Bardzo mocno ostatnio zaczynam podejrzewać, że dylematy, którymi się tu z nami niekiedy dzieli – ostatnio zaledwie kilka dni temu – nasz bardzo dobry znajomy i kolega, wybitny psychoterapeuta Gerard Warcok, stają się coraz częściej dylematami wielu z nas. A chodzi mianowicie o ową straszną kwestię wyrażaną pytaniem: Dlaczego ludzie tak chętnie popierają nie dość że zło, to jeszcze zło, które im jednoznacznie i w bezpośredniej perspektywie szkodzi. Mój drogi kolega Gerard przedstawił swoją teorię już parokrotnie, za każdym razem coraz bardziej precyzyjnie, ja jednak, nie będąc specjalistą od ludzkich dusz i umysłów, również chciałbym dorzucić do tego swoje trzy marne grosze, z nadzieją, że niewykluczone jest, iż odpowiedź na dręczące nas pytanie, choć nie jednorodna, nie jest wcale aż tak trudna, jak by się mogło wydawać.
Otóż, gdy zastanawiam się nad owym okrutnym podziałem naszego – ale przecież nie tylko naszego – społeczeństwa, bo do tego w gruncie rzeczy cały problem się sprowadza, dochodzę do wniosku, że ci wszyscy ludzie, których umysły pragniemy przeniknąć, tworzą trzy grupy. Pierwsza z nich – mam nadzieję, że ona jest jednak stosunkowo nieliczna – to ci, którzy do tego stopnia nienawidzą wszystkiego tego, co jest reprezentowane przez Jarosława Kaczyńskiego i każdy jego projekt – że gotowi są poświęcić niemal wszystko, włącznie z własnym zdrowiem, z życiowym komfortem i zwykłą radością życia, byleby doczekać widoku owego Kaczyńskiego, jak w straszliwych cierpieniach umiera gdzieś pod cmentarnym płotem, czy wrzeszczy z bólu gwałcony przez współwięźniów za murami więzienia. Kultywowana przez nich nienawiść do tego stopnia wyklucza jakiekolwiek racjonalne myślenie, że nawet wtedy, gdy hordy czarnego bydła będą im niszczyć samochody i gwałcić żony i córki, ich jedyną reakcją będzie okrzyk „Jebać PiS”.
Oczywiście jestem bardzo ciekawy dowiedzieć się od osób lepiej zorientowanych w meandrach ludzkiej psychiki, jak się nazywa ów kompleks i jakie mogą być jego zewnętrzne i wewnętrzne przyczyny, natomiast, nie jestem pewien, czy powinniśmy sobie zawracać tymi ludźmi głowy, poza może modlitwą i to tylko, gdy chodzi o osoby nam najbliższe.
Drugą grupę i prawdopodobnie dominującą, stanowią wszyscy ci, którzy niekoniecznie interesują się polityką i w ogóle światem, ale mają w domu internet i telewizor, ale też znajomych, z którymi lubią sobie porozmawiać na tematy krążące po wspólnie odwiedzanych różnego rodzaju publicznych przestrzeniach. Prowadzą więc między sobą rozmowy o polskich komediach, kabaretach, telewizyjnych serialach, o nowej książce któregoś ze znanych polskich autorów, o wakacyjnych planach, ale też o tym, co usłyszeli poprzedniego wieczoru w Faktach TVN, albo usłyszeli w radio w drodze do pracy i z pracy, ewentualnie przeczytali w tygodniku „Angora”.
Oni oczywiście nie są szczególnie wrogo nastawieni do PiS-u, w tym sensie, że go nie jebią, a niektórym z nich niekiedy nawet PiS się myli z PSL-em, czy Nową Lewicą, ale oczywiście wiedzą, że Kaczyński to człowiek mściwy, fałszywy i zły, a poza tym zramolały awanturnik i źle będzie jeśli on wróci do władzy i znów zostanie prezydentem. Czy oni są ludźmi złymi i głupimi? Nie sądzę by trzeba ich było aż tak okrutnie traktować. Dziś to są w znacznej mierze osoby związane rodzinnie i zarobkowo z lokalną władzą zarówno dużych jak i mniejszych miast i wiosek, przy czym w takiej Warszawie, czy Gdańsku, w Łodzi, czy Poznaniu, we Wrocławiu, czy w Krakowie, lub w Katowicach, to są grube miliony głosów. Dla nich zwycięstwo prawicy wiąże się z ryzykiem znacznie większym, niż ewentualny wzrost cent energii, czy jajek. Ale też to są ci, którzy w czasach PRL-u szli zawsze z prądem, niezależnie czy ów prąd był tworzony przez komunistyczne władze, czy przez NSZZ Solidarność. Oni zawsze się kierowali tak zwaną mądrością etapu i zawsze bardzo uważali, żeby się nie znaleźć na jej marginesie. Powstaje tu więc pytanie, dlaczego oni nie widzą tego, że przez osiem lat rządów prawicy ich życie pod każdym względem się poprawiło, a od półtora roku jest tylko gorzej i bardziej ponuro. Otóż moim zdaniem oni to widzą, i dlatego też liczyć należy, że przynajmniej część z nich pójdzie po rozum do głowy i gdy będzie trzeba to się zniecierpliwi i odpowiednio zareaguje. Jednak te nadzieje się bardzo skromne. Jest bowiem coś w naszym polskim charakterze, owa naiwna łagodność i cierpliwa uległość, która sprawia, że wszelką krzywdę potrafimy znosić bardzo długo, zwłaszcza gdy wmawia się nam, że alternatywy i tak za bardzo nie widać.
Jest też i grupa trzecia, mam wrażenie, że powszechnie lekceważona, czy wręcz niezauważalna, obejmująca osoby głównie już starsze, którzy tak naprawdę niczego się już po świecie, który ich otacza, nie spodziewają. Nigdy nie było szczególnie łatwo, czasem wręcz ciężko, niezależnie od tego czy rządził Jaruzelski, Mazowiecki, Pawlak, Tusk, czy Kaczyński. I teraz też, niezależnie od tego, czy wybory w maju wygra Nawrocki, czy Trzaskowski, nie będzie to miało większego znaczenia, bo i tak będzie coraz drożej, lekarze będą równie nieludzcy, jak byli i są dziś, kolejki do szpitala coraz dłuższe, a oni w telewizji i tak, tak jak się kłócili, to i dalej będą się kłócić. Jedyne o co chodzi, to to, żeby może poziom tych awantur się trochę obniżył, a wszyscy wiemy, że ile razy do władzy dochodził Kaczyński, to wszędzie tylko ta nienawiść, nienawiść i nienawiść. Ciężko to, panie sąsiedzie, wytrzymać.
Oczywiście, wśród ludzi starszych są też ci, którzy gotowi są albo sami się podpalić, albo podpalić jakiegoś polskiego patriotę, ale myślę, że oni są już na wylocie. Część z nich siłą rzeczy już nie żyje, ale wciąż mamy tu całą kupę emerytowanych esbeków i ich rodzin, którzy gniją gdzieś tam w tych swoich smutnych służbowych mieszkaniach, ale też i tych, wciąż jeszcze pełnych życia, stanowiących kulturowy background owej pierwszej przeze mnie wymienionej grupy i najczęściej jej mięso armatnie.
I teraz powraca oryginalne pytanie, które moim zdaniem należało by odnieść do przedstawionej przeze mnie społecznej mapy: Czemu oni są tacy, jacy są, i czemu do nich nic nie dociera? Uważam, że ci którzy tego dzwonka zwyczajnie nie słyszą, tak jak już wspomniałem, to ludzie głęboko zaburzeni i na nich nie ma ani metody, ani ratunku. I wszelkie próby zastanawiania się, dlaczego, są skazane na porażkę. Tej plazmy nie przeniknie już nic. Co do całej reszty – no może z wyjątkiem kierownika wydziału promocji w którejś z państwowych spółek i jego rodziny i znajomych – wiemy o nich mniej więcej wszystko, co jest nam potrzebne. A czy oni są do uratowania?
Niedawno pewien mój znajomy opowiedział mi, że ma sąsiadkę, starszą panią, która mu powiedziała, że ona nie ufa „temu Nawrockiemu”, bo to jest „zły człowiek”. „Pan wie, że on przez wiele lat prowadził burdel”? Znajomy powiedział jej, że to bezczelne kłamstwo rozsiewane właśnie przez właścicieli burdeli, którzy tak gadają i płacą telewizji żeby to kłamstwo powtarzała. Robią to, bo go nienawidzą i boją się, że jak on zostanie prezydentem to każe te wszystkie ich burdele polikwidować. I wiecie Państwo co? Ona się zadumała.
A zatem, kto wie? Kto wie?