wtorek, 6 grudnia 2022

Jak zostać brzydką panną na wydaniu

 

      W poprzednim tekście, zakładając dość mało przecież prawdopodobną opcję, że polska reprezentacja pokona na mistrzostwach w Katarze Francję, wyraziłem przekonanie, że jeśli się tak stanie, to cały, znany nam tu tak dobrze, antypolski kompleks eksploduje z podwójną mocą i okaże się, że nie mamy się z czego cieszyć, bo i tak jesteśmy do dupy i nasze miejsce jest, jak tej lichej pannie na wydaniu, w kącie. Polska przegrała i wydawało się, że przez samą tę porażkę, odetchniemy na chwilę od owego zalewu medialnych tytułów, informujących z ową przedziwną wyższością, jak to cała Francja, Niemcy, Hiszpania i Brazylia się z nas śmieją. Tymczasem stało się tak, że piłkarze, choć owszem przegrali, to jednak po ambitnej i miejscami całkiem dobrej grze i w tym momencie się okazało, że tego i tak jest za dużo.

       Jak wiemy, a szczególnie osoby raczej już starsze, sport zawsze był traktowany przez państwa jako paliwo polityczne. Widzieliśmy to przez wiele ostatnich lat choćby w Rosji, natomiast w dawnych czasach PRL-owskich ów standard również obowiązywał jak najbardziej. Każdy polski sukces, a czym bardziej spektakularny, tym bardziej, był niezmiennie odtrąbiany jako przede wszystkim sukces władzy. Ale tak nie tylko się działo w Polsce i w krajach tak zwnej demokracji ludowej. Różnica była tylko taka, że tu traktowano owe zwycięstwa jako sukces komunistycznej władzy, a tam – w Londynie, Paryżu, Rzymie czy w Bonn – sukces państwa i narodu. Było jak było i tak jest tu i ówdzie nadal, a gdy chodzi akurat o Polskę, to choć z satysfakcją widzę, że polski rząd stara się nasze ewentualne sukcesy sportowe przekładać na sukces Polski, to wciąż, z naszą pozycją obciążoną tak bardzo złą przeszłością, no i – co nie mniej ważne – toczącą się straszną agresją przeciwko Polsce ze strony Unii Europejskiej i kolaborujących z nią osób i oraganizacji tu na miejscu, rząd, siłą rzeczy, stara się przedstawiać każdy sportowy sukces jako sukces władzy, której oczywistym celem jest to, by Polska zajęła ostatecznie należne jej miejsce przynajmniej tu w Europie. I stąd między innymi tak widoczne zaangażowanie w mistrzostwa w Katarze Premiera, Prezydenta i propaństwowych mediów z publiczną telewizją na czele.

       Ale stąd też, jak możemy dziś wszyscy zauważyć, ów atak ze strony środowisk antypolskich już nie tylko na polskich piłkarzy, ale również na trenera, Związek, a nawet Premiera, który bezczelnie zaangażował się w równie bezczelną propagandę, mającą na celu stworzenia sobie kolejnego przyczółka przed przyszłorocznymi wyborami do parlamentu. Oto niemal w ten sam dzień, gdy Polacy przegrali mecz z Francją, dowiedzieliśmy się z niesławnego portalu sport.pl, że Robert Lewandowski i paru innych piłkarzy „odmówili powrotu do kraju rządowym samolotem”. Nieważne, że oni i ich rodziny, chcąc wykorzystać czas przed startem rozgrywek ligowych, postanowili od razu z Dohy pojechać na wakacje i polski samolot nie był im do tego potrzebny, zwłaszcza że, jak słyszymy, zwyczajowe powitanie piłkarzy w Warszawie w ogóle nie było planowane. Mało tego. Niemal w tym samym czasie pojawiła się kolejna informacja, że premier Morawiecki, jeszcze na spotkaniu przed mistrzostwami, obiecał piłkarzom 30 milionów złotych za wyjście z grupy. I tu również nieważne, że nie piłkarzom, tylko specjalnie powołanej fundacji, z przeznaczeniem na rozwój polskiej piłki nożnej. Ale i tego mało. Już chwilę później pojawiły się komentarze związane z wypowiedzią Lewandowskiego, że on liczy w przyszłości na bardziej radosny futbol, gdzie próbowano nam wmówić, że w ten oto sposób piłkarz wypowiedział posłuszeństwo trenerowi. No i nie trzeba było już dłużej czekać na  doniesienia, wszystkie z zastrzeżeniami typu „jak się dowiadujemy”, że podczas wspomnianego spotkania z Morawieckim doszło do awantury między piłkarzami, trenerem, a Premierem, w sprawie podziału owych 30 milionów. Nie należy przy tym zapomnieć, że to wszystko jak najbardziej na tle zwyczajowych informacji że niemiecki były piłkarz Lothar Matthaus w wypowiedzi dla onetowskiego „Przeglądu Sportowego” wyszydził polskich piłkarzy. Lothar Matthaus, piłkarz, którego Niemcy przegrali na tych mistrzostwach wszystko co było do przegrania.

        I można by było machnąć na to wszystko ręką, gdyby nie fakt, że gdy dziś zaglądamy do komentarzy w Internecie, ich ogólny ton jest w całości oparty na wspomnianych kłamstwach i z satysfakcji, że przynajmniej w ostatnim swoim meczu Polacy się nie zhańbili, nie zostało już nic, a ostatecznym efektem tego przekrętu jest przekonanie, że ani nie potrafimy grać, ani się zachować, ani w ogóle funkcjonować we współczesnym świecie, no i jeszcze przy tej swojej nędzy uważamy, że nam się coś należy. Gówno. Nic się nam nie należy. Jesteśmy jak ta brzydka panna na wydaniu prof. Bartoszewskiego i tak ma zostać. Na zawsze.

      Proszę, nie dajmy sobą tak fatalnie kręcić.

PS. Już po napisaniu tego tekstu media poinformowały, że Robert Lewandowski odmówił spotkania z premierem Morawieckim. Ciekawe dlaczego. Czy poszło o to, że spudłował pierwszego karnego w meczu z Francją i jest mu wstyd? A może o to Morawiecki coś brzydko w związku z tym o nim powiedział i nasz napastnik się obraził? Czy może on miał chrapkę na te pięć baniek premii, by mieć dzięki temu równe pół miliarda, i jest rozżalony. No a może wreszcie – oj, chyba tak  to jest protest Roberta przeciwko gwałceniu w Polsce wolności sądów? Wygląda na to, że poza mną nikogo to nie interesuje.



2 komentarze:

  1. Parafrazując klasyka:
    Cóż może człowiek zrobić wobec tak bezgranicznej nienawiści.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ad. Post Scriptum
    Żeby nie okazało się, że jedyną osobą której zależało na wysławieniu Polski w świecie był Premier i jeszcze odbije się to wszystko na nim.
    Sprawa widać jest rozwojowa.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...