Ile razy – a momentów tych od wielu lat jest wiele – w publicznej debacie pojawia się słowo „nienawiść”, a wraz z nim całkiem oczywista kwestia, kto, kiedy i w jakim celu owo kompletnie puste pojęcie wymyślił, ja przynajmniej sięgam pamięcią do roku 1992, kiedy to rząd premiera Olszewskiego postanowił ujawnić listę byłych agentów komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, z Lechem Wałęsą na czele. Z tego co pamiętam – a pamięć tu mnie chyba jednak nie zawodzi – to wtedy właśnie, w dniach poprzedzających ową straszną noc, ale też przez dłuższy czas później, słowo to było odmieniane we wszystkich przypadkach i w przeróżnych kontekstach, każdego dnia od rana do nocy. Pamiętam okładki gazet, kolorowych magazynów, ale też pojawiających się jak grzyby po deszczu książek, prezentujących karykaturalnie wykrzywione twarze Jana Olszewskiego na zmianę z Antonim Macierewiczem i wytłuszczone czarnym drukiem owo słowo: „nienawiść”. Ale też pamiętam pierwszą stronę tamtego wydania „Gazety Wyborczej” z wierszem Wisławy Szymborskiej pod tym właśnie tytułem – Nienawiść.
Osobiście nigdy wcześniej, ani też – i może
tym bardziej – nigdy później osobą i twórczością Szymborskiej się nie
interesowałem, a oceniając ją po przeczytanych fragmentach jej wierszy, nie
traktowałem jak ani jako poetkę, choćby i zaledwie kiepską. Co więcej, po tym
jak dowiedziałem się czegoś więcej o jej
publicznej działalności i osobistej postawie w latach PRL-u, to Szmbarska
pozostawała dla mnie już tylko upadłą alkoholiczką i wariatką. I pewnie dziś
bym nie wspominał o niej, a tym bardziej o tym jej głupim wierszu, gdyby nie
to, że parę dni temu pewien mój znajomy z Facebooka opublikował go, sugerując
jednocześnie, że po raz pierwszy o nim usłyszał. W pierwszej chwili wyjaśniłem
owemu koledze, w jakim kontekście ów wiersz się w ogóle pojawił, wyrażając
podejrzenie, że został on przez Szymborską napisany na kolanie na zamówienie Michnika
i pewnie bym już do sprawy nie wracał gdyby nie to, że postanowiłem dla
pewności sprawdzić, kiedy on faktycznie został napisany i czy rzeczywiście
dniach czerwcowego zamachu. I proszę sobie wyobrazić, że kiedy wydawało mi się,
że owej daty już nigdzie nie znajdę, niemal rzutem na taśmę postanowiłem
zapytać ostatnio coraz bardziej rozrywaną sztuczną inteligencję i uzyskałem
odpowiedź, że Szymborska napisała go... w roku 1948.
Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że wchodzę
na bardzo cienki lód, ale skoro ten tekst ma faktycznie powstać, to nie mam
wyjścia. Musimy go przeczytać, bo bez tego nic nie zrozumiemy. Bardzo proszę.
Spójrzcie, jak wciąż sprawna,
Jak dobrze się trzyma
w naszym stuleciu nienawiść.
Jak lekko bierze wysokie
przeszkody.
Jakie to łatwe dla niej - skoczyć,
dopaść.
Nie jest jak inne uczucia.
Starsza i młodsza od nich
równocześnie.
Sama rodzi przyczyny, które ją
budzą do życia.
Jeśli zasypia, to nigdy snem
wiecznym.
Religia nie religia -
byle przyklęknąć na starcie.
Ojczyzna nie ojczyzna -
byle się zerwać do biegu.
Niezła i sprawiedliwość na
początek.
Potem już pędzi sama.
Nienawiść. Nienawiść.
Twarz jej wykrzywia grymas
ekstazy miłosnej.
Ach, te inne uczucia -
cherlawe i ślamazarne.
Od kiedy to braterstwo
może liczyć na tłumy?
Współczucie czy kiedykolwiek
pierwsze dobiło do mety?
Porywa tylko ona, która swoje wie.
Zdolna, pojętna, bardzo pracowita.
Czy trzeba mówić ile ułożyła
pieśni.
Ile stronic historii ponumerowała.
Ila dywanów z ludzi
porozpościerała
na ilu placach, stadionach.
Nie okłamujmy się:
potrafi tworzyć piękno.
Wspaniałe są jej łuny czarną nocą.
Świetne kłęby wybuchów o różanym
świcie.
Trudno odmówić patosu ruinom
i rubasznego humoru
krzepko sterczącej nad nimi
kolumnie.
Jest mistrzynią kontrastu
między łoskotem a ciszą,
między czerwoną krwią a białym
śniegiem.
A nade wszystko nigdy jej nie
nudzi
motyw schludnego oprawcy
nad splugawioną ofiarą.
Do nowych zadań w każdej chwili
gotowa.
Jeżeli musi poczekać, poczeka.
Mówią, że ślepa. Ślepa?
Ma bystre oczy snajpera
i śmiało patrzy w przyszłość
- ona jedna.
I proszę bardzo spojrzeć teraz na to, w
jakiej sytuacji jesteśmy. Mamy oto czerwiec roku 1992, w propagandzie Systemu owa
„nienawiść” krąży jak psychopatyczny morderca z siekierą w dłoniach i wszystkim
nam się wydaje, że to co widzimy to wynik poetyckiego talentu i społecznej
wrażliwości Wisławy Szymborskiej, a tu tymczasem wygląda na to, że tu w ogóle
nie chodziło ani o Olszewskiego, ani Macierewicza, ani braci Kaczyńskich, ani w
ogóle ówczesnej postkomunistycznej rzeczywistości, ale o rok 1948. A skoro tak,
to ja już bym tylko chciał wiedzieć, o jakiej nienawiści napisała Wisława Szymborska
w tamtym strasznym czasie, gdy Polska i Polacy byli terroryzowani, dręczeni i
mordowani przez Związek Sowiecki i jego agentów. Jaką nienawiść ona miała na
myśli, kierowaną przez kogo i przeciwko komu? Przeciwko Niemcom, sowieckim
okupantom, żydowskim funkcjonariuszom z lokalnych urzędów bezpieczeństwa, czy
może przeciwko polskim patriotom, którzy nie mogli się pogodzić z tym co jedni,
drudzy i trzeci zrobili i nadal robią ich Ojczyźnie?
I to jest moim zdaniem bardzo ciekawa,
choć chyba nadzwyczaj prosta do rozwiązania zagadka. Ale to co w tym jest
zdecydowanie jeszcze ciekawsze, to fakt, że „nienawiść” jako niemal podstawa postkomunistycznej
propagandy lat 90. ubiegłego wieku, ale też świetnie sobie radząca w latach
późniejszych i wciąż bardzo aktywna, została przejęta bezpośrednio ze
stalinowskiego języka lat 40. i 50. Wygląda na to zatem, że choć od roku 1948
niedługo już upłynie 80 lat, wróg jest zawsze ten sam, a więc polskie państwo i
polski naród, ale też ten sam napastnik – Niemiec, Rosjanin i... Stefan Michnik, ten ostatni zaledwie jako
symbol czegoś równie strasznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.