czwartek, 11 maja 2017

Stanisław Krajski, czyli narodowe czytanie

Wprawdzie już wczoraj o sprawie wspomniał u siebie na blogu Coryllus, jako że jednak tak się składa, że to ja tu jestem owej sprawy pierwszym bohaterem, pomyślałem, że wypada mi się przynajmniej odezwać. Otóż poszło o to, że znany niektórym z nas łowca masonów, prof. Stanisław Krajski, wziął wspólnie z Grzegorzem Braunem udział w jednym z licznych ostatnio, a adresowanych przede wszystkim do prawicowej publiczności, spotkań i w pewnym momencie, dla zadania sobie odpowiedniego szyku, pomógł sobie znalezioną w opublikowanych przez mnie listach od Zyty Gilowskiej historią o tym, jak to Leib Fogelman lobbował na rzecz banku Unicredito (swoją drogą, jakież to znamienne, że Krajski nazwy owego banku przezornie „zapomniał”) i prowadzonych przez niego w Polsce interesów, i nie dość, że nie uznał za stosowne wymienić ani mojego nazwiska, ani tytułu wydanej przez Klinikę Języka książki ze wspomnianymi listami, to zachciało się akurat owemu cwaniaczkowi wspomnieć o tym, jak to w pewnym momencie syn prof. Gilowskiej sprzeciwiał się publikacji tej korespondencji. Wystąpił więc prof. Krajski z Grzegorzem Braunem gdzieś w Polsce, i w znacznej mierze zainspirowany uzyskanymi z mojej książki informacjami, zabawiał przez półtorej godziny zgromadzoną publiczność swoimi mądrościami, i żadnemu z nich nawet nie przyszło do głowy ani to, by ujawnić, który to „prawicowy bloger” opublikował wspomniane listy, gdzie je opublikował, no i ile go wysiłku kosztowało, by na tę publikację uzyskać ostateczną zgodę od rodziny.
Oczywiście pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, po tym jak dotarła do mnie informacja o owym szwindlu, była taka, że to jest przecież bardzo typowe. Krajski to część jednego i tego samego towarzystwa, a oni wszyscy mają tam bardzo stanowczo przykazane, by pewnych nazwisk i pewnych tytułów nie wymawiać pod żadnym absolutnie pozorem… no ewentualnie z wyjątkiem sytuacji, gdy jest okazja do oszczerstwa, tak jak to miało miejsce niedawno w przypadku wspominanego tu niedawno wystąpienia Rafała Ziemkiewicza w tygodniku „Do Rzeczy”. A zatem, powiem szczerze, że nawet się tym co usłyszałem, nie oburzyłem. Wręcz przeciwnie, od pewnego już czasu, ile razy mam do czynienia z tego rodzaju demonstracją, mam poczucie pewnej siły. Czy ktokolwiek z czytelników tego bloga byłby sobie w stanie wyobrazić, że moja niechęć do choćby i wspomnianego Krajskiego jest tak wielka, że ja bym sobie musiał dodawać animuszu przez udawanie, że on jest dla mnie osobą kompletnie nieznaną. A przecież mógłby być, czyż nie? W końcu nie oszukujmy się, kto to jest Krajski? Człowiek, który twierdzi, że Lecha Kaczyńskiego zamordowali masoni? Przecież gdyby on miał jakiekolwiek znaczenie, to by od rana do wieczora nie wychodził ze studia TVN24. A zatem rzecz w tym, że ja udawać, iż Krajskiego nie znam, nie muszę, a on z Braunem na nasz widok, owszem, zarzucają sobie na głowy mokre szmaty. I to jest coś.
Stało się jednak przy okazji coś, co mnie autentycznie zasmuciło. Otóż w trakcie dyskusji pod wczorajszą notką Coryllusa pojawił się głos jednej z czytelniczek jego bloga, która przyznała, że nie dość, iż była przekonana, że to do Coryllusa Zyta Gilowska pisała swoje listy, to w dodatku Toyah i Coryllus to jedna osoba. W momencie gdy zaczęliśmy sobie to nieporozumienie wyjaśniać, wspomniana czytelniczka przyznała, że ona właściwie swój czas spędza na blogu Coryllusa i, owszem, wiele razy widziała jak tam się pojawia owo imię Toyah, no ale, jak już zostało powiedziane, uznała, że ten Toyah to jest sam Coryllus, no i konsekwentnie też, że to do Coryllusa Zyta adresowała swoje listy.
No ale i to ja też jestem w stanie zrozumieć. Zdążyłem się już przyzwyczaić do tego, że wielu z nas żyje w tak strasznym zgnuśnieniu, że to co do nas dociera odbieramy zaledwie w ułamku procenta, bo albo mamy myśli zajęte czym innym, albo jesteśmy zwyczajnie całym tym zgiełkiem zbyt zmęczeni, albo po prostu – i to jest opcja najbardziej z mojego punktu widzenia ponura – uważamy, że i tak wszystko już wiemy, więc w tym co słyszymy, czy czytamy, szukamy głównie potwierdzenia naszych wcześniejszych podejrzeń. To co mnie natomiast martwi, to fakt, że owa komentatorka, osoba z pewnością bardzo zaangażowana w polskie sprawy i chętna, by o nich dyskutować, nawet nie uznała za interesujące zajrzeć do jego księgarni i zobaczyć, cóż jej ulubiony bloger ma tam do zaoferowania. Ona oczywiście słyszała, że on korespondował z Zytą Gilowską i nawet opublikował te listy, no ale nie uznała tej informacji za wystarczająco pociągającej, by się nimi głębiej zainteresować. Choćby je przeczytać. Dlaczego tak? Mogę się oczywiście mylić, ale mam bardzo mocne podejrzenie, że ona tam nawet nie zajrzała, bo bardzo dobrze zna listę lektur obowiązkowych i wie, że na niej nie ma miejsca dla jakichś nie wiadomo jakich wydawnictw.
Ostatnio Gabriel często wspomina o tym, że musimy z naszą ofertą wyjść poza środowisko czytelników naszych blogów, tak by informacja o tych książkach dotarła do tych, którzy tu jeszcze nie byli i nie mieli okazji dowiedzieć się, jakie tu się dzieją cuda. Serdecznie mu w tych planach oczywiście kibicuję i sam robię wiele, by ów krąg czytelników możliwie poszerzyć. Obawiam się jednak niekiedy, że póki co mamy jeszcze bardzo wiele do zrobienia tu na miejscu. Podejrzewam też, że to mogą być naprawdę bardzo grube tysiące osób, którzy, owszem, bardzo chętnie tu przychodzą, by poczytać o tym, jak to System próbuje nas oszukać, ostatecznie jednak i tak wracają do tego, czemu tak nieroztropnie zaufali w pierwszej kolejności, i o czym można powiedzieć dużo okropnych rzeczy, ale nie to, że tam jest zimno, brudno i ciemno. Bo choć tam kłamią na potęgę, to człowiek wie, że żyje.
Myślę, że w momencie gdy Krajski i reszta to zrozumieją, zaczną wreszcie spokojnie wymieniać nasze nazwiska, nie mając najmniejszych obaw, że to w jakikolwiek sposób może zagrozić ich interesom. W końcu uwierzą w człowieka i ta wiara pomoże im odnaleźć w sobie odwagę, której dziś jeszcze im tak bardzo brakuje. I to jest dopiero wiadomość okropna.



Mimo wszystko podaję adres księgarni: www.coryllus.pl i niesmiało zwracam uwagę, że te obrazki u góry po prawej to okładki książek. Mozna klikać

52 komentarze:

  1. Fakt. Promocję trzeba poprawić ale, jak wiele razy było opisane, Wydawca sam sobie kroi rynek i go obszywa.
    Swoją drogą ten film to jest jednak jakaś promocja Twojej książki. Ileś osób go obejrzało - nawet jeśli 10% się zainteresuje co to za listy, a z tych 10 znowu jakiś % kupi...będzie już coś :-)
    Swoją drogą, owego "arbitra elegantiarum", kiedyś ktoś widział jak elegancko przydeptywał peta na deptaku przed Domami Centrum :-)
    No i myślę, że nie jest tak do końca z wyborami lektur przez czytelników Waszych blogów. Niektórym blog może w zupełności wystarczać, a przypuszczenie, że inni po lekturze Waszych tekstów wracają na "jasną" stronę mocy, jest nie do końca prawdziwa. Trzymanie mętliku w głowie nie jest na dłuższą metę do ogarnięcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Nikt się nie zainteresuje. Większośc uzna, że to są jakieś teksty na którymś z blogów, a reszta w ogóle nic sobie nie pomyśli, bo nawet tej informacji nie zanotuje.
      Co do reszty, masz rację. Niektórym blog zupełnie wystarcza, zwłaszcza gdy niczego innego nie znają. Myślę, że to jest bardzo interesujące zjawisko społeczne. Jest nawet na to nazwa: "ciepła woda w kranie".

      Usuń
    2. Od 5 miesięcy nie czytam już żadnych książek... Ledwo daje radę przeczytać Twojego i Coryllusa bloga wraz z komentami. Czas nie jest z gumy... Myślę, że w ramach poszerzania rynku odbiorców Twojej twórczości powinieneś napisać książkę dla dzieci. Taką pomoc do nauki języka angielskiego dla rodziców kształcących dzieci w domu.

      Usuń
    3. @Godny Ojciec
      Napisałem. Nazywa się "Kto się boi angielskiego listonosza". I jest do kupienia w księgarni pod adresem coryllus.pl

      Usuń
    4. Wiem :) Ale chodzi mi o nieco coś innego.
      Zastanawialiśmy się jak i czego najlepiej jest uczyć dzieci w domu. Większość znajomych już 3- 4 latkom usiłuje wbić do głowy alfabet i go używać. My postanowiliśmy "zniechęcać" dziecko do samodzielnego czytania dopóki nie pójdzie normalnie do szkoły. W końcu nauka czytania i pisania to sztandarowe zadanie szkoły. Zamiast tego postanowiliśmy uczyć na pamieć różnych tekstów. Najlepiej dobrej poezji dla dzieci. I na szczęście w Języku Polskim jest takiej poezji wystarczająco. Nie ma natomiast odp do naszych celów wydawnictw. Znalazłem może ze dwie książki na rynku nadające się do naszych celów. Teraz tą samą metodą chciałbym uczyć dziecko angielskiego. I muszę stwierdzić, że na naszym rynku nie ma ani jednej takiej pozycji która spełniałaby moje wymagania oparte na wieloletnim doświadczeniu. Gdybym znał angielski w stopniu pozwalającym na tłumaczenia to bym taką pozycję stworzył i wydał. Musi być to książka wydana w podwójnej wersji językowej z obszernymi przypisami. Może być to wybór sztandarowej, dzieciacej poezji angielskiej albo dobrej jakości tłumaczenia Tuwima, Konopnickiej, Brzechwy... Ewentualnie coś autorskiego :) dobrze zilustrowanego.

      Usuń
    5. @Godny Ojciec
      "I muszę stwierdzić, że na naszym rynku nie ma ani jednej takiej pozycji która spełniałaby moje wymagania oparte na wieloletnim doświadczeniu. Gdybym znał angielski w stopniu pozwalającym na tłumaczenia to bym taką pozycję stworzył i wydał".
      Angielskiego nie znasz, natomiast masz wieloletnie doświadczenie. I gdybyś poza doświadczeniem miał wiedzę, to byś wydał książkę do nauki jezyka angielskiego. Z tłumaczeniami Brzechwy i Konopnickiej? I byś ja sobie wtedy kupił, tak? Czy Ty w ogóle masz pojęcie, o czym mówisz?

      Usuń
    6. Mam wieloletnie doświadczenie w kształceniu domowym dzieci. Rezultaty mnie samego pozytywnie zaskoczyły a podjęte dość intuicyjnie decyzje sprawdziły się i zaprocentowały wspaniałymi osiągnięciami moich dzieci. Chciałbym wypraktykowaną metodą nauczyć dzieci języka angielskiego gdyż jest bardzo skuteczna a dzieci są już wytrenowane w metodach szybkiego zapamiętywania tekstów. Do tego potrzebne są mi materiały których sam wytworzyć nie potrafię, bądź potrafię ale jest to strasznie pracochłonne gdyż nie mam dostatecznej znajomości języka angielskiego. Profesjonalnie zilustrowaną książkę w dwujęzycznej pol ang wersji, z dobrym doborem i dobrym tłumaczeniem wierszy na angielski, autorstwa najchętniej Konopnickiej, Brzechwy, Tuwima itd chętnie kupię.
      Już rozumiesz o co mi chodzi?

      Usuń
    7. Drugą pozycją mógłby być wybór poezji angielskojęzycznej tak ułożony by się zaczynał od prostych popularnych rymowanek dla początkujących, a dalej by zasób słownictwa i komplikacji gramatycznych wzrastał. Ważne jest by poziom tłumaczenia był jak najwyższy by nie odbiegał zbytnio od poziomu oryginału.

      Usuń
    8. @Godny Ojciec
      Skoro wypraktykowana przez Ciebie metoda nauczania dzieci języka angielskiego okazała się bardzo skuteczna, a Twoje dzieci są już wytrenowane w metodach szybkiego zapamiętywania tekstów, to do tego nie są Ci potrzebne żadne materiały poza tekstami, które można kupić wszędzie. Proszę Cię więc, nie zawracaj mi już głowy.Kup wybór dziecięcych wierszyków w języku angielskim i zaproponuj swoim dzieciom, by sie ich nauczyły na pamięć. Ja Ci do tego nie jestem potrzebny.

      Usuń
    9. Nigdzie nie napisałem, że wypraktykowałem metodę nauczania dzieci języka angielskiego, tylko metodę nauczania którą chciałbym dopiero zastosować w odniesieniu do języka angielskiego. Przeszkodą jest brak odpowiednich materiałów. Nie sądzę żebyś to przeoczył. A więc jedynym wytłumaczeniem jest że na siłę nadinterpretowujesz moje słowa tak by mnie do siebie zniechęcić.
      Nie było moim celem zmuszać Cię do czegokolwiek. Po prostu uważam że brakuje na rynku książki takiej pomocy naukowej i że Ty masz najlepsze kwalifikacje żeby tę lukę zagospodarować z korzyścią dla wszystkich.

      Usuń
    10. @Godny Ojciec
      No więc Ci powiem zupełnie szczerze, że z mojego punktu widzenia, Twoja koncepcja uczenia języka jest całkowicie absurdalna.

      Usuń
    11. Tak przypuszczałem. Powiem Ci na swą obronę że w przypadku nauki Polskiego się sprawdziła doskonale. Czteroletnie dziecko wypowiada się jak 7 latek.

      Usuń
    12. Znasz metodę Callana? Moja metoda to jej lekkie udoskonalenie. Zamiast przypadkowych dialogów uczysz się mowy wiązanej najwyższej próby najlepszych autorów.

      Usuń
    13. @Godny Ojciec
      Twoje pomysły nie mają nic wspólnego z metodą Callanna. W ogóle się na tym nie znasz.

      Usuń
    14. Jasne bo żeby zrozumieć metodę Callana to trzeba skończyć bramińską teologię i zdać egzamin na maga-istra.

      Usuń
  2. Powiem, tak Krajski mi za przeproszeniem wisi miękkim kalafiorem. Ale w przypadku Brauna który najpierw Gabriela oskarżał, że się go pomawia na jego blogu, a teraz siedzi i udaje, że nie słyszy to jest bezczelność.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pan mi wywalił komenta, czy coś źle kliknąłem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @parasolnikov
      Ani ja nic nie wywaliłem, ani Ty nie kliknąłeś. Blogger wrzucił go automatycznie do spamu. To jest też ciekawe. Ze wszystkich stron oblazła mnie banda trolli i ja nie mam sposobu, by te ich komentarze były kwalifikowane jako spam. Natomiast zwykły nieszkodliwy komentarz - proszę bardzo.

      Usuń
    2. bo myślałem, że za "miękkiego kalafiora" poleciałem :)

      Usuń
  4. Być może to już jest kwestia anatomii organów mowy u niektórych typów względnie programowania podprogowego. Po prostu oni są tak zaprogramowani, że dostaliby skurczu gardła, gdyby chcieli wymówić wasze nazwiska. Charcząc i siniejąc, umieraliby powoli w bolesnej agonii, trzymając się za gardła, uduszeni samym ich dźwiękiem. A przecież tego im życzyć nie chcemy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Już wiem dlaczego Marylka Sztajer kiedyś żartem, powiedziała, że się trochę Ciebie boi. Ja przełamię strach i jednak opowiem jak to było.

    Po prostu żartowałam. Wiem, że się przyjaźnicie z Coryllusem. We wrześniu Coryllus opisał nawet jak duży wpływ miałeś, aby go zachęcić do tego, żeby wziął ślub kościelny. Ten fakt ucieszył mnie wtedy do łez. Stąd moje żartobliwe stwierdzenie że "toyah to Coryllus". Bo Coryllus jest upartym orzechem laskowym do zgryzienia, o twardości kokosa. Więc jeśli ktoś, pomógł mu w podjęciu tak ważnej decyzji, to nie był to"byle kto".
    Między Wami facetami, nie wypada się przecież obnosić z uczuciami. Toteż nie wymieniałam enumeratywnie, kto się z nim lubi, kogo szanuje i z nim współpracuje. Dzisiaj Coryllus napisał o Rozzettcie i wymienia współtwórców tego i innych dzieł.

    A książki kupuję stopniowo, ale zamawiam po kilka razem. Niestety mam świadomość, że czas nie jest z gumy i nie dam rady wszystkiego przeczytać. Muszę wybierać. Teraz czekam na Baśń o socjalistach, a przy okazji zrobię inne zakupy.

    Cieszę się że jest takie wydawnictwo jak Klinika Języka i pisarze którzy w nim wydają oraz, że przybywa współpracowników. Czytelników też przybędzie. Jestem tego pewna.

    Pzdr... Burczymucho

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Rozalia
      Ja namówiłem Gabriela żeby wziął ślub kościelny. No, no! Nie wiedziałem. Mam więc jeden dobry uczynek. Niektórzy teologowie twierdzą, że to wystarczy.

      Usuń
    2. @Rozalia

      Kiedyś tu komentowała @Marylka. Nawet lubiłem jej komentarze za pewien ich urok. Teraz jej tu nie widuję.

      Czy to o niej napisałaś, że "się boi"? No coś niesłychanego!



      Usuń
    3. Mhm... Ona. Teraz Marylka musi oszczędzać oczy, a poza tym pracuje nad swoimi ważnymi zadaniami a czyta raczej książki i inne dokumenty. Na blogu Coryllusa, jest już tak dużo (Chwała Panu) komentarzy, że śledzenie go, to dla Marylki za duży wysiłek.
      Zresztą lepiej niech nie nadwereza oczu. Miło jest jak się czasem odezwie.

      Usuń
    4. @toyah
      Tu są dowody, sam napisał. Pierwszy akapit. A co więcej wystąpił efekt, na który liczył.

      https://coryllus.pl/smolensk-idzie-na-demotywatory/

      Usuń
    5. @orjan
      Nie. To inna Marylka. Tamta komentowała i bardzośmy ją cenili. Ona jednalk nie była typową internautką, więc dziś obserwuje nas z daleka. Ta Marylka to ktoś zupełnie inny. Nie wydaje mi się, by tu kiedykolwiek się udzielała.

      Usuń
    6. @Rozalia
      Widzisz? To mam właśnie w głowie, kiedy się tak irytuję. Nie wiesz, a piszesz.

      Usuń
    7. @Rozalia
      No i widzisz? Nie pomyliłem się. Zamiast oczu ma lasery i wszystko pali dookoła.

      Usuń
  6. Jeśli ktoś po wykładzie Krajskiego zada sobie minimum trudu i wpisze w gugla frazę: listy Zyty Gilowskiej, może bez trudu dotrzeć do informacji o Twojej książce (choć nie na pierwszym miejscu, ale dopiero na szóstym, po biografii z Wiki): http://www.ksiegarniaprzyagorze.pl/pl/p/O-samotnej-wyspie%2C-zapomnianej-lodzi-i-oceanie-bez-kresu.-Listy-od-Zyty-Gilowskiej-Krzysztof-Osiejuk-Toyah/731
    Przy okazji może też znaleźć bardzo sympatyczną notkę o wydanych drukiem listach ZG (z Twoim nazwiskiem, jako adresata korespondencji), pochodzącą z Kuriera lubelskiego: http://www.kurierlubelski.pl/magazyn/a/listy-zyty-gilowskiej-cieple-oblicze-polskiej-zelaznej-damy,10291416/
    Jakaś nadzieja na niezamierzone przez Krajskiego rozpowszechnienie wiadomości jednak dla tych mniej gnuśnych słuchaczy jest;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tym sposobem dowiedziałam się o listach i tu trafiłam.

      Usuń
    2. @Zuznatema
      Biedny Krajski. Gdyby się dowiedział, to by się zapluł z rozpaczy.

      Usuń
  7. @Tropiciel
    Nie liczyłbym na to. Gnuśność zwycięży.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Bo choć tam kłamią na potęgę, to człowiek wie, że żyje."

    Tu jest pies pogrzebany, bo wyjsc z tego matrixa wokół, no nie da się, bo, po co, skoro, jak jest, moze byc, tak uważają. Tylko potem wybierają prezydenta Macrona. Inna sprawa, ze trudno, by go nie wybrali, skoro nikogo innego nie ma. Czy tez, jak tak dalej pójdzie, Tusk tym prezydentem zostanie. Ale u nas przynajmniej bedzie ktos do wyboru inny też. Szykują sie ciekawe czasy, takie przełomowe można rzec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @cbrengland
      Tusk z Dudą nie ma najmnieszych szans. To wszystko to propaganda.

      Usuń
    2. I powrócę do Polski, może zdążę :-) nie przewidywałem tego w żadnym śnie

      Usuń
  9. @toyah
    Wcięło komentarz. Z linkiem był. To ma znaczenie?

    OdpowiedzUsuń
  10. Obejrzałem ten filmik, tzn. początek w którym jest mowa o listach i pewnym prawicowym blogerze i braku zgody na publikację. Myślę, że jednak to musi wkurzyć, przynajmniej na początku. Tekst rodem z tvn i gazowni. Taka pusta i głupia sterowana bezczelność ze strony idiotów i półgłówków. Bo niestety ale takie tylko epitety przychodzą mi do głowy, kiedy wysłuchałem tych kilku minut. Ten pan już nie panuje nad swoimi książkami. Same się piszą normalnie. Ciekawe, kto je jeszcze wydaje?? Może też same. I kto kupuje na koniec.

    Naprawdę szkoda, że Grzegorz Braun coraz bardziej błądzi, w pewnym momencie przestałem oglądać jego występy, bo po prostu wszystkie już były takie same. Ale takie próby wnoszenia czegoś nowego... po prostu szkoda. No cóż, lepsi od niego zostali wykręceni przez plecy. A pamiętam jak kilka lat temu rozmawiał z coryllusem albo 2-3 innymi panami o bardzo sensownych sprawach. Było i na razie minęło.
    Przykro mi, że tak Pana traktują. Tak w ludzkim sensie. Ale może faktycznie trzeba z tego czerpać siłę. Bo co innego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @marcin d.
      Ja już to kiedyś pisałem, ale dziś może powtórzę. Moim zdaniem, jedynym powodem dla którego Braun się doczepił Gabriela było to, by się na nim przejechać. Kiedy zobaczył, że Gabriel mu nic nie zagwarantuje, zaczął szukać gdzie indziej.

      Usuń
    2. Widziałem wiele małżeństw, które się pokłóciły o to kto w związku właściwie pełni rolę steru a kto okrętu. Inaczej mówiąc kto na kim się przewozi :)

      Usuń
    3. @Godny Ojciec
      No i co z tego? Równie dobrze mogłeś na mój komentarz odpowiedzieć "pomidor".

      Usuń
    4. Zupełnie tak jak Ty mogłeś napisać pomidor odnośnie sprzeczki pomiędzy GB a GM :)

      Usuń
    5. @Godny Ojciec
      Sprzeczki? Nic nie wiem o żadnej sprzeczce. Co się z Tobą dzieje?

      Usuń
    6. Wolisz słowo "animozja", "oziębienie stosunków", czy "nieporozumienie"?

      Usuń
    7. @Godny Ojciec
      Ani jedno ani drugie ani trzecie. W pewnym momencie Braun, licząc na to, że dzięki Coryllusowi, trafi do sieci, zaczął się z nim pokazywać, a kiedy zobaczył, że to tak nie działa, przestał. I tyle wszystkiego. Ostatnio na targach Gabriel dał mu swoją książkę, Braun się przy okazji poskarżył, że ktoś mu doniósł, że my go na blogach szkalujemy, Gabriel wyjaśnił mu, że to nieprawda i na tym koniec. Wszyscy wrócili do swoich zajęć.

      Usuń
    8. Kiedyś nagrywali razem adio-booki i snuli plany na wspólne produkowanie filmów...

      Usuń
    9. @Godny Ojciec
      I czego to dowodzi? Że się pokłócili? Po cholerę ciągniesz ten temat?

      Usuń
    10. Z powodu niegrzecznego pomidora chyba...

      Usuń
    11. @Godny Ojciec
      A to zaledwie początek, więc może się jednak spróbuj zamknąć i skupic na temacie notek.

      Usuń
    12. Gabriel mu gwarantował poważne zadania, rynek zbytu i uczciwy udział w zysku. To bardzo dużo. Ale pan Grzegorz jest od czego innego. To taki pilot oblatywacz. Ostatnio pojawił się tu: https://twitter.com/lostson_/status/863485537004474368

      Usuń
    13. @crimsonking
      A to dobre. Teraz to już tylko czekamy aż się podpisze pod apelem o uwolnienie Stonogi.

      Usuń
  11. @Marcin
    Dobrze powiedziane. Bo co innego. Recognize, adapt and improvize (Gunny Highway).

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Bumerang, czyli blessing in disguise

  Zanim przejdę do rzeczy, muszę przekazać kilka informacji na temat naszej córki Zosi, która pod koniec maja została zdiagnozowana z bardzo...