piątek, 28 czerwca 2024

Świadectwo

      Jako że, jak to mówią Amerykanie, „long time no see”, przyszedł czas, by się odezwać i wytłumaczyć, a jednocześnie dorzucić do tego kilka słów w temacie wspomnianych Amerykanów i ich wielkiego, pięknego kraju. Oczywiście mam świadomość, że ostatni miesiąc, o którym muszę dać pewne istotne świadectwo, nie odpowiada za moje ostatnie milczenie, ale, owszem, gdyby nie on, kto wie, jak by było. A zatem do rzeczy. Otóż proszę sobie wyobrazić, że w związku z długim majowo-czerwcowym weekendem, nasza młodsza córka wybrała się do naszego Przemyśla na samotny wypoczynek. Pierwszego już dnia, podczas zakupów straciła przytomnoś i została zabrana do szpitala. Po przeprowadzeniu tomografii stwierdzono obrzęk mózgu i dalsze badania odłożono do następnego dnia. Rano wykonano rezonans głowy i w obecności psychologa poinformowano ją, że stwierdzono dwa przerzutowe guzy w mózgu z najbardziej fatalnymi prognozami. Ona dziś już tego nie pamięta, ale z robionych na bieżąco zapisków wie, że z miejsca zaczęła odmawiać Nowennę Pompejańską, a ja z kolei pamiętam, że moją pierwszą reakcją było udanie się do spowiedzi i w ramach zadanej pokuty, uklęknięcie i wypowiedzenie trzy razy zdania: „Jezu, ufam Tobie”. Taka pokuta, ciekawe, prawda?

      Po kilku godzinach, z Przemyśla nadeszła wiadomość, że po skonsultowaniu wyniku rezonansu, lekarze uznali, że to co widać na zdjęciu, to nie są guzy, a tym bardziej nie złośliwe, zdiagnozowany na początku obrzęk ze zmianami niewiadomego pochodzenia. Kolejne parę dni mijały w nadziei, wierze i łzach, by wreszcie uznano, że nasza córka czuje się na tyle dobrze, by ją przewieźć do Katowic i umieścić w naszej klinice. Po kolejnych dniach badań, lekarstw, stopniowego wykluczania pierwotnego nowotworu i coraz lepszego samopoczucia, córka, z całą kupą lekarstw, została odesłana do domu i dziś jest tak, że jeśli czuje się nie najlepiej, to wyłącznie ze względu na uboczne skutki zażywania owych lekarstw. Oczywiście, ostatecznej diagnozy wciąż nie ma, bardzo mądrzy profesorowie oglądają te zdjęcia i wszyscy zachodzą w głowę, jak to jest, że one są tak dziwne. No właśnie, dziwne, a wokół nich dziś już dobiegają modlitwy z całej Polski.

      W miniony wtorek, do naszego kościoła garnizonowego zostały uroczyście wprowadzone relikwie błogosławionej rodziny Ulmów. W nocy z poniedziałku na wtorek córka obudziła się około 1 i zaczęła się modlić o to, by za wstawiennictwem owej Rodziny, ona mogła podczas nadchodzącej uroczystości nie prosić tylko dziękować. I, jak mi opowiada, nigdy dotychczas nie miała tak silnego, niemal fizycznego odczucia, że oto dzieje się Cud. Następnego ranka, podczas kolejnej konsultacji otrzymała mocną sugestię, że ona nie ma żadnego nowotworu, a jej choroba nie jest w ogóle problemem neurochirurgicznym tylko stanem zapalnym.

       Ona jest oczywiście wciąż chora, ostateczna diagnoza wciąż przed nami, ale wszystko wskazuje na to, że będzie juz tylko lepiej, a już w sierpniu ona będzie mogła zatańczyć na swoim weselu.

       Tymczasem wokół nas kręci się ten nasz świat i już naprawdę brakuje słów i chęci, by komentować nie tylko te nasze smutne sprawy, ale i to co się dzieje na świecie. Wczoraj w Stanach Zjednoczonych odbyła się pierwsza z zaplanowanych debat między Joe Bidenem, a Donaldem Trumpem. Oglądałem owego występu fragmenty, czytałem komentarze i wygląda na to, że zgodnie z naszymi wcześniejszymi obawami, ten wielki, wspaniały, potężny, piękny kraj ponownie nie był w stanie znaleźć kandydatów na urząd prezydenta, z których jeden nie byłby wariatem, a drugi półprzytomną rośliną. W całym kraju, przez tyle juz lat – kto wie, czy nie od czasów Ronalda Reagana – Ameryką rządzą jacyś kosmici.

      Otóż to: czy rządzą? Patrzę na Francję, Wielką Brytanię, Niemcy, Polskę, Kanadę, Brazylię, całą tę nieszczęsna Brukselę i, przepraszam bardzo, ale w jakim stopniu  przywódcy są mądrzejsi, bardziej uczciwi, czy choćby sympatyczniejsi? No dobra, Biden i Tusk to są zepsute roboty, ale reszta? Przecież to jest wszystko podobny poziom. Czemu my ich wybieramy. Oglądam jeszcze raz tego Bidena, co chwilę czytam kolejnego tweeta Donalda Tuska i myślę sobie, że może rzeczywiście ci, którzy realnie rządzą światem nie życzą sobie, by pojawił się gdzieś jakiś lokalny lider, który będzie sie wtrącał, gdy starsi rozmawiają. Może faktycznie, oni podczas swoich codziennych zajęć wykonują ogromną, dodatkową pracę na rzecz przekazania lokalnej włądzy w ręce durniów. I to oni też, gdy się coś nie uda, to podejmą wszelkie możliwe kroki, by zniszczyć kogoś takiego jak Jarosław Kaczyński, Viktor Orban, czy, paradoksalnie nieco, wspomniany Donald Trump. A jeśi tak jest, to obawiam się, że lecimy wraz z całym światem wszyscy głową w dół i nie ma ręki, która ten straszny lot zatrzyma.

      Co zatem? Odpowiedź jest prosta. Pozostaje sie nam obudzić w środku nocy, pomodlić w intencji kanonizacji rodziny Ulmów i w pewnym momencie, tak jak moje biedne dziecko, poczuć ten niezwykły, żywy dreszcz.

 


2 komentarze:

  1. Bogu niech będą dzięki! Nie należy napadać świętych (to do pewnego muzealnika), zrewanżują się dobrem

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za to świadectwo. Oby ostateczna diagnoza potwierdziła całkowite uzdrowienie, czyli cud. Będę pamiętał w modlitwie.

    Co do świata spadającego w dół to od roku wszystko wygląda tak jakby Pan Bóg chciał nam wszystkim przypomnieć, że tylko On może nas wybawić od zła i żebyśmy nie pokładali nadziei w różnych strukturach, czy liderach politycznych nawet tych wydawałoby się najlepszych.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Bumerang, czyli blessing in disguise

  Zanim przejdę do rzeczy, muszę przekazać kilka informacji na temat naszej córki Zosi, która pod koniec maja została zdiagnozowana z bardzo...