piątek, 16 grudnia 2022

Gdy znów dostaliśmy w mordę

 

       Kilka dobrych już lat temu w mojej okolicy znajdował się mały sklep z serami i był to sklep zupełnie wyjątkowy. Pierwszym powodem jego wyjątkowości było to, że tam faktycznie były tylko sery – wszelkie możliwe sery, jakie można sobie wyobrazić – drugim natomiast to, że stołował się tam nie kto inny jak poseł Borys Budka. Zaszedłem tam kiedyś, a tam, proszę sobie wyobrazić zakupy robił on sam we własnej osobie, a z boku doradzały mu żona i mała córeczka. I proszę mi teraz powiedzieć, czyż to nie była wspaniała wręcz okazja, by w tej właśnie rodzinnej konfiguracji dać Budce w łeb i go zwyzywać, a jego żonie – gdyby próbowała interweniować – powiedzieć żeby zamknęła mordę i zabrała dziecko, bo jeszcze i ono niechcąco oberwie. Pytanie jest oczywiście retoryczne, bo choć przede wszystkim wszyscy wiemy, że okazja po temu, owszem, była wyśmienita, to takich rzeczy się nie robi. Po prostu. Pomarzyć jak najbardziej oczywiście można, ale tego typu egzekucje my, ludzie cywilizowani, zostawiamy chołocie, czy jak to pięknie kiedyś zacytował klasyka sam Prezes – innym szatanom.

        A zatem, my tu wszyscy mamy świadomość owego porządku, natomiast, jak już pewnie część z nas słyszała, wczoraj własnie jeden z owych innych szatanów w którymś ze sklepów gdzieś w Polsce zauważył marszałka Karczewskiego jak próbuje zrobić zakupy, wyrwał mu z ręki telefon, walnął nim o ziemię, a następnie, wykrzykując znane z różnego rodzaju politycznych manifestacji wulgarne hasła, zabrał się za samego Karczewskigo, pobił go i posłał w ślady telefonu. Czemu on to zrobił, wszyscy wiemy. Powód jest zawsze ten sam i to jest też ten sam powód, dla którego ja miałem ochotę zelżyć i dać w mordę Borysowi Budce przed laty w sklepie z serami: nienawiść i pogarda. Różnica jest tylko taka, że ani ja, ani nikt kogo znam nie biega po mieście drąc mordę, szarpiąc się z policją i plując na obcych ludzi, a już tym bardziej waląc kogo popadnie po pysku.

        Ale jest jeszcze jedna różnica, i moim zdaniem absolutnie kluczowa. Otóż gdybym ja pobił Borysa Budkę, popchnął policjanta, czy zwyzywał i opluł kogokolwiek, stanął bym przed sądem i się od kary nie wywinął. Tymczasem nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości, że nawet jeśli człowiek który zaatakował marszałka Karczewskiego zostanie zidentyfikowany, a prokuratura postawi mu zarzuty, to każdy sędzia albo jego sprawę umorzy, albo go uniewinni, albo nie wymierzy żadnej kary ze względu na niską społeczną szkodliwość czynu. Mało tego. Gdybym ja dał w mordę Borysowi Budce, to wszyscy moi bliźsi i dalsi znajomi uznaliby mnie za idiotę, a niewykluczone że prezes Kaczyński na specjalnie zwołanej konferencji prasowej ogłosił, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Gdy chodzi o tego żula co pobił Marszałka, on już z cała pewnością jest w swoim środowisku bohaterem, jego sojusznicy już szykują transparenty z napisem „murem za”, a kto wie, czy Donald Tusk nie zastanawia się, czy nie przydałoby się tego dzielnego człowieka umieścić na listach wyborczych.

         Czytałem niedawno rozmowę jaką tygodnik „Sieci” przeprowadził z premierem Morawieckim i tam padły słowa, które z jednej strony zmroziły mnie swoją ponurą bezwzględnością, a z drugiej stanowiły zwiastun czegoś co już za chwilę, jak się okazało musiał nastąpić. Otóż, zapytany o sytuację Polski wobec unijnej agresji i zablokowane pieniądze z KPO, Premier powiedział co następuje:

To, co powiem, niektórym się pewnie nie spodoba, ale dla mnie są to sprawy trzeciorzędne i powoli wpadają w czwartorzędność. Wiem że inni widzą w tym jakieś funhdamentalne wybory; ja – powiem szczerze – tego nie dostrzegam. Większego chaosu i kłopotów, niż mamy obecnie w sądownictwie, już chyba mieć nie możemy, a to, czy jeden sędzia może powiedzieć coś o drugim, nie ma chyba aż tak fundamentalnego znaczenia, by z tego powodu tkwić w tym pacie. Sądownictwo zostało doprowadzone do stanu półzapaści i myślę, że będzie wegetowało do momentu gdy nastąpi jakaś poprawa, a może i szersza zgoda na zmiany. Dziś jest gorzej niż było”.

      A więc – nie daliśmy rady. Jeszcze, jak słyszę, Prezydent próbuje się stawiać i ogłasza, że on nie pozwoli na to, by ktokolwiek obcy powoływał i odwoływał nam sędziów, ale jest oczywiste, że nawet jeśli on rzeczywiście nie pozwoli, to od razu usłyszy, że nie pozwalać to on może najwyżej ministrowi Czarnkowi, a od nas wara. 

      Nie daliśmy więc rady.  Natomiast ja do tego co powiedział Premier mogę dodać już tylko tyle, że choć oczywiście podzielam jego diagnozę, że nigdy tak źle jak dziś nie było, i dziś nie ma najmniejszego sensu, by prowadzić dotychczasową, tak strasznie doraźną walkę z tym złem, to jestem pewien, że z każdym miesiącem będzie jeszcze gorzej i jedyne na co możemy liczyć, to to, że jakimś cudem dotrwamy do jesiennych wyborów i jeśli tylko Polacy wytrwają, wtedy owo zło w sposób naturalny zdechnie. Tak nam dopomóż Bóg!



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...