Krótko po pażdziernikowych wyborach
rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze
środowiskiem Prawa i Sprawiedliwości, a przez ostatnie lata zatrudnionym w
jednej z powszechnie znanych, kontrolowanych przez Państwo spółek. Mój znajomy, człowiek
nadzwyczaj uczciwy i głęboko ideowy, powiedział mi wówczas, że z jego punktu
widzenia porażka Prawa i Sprawiedliwości nadeszła w ostatnim momencie, który
pozwoli jeszcze zachować nadzieję na to, że polska prawica w dającej się
przewidzieć przyszłości odzyska władzę i w dodatku, jeśli Bóg nie machnie na nią
Swą Boską Ręką, w zdecydowanie lepszej kondycji moralnej, niż dotychczas.
Powiedział mi też mój znajomy, że obserwując coraz większą z każdym kolejnym
rokiem arogancję władzy PiS-u, zarówno na poziomie państwowym, jak i osobistym,
zarówno on, jak i wielu jego znajomych, wręcz modliło się o to, by PiS wreszcie
skutecznie oberwał po głowie, i to jak najszybciej, bo na tym poziomie zepsucia kolejne cztery lata
okażą się latami ostatnimi, a po Prawie i Sprawiedliwości, w sensie formalnym,
ale przede wszystkim praktycznym, nie pozostanie już nawet kurz.
No i jeszcze jedno w trakcie pamiętnej
rozmowy usłyszałem. Otóż, zdaniem mojego znajomego, szansa na to, że Prawo i
Sprawiedliwość w miarę szybko podniesie się z w pełni zasłużonego upadku,
będzie tym większa im bardziej nowa władza będzie pozostawała sobą, w każdym
znanym nam aż nazbyt dobrze aspekcie swego bytowania.
I oto nie minęły nawet cztery miesiące
od powołania nowego rządu, jak doszło do pierwszej poważnej weryfikacji
przywołanych powyżej diagnoz, w postaci mianowicie lokalnych
wyborów i ich wyników. Jak wiemy, mimo październikowej porażki, a co za nią
idzie utraty niemal całej władzy państwowej, mimo przejęcia przez reżim publicznej
telewizji, papierowych i elektronicznych mediów lokalnych, mimo pozbawienia
opozycji wszelkich istotnych narzędzi propagandowych, mimo wreszcie powszechnego
wprowadzenia owego, jak to wyjątkowo celnie określił Prezydent, „terroru
praworządności”, Prawo i Sprawiedliwiość wybory samorządowe wygrało, zdobywając
władzę w co najmnniej pięciu województwach i najpewniej w zdecydowanej
większości powiatów, a więc... w Polsce.
Często jest tak, że jeśli w którymś z
europejskich krajów dochodzi do wyborów parlamentarnych, wkrótce potem
przychodzą wybory lokalne i owe wybory wygrywa zwycięska partia. I to jest
zrozumiałe do tego stopnia, że jeśli nagle zaledwie parę miesięcy po objęciu
władzy partia rządząca bierze lanie w samorządach, to jest to news na całą
Europę. A zatem my dziś również mamy do czynienia z wydarzeniem na skalę
europejską, tym większym, w moim przekonaniu, że tu akurat porażkę poniosła nie
jakaś tam Platforma Obywatelska, czy Obywatelska Kolaicja, czy jakiś Donald Tusk,
ale Europa właśnie, reprezentowana przez Niemcy i Francję, stowarzyszone w ten
czy inny sposób z Putinowską Rosją i Białorusią Łukaszenki. Jeśli po zaledwie
czterech mięsiącach rządzenia władza uzyskuje wynik, który wspomniane cztery
miesiące wcześniej nie dałby jej w żaden sposób pamiętnego zwycięstwa, to
znaczy, że nie tylko sama władza, ale również jej zagraniczni sponsorzy nie posiadają
nic poza arogancją połączoną z dramatyczną wręcz niekompetencją.
I tu, by zakończyć te króciutkie
powyborcze refleksje, chciałbym wrócić do swojej rozmowy z moim znajomym i
refleksji z niej wypływających. Otóż wygląda na to, że, wbrew wspomnianym wcześniej
nadziejom na to, że pażdziernikowa porażka da politykom Prawa i Sprawiedliwości
czas i okazję na ogarnięcie się i doprowadzenie swojego morale do jako takiego
porządku, tego czasu nie dostaliśmy wystarczająco dużo. Obawiam się, że jedynym
efektem owej nędzy, jaką zaprezentował Donald Tusk ze swoją ferajną, tu i w
Niemczech, będzie to, że Jarosław
Kaczyński uzna, że przeciwnik zwyczajnie nie istnieje. I jeśli tak się stanie,
będzie bardzo źle.
Osobiście jednak liczę, że nawet jeśli tego
czasu okaże się obiektywnie zbyt mało, to nie dla niego. Nie dla Prezesa.
Przynajmniej na tyle, by uznał za nie cierpiące zwłoki rozwiązanie struktur PiS-u
w Katowicach i wprowadzenie tu kogoś na miarę choćby śp. Przemysława Gosiewskiego, niech spoczywa w pokoju.
Też tak przez chwilę pomyślałem - paradoksalnie dobrze, że przegrali bo następowała już platformizacja PiSu.
OdpowiedzUsuńWidziałem też co zrobili w Katowicach w wyborach na prezydenta, rzeczywiście nie było na kogo głosować, ale nie tylko tam, bo ogólnie odpuścili te wybory samorządowe.