sobota, 29 sierpnia 2015

Jak być grzecznym na ostatnim stopniu szafotu

Pewnie, gdybym nie miał ostatecznej pewności, że najbliższe wybory wygra Prawo i Sprawiedliwość, i to wygra w sposób bezwzględny, poniższy tekst by nie powstał. Sytuacja jest jednak taka, że każdy kolejny dzień prowadzi Platformę Obywatelską do praktycznej anihilacji, poza nimi, na scenie politycznej nie ma nikogo, a zatem nie ma też powodu, bym sobie dziś akurat nie zaszalał.
Stało się zatem tak, że – jak się należy domyślać, za podpuszczeniem Jarosława Kaczyńskiego – Komitet Polityczny Prawa i Sprawiedliwości podjął decyzję, by w najbliższej kadencji posłami Prawa i Sprawiedliwości nie zostali Jacek Kurski i Marcin Mastalerek. I wbrew temu, co niektórzy z nas mogą podejrzewać, ja z tym, co się stało nie mam najmniejszego problemu. Gdy chodzi o Kurskiego, to ja wciąż pamiętam jego wywiad dla Mazurka w czasie, kiedy wielu – w tym najwidoczniej on sam – uważało, że jest już po PiS-ie, gdzie ten nagle uznał za stosowne szydzić z Kaczyńskiego, że nie ma karty kredytowej, prawa jazdy i żony i jestem pewien, że Kaczyński ów wywiad też czytał. Ale jestem też pewien, że czytając ten wywiad, Kaczyński zwrócił uwagę na fragment, w którym Kurski stwierdził jednoznacznie, że za gwarancję posłuszeństwa Kaczyński „jedynkę” na listach wyborczych da każdemu. A zatem, tu zdziwienia nie ma.
Gdy chodzi o Mastalerka sprawa jest wbrew pozorom jeszcze prostsza. Z informacji, które do mnie dochodzą wynika, że ten z kolei – tu przyznaję, że go kompletnie nie rozumiem – prowadząc kampanię Andrzejowi Dudzie Jarosława Kaczyńskiego traktował jak szmatę. Nie odbierał od niego telefonów, traktował obcesowo, krótko mówiąc wpadł w nastrój, w którym się poczuł wręcz wiceprezydentem. A więc i tu, wszystko jest jasne, czyż nie?
To co mnie natomiast zastanowiło, to fakt, że już nazajutrz po ogłoszeniu przez Kaczyńskiego decyzji, zarówno jeden jak i drugi położyli pokornie uszy po sobie i ogłosili, że dla nich wszystko, co mówi Prezes, stanowi wykładnię ostateczną, nawet jeśli jego decyzje każą im przez kolejne cztery lata grzecznie siedzieć w poczekalni. A sam Mastalerek już na sam koniec dorzucił prawdziwy hit w postaci stwierdzenia, że PiS to taka partia, gdzie problemów nie omawia się na zewnątrz (sic!). I to jest oczywiście nowość. Pamiętamy przecież wszyscy, jak się dotychczas rozwiązywało tego typu konflikty wewnątrz PiS-u. Zainteresowane osoby – i tu Jacek Kurski stanowi przykład wręcz fantastyczny – ile razy dochodziło do kolejnego kryzysu w partii, natychmiast albo zakładały własne ugrupowanie, albo wstępowały do założonego chwilę wcześniej, no a przede wszystkim natychmiast pojawiały się we wszystkich dostępnych telewizjach, by pluć na PiS, a przede wszystkim jego prezesa. I oto nagle mamy do czynienia z autentyczną rewolucją. W łeb dostaje dwóch czołowych polityków Prawa i Sprawiedliwości… i nagle się okazuje, że im ani w głowie choćby zmarszczyć czoło. Obaj są i ideowi i lojalni i wierni do, jak to ładnie określił Marcin Mastalerek, ostatniego stopnia szafotu. Dlaczego? Przecież to jest jasne. Oni nie są głupi. A już na pewno nie na tyle, by nie zdawać sobie sprawy z tego, że jeszcze dwa miesiące i w Polsce nie będzie jakiejkolwiek politycznej władzy poza Prawem i Sprawiedliwością. I to prawdopodobnie na wiele lat.
I tu niestety kończą się żarty i pojawia się poważne towarzystwo, ci mianowicie, którzy mieli to szczęście, by, nawet jeśli się im coś głupiego przytrafiło, to nie na tyle dużego, by zdecydować już dziś o ich losie. Mam tu na myśli takie gwiazdy polskiej prawicy, jak Zbigniew Ziobro, Jarosław Gowin, Adam Bielan, Marek Jurek, czy Jerzy Polaczek, ale też i tych, jak choćby Ryszard Czarnecki, którym poza lojalnością i tak nigdy nic nie pozostawało. Im akurat żadna krzywda się nie stała.
I dziś jest tak, że, choć oczywiście ich zachowanie cieszy mnie niemal tak samo mocno, jak perspektywa wielkiego zwycięstwa, prawdę powiedziawszy, los Mastalerka i Kurskiego mam w nosie. Powiedzmy, że obaj dostali za swoje, a przy okazji Prezes pokazał, po co on tam jest, jako „ten trzeci”. Ja dziś jednak tak naprawdę widzę tylko tych co z tego starcia wyszli z tarczą i dziś zadają szyku jako zwycięzcy. To oni niosą nam wyzwolenie. A ja już tylko mam nadzieję, że nigdy nie nadejdzie czas, kiedy będziemy się modlić, by oni nam zeszli z oczu. W jednej chwili.

Jak zawsze serdecznie polecam moje książki, które są niezmiennie do nabycia w księgarni na stronie www.coryllus.pl.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...