poniedziałek, 5 czerwca 2023

Dog eat dog, czyli prawi napadają

        Wielu z nas pewnie wciąż pamięta, jak przed laty satanistyczna międzynarodówka zapragnęła zorganizować w Krakowie, i przez parę lat skutecznie wprowadzała swój plan w życie, muzyczny festiwal pod nazwą „Unsound”. Ponieważ niemal podstawową częścią planu było to, że owe szatańskie rytuały będą odprawiane w trzech krakowskich kościołach, w momencie gdy o tym co się tam wyprawia dowiedzieliśmy, moje dzieci podjęły akcję zniszczenia tego projektu, poinformowały o wszystkim proboszczów zainteresowanych parafii oraz krakowską Kurię, ja wszystko opisałem na tym blogu i całe to czarne przedsięwzięcie trafił jasny szlag.

         Jako że festiwal „Unsound” był przez środowisko traktowany z najwyższą powagą i w jego organizację zostały zaangażowane nie byle jakie pieniądze, przeprowadzona przez nas akcja wywołała na tyle duże poruszenie, że o tym co się stało w faszystowskiej Polsce informowały największe media na całym świecie od „New York Timesa”, przez „Guardiana”, po „Los Angeles Times” – tu zresztą akurat wciąż wszystko pozostaje zapisane ­ natomiast tu w Polsce skontaktowała się ze mną „Gazeta Wyborcza” [sic!], z prośbą o wypowiedź. Jakby tego było mało, sami organizatorzy festiwalu zwrócili się do mnie z przedsądowym żądaniem wypłaty odszkodowania w wysokośc 12 tys. zł. za poniesione przez nich i utracone wpływy. To co jednak w tym było najciekawsze, to fakt, że żadne, dosłownie żadne, tak zwane prawicowe medium o tym co się stało nawet nie wspomniało. Krakowska Kuria jednym krótkim pociągnięciem likwiduje jedną z największych prowokacji wymierzoną w Kościół Katolicki w Polsce, cały liberalny świat dostaje na to ciężkiej cholery, a tu zero informacji.

        Czy mnie to zaskoczyło? Oczywiście że nie. Czemu? Otóż powód był taki jak zawsze. Oni mogliby oczywiście o tym napisać, tyle że pod warunkiem że za tym nie stałby bloger Toyah. Oni by o tym bardzo chętnie wspomnieli, a kto wie, czy nie uczyniliby z tego temetu na całe tygodnie, gdyby owa krakowska prowokacja została wykryta przez któregoś z nich, albo przynajmniej przez kogoś do kogo oni nie mieliby szczególnie emocjonalnego stosunku. Był rok 2015, ja swój blog prowadziłem już od z górą siedmiu lat i przez wszystkie te lata zdążyłem zauważyć, że na całej liberalnej lewicy nie było choćby jednej osoby, która by mnie nienawidziła tak bardzo jak najbardziej tolerancyjni z tak zwanych „naszych”. Z pozornie obcej nam strony nie podniosło się tyle żądań likwidacji mojego bloga, co od tak zwanych „prawych”. Już kiedy w roku 2009 otrzymałem od wtedy jeszcze jak najbardziej polskiego Onetu nagrodę bloga roku, fakt ten nie wywołał nigdzie większej furii niż w Salonie24, na którym wówczas pisałem. Złość była tak wielka, że właściciele Salonu nawet nie zechcieli mi tej nagrody pogratulować, a przynajmniej pochwalić się, że ktoś od nich został blogerem roku. Ciekawe że już po latach Tomasz Sekielski, dzisiejszy naczelny „Newsweeka”, a wówczas szef jury, które dało mi tamtą nagrodę, osobiście mnie poinformował, że oni wybrali akurat mnie, tylko po to, by mnie zniszczyć jako autora.

       A więc to że o rozgromieniu festiwalu „Unsound” dowiedzieli się tylko czytelnicy „Wyborczej” mnie nie zdziwiło i też nie zdziwiło mnie to, że po kilku miesiącach pisania dla portalu i.pl zostałem praktycznie zmuszony do tego, by im przestać zawracać głowę i się od nich odczepić. Propozycję pisania do i.pl otrzymałem od samego portalu, przez cały swój tam pobyt zamieściłem tam 15 tekstów, z tego co wiem, wszystkie gromadzące jedną z największych liczbę odsłon, niemal największą liczbę komentarzy, oraz najdłuższy czas pozostawania na stronie – większość osób otwiera tekst, czyta parę linijek i zniechęcony idzie dalej – ale także – co nie najmniej ważne – przez cały ten czas i.pl nie zapłaciło mi za te 15 tekstów złamanego grosza. Od niemal dwóch tygodni mój 16. tekst czeka tam w kolejce do publikacji, jednak biorąc pod uwagę zarówno to, że osoba zarządzająca działem opinii najwyraźniej postanowiła mnie zwodzić do zakichanej śmierci, jak i to, że publikację niemal każdego z 15 wcześniejszych tekstów trzeba było temu miłemu człowiekowi wręcz wydzierać z gardła, wysłuchując jednocześnie pretensji jak te teksty są, jak na moje możliwości, kiepskie i że stać mnie na więcej, uznałem że lepiej będzie jeśli przestanę się tam w tym ciekawym towarzystwie produkować i się swoją tam obecnością dalej kompromitować.

      Teraz tylko się już zastanawiam, czy napisać tam i poprosić, by mnie oni ze swojej listy komentatorów usunęli, czy pozwolić im się samodzielnie zorientować. Mam jednak wrażenie, że ów prawy człowiek, który naciska te wszystkie guziczki sam to zauważy. Ciekawe czy mam rację myśląc, że on już za chwilę ten tekst przeczyta?  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...