piątek, 9 października 2009

Być jak Piotr Farfał

Już wczoraj, późnym wieczorem, dopadły mnie dwie informacje. Pierwszą z nich dostarczyła mi jedna z czytelniczek tego bloga latinitas. Chodzi mianowicie o to, że jakiś mędrek, którego tożsamości akurat nie znamy, w Polskim Radio wygłosił naukę do słuchających go obywateli, że oto mianowicie, polityka – brudna czy nie – przeciętnego Polaka w ogóle nie interesuje. Że jakoby te wszystkie spory, przepychanki, wojny na poziomie parlamentarno-rządowym nikogo już nie ruszają, bo normalny człowiek swoje szczęście znajduje z dala od tego publicznego zgiełku. Tak mi mniej więcej tę myśl zrelacjonowała latinitas. Co należy rozumieć z tej szczególnej wypowiedzi? Wypowiedzi szczególnej choćby z tego względu, że docierającej do nas akurat dziś, w czasie też bardzo szczególnym, kiedy wygląda na to, że ten, mityczny już, brud polityki wylał się na świat zamieszkały przez ludzi o rzekomo nieskażonej reputacji. Przekaz jest jasny: Zajmijcie się sobą. To naprawdę są rzeczy nie dla was. My już sobie dobrze ze wszystkim poradzimy.
Drugą informację pozyskałem już osobiście. Otóż w ekonomicznym segmencie wieczornego wydania TVN24, człowiek, którego nazwiska, celowo i z nieukrywaną satysfakcją, odmawiam nauczenia się na pamięć, a który, gdybym tylko prowadził nie blog śmiertelnie poważny, lecz kabaretowo-jajcarski, gdzieś tak w okolicach Panny Wodzianny, otrzymałby ode mnie laur Głupka Roku, tuż zresztą obok pewnego blogera, którego – mimo jego nieustannych pod moim adresem awansów – przez szacunek dla tego miejsca, nie zidentyfikuję. A więc ten walterowski ekspert od gospodarki, z charakterystycznym dla siebie dziecięcym obłędem w oku i gestach, ogłosił co następuje – Polacy jeszcze nigdy nie byli tak szczęśliwi, jak są dzisiaj. Co ciekawsze, nie są szczęśliwi z jakichś bardziej wyszukanych powodów. To szczęście jest wynikiem tego, ze ludzie mają wreszcie kupę pieniędzy, które mogą przeznaczać na extra przyjemności, no i oczywiście mają pracę, za którą ich pracodawcy coraz lepiej im płacą. I proszę sobie wyobrazić, że ja wcale ani nie żartuję, ani nawet nie przesadzam. Ten komik autentycznie nam zakomunikował, że Polacy, jak nigdy dotąd, nie mieli tyle pieniędzy i to pieniędzy pochodzących prosto z błyskawicznie rosnących zarobków.
A zatem, biorąc pod uwagę obie powyższe informacje, już wiemy na czym stoimy i jak bardzo to co nam się zdaje, że widzimy, jest wyłącznie dowodem albo na nasze nędzne uprzedzenia, lub ewentualne cywilizacyjne zapóźnienia. I najwyższy czas. Ludziom należy intensywnie przekazywać prawdę o nich samych, zawłaszcza gdy przed nami rzeczy dotychczas nie do końca rozpoznane. Chodzi mi mianowicie o to, że wbrew powszechnie znanym opiniom ludzi dobrze poinformowanych, opiniom jeszcze nie tak dawno akceptowanym nawet przez samego Donalda Tuska, dziś okazuje się, że szef CBA może zostać odwołany z dnia na dzień, jedną prostą decyzją premiera. Okazuje się, że można tego dokonać z pominięciem wszelkich kłopotliwych procedur, na zasadzie prostego zamachu stanu. Szefa CBA można bowiem odwołać w ten sposób, że się mu zakomunikuje, że już tym szefem nie jest, a jeśli on będzie jednak chciał w kolejny dzień przyjść do pracy, to się go tam zwyczajnie nie wpuści. Postawi się przed budynkiem Biura policjantów, albo agentów ABW – bez znaczenia – i mu się powie, żeby sobie poszedł.
Mieliśmy niedawno podobną sytuację, kiedy to prezes TVP zabarykadował się ze swoimi ludźmi w siedzibie telewizji i nikogo do środka nie wpuszczał. Większość Polaków albo się z tej sytuacji śmiała, albo, bezradnie i w pełnym zakłopotaniu, drapała po swoich biednych głowach, aż wreszcie po prostu sądy musiały ten cyrk przerwać. Dziś wszystko wskazuje na to, że prezes Farfał jedynie – i aż – przecierał szlak dla premiera polskiego rządu, odrodzonego jak Feniks z popiołów, i już pędzącego z wrzaskiem do boju. Że to, z czym mieliśmy do czynienia w wykonaniu niedobitków po niesławnej pamięci LPR-ze, właśnie staje się tradycją i klasyką, i to na poziomie już o kilka szczebli wyższym. I że właśnie ten rodzaj zachowań stanie się częścią nowej strategii rządu Donalda Tuska w czasach zapowiedzianej już wojny z opozycją. Przygotujmy się, bo to cośmy mieli nadzieję jeszcze jakoś uważać za choćby szczątki cywilizacji, niedługo będzie już tylko wspomnieniem. I tak już do końca, czyli do czasu, gdy źli ludzie w tej szczególnej rozgrywce połamią sobie ostatecznie nogi.
I uważajmy na tych, którzy nam chcą przynieść dobrą nowinę o szczęściu. To nie ich, to nasze szczęście. My akurat potrafimy o nie zadbać bez pomocy szarych doradców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...