środa, 8 kwietnia 2009

O nadętych pałach i aureolkach

Gazety Wyborczej nie czytam, więc są rzeczy, które w sposób naturalny mi uciekają. Nie wiedziałem na przykład, że Ewa Milewicz obraziła się na Prezydenta i ogłosiła, że zwróci swój order, który jakiś czas temu własnie od Prezydenta otrzymała. Na szczęście codziennie zaglądam do naszego Salonu, więc i o tym niezwykle ciekawym zdarzenie w końcu się dowiedziałem.
Ewa Milewicz, podobnie jak wiele innych osób, bardziej lub mniej zasłużonych dla walki z bolszewicką represją, swego czasu została przez Lecha Kaczyńskiego uznana za godną wyróżnienia i – konsekwentnie – wyróżniona została. Osobiście uważam, że akurat jeśli idzie o Milewicz, pana prezydent mógł sobie darować, ale nie protestuję. Polityka historyczna przez niego prowadzona jest niezwykle intensywna i otwarta, więc musimy się zgodzić, że nie każdy koniecznie musi być zawsze zadowolony. To jest trochę tak jak było z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. O ile się orientuję, żaden z wcześniejszych papieży nie realizował z takim przekonaniem i taką intensywnością przekonania, że współczesny świat potrzebuje świętych. I stąd – mam wrażenie – nigdy przed papieżem Wojtyłą, my ludzie Kościoła, nie zostaliśmy obdarzeni tyloma nowymi osobami właśnie świętymi.
A więc, tu oczywiście z zachowaniem wszelkich koniecznych proporcji, Lech Kaczyński, przekonany, ze współczesna Polska i nasz polski patriotyzm potrzebuje czytelnych wskazówek i jeszcze czytelniejszych przykładów i bohaterstwa i zwykłego poświęcenia, stara się bardzo nadrabiać te wszystkie minione lata, które pod tym akurat względem należy uznać za stracone.
Kiedy – jak dobrze pamiętam przy tej samej okazji, kiedy Ewa Milewicz otrzymała od Prezydenta swój medal – Adam Michnik odmówił przyjęcia odznaczenia, oficjalne tłumaczenie było takie, ze on Kaczyńskiego nie lubi i nie szanuje, więc tez nie będzie od niego nic brał. Jednak nieoficjalne informacje stawiały sprawę nieco inaczej. Michnik oczywiście Lecha Kaczyńskiego nienawidzi, ale, ta jego nienawiśc nie jestakurat na tyle wielka, żeby mogła przesłonić jego typowo dla środowiska, które reprezentuje - ego. Dla michnikowego środowiska, w ostatecznym rozrachunku zawsze liczy się przede wszystkim cena. A zatem, jesli idzie o tamten order, Michnik mianowicie uznał, że on oczywiście na niego jak najbardziej zasługuje, tyle że na coś o wiele większego i ważniejszego, niż to co w swoich planach przewidział Prezydent. Oczywiście ta informacja była dla mnie dość interesująca, jednak nie na tyle, żeby się jakoś nią szczególnie zadręczać. W końcu Michnika i jemu podobnych znam od dawna i trudno żebym się codziennie podniecał tym co on robi, czy mówi.
Dziś odzywa się Ewa Milewicz. I tu akurat przyszła mi do głowy pewna szczególna refleksja. Kiedy Michnik nie pojawił się na rozdaniu odznaczeń, Ewa Milewicz order - owszem - wzięła. I ja to rozumiem. Ona – jako osoba niezwykle skromna – z pewnością uznała, że Michnik, będąc człowiekiem o nieskończenie większych zasługach od niej, na byle co nie zasługuje, ale Milewicz – owszem, może już być. I to jest, jak mówię, lekcja skromności. To natomiast, co ona wyprawia teraz, nie za bardzo przykłada się do mojej wyobraźni. Ewa Milewicz zwraca order nie dlatego, że doszła do przekonania, że na niego nie zasłużyła, że ktoś o wiele bardziej od niej dzielny i wspaniały orderu niesprawiedliwie nie dostał, lecz wręcz przeciwnie. Poszło o to, że ktoś właśnie ten order dostał, a ona uważa, że nie powinien. Bo jej się, faktycznie należy, ale komuś innemu już nie.
Ewa Milewicz przyjęła order medal od Lecha Kaczynskiego, skromnie spuściła oczy, nieśmiało się uśmiechnęła i wciąż bardzo nieśmiało szepnęła: „No cóż, Panie Prezydencie. Było nas paru. Cieszę się, że nie okazał się Pan gapą i mnie zauważył”, a następnie, drżącą rączką ten medal na swej bohaterskiej piersi przyklepała. Więc nie zdziwiłbym się, gdyby nagle dziś prezydent Kaczyński odmówił swego uznania komuś, kogo pani Milewicz szanuje bardziej niż siebie i w geście solidarności z pokrzywdzonym, odpięła sobie ten przyklepany już wcześniej medal i dała go temu komuś. Byłby to gest honorowy i godny najwyższego uznania. Jeśli jednak ona wyłącznie protestuje przeciwko temu, by ktoś miał czelność pomniejszać jej wielkość przez kojarzenie jej osoby z tymi, których ona traktuje z pogardą, to ja za takie gesty dziękuję. To nie jest żaden honor. To jest czysta pycha i najzwyklejsza podłość. To jest zachowanie ucznia, który w szkole dostaje piątkę, a kiedy nagle zobaczy, że ta piątka nie jest jedyna najpierw dostaje szału, potem się obraża, a później już tylko chodzi po nauczycielach i objaśnia wszystkim, że te pozostałe piątki były całkowicie niezasłużone.
Podejrzewam, że za wiele, wiele lat, jeśli wszystko potoczy się jak dotychczas, świat już kompletnie zwariuje, a jakiś nowy papież uzna, że Adam Michnik i Ewa Milewicz powinni zostać beatyfikowani, Adam Michnik obrazi się i powie, że on głupiej beatyfikacji sobie nie życzy, bo on by chciał wejść co najmniej na czwartego. Natomiast Ewa Milewicz się grzecznie zgodzi, ale po pewnym czasie, kiedy się już dobrze rozejrzy i zobaczy w jak nędznym towarzystwie się znalazła, walnie tą aureolą papieżowi prosto między oczy i sobie pójdzie. W diabły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...