Jak
niektórzy z nas pewnie wiedzą, tuż za naszym oknem, po przeciwnej stronie ulicy
stoi sobie piękny kościół, który od wielu, wielu lat jest naszym kościołem.
Przez wiele z tych lat, on też był kościołem naszego psa, w tym sensie, że ten,
ile razy słyszał bicie jego dzwonów, wył długo i rozpaczliwie, a myśmy mówili
mu, że jest wstrętnym esbekiem, libkiem i lewakiem. Od kilku jednak lat dzwony
w naszym kościele milczą, bo jak się dowiedziałem od naszego księdza, najpierw
pojawiły się jakieś zastrzeżenia od architekta miejskiego w sprawie kościelnej
wieży, potem polecenie przeprowadzenia remontu, no a parę dni temu powiedział
mi ksiądz, że dzwony najprawdopodobniej
już nie wrócą, bo okoliczni mieszkańcy gremialnie wysyłają do Kurii i do miasta
listy protestacyjne z żądaniem wyłączenia dzwonów, bo od tego hałasu oni już
tracą zdrowie. Ale nie tylko to. Powiedział mi jeszcze ksiądz, że z tego co mu
wiadomo, akcja przeciwko dzwonom kościelnym ma miejsce nie tylko tu w
Katowicach, nie tylko na Śląsku, ale w ogóle w całej Polsce i wygląda na to, że
niedługo, one zostaną wyłączone już wszędzie, z wyjątkiem może niektórych wiosek
na wschodzie.
A ja,
jeszcze w czasie rozmowy z księdzem, przypomniałem sobie jeden z najlepiej
przez mnie zapamiętanych fragmentów powieści George’a Orwella „Rok 1984”, gdzie
Winston w pewnej chwili przypomina sobie starą dziecięcą piosenkę:
„Oranges and
lemons,
Say the bells of St. Clement's.
You owe me
five farthings,
Say the bells of St. Martin's.
When will you
pay me?
Say the bells of Old Bailey.
When I grow
rich,
Say the bells of Shoreditch.
When will
that be?
Say the bells of Stepney.
I do not
know,
Says the great bell of Bow.
Here comes a
candle to light you to bed,
And here comes a chopper to chop off your head!
Przypomina sobie tę rymowankę i tak naprawdę nie wie,
czy kiedykolwiek w życiu słyszał dzwony kościołów. Proszę posłuchać.
“Kiedy rozmawiali, ów
w pół zapamiętany wierszyk wwiercał się w umysł Winstona. Pomarańcze I cytryny wołają dzwony Św. Klemensa.
Należą się trzy grosiki, wołają dzwony Św. Marcina! Dziwne, ale kiedy powtarzał
sobie w myślach tamte słowa, miał wrażenie, że naprawdę słyszy ich dźwięk. Dżwięk
dzwonów straconego Londynu, który wciąż gdzieś w jakiś sposób istniał, zakryty
jednak i zapomniany. Patrzył na wieże kościołów, wznoszących się jak mroczne duchy
to tu to tam, i miał wrażenie, że słyszy tamte dżwięki. Mimo to, z tego co
umiał sobie przypomnieć, w realnym życiu nigdy nie słyszał kościelnych dzwonów”.
Muszę przyznać, że gdy chodzi o
Orwella, to mimo całego mojego szacunku dla jego osoby, jego twórczości i
zasług, niigdy specjalnie nie lubiłem ani ”Roku 1984”, ani tym bardziej „Farmy
zwierzęcej”. Nawet w latach osiemdziesiątych, kiedy obie powieści były w Polsce
zakazane i można było je czytać w wydawnictwach przemycanych, one miały dla
mnie bardziej wartość publicystyczną. Natomiast, owszem, wiem, że dla wielu z
nas, zwłaszcza „Rok 1984”, gdy chodzi o polityczne ekscytacje, związane z PRL-em,
komuną, totalitaryzmem, a ostatnio nawet z Jarosławem Kaczyńskim, i tak zwanym „pisizmem”,
Orwell jest niemal biblią. Na miarę samego Stanisława Barei.
I to jest dla mnie bardzo ciekawe, że w
moim bardzo mocnym przekonaniu, ludzie, którzy piszą listy, w których apelują o
to, by wreszcie te pierdolone dzwony kościelne zamknęły ryje, to bardzo często te
same osoby, dla których George Orwell i jego słynna powieść, to autentyczne
proroctwo czasu, w którym chrześcijański terror doprowadzi nas do owego „roku
1984”. George Orwell i Margaret Atwood.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.