Po raz
pierwszy o meksykańskiej Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej usłyszałem od
Jarosława Kaczyńskiego w roku 1990, po tym jak na naszej politycznej scenie
pojawiło się Porozumienie Centrum, by w pierwszym swoim ruchu, w zbliżających się
wyborach prezydenckich wystawić kandydaturę Lecha Wałęsy. Dziś już oczywiście
wszyscy wiemy, co to za ziółko z tego biedaka, ale wówczas z jednej strony większość
z nas żyła w autentycznej euforii, z drugiej natomiast szczęśliwie mieliśmy
Jarosława Kaczyńskiego i jego niezwykłą wiedzę, również gdy chodzi o polityczną
historię Meksyku.
W czym
rzecz? Otóż gdy u nas w Polsce, na fali tzw. Rewolucji Solidarności, kierunki rozwoju
wyznaczali Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Adam Michnik, et consortes, oraz
powstające jak grzyby po deszczu niesławne Komitety Obywatelskie, w dalekim
Meksyku wspomniana Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna wchodziła w
siedemdziesiąty rok swoich nieprzerwanych rządów. A Jarosław Kaczyński dzięki
swojej wiedzy i wybitnemu rozeznaniu sytuacji miał świadomość, że jeśli nie
podejmie natychmiastowych i skutecznych działań, polska polityka zostanie
zawłaszczona przez... no trudno powiedzieć, przez kogo konkretnie, ani tym
bardziej, jeśli przyjąć, że partia o nazwie „Solidarność Obywatelska” miała
stanowić wyłącznie alibi, przez jaką światową organizację. No i zrobił jedyną
rzecz, na jaką go było w tamtym momencie stać i wykorzystując unoszące się nad
chmurami ego TW Bolka jednym szybkim ruchem zniszczył zarówno owe Komitety
Obywatelskie, a wraz z nimi kariery całego znanego nam aż nazbyt dobrze
lewactwa od Geremka po Mazowieckiego.
Jak
wspomniałem na początku dzisiejszych refleksji, o Partii
Rewolucyjno-Instytucjonalnej po raz pierwszy dowiedziałem się od Jarosława Kaczyńskiego.
Ale też wtedy właśnie, po wygranych przez Wałęsę wyborach, po raz pierwszy
zdałem sobie sprawę z tego, jak blisko, po latach niemieckiej i sowieckiej
okupacji, być może jeszcze straszniejszego i bardziej okrutnego zła się
znaleźliśmy. I to nie na pięć lat, nie na dwadzieścia, czy czteredzieści, ale
być może na całe stulecia. Bo nie tylko pod patronatem gangów narkotykowych,
czy tajnej policji politycznej, ale tzw. cywilizowanej Europy. Jarosław
Kaczyński zwrócił przed laty moją uwagę na współczesny Meksyk, z całym jego bagażem
niekończących się zbrodni, morderstw, skrytobójstw, prześladowań Kościoła i
Jego wiernych, i oto właśnie całkiem niedawno skończyłem oglądać na Netfixie
meksykański jak najbardziej seriał zatytułowany „El Chapo”, traktujący o
karierze najbogatszego w historii Meksykanina, potężnego producenta i handlarza
narkotykami Joaquína Archivaldo Guzmána Loery. Produkcja jest najwyższej klasy,
zdecydowanie godna polecenia, ale to co dla nas jest tu kto wie, czy nie
najważniejsze, to to jak w owym filmie pokazana jest apokalipsa systemu, który,
co by nie mówić, pod okiem całego cywilizowanego świata, jest do tego stopnia
skorumpowany, że już nie wiadomo, kto jest prezydentem, kto członkiem
narkotykowej mafii, kto szefem policji, kto generałem w państwowej armii, a kto
ministrem w rządzie. I stan ten trwa, mimo regularnie przeprowadzanych
demokratycznych wyborów, nienaruszony przez niemal sto lat, mimo tego, że
Meksyk od połnocy graniczy ze Stanami Zjednoczonymi, które używają wszelkich
swoich sił i wpływów, by zniszczyć tę patologię – kompletnie nieskutecznie. A
ja się zastanawiam jaki byłby los Polski w sytuacji, gdy ani Stany Zjednoczone,
ani Rosja, ani Niemcy, ani nikt na świecie nie miałyby najmniejszego interesu,
by za nią walczyć. Watykan? Papież? Przepraszam bardzo, ale jaką siłę potrafił
przeciwstawić meksykańskiej masonerii i powiązanym z nią biznesowo gangom,
którykowliek z kolejnych papieży?
Jesteśmy dziś w roku 2024, pod władzą wprawdzie szczęśliwie już nie
Solidarności Obywatelskiej, ale wciąż Obywatelskiej Koalicji, ze swoimi bojówkami
Obywateli RP, będącej bezpośrednią kontynuacją Platformy Obywatelskiej, a
wcześniej Ruchu Obywatelskiego Akcja Demokratyczna, no i już wcześniej
wspomnianych Komitetów Obywatelskich.
Szybkimi
krokami zbliżają się majowe wybory. Zróbmy wszystko, by owi „obywatele” nie
wygrali, bo w przeciwnym razie, gdy do słynnego więzienia ADX Florence, dotrze odpowiednia
informacja, El Chapo uschnie z zazdrości.