wtorek, 8 sierpnia 2023

Czy Golum bierze się za nasze dzieci?

 

       Muszę przyznać,  że kiedy i do mnie dotarła wiadomość o zaginięciu pewnej Wiktorii z Sosnowca, ogarnęły mnie myśli najczarniejsze. Przede wszystkim zaniepokoiło mnie to, że i ze zdjęć, jakie się pojawiły w mediach, ale też z szybkości z jaką służby, a za nimi media, podjęły temat, musiałem uznać, że owa Wiktoria to nie jest dziecko, które sprawia regularne kłopoty i od czasu do czasu idzie w tak zwaną długą, a zatem musiało dojść do autentycznej tragedii. Im większe zatem były moje obawy, tym większa też radość spowodowana wiadomością kolejną, że dziecko to zostało odnalezione żywe i zdrowe. Niegdysiejszy chłopczyk uprowadzony z placu zabaw w tym samym Sosnowcu, zgwałcony i zamordowany, to i tak zbyt dużo jak na moje sterane życiem serce.

      O tym co się stało po tym gdy mała Wiktoria wyszła z domu wyrzucić śmieci, co się z nią działo przez te dwa dni, gdy jej rodzice umierali z rozpaczy, i w jaki sposób została odnaleziona, służby nie informują i w rzeczy samej wiadomośc jest tylko jedna i podstawowa: dziewczynka żyje i jest bezpieczna. Media i informatorzy z wszystkich stron jednak działają i mamy jakieś tam szczegóły. Przede wszystkim, wiadomo już, że w związku ze zniknięciem dziewczynki została zatrzymana jedna osoba, no i – uwaga uwaga – dziecko to zostało odnalezione w województwie Zachodniopomorskim.

       Ja mam świadomość, że przypadki się zdarzają, jednak wydaje mi się, że to byłby przypadek nie z tej ziemi, gdyby się miało okazać, że w minioną sobotę wieczorem jednastoletnia dziewczynka z Sosnowca znika w niewyjaśnionych okolicznościach i na drugi dzień zostaje odnaleziona na drugim końcu Polski, gdzie akurat, zupełnie przypadkowo,  odbywa się organizowany pod hasłem miłości, wolności i walki z faszyzmem festiwal Pol’and’Rock.

      Powiedzmy tu może parę słów na temat tego festiwalu. Wydarzenie to, będące uzupełnieniem dorocznej akcji pod nazwą Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, w żaden sposób nie przypomina festiwali typu gdyńskiego Openera, czy Off Festiwalu w Katowicach. Oczywiście i jedno i drugie otacza aura pewnej pokoleniowej, czy czasem wręcz ideologicznej manifestacji, niemniej jednak i tu i tam chodzi przede wszystkim o muzykę. Pol’and’Rock, podobnie jak wcześniejszy Woodstock, to przede wszystkim właśnie – i to wynika z wciąż powtarzanych deklaracji Jerzego Owsiaka –  manifestacja wspomnianych wcześniej miłości, wolności i walki z faszyzmem, a zatem mamy do czynienia przede wszystkim z ideologią. Jeśli się jedzie do Gdyni, czy do Katowic, to przede wszystkim po to, by pobyć i posłuchać muzyki; na festiwalu Owsiaka przede wszystkim należy być, by zademonstrować swoje przywiązanie – oczywiście w sposób bardzo uwspółcześniony – do wszystkiego tego, co tak dobitnie wyraził w swoim „Imagine” John Lennon, a dziś – jak o tym pisałem w poprzednim tekście – do tego co nam sprzedaje pewien Koreańczyk z firmy Nuga Best, szczęścia, miłości i wolności. Młodzi oraz młodzi podobno z całej Polski przybyli do Czaplinka głównie po to, by poczuć ów „vibe”, a przy okazji wytaplać się w błocie, najlepiej nago i poczuć tę wolność, miłość i wszechobecne kolory, a jeśli przy okazji będzie coś grało, to tym lepiej. O tak zwanej Akademii Sztuk Przepięknych nie wspominam, bo to akurat nie interesuje nikogo poza kilkoma politykami i ich sympatykami.

       I oto wracamy do Wiktorii z Sosnowca, która, jak podejrzewam, bardzo marzyła, by pojechać do Czaplinka, ale rodzice jej nie pozwolili i w tym momencie przypomina mi się coś sprzed wielu już, bardzo wielu, lat. Ponieważ było to naprawdę dawno temu, nie pamiętam, czy to miało miejsce jeszcze w PRL-u, czy już w nowej Polsce, ale bardzo dobrze pamiętam, że był to czas jeszcze zanim Jerzy Owsiak wpadł na pomysł swojej Orkiestry i nadawany był radiowy program w którym ten sam Owsiak gadał dokładnie tak samo jak dziś, puszczał piosenki i odbierał telefony od młodych słuchaczy. Któregoś dnia zadzwoniła do niego jakaś dziewczynka i poskarżyła się, że chciałaby bardzo pojechać na festiwal w Jarocinie, ale rodzice jej nie pozwalają. I proszę sobie wyobrazić – a ja to pamiętam równie dobrze – Owsiak jej odpowiedział: „Twoi starzy są popierdoleni”...

        Ja zdaję sobie sprawę z tego, że Jerzy Owsiak powszechnie kojarzy się dziś ze swoim hasłem „Róbta co chceta” i to z jego powodu jest przez jednych uwielbiony, a przez innych znienawidzony. Gdy chodzi jednak o mnie, to ja, ile razy go widzę, a już zwłaszcza słyszę, przypominam sobie tamte słowa sprzed lat: „Twoi starzy są popierdoleni”.

         Teraz jednak, kiedy Wiktoria z Sosnowca sprawiła, że wszystkim nam skamieniały serca, by już po chwili szczęśliwie powrócić do życia, myślę sobie, że między tamtym „Twoi starzy są pierdolnięci”, a nieco późniejszym „Róbta co chceta”, ale też i dzisiejszym, ledwie co upieczonym, „Kurwa, jesteście piękni” nie ma zbyt wielkiej różnicy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...