Tekst, jaki swego czasu napisałem na blogu przeciwko Ślązakom wywołał wśród niektórych z nich taką złość, że wobec niej to, co przeżyłem kiedyś jeszcze po swoim paszkwilu na Kukiza, czy, jeszcze wcześniej, po tekście na temat Wołynia, wydało mi się nagle letnim wietrzykiem. I pewnie bym się tą reakcją przejął, lub choćby przejął nieco bardziej, gdyby nie fakt, że kilku z moich znajomych Ślązaków, którzy swoją „śląskość” pielęgnują, hołubią i czują z jej powodu dumę, na moje słowa albo wzruszyli ramionami, albo po krótkiej rozmowie uznali sprawę za na tyle nieistotną, że nie wartą kruszenia kopii. Stało się też tak, że otrzymałem długi mail od czytelnika z Bytomia, Ślązaka, jak najbardziej, który był za ten mój tekst tak rozżalony, że wręcz żądał, żebym go najpierw przeprosił, a potem się zamknął. Po krótkiej wymianie jednak, pogodziliśmy się, pożyczyliśmy sobie wszystkiego dobrego, a dziś wciąż sobie przesyłamy miłe życzenia z okazji, czy to jednych, czy drugich, świąt.
To są jednak, przyznaję chętnie bardzo, wyjątki. Dla mnie szalenie ważne, ale jednak wyjątki, potwierdzające tylko, moim zdaniem, regułę, co do prawdziwości której jestem szczerze przekonany, a którą mogę przedstawić w taki oto sposób: otóż znaczna część Ślązaków jest tak głęboko przekonana o swojej kulturowej i cywilizacyjnej dominacji nad nie-Ślązakami – a więc w naszym wypadku, resztą Polski – że kiedy im się zwróci uwagę na to, że wspomniane relacje mogą się układać wręcz odwrotnie, dostają gwałtownej i ciężkiej cholery. A to już jest coś, co naprawdę potrafi irytować.
Ci właśnie Ślązacy odezwali się ostatnio, po tym, jak zapowiedzieliśmy z Gabrielem, że będziemy mieli spotkanie w katowickich Panewnikach u Franciszkanów, a idealnym wyrazicielem ich emocji niech będzie bloger Lexblue. To on chyba jako pierwszy napisał – jakież to typowe! – że Panewniki to historycznie śląska dzielnica, zamieszkała w większości przez czystych etnicznie Ślązaków, a zatem wrogom śląskości wara od Bazyliki. Jak mogłem się już po chwili dowiedzieć, Lexblue, wraz z paroma swoimi śląskimi znajomymi sprokurował donos na mnie do proboszcza Bazyliki, zachęcając go, by nas, wrogów śląskości, nie wpuścił za próg. Osobny adres skierowali ci dziwni państwo do bezpośredniego organizatora spotkania, pana Cioka z Kongresu Nowej Prawicy. Jak wiemy, jedno i drugie, nieskutecznie, co też akurat może świadczyć tylko o tym, że, jeśli oni w końcu doprowadzą do jakichś czystek, to niewykluczone, że zaczną od siebie.
Spotkanie, jak już miałem okazję napisać, przebiegło w bardzo miłej atmosferze, nie doszło ani do rękoczynów, ani nawet do choćby drobnych awantur, a jeśli na sali były osoby zachowujące śląską świadomość, dyskretnie się nie ujawniły. Napisałem „jeśli” trochę nieszczerze, bo, jak się okazuje, był tam przynajmniej jeden Ślązak z krwi i kości, a nie dość, że przyszedł, to jeszcze kupił cała kupę naszych książek. Skąd to wiem? Otóż właśnie otrzymałem od niego mail, w którym on wyraża rozczarowanie moim stosunkiem do Śląska, Ślązaków i śląskości. Wprawdzie mail, który do mnie skierował, jest bardzo grzeczny i naprawdę merytoryczny, niemniej nie ulega wątpliwości, że on – a kto wie, czy też nie jego rodzina – poczuli się dotknięci.
Bardzo bym chciał, żeby on ten tekst przyjął, jako zainspirowany jego listem, a przy okazji, jako uprzejmą odpowiedź na wyrażone przez niego żale. No i oczywiście bardzo liczę na to, że po przeczytaniu całości, zechce on uznać moją dobrą wolę.
Na początek, chciałbym wrócić do swojego oryginalnego testu na temat Ślązaków i od razu przypomnieć, że on w swoim założeniu stanowić miał bezpośrednią odpowiedź na wyjątkowo parszywy wywiad, jakiego “Gazecie Wyborczej” udzielił pisarz Kuczok. Ponieważ ów dziwny człowiek się tam na zmianę przedstawiał, jako szczery Ślązak, a jednocześnie ktoś, kto Polskę i polskość ma w głębokiej pogardzie, pomyślałem sobie, że w tej sytuacji najlepiej będzie napisać paszkwil na tak zwaną “śląskość”. A zatem, jeśli więc postanowiłem w tamtym tekście uderzyć w Ślązaków, to tylko i wyłącznie za to, i tylko tych, którzy uważają, że owa “śląskość” stawia ich na wyższym poziomie cywilizacyjnego i kulturowego rozwoju, i którzy w ten czy inny sposób czują się reprezentowani przez właśnie kogoś takiego, jak Kuczok. To od tego właśnie czasu, wielu Ślązaków mnie autentycznie nienawidzi i traktuje, jak kogoś, kogo należy wyeliminować z wszelkiej debaty. I nie dajmy sobie wmówić, że te podziały odzwierciedlają podziały polityczne; że agresja skierowana przeciwko mnie pochodzi ze strony tych, którzy mogliby mnie znienawidzić za szereg innych, wcale nie związanych z moim „gorolstwem” rzeczy. To są akcje prowadzone całkowicie ponad podziałami. Tam znajdziemy nie tylko tego nieszczęsnego Lexblue, czy jakiegoś Ślązaka z Katowic, ale prawdziwych polskich patriotów, takich, jak Zebe, czy Eska, i to razem pod rękę z niedoszłym senatorem Polokiem i posłem Plurą na wózku. Bo – zrozummy to wreszcie – problem śląski polega na tym, że kiedy dochodzi do kwestii tak zwanej tożsamości, u nich wszelkie podziały schodzą na bok i każdy z nich aż się rwie, żeby czyścić, czyścić, czyścić.
A teraz pozwolę sobie na kilka uwag ściśle merytorycznych. Otóż ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego wielu Ślązaków jest tak okropnie wrażliwych na punkcie owej "śląskości". Sam pochodzę z wioski Sławatycze nad Bugiem i nie wyobrażam sobie insynuacji ze strony jakiegoś Ślązaka, która mogłaby moją podlaską wrażliwość tak wzburzyć, by mi choćby powieka drgnęła. Nie potrafię sobie wyobrazić tekstu – choćby nie wiadomo jak elokwentnie podanego – sugerującego, że my podlascy wieśniacy jesteśmy z natury głupi, leniwi, zawistni i brudni, i siebie reagującego na te uwagi choćby minimalnym zainteresowaniem. Z wieloma Ślązakami jest inaczej. Z jednej strony – i to jest moje doświadczenie od wielu, wielu lat – oni są szczerze przekonani, że są lepsi od nas Polaków, zarówno jak idzie o pracowitość, odpowiedzialność, uczciwość, pobożność, zaradność, czy wreszcie zwykłą ludzką solidność, a z drugiej dostają cholery, kiedy tylko pojawi się jakiś nie-Ślązak i powie im, że to, co im się wydaje, to nieprawda, bo Ślązacy są tacy albo wyłącznie na pokaz, albo zaledwie w swoich wyobrażeniach. Jeśli ktoś im nagle powie, że oni są uczciwi i solidni wyłącznie wobec "swoich", a swoją czystość najchętniej demonstrują podczas mszy w kościele, kiedy to klękając podkładają sobie pod kolano chusteczkę do nosa, no i cotygodniowej kąpieli w sobotni wieczór, to oni aż się dławią z oburzenia, bo nie są w stanie się zgodzić na odwrócenie tego swojego porządku, gdzie to właśnie nie-Ślązacy są głupi, leniwi i brudni.
I proszę mi nie mówić, że to nieprawda. Ja tu mieszkam od niemal już 60 lat i takie jest właśnie moje doświadczenie. Bardzo wielu tak zwanych „prawdziwych Ślązaków”, nie dość, że histerycznie wręcz pielęgnuje swoją kulturową i cywilizacyjną odrębność, nie dość, że się nią demonstracyjnie i nieustannie wręcz szczyci, to jeszcze wszem i wobec głosi, że ta ich „inność” jest na tyle lepsza, że obkłada Ślązaków specjalnymi prawami, w tym tym podstawowym: że oni są wyjęci spod jakiejkolwiek krytyki. Owa agresywna etniczna świadomość jest niekiedy tak gwałtowna i irytująca, że ja w historii świata potrafię dla niej znaleźć tylko rasizm żydowski. Kiedy staję naprzeciwko śląskiego rasizmu, widzę dokładnie tych Żydów, którzy z jednej strony tak nieprawdopodobnie się wszędzie rozpychają, a z drugiej, gotowi są użyć wszystkich swoich wpływów, żeby zniszczyć każdego, kto ich zaatakuje choćby słowem.
Do niedawna, jedna strona w katowickim wydaniu „Gazety Wyborczej” była dzielona między dwóch felietonistów, Kazimierza Kutza i Michała Smolorza. Dziś Smolorz już akurat nie żyje, więc tam szyku zadaje już tylko Kutz. Ja wiem, że wielu tak zwanych „porządnych” Ślązaków od razu się na mnie oburzy za to, że ja do swoich ataków na Śląsk i śląskość używam Kutza i Smolorza. Proszę jednak zwrócić uwagę, że cokolwiek by powiedzieć o politycznej proweniencji jednego i drugiego, czy roli, jaką w Polsce spełnia „Gazeta Wyborcza”, to nie jest tak, że Kutz, Smolorz, czy wspierające ich polityczne środowisko spod znaku RAŚ-u, to taka samotna wyspa na oceanie śląskości. Gdyby tak było, dziś nie musielibyśmy prowadzić tej wytwornej debaty. Rzecz bowiem w tym, że tu na Śląsku jest wystarczająco dużo osób, którzy za dwa lata – jeśli on tylko dożyje – ponownie wybiorą Kutza senatorem, i to nie dlatego, że on jest zdrajcą, zaprzańcem i w ogóle częścią tego całego nieszczęścia, któremu na imię Platforma Obywatelska, ale dlatego, że on jest „nosz synek”. To będą też ci sami ludzie, którzy do dziś mają pretensje do Kaczyńskiego i Ziobry, że „zamordowali” Barbarę Blidę, i to też nie dlatego, że większość z nich to, tak jak ona, komuchy, ale dlatego, że Blida to była „nasza dziołcha z Michałkowic”. I nie oszukujmy się. To nie jest żadna egzotyka. Tego kwiatu, jak mówi popularna rymowanka, jest pół światu. A jak ktoś chce sobie na ów kwiat popatrzeć, wystarczy, że się przejdzie ulicą Wolności w Chorzowie, choćby tam, gdzie można sobie kupić muzykę z tak zwanymi „szlagrami”. Tam bowiem nie istnieje ani Platforma, ani PiS, ani SLD. Tam są już tylko „nasi” i „nie-nasi”.
Myślę, że sprawa Barbary Blidy jest całkiem dobrym argumentem, pokazującym, o co w tym wszystkim może chodzić. Ona trochę nam pokazuje, dlaczego tak wielu nie-Ślązaków – a daję słowo, że ja nie jestem tu jedyny – tak bardzo niechętnie reaguje na słowo „ślązak”, czy „śląskość”? W swoim „Elementarzu” jedno hasło poświęciłem Matce Boskiej Piekarskiej. Pozwolę sobie je przypomnieć:
„Matka Boska Piekarska – Prawdopodobnie jedyny przedmiot kultu religijnego w Polsce, który jest w stanie zjednoczyć ofiary zbrodni w Kopalni Wujek ze zbrodni tej autorami. Podejrzewam, że gdyby się okazało, że dowódca plutonu specjalnego strzelającego do górników mówił ze śląskim akcentem, podczas dorocznej pielgrzymki mężczyzn do Piekar Śląskich, część Ślązaków modliłaby się o jego nawrócenie, a następnie beatyfikację. Taki Kazimierz Kutz na sto procent nosi medalik z Matką Boską Piekarską w kieszeni i codziennie Jej dziękuje za Katastrofę Smoleńską. Swoją drogą, ciekawe, czemu Ona mu nie wypali dziury w udzie. Przecież by umiała”.
Myślę, że dobrze się stało, że przypomniał mi się ten fragment z „Elementarza”. On, moim zdaniem, wszystko wyjaśnia. Tu jest właściwie wszystko, co tak rozwlekle przedstawiłem powyżej. Tu chodzi mianowicie tylko o tę jedną rzecz. Ja bym oto apelował, jeśli wolno, do swoich znajomych Ślązaków, żeby może oni z kolei zaapelowali do swoich rodzin i przyjaciół, tak by wszyscy oni może któregoś dnia zrozumieli, że nie są w żaden sposób specjalni, a już na pewno lepsi. Nie wszyscy i nie tylko przez to, że lepsza była Oma, lepszy był Opa, „to jo żech jest też lepszy”. Inni – owszem. Proszę bardzo. Niech oni sobie będą inni i się tą swoją innością cieszą. Tak jak każdy człowiek, czy nawet naród, jest inny i się tego nie musi wstydzić. W momencie, gdy oni to zrozumieją i przestaną innych zamęczać swoimi kompleksami, wszystkim nam będzie znacznie łatwiej.
Dziękuję za uwagę. Mam nadzieję, że tym tekstem nie narobiłem sobie dodatkowych wrogów, a ci którzy już są i tak mają moje słowa w nosie. Resztę proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.
Dziękuję za uwagę. Mam nadzieję, że tym tekstem nie narobiłem sobie dodatkowych wrogów, a ci którzy już są i tak mają moje słowa w nosie. Resztę proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.
To tak chyba trochę w temacie:
OdpowiedzUsuńhttp://niezalezna.pl/49705-slazacy-czy-agentura-pisza-blagalny-list-do-putina-przeciwko-rusofobicznej-polsce
Pozdrawiam,
@ifa
OdpowiedzUsuńJak najbardziej w temacie.