niedziela, 27 kwietnia 2025

W każdy czas... czyli o wierze niezłomnej

 

Jako ktoś kto uważa siebie za część Kościoła, a jednocześnie wierzy – co parokrotnie tu deklarował – że papież Franciszek, jak niewielu przed nim, w Swej posłudze wręcz uosabiał osobę i naukę Jezusa Chrystusa, transmisję najpierw z mszy, a potem Jego pogrzebu oglądałem z najgłębszym przejęciem i poczuciem, że jestem świadkiem triumfu mojego Kościoła. Oglądałem owe uroczystości, a jednocześnie miałem w głowie znaną mi od dziecka piosenkę:

Com przyrzekł Bogu przy chrzcie raz,

Dotrzymać pragnę szczerze.

Kościoła słuchać w każdy czas

I w świętej wytrwać wierze.

O Panie Boże, dzięki Ci,

Żeś mi Kościoła otwarł drzwi.

W Nim żyć, umierać pragnę”.

Śpiewam od rana tę kościelną piosenkę, jedną z nielicznych, które jeszcze w moim późnym wieku znam na pamięć, i wciąż zatrzymuję się na tym jednym fragmencie: „w każdy czas”, ze specjalnym naciskiem na słowo „każdy”. „Kościoła słuchać w każdy czas”. I myślę sobie, czemu autor tej pięknej pieśni o o wierności Kościołowi uznał za stosowne podkreślić, ów „każdy” czas.

Czemu tak bardzo się tym akurat przejmuję? Otóż objaśnienie owej kwestii można znaleźć w poprzednim moim tekście, w którym wyrzuciłem z siebie swój gniew wobec tych wszystkich z nas, którzy mianowali się sami ostatnimi strażnikami świętości Kościoła Powszechnego, a w ramach swojej tej krucjaty,  odejście papieża Franciszka ogłosili promykiem nadziei dla zepsutego świata, a jego samego wręcz uzurpatorem i antychrystem.

Używam tak mocnych słów z pewną przesadą, bo chyba jednak – choć padało tu wiele ciężkich słów – w tej sytuacji akurat odwagi animatorom owego ataku zabrakło, i ograniczyli się oni do stwierdzenia, że z tego Franciszka to był papież jak z koziej dupy trąba. O co były pretensje? Przyznaję, że przestudiowałem dość dokładnie zarzuty sformułowane głównie przez dwa największe katolickie portale, czyli Polonię Christiana i Frondę, a przy okazji cały otaczający je wachlarz opinii czysto prywatnych, i w praktyce ograniczają się one do tego, że papież Franciszek 1) zasugerował możliwość udzielania komunii rozwiedzionym parom, 2) ogłosił człowieczeństwo osób homoseksualnych, 3) w konflikcie ukraińsko-rosyjskim nie chciał jednoznacznie potępić Putina, no i wreszcie 4) zasugerował, że Boży plan zbawienia może również dotyczyć dusz, które w ów plan nie uwierzyły, lub uwierzyć nie miały okazji. Staram się jeszcze coś tam znaleźć i wychodzi mi równe zero. Te cztery kwestie wystarczyły ludziom z Polonii Christiana by ogłosić papieża Franciszka Judaszem. I tu akurat nie przesadzam. To imię z ust strażników wiary faktycznie padło.

Siedzę w tym pieprzonym internecie i czytam kolejne opinie na temat tego, czy Kościołowi uda się wykorzystać szczęśliwe odejście papieża Franciszka do Swej odnowy. Perspektywy są niestety marne. Okazuje się, że podczas swojej posługi, papież Franciszek, człowiek powołany na swoje stanowisko przez międzynarodową masonerię, zdążył wymienić niemal cały skład Kolegium Kardynałów w taki sposób, by już do końca świata papieżem nie został człowiek autentycznie zanurzony w słowo Ewangelii.

I oto, w tym dokładnie momencie pojawia się jeden z liderów owego prawdziwego Kościoła, redaktor portalu Polonia Christiana, Paweł Chmielewski i przynosi nam dobrą nowinę. Otóż okazuje się, że w tych dniach między śmiercią Papieża, a Konklawe, któryś z kardynałów pojawił się w stroju, który nie był używany od dziesięciu lat, a to, zdaniem Chmielewskiego, świadczy o tym, że on – kardynał bardzo ważny – postanowił nam przekazać, że dość już tego cyrku, który nam urządził Franciszek. Ciekawa sprawa, zdaniem Chmielewskiego, polega na tym, że ów kardynał został wprawdzie powołany przez Bergoglio, i można by się było po nim spodziewać, że głową Kościoła będzie chciał uczynić samego Belzebuba, jednak okazało się, że ów kardynał „ugryzł rękę, która go karmiła”, a to może świadczyć o tym, że Pan Bóg modlitw Chmielewskiego, Kratiuka, Pospieszalskiego i innych wysłuchał i postanowił zainterweniować.

Ja tu sobie trochę żartuję, zwracając uwagę na w gruncie rzeczy drobiazgi, i komentując je w taki sposób, by ów obłęd ośmieszyć. Sprawa jest jednak moim zdaniem znacznie poważniejsza. Problem bowiem nie polega głównie na tym, że to tu to tam pojawiają się osoby, uważające się za bardzo pobożnych katolików, i dzielą się z nami kolejnymi pretensjami pod adresem księży, biskupów czy papieży, że ci, zamiast krzewić wiarę, ją gubią. To co mnie martwi tak naprawdę, to to, że wielu z tych najbardziej zatroskanych o losy Kościoła, najpierw w swym zacietrzewieniu zapomnieli o Chrystusowym zapewnieniu, że Kościoła, który On zbudował, bramy piekielne nie przemogą, a następnie zaczęli traktować ów Kościół jako swego rodzaju polityczną partię, gdzie wszystko sprowadza się do walki między frakcjami, gdzie liberałowie przepychają się z konserwatystami, a o tym, kto jest górą, a kto przegrywa, decyduje jakaś zewnętrzna siła, czyli oczywiście masoneria. I jedyną zagadką pozostaje to, czy Pan Bóg, zechce wysłuchać modlitw tych ostatnich wiernych i zainterweniować, czy machnie na to wszystko Swoją świętą ręką i urządzi nam tu kolejny potop, z którego uratują się tylko oni, jak przed wiekami Noe.

Otóż to jest tak naprawdę nasze dzisiejsze zmartwienie. Wygląda na to, że wielu z nas, mimo że regularnie deklarujemy ją w coniedzielnej mszy, utraciło wiarę w Święty Kościół Powszechny, że już nie wspomnę o owej piosence o obowiązku słuchania Kościoła w KAŻDY czas.

Trochę się czuję niepewnie wchodząc aż na ten poziom, ale co mi szkodzi. Uważam, że to akurat stanowi największy sukces Donalda Tuska et consortes. Doprowadzenie do przekonania nas wszystkich, że Boga nie ma, a całe nasze życie toczy się wokół codziennej polityki. Mam nadzieję, że odejście papieża Franciszka wyśle do naszych serc tę iskrę, która odmieni oblicze ziemi, tej ziemi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Byłem Alfonsem

  Wprawdzie wszystko wskazuje na to, że przekręt pod tytułem „Alfons Nawrocki” zdechnie jeszcze przed końcem tygodnia, zwłaszcza gdy oto do...