piątek, 17 lipca 2009

O Kościele bez koncesji

Niektórzy może wiedzą, że moja żona ostentacyjnie nie bierze udziału ani w moim blogowaniu, ani w naszym politycznym filozofowaniu, ani w ogóle w sprawach, których osobiście nie wybrała sobie jako wartych uwagi. Pod tym względem jest trochę podobna do naszej najmłodszej córki, która oczywiście pozostaje stale i mocno związana z życiem rodziny, a jednocześnie patrzy na nas, w najlepszym dla nas wypadku, z przymrużeniem oka. I jedna i druga, jednak, od czasu do czasu podniesie na nas wzrok i coś powie, albo o coś spyta, i wówczas możemy być pewni, że dowiemy się też przy okazji czegoś autentycznie inspirującego.
Tak właśnie się stało i wczoraj. W telewizji trwał festiwal szyderstw z telefonii komórkowej ojca Rydzyka i Toyahowa spytała z dugiego pokoju, o co faktycznie są pretensje. Chciałem jej odpowiedzieć, ale nagle zdałem sobie sprawę z tego, że zgiełk jest tak duży, że w gruncie rzeczy, nie ma sposobu, żeby owe pretensje choćby w przybliżeniu określić. No bo wszystko się zaczęło przy okazji uroczystości na Jasnej Górze, podczas których ojciec Rydzyk zapowiedział uruchomienie tej swojej sieci, a Jarosław Kaczyński, który, jak co roku, przyjeżdża na Jasną Górę na spotkanie Rodzin, powiedział, że, jak już wszystko będzie gotowe, to on sobie kupi od o. Rydzyka taki telefon. Pierwsze komentarze były takie, że ksiądz podczas Mszy Świętej zajmuje się handlem, a przez to jest jak ci kupcy, których Pan Jezus przepędził ze świątyni, natomiast Kaczyński – wiadomo – pod sąd, choćby i z automatu. Ten kierunek jednak nie utrzymał się za długo, bo, po pierwsze – jak się od razu okazało – podczas mszy o komórkach nie było słowa, a poza tym, czemu niby wolno handlować w kościele gazetami, albo książkami, czy jakimiś drobiazgami, a nie wolno ogłaszać oferty komórkowej?
Trochę później pojawiły się zarzuty, że porządny ksiądz w ogóle nie powinien się zajmować biznesami, tylko ma siedzieć na parafii, albo w klasztorze i się modlić. A jak chce wyjść, to niech idzie do szpitala z komunią, albo rozdaje zupę ubogim (jak kiedyś Pierwszy Prawdziwy Człowiek – Jacek Kuroń). No ale ten argument zniknął tak samo szybko, jak się pojawił i nawet nie zdążył się skompromitować.
Widząc więc, że pytanie mojej żony nie było w żaden sposób bezzasadne, a wciąż wisiało w powietrzu, zacząłem tropić tę sprawę w Internecie. I oto trafiłem na dwa teksty w Dzienniku, które starają się wyjść nieco poza standardowe szaleństwo i jeszcze bardziej standardową argumentację, a jednocześnie bardzo dokładnie pokazują, jak ta cała sprawa jest wyłącznie wynikiem politycznej i kulturowej wojny, którą z ojcem Rydzykiem i jego projektem prowadzi tzw. mainstream. W pierwszym z tych tekstów, Piotr Gursztyn, w tych miejscach w których stać go na minimalną jasność przekazu, sugeruje, że sprawa jest źle rozegrana wizerunkowo http://www.dziennik.pl/opinie/article415270/Komorkowo_polityczny_show_na_Jasnej_Gorze.html.
Że zarówno ksiądz Rydzyk, jak i prezes Kaczyński – zamiast dbać o nowych zwolenników i nie prowokować dotychczasowych wrogów – podkładają się jak dzieci. Gursztyn tę jedną myśl wyraża bardzo precyzyjnie choćby w tym zdaniu: „Pielgrzymka Radia Maryja - dla setek tysięcy autentyczne przeżycie religijne - została strywializowana i zredukowana do roli pośmiewiska dla antyklerykałów”. A więc problemem nie jest faktprzestępstwa, ale polityczna interpretacja, jaka temu, co się stało może zostać nadana. Nie chodzi o to, że ojciec Rydzyk popełnił zło, ale o to, że wystawił swój Kościół na pośmiewisko ludzi złych.
Bardzo przepraszam, ale jeśli przyjmiemy opis przedstawiony przez Gursztyna, jako w jakikolwiek sposób dla nas zobowiązujący, to tym samym zrezygnujemy z całej powagi tego, w co wierzymy i o co pragniemy walczyć. Jeśli, idąc za radą red. Gursztyna, zaczniemy naszą wiarę i naszą walkę tak modelować, by – broń Boże – źli ludzie nie zaczęli z nas szydzić, to, prędzej czy później, szyderstwo, którego tak bardzo chcieliśmy uniknąć, stanie się tak nieznośne, a my tak słabi, że tej agresji zła zwyczajnie nie wytrzymamy.
Ale, w gruncie rzeczy, to co pisze Gursztyn, nie ma większego znaczenia. Pokazuje jedynie, że atak skierowany przeciwko Rodzinie Radia Maryja jest całkowicie pozamerytoryczny, i może jeszcze tylko to, jak wielu z nas boi się prawdy i jak w tym strachu marnieje. Ciekawszy troszkę bardziej jest tekst podpisany przez Kamilę Wronowską, a zatytułowany bardzo jasno: Rydzyk zbije fortunę na drogich komórkach http://www.dziennik.pl/polityka/article415615/Rydzyk_zbije_fortune_na_drogich_komorkach.html . A więc, okazuje się, że wprawdzie ojciec Rydzyk nie handluje komórkami podczas Mszy Świętej, ani nie robi niczego obiektywnie gorszącego, a jedyna jego wina polega na tym, że nie chce się upodlić przed radykalnymi antyklerykałami i ich biednymi ofiarami, jednak przynajmniej mógłby te swoje komórki sprzedawać taniej.
Zacznijmy jednak od początku. Ojciec Rydzyk postanowił dostarczyć ludziom starszym – choć myślę, że nie tylko i nie koniecznie starszym – religijnie, czy tylko emocjonalnie, związanym z jego projektem, telefony komórkowe, które byłyby specjalnie zaprojektowane pod ich szczególne potrzeby. A więc chodziło o to, żeby dać im telefon komórkowy, który będzie służył do dzwonienia i odbierania rozmów. I tyle. Bardzo dobrze rozumiem ten problem choćby ze względu na mojego teścia, którego od lat nie umiemy namówić do używania telefonu komórkowego. On albo tam nic nie widzi, albo nie umie trafić w guzik, albo po prostu telefon mu się nie podoba. Kupiliśmy mu więc któregoś dnia najnowsze osiągnięcie specjalistów z Motoroli o nazwie Motofone F3, przeznaczone rzekomo właśnie dla ludzi bez technicznych ambicji, a anonsowane w następujący sposób: „Stylish communication at everyone’s reach.Clear vision display, easy to use icon menu, voice prompts”. Nie będę się tu znęcał nad tą nieszczęsną Motorolą. Powiem tylko, że możliwe, że istnieją przykłady większej bezczelności i chamstwa na poziomie tzw. marketingu, ale ja ich nie znam. To co Motorola przygotowała pod ludzi starszych, robi wrażenie wyłącznie bardzo niegrzecznego żartu. I to tyle o Motoroli. Kto chce, niech sobie poszpera w Internecie, to się dowie, o co chodzi.
Ale po co ja w ogóle wspominam o tym czymś? Co ‘jaja’, które sobie robią inżynierowie z Motoroli, z ludzi starszych mają do rzeczy, kiedy mówimy o wybrykach ojca Rydzyka? Otóż we wspomnianym artykule, pani redaktor z Dziennikapisze tak: „Duże przyciski i wyraźny wyświetlacz rzeczywiście mogą być pomocne w obsłudze komórki zwłaszcza przez osoby starsze. Jednak w ofercie sieci toruńskiego redemptorysty telefon firmy Max-Com kosztuje 330 złotych, choć w sklepach internetowych ten sam model można kupić już od 280 złotych.” No tak. To już jest zbrodnia. I to niesłychana. My, ludzie korzystający od lat z serdecznych usług, nie czarnych redemptorystów, lecz cywilizowanych operatorów, takich jak Orange, Plus, czy Era, nie jesteśmy w stanie pojąć, jak można sprzedawać telefon drożej, niż on kosztuje na przykład na Allegro. I to jeszcze z takim przebiciem! Przecież to jest jakieś horrendum! Ale to że ksiądz Rydzyk sprzedaje coś co jest warte 280 złotych za 330 złotych to jeszcze nie wszystko. Okazuje się, że równie wielki problem, to ten, że „w testach telefon ten wcale nie wypada najlepiej. ‘UrządzenieMax-Com przypomina bardziej bezprzewodowy telefon stacjonarny niż komórkę. Jest duże i niezgrabne. Ponadto jego wykonanie pozostawia sporo do życzenia - tworzywo, z którego zrobiona jest obudowa, nie jest najlepszej jakości, a poszczególne jej elementy są niedokładnie spasowane. [...] Rozmowę głosową możemy przełączyć w tryb głośno mówiący. Jednak w wypadku komórkiMax-Com dźwięk jest fatalnej jakości - zniekształcenia i charczenie praktycznie uniemożliwiają prowadzenie rozmowy’ - czytamy na stronieKomputerswiat.pl”. A więc dopiero teraz wiemy wszystko. Z Rydzykiem kłopot jest taki, że on, zamiast się modlić zbija fortunę, a tę fortunę zbija na telefonach, które przede wszystkim nie są tak ładne, jak telefony używane przez redaktorów z portalu komputerswiat.pl, na dodatek sprzedaje je drożej, niż ludzie chcą są gotowi za nie płacić, i które, co najważniejsze, po prostu nie działają. Szukałem jeszcze gdzieś w artykule tej pani Kamili informacji, ze Rydzyk do każdego telefonu dodaje jeszcze działkę opium (dla ludu), żeby każdy moher, zanim włączy ten gadżet, tak się zaćpał, by nie zauważył, że przez ten telefon nic nie słychać i być może sobie kupił jeszcze jeden. Tej informacji jednak już nie znalazłem. Prawdopodobnie o ćpaniu będzie w siódmym odcinku.
Jak znam sytuację w niektórych zakątkach Salonu, zaraz ktoś się odezwie i mi powie, żebym głupio nie odwracał kota ogonem, bo wiadomo o co chodzi. Chodzi mianowicie o wszystko to co wyżej napisałem, ale głównie o to, że to hańba, żeby ksiądz robił biznesy, które nie służą prowadzeniu hospicjum, szpitala, czy przytułku. W tej jednak sytuacji, ja mogę już tylko złośliwie do tej listy zbożnych celów dodać rekolekcje dla posłów Platformy Obywatelskiej w Tyńcu. Dla tak pięknego zamierzenia, myślę, można by nawet handlować telewizorami, antenami, a może nawet i telefonami komórkowymi. Jestem bowiem przekonany, że problem Tadeusza Rydzyka, tak naprawdę, polega na tym, że kiedy dwadzieścia lat temu Polska weszła na drogę nowoczesnej przedsiębiorczości, ów ksiądz postanowił działać, jednak ani się wcześniej odpowiednio nie konsultując z odpowiednimi osobami, ani nawet nie próbując się uważnie rozejrzeć, jak wygląda okolica. I tak nastraszył ludzi, których straszyć nie wolno. Głupi! Otworzył wyższą uczelnię, uruchomił wielką telewizję, wspaniałe radio, otoczył opieką miliony ludzi, którzy, gdyby nie on, wegetowaliby pewnie do śmierci w intelektualnej nędzy, zgodnie z tym, co dla nich zaplanował nowy system, teraz uruchamia sieć telefonii komórkowej… i nagle, okazało się, że zapomniał o najważniejszym. A teraz wydaje mu się, że to wszystko wystarczy, żeby mu Polska oddała należną sprawiedliwość.
Bo jeśli chce ojciec Rydzyk wiedzieć, co stracił, to niech sobie popatrzy na listę tych najwspanialszych przedstawicieli ludzkiego gatunku, którzy – według najnowszych badań – dla polskiej młodzieży stanowią autentyczny wzór i autorytet. Jerzy Owsiak, Kuba Wojewódzki, Szymon Majewski, Dalaj Lama, Ewa Drzyzga, Robert Kubica, Barak Obama… Ze swoimi talentami, to on, Rydzyk, zajmowałby tam dziś pierwsze miejsce, a na stronę internetową z jego sklepem, wchodziliby wszyscy – od Moniki Olejnik po Janusza Palikota. Tak jak niechybnie dziś wchodzą choćby na stronę www.benedicite.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...