mogę powiedzieć znów tylko o swoim otoczeniu - jak tylko "cyrk się rozleciał" (czyli jak tylko sejm się rozwiązał), wiedzieliśmy, że będziemy głosować. Jak byłem jeszcze w liceum, w 2005 roku każdy kto miał skończone 18 lat (niestety mnie to nie dotyczyło) głosował.

    OdpowiedzUsuń
  5. Są to pewne projekty, zajmujące się wyłącznie tak zwanych postaw obywatelskich. Oni nie angażują się w politykę, oni nie popierają żadnych konkretnych ideologii, oni nikomu nie chcą gwałcić sumień. Oni wyłącznie działają na poziomie tak zwanych inicjatyw obywatelskich. A jak idzie o politykę, to oni w gruncie rzeczy polityki nienawidzą. Chcą tylko edukować i pokazywać kierunki. A ich szczególnym klientem są szkoły. Przede wszystkim szkoły i młodzież. I oczywiście, nie mam żadnych wątpliwości, że wszyscy Ci dzielni działacze na rzecz pobudzania postaw obywatelskich, mają na sercu wyłącznie pomoc zbłąkanej młodzieży, która zamiast świadomie uczestniczyć w życiu Polski i Europy, albo chuligani, albo jak już się szczęśliwie zaangażuje, to nie w pełni świadomie. I nie do końca po obywatelsku. Więc prowadzą tę swoją szczytną działalność i prowadzą ją otwarcie, przejrzyście, transparentnie, wręcz z dumą.

    No i mamy przykład tego jaka jest wrogość u PiSu i jego wyborców do instytucji społeczeństwa obywatelskiego - takie organizacje są rzekomo przeciw nim więc są niewygodne. A to że ludzie mogą się w czymś takim organizować to zdobycz demokracji, podobnie jak Solidarni 2010, Kółka Różańcowe Radia Maryja.

    A czemu nikt z tych organizacji nie zagłosowałby na PiS? Jaki mają w tym interes żeby zmieść tę partię z powierzchni ziemi?

    10 procent frekwecji - znów kłania się operowanie strachem. Ale gdyby mnie dziś jakiś nieszczęsny ankieter spytał na kogo zagłosuję 4 lipca, bez wahania odpowiedziałbym że na Kaczyńskiego. A dlaczego - pozostawiam to Pana inteligencji.

    @Yagotta B. Kidding
    Wikipedia podaje jako oficjalny powód odejścia na emeryturę fakt, że urodzony 23 marca 1940 roku Rymarz skończył 70 lat - ale zbieg okoliczności - taki pretekst znaleźć żeby go wywalić.

    Conspiracy theories will always sprout

    OdpowiedzUsuń
  6. @Student SGH
    Na razie bardzo krótko tylko w jednej sprawie. Pan jest absolutnie wyjątkowy. U mnie ludzie o Pańskich poglądach nie komentują, bo tak się jakoś składa (ciekawe dlaczego?) że oni nie potrafią rozmawiać merytorycznie. A więc albo obrazają mnie lub moją rodzinę, albo są tak bardzo intelektualnie nieuczciwi, że ja ich wyprowadzam z mojego blogu za uszy.
    Mogę Pana zapewnić, że równie często wyprowadzani sa ludzie jak najbardziej o moich poglądach. Tak zwani "swoi".
    Reszta później. Przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Student SGH
    proszę zwrócić uwagę, jak Pan zamanipulował. Ja o Gazecie, a Pan o Janeckim. To są wielkości nieprzystawalne. Ja piszę o Systemie, a Pan mi pokazuje jednego dziennikarza. To niby drobiazg, ale w tym jest poważniejszy problem. Na tym bowiem polega spór. Ja pokazuję grzech, a Pan ludzi. Tak jest się bardzo trudno dogadać.
    Jeśli idzie o Balcerowicza, to raczej Pan powinien uważać. On był szefem Unii Wolności, więc on sobie może od czasu do czasu gadać różne rzeczy o Platformie. Bez znaczenia. Michnik, Balcerowicz, Celiński, Lityński. To są sieroty po ROAD-zie.
    No i wreszcie na koniec. Jak idzie o Golden Line, ja tu mam pewien kompleks, przyznaję. Podam jutro Panu link.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Student SGH
    Tak by Pan odpowiedział? Hmmm... Mam użyć swojej inteligencji? Proszę uprzejmie. Powiedziałby Pan, że poprze Pan Kaczyńskiego, bo on jest po prostu bez porównania lepszy niż Komorowski. I Pan to wie. Bo jego prezydentura jest znacznie lepsza dla wszystkich. Przy wszystkich zastrzezeniach, znacznie lepszy. I dla wszystkich. I to Pan też wie. Trafiłem?

    OdpowiedzUsuń
  9. @Toyah
    U mnie ludzie o Pańskich poglądach nie komentują, bo tak się jakoś składa (ciekawe dlaczego?) że oni nie potrafią rozmawiać merytorycznie.

    Na to pytanie odpowiadałem już pojedynczymi zdaniami we wcześniejszych komentarzach - im sie nie chce, im jest wygodnie itd.

    Ja akurat nie podzielam wyprowadzania za uszy - mój blog jest stokroć rzadziej odwiedzany, poza tym trzeba wysiłku żeby napisać komentarz po angielsku, ale jakby ktoś mnie obraził to jego problem nie mój.

    Janecki był akurat najbardziej jaskrawym przykładem w tej kampanii. A w ostatnich latach rozwinęło się środowisko, które obaliło monopol GW w dyskursie publicznym. Zaremba, Karnowscy, Ziemkiewicz, Semka, Warzecha, Wildstein, Janke. Gazety jak Dziennik, Rzeczpospolita, Fakt, swego czasu Wprost, po części Newsweek i Polska. Więc ta grupa jest też dość wpływowa.

    Balcerowicz - pamiętam jaka była pierwsza partia do której się zapisał i jaka była jego rola w polskiej polityce do 2000 roku. Ale od czasu jak został prezesem BC trzyma się jednak z dala od polityki i jest na tyle wpływowy, że nie musi się uśmiechać do dawnych koelgów.

    GoldenLine - ten link do artykułu E. Mistewicza, który znalazłem na salonie24? To już czytałem i na ile byłem w stanie - pojąłem.

    Nie, to chodzi o postraszenie leniwych wyborców Komorowskiego - jakby zobaczyli że Kaczyński wygrywa w sondażach przestraszyliby się, wstali z leżaków i poszli zagłosować. Rozczarowałem?

    OdpowiedzUsuń
  10. @Student SGH
    1. Pan wciąż popełnia ten sam błąd. Wymienia Pan pojedyncze nazwiska reprezentujące na ogół pojedynczych ludzi z ich pojedynczymi poglądami, i twierdzi że to jest jakieś środowisko. Proszę to wreszcie zrozumieć. Janecki i ja najprawdopodobniej nie zgadzamy się pod jakimkolwiek innym względem poza tym, że i on i ja wiemy, że Komorowski jest do bani. A to naprawdę, wbrew temu co Pan sądzi, nie jest żadna sztuka. My nie towrzymy agendy. My nie jesteśmy żadną siłą.
    2. Owszem, zawiódł mnie Pan. Na szczęście nie po raz pierwszy, więc jakoś to przeżyję.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...