środa, 22 marca 2023

x. Rafał Krakowiak: Części ciała (część 2)

 

Dziś zapraszam wszystkich zainteresowanych do lektury drugiej części refleksji księdza Rafała Krakowiaka na temat części ciała.

 

 

Softpower ciągnie za sobą Gorgiasza i Sokratesa, by podziwiali Campo di Fiori, Ancilla cieszy się, że w ogóle żyje, a Jerry Lee Lewis używa wszystkich części swego ciała – czyli o ewentualnych pożytkach wynikających z filozofii. (epizod nr 2) 

 

      Jerry Lee Lewis był w latach 50-tych irytującym swoim zarozumialstwem młodym człowiekiem, który chciał widzieć u swych stóp cały świat, a tak się składa, że Coryllus w  swych tekstach o antycznych filozofach daje do zrozumienia – pewnie słusznie – że jednym ze źródeł zarozumialstwa jest uprawianie filozofii. Trudno powiedzieć, czy Lewis filozofował i czy właśnie z tego powodu miał wygórowane o sobie mniemanie, natomiast niewątpliwie filozofią zajmował się Sokrates, o którym Diogenes Laertios pisze, że „wywoływał nieraz wściekłość audytorium; rzucano się nań, bito go po twarzy, szarpano za włosy” – czyli, podobnie jak Jerry Lee, irytował ludzi. Irytował do tego stopnia, że raz (??) nawet uraczono go kopniakiem. Diogenes pisze o tym wszystkim, by wynieść pod niebiosa cierpliwość Sokratesa, który wspomniane wyżej, wymierzone w siebie reakcje znosił – jak to ludzie mówią: z „filozoficznym spokojem” (ciekawe określenie; wynika z niego, że istnieje także inny nie-filozoficzny spokój). Osobiście sądzę, że to „wściekłe audytorium” składało się przede wszystkim z ateńskich sofistów, z którymi do pewnego momentu Sokrates był związany, a którzy w chwili kiedy ten przestał pobierać od swoich uczniów wynagrodzenie (zapewne dlatego, że pojawiły się od bogów pochodzące zasilanie i pomoc), zwrócili się przeciwko niemu, w zdrowym proteście wobec psujących rynek praktyk. 

      À propos Sokratesa przypomina mi się jeszcze jedna historia, związana z czasem moich studiów.

      Po zakończeniu dwuletniego kursu filozofii, czyli na trzecim roku studiów, kleryk musiał wybrać dziedzinę, w której chciał się naukowo specjalizować, czyli mówiąc po ludzku, musiał odpowiedzieć na pytanie: „Z czego chcesz pisać magisterkę?” Olbrzymia większość studentów wybierała dyscypliny teologiczne (biblistykę, patrologię, chrystologię, liturgikę itd.), ale byli też i tacy, którzy decydowali się na filozofię. Do tego  bardzo nielicznego grona należał także piszący niniejsze słowa. Wraz z trzema kolegami zapisałem się na seminarium naukowe z filozofii, które trwało trzy lata, z tym, że każdego roku spotykaliśmy się z innym profesorem. Pierwszy rok seminarium naukowego prowadził wspomniany w pierwszym epizodzie ks. Andrzej Sparty. Zaproponował, byśmy w czasie tych spotkań przyglądali się właśnie Sokratesowi, a konkretnie czytali i komentowali dialog platoński pt. Fedon (oczywiście w tłumaczeniu Władysława Witwickiego, he, he!). W sumie było nam wszystko jedno, co będziemy robić podczas seminarium, czego skutkiem było to, że w dużym spokoju przez cały rok zajmowaliśmy się tym, czym zajmował się Sokrates, oraz inni bohaterowie platońskich dialogów, czyli zastanawialiśmy się, co to jest dusza i czym jest jej nieśmiertelność, czym jest świat idei, co to jest prawda, dobro, piękno, sprawiedliwość itd. Krótko mówiąc analizowaliśmy pojęcia, bo przecież – jak chcą niektórzy – głównym zadaniem filozofii jest analiza: analiza pojęć, języka, rzeczywistości… Czy z tego wynika jakiś pożytek? Owszem tak, o ile posługujemy się definicjami, czyli określamy granice i dokonujemy rozróżnień. O tym jednak pozwolę sobie opowiedzieć nieco później. Teraz zaś chciałbym dokończyć wątek związany z ks. Andrzejem Spartym.

      Otóż podczas jednego z seminariów, gdy wgryzaliśmy się w rzeczony platoński dialog, jeden z kolegów grzecznie zapytał: „Dlaczego akurat Fedon? I dlaczego tylko Fedon, a nie np. Timajos albo Uczta?” W odpowiedzi na to pytanie – to akurat pamiętam bardzo dokładnie – ks. Andrzej użył mowy wiązanej, w kształcie następującym:

Dalej w polskiej szacie

Siedzi Rejtan żałośny po wolności stracie,

W ręku trzyma nóż, ostrzem zwrócony do łona,

A przed nim leży Fedon i żywot Katona.

      Wyrecytowawszy powyższe spytał, czy rozpoznajemy skąd te wersy pochodzą. Oczywiście nikt z nas nie wiedział, więc ks. Profesor poczuł się zmuszony, by dać nam podpowiedź mniej       więcej takiej długości: 

I też same portrety na ścianach wisiały.

Tu Kościuszko w czamarce krakowskiej, z oczyma

Podniesionymi w niebo, miecz oburącz trzyma;

Takim był, gdy przysięgał na stopniach ołtarzów,

Że tym mieczem wypędzi z Polski trzech mocarzów

Albo sam na nim padnie. Dalej w polskiej szacie

Siedzi Rejtan żałośny po wolności stracie,

W ręku trzyma nóż, ostrzem zwrócony do łona,

A przed nim leży Fedon i żywot Katona.

Dalej Jasiński, młodzian piękny i posępny,

Obok Korsak, towarzysz jego nieodstępny,

Stoją na szańcach Pragi, na stosach Moskali,

Siekąc wrogów, a Praga już się wkoło pali.

      Któryś z kolegów skojarzył, że to pewnie początek Pana Tadeusza, na co ks. Sparty się rozpromienił i powiedział, że swoją drogą to bardzo ciekawe, iż ludzie tacy jak Mickiewicz, albo Norwid („Coś ty Atenom zrobił Sokratesie…”), nie mogliby mieszkać w platońskim państwie. A jeśliby spróbowali tam zamieszkać, to zostaliby wypędzeni, o ile coś gorszego by ich nie spotkało. Po czym głośno się roześmiał. A my patrzyliśmy zdziwieni na ks. Profesora, nie rozumiejąc co go tak bawi. Żaden z nas nie miał przecież pojęcia (byliśmy naprawdę bardzo przeciętni i bardzo nie-oczytani), że Platon wykluczył poetów ze swego państwa.

      W tym miejscu pozwolę sobie wskazać na kolejny pożytek, który wynika z filozofii: dzięki niej można śmiać się z rzeczy, które ludzi przeciętnych w ogóle nie śmieszą.

      Brzmi to znowuż mało elegancko, wręcz obraźliwie, ale nic na to nie poradzę (sorry Winnetou), że zajmowanie się filozofią w przedziwny sposób człowieka wyróżnia. Nie jestem pewien, czy owo wyróżnienie jest zasłużone, ale jest ono tzw. społecznym faktem, który często irytuje (np. Coryllusa). Tak się bowiem porobiło, że w powszechnym (albo prawie powszechnym) mniemaniu, uprawianie filozofii uwzniośla uprawiającego i sytuuje go w gronie osobników ponad-przeciętnych. Jest to bardzo dziwne, bo przecież wiadomo, że człowiek filozofujący zajmuje się nie tylko czymś niezrozumiałym, ale przede wszystkim czymś niepotrzebnym – czymś do czego często nie można odnosić się bez lekceważenia. Przecież na pewno i być może wielokrotnie słyszeliśmy w życiu zwrot: „Nie filozofuj!” (albo jak mawia mój przyjaciel: „Nie filozuj!”). Może nawet sami zwracaliśmy się w ten sposób do naszych współpracowników, dzieci, bądź wnuków. Kiedy używamy tego nabrzmiałego naganą i właśnie lekceważeniem zwrotu? Robimy to wtedy, gdy ktoś komplikuje to, co jest proste i widzi problemy tam, gdzie  ich nie ma, albo inaczej mówiąc, dzieli włos na czworo. W codzienności naszej, tego rodzaju nastawienie jest czymś dziwacznym, niepotrzebnym i słusznie piętnowanym, bywają jednak przypadki, kiedy z tego dziwactwa wynika coś pożytecznego. Tytułem przykładu: Diogenes Laertios opowiada, iż Anaksagoras, nauczyciel Sokratesa twierdził, „że słońce to masa rozpalona do czerwoności, większa niż cały Peloponez (…). Utrzymywał, że księżyc jest zamieszkały i znajdują się na nim góry i doliny. Za elementy uważał jednorodne cząsteczki, czyli homoiomerie (δμοιομέρειαι); jak złoto otrzymuje się z ziarenek, z tzw. złotego piasku, tak cały świat zbudowany jest z drobnych ciał, składających się z części jednorodnych.” Olbrzymiej większości „filozofujących”, tzn. dzielących włos na czworo, nawet nie przyjdzie do głowy, by zapytać Anaksagorasa, czy to co twierdzi jest wiedzą, czy jakimś mniemaniem. Oni przyczepią się np. do owego Peloponezu, zaciekawieni ile razy słońce jest większe od tego półwyspu. A jeśli większe, to dlaczego Anaksagoras użył właśnie takiego przykładu? Może lepiej i trafniej byłoby powiedzieć, że słońce jest wielkości całej Grecji, albo nawet Persji? I będzie jeden z drugim w tym trybie zadawał podobne pytania, aż w końcu zniecierpliwiony Anaksagoras powie: „Nie filozuj!” 

      Bywają jednak wyjątki. To są odmieńcy, czyli ludzie, którzy filozofując tworzą to, co określa się mianem nauki. Oni nawet nie są zanadto zainteresowani tym, czy twierdzenie Anaksagorasa jest prawdziwe, czy też fałszywe, bo to według nich rzecz wtórna. Oni przede wszystkim będą chcieli się dowiedzieć, na jakiej podstawie Anaksagoras twierdzi to, co twierdzi. Z czego to twierdzenie wynika? W jaki sposób myśliciel może to twierdzenie uzasadnić, a najlepiej udowodnić? Czy istnieją przesłanki, które by wskazywały na to, że owo twierdzenie nie oddaje rzeczywistości taką, jaką ona jest? 

      Zauważmy, że w tym przypadku filozofowanie jawi nam się nie tyle jako – przepraszam za wyrażenie – „upierdliwe” czepianie się nieistotnych szczegółów, co raczej (i to jest kolejny pożytek wynikający z filozofii) jako przejaw pewnej staranności/ścisłości w myśleniu. I sądzę, że właśnie to może jakoś tam uwznioślać filozofa i w tzw. społecznym odbiorze czynić go w jakiś sposób ponad-przeciętnym, co niektórych w oczywisty sposób irytuje. 

      Jak o tym już wspominałem, człowiekiem nader irytującym był Jerry Lee Lewis. Samuel Philips, właściciel wytwórni płytowej Sun Records, w której muzyk nagrywał, był bardzo zirytowany, gdy Jerry przechwalał się, że jest lepszy od Elvisa (Philips przecież Presleya wypromował) – a mówić, że Samuel był zirytowany wiadomością o małżeństwie Lewisa ze swą 13-letnią kuzynką, czyli tym samym wiadomością o drastycznym obniżeniu dochodów firmy, to nic nie powiedzieć. Czy ma to jednak coś wspólnego z filozofią? Hm… Może to, że praktyką psującą rynek jest nie tylko rezygnacja z pobierania wynagrodzenia od swoich uczniów, lecz także małżeństwo z małolatą. 

      Czy to już wszystkie pożytki, które wynikają z uprawiania filozofii? Obawiam się, że nie. Ale o tym napiszę w następnym epizodzie (o ile do napisania go dojdzie).

CDPN



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...