Oczywiście, dla nikogo z nas nie ulega wątpliwości, że dzisiejszy dzień jest dniem szczególnym. I to mimo tego, że najmłodsza Toyahówna z uporem maniaka powtarza swoją starą tezę, że a cóż to się stało takiego szczególnego? Przecież to było wiadomo od początku. Że oni wszyscy zostali zamordowani. Jest więc ten dzień szczególny, a ja mimo to, nie mam zbyt wielkiej ochoty, by to co się dzieje komentować, i powiem od razu szczerze, że gdyby nie poczucie obowiązku – pewnie bym dziś akurat w tej sprawie nie zabierał głosu.
Dlaczego? Przede wszystkim z tej przyczyny, ze ja bardzo mocno czuję, że wszystko co miałem do powiedzenia na temat Katastrofy Smoleńskiej i ludzi w nią zaangażowanych z jednej i drugiej strony, już wielokrotnie powiedziałem. Drugi jednak powód jest taki, że ja mam bardzo silne poczucie – i jeśli ktoś chce, może potraktować to jako moją osobistą obsesję – że kiedy jakiś temat robi się zbyt wystrzałowy, to ja powinienem się od niego odsunąć jak najdalej. Przyznaję, jest bezwzględnie jedną z moich ciężkich obsesji przekonanie, że w dzisiejszej politycznej, ale też i cywilizacyjnej atmosferze, tematy są nam podrzucane, i to podrzucane na najwyższym poziomie profesjonalizmu.
Czy przez to może chcę powiedzieć, że ja kwestionuję wyniki – wreszcie systemowo oficjalnych – ekspertyz wskazujących na to, że w Smoleńsku doszło do wielokrotnego morderstwa? Ależ skąd? Gdyby tak było, to ja, wręcz przeciwnie, pierwszy rzuciłbym się do skomentowania tego oszustwa. Tymczasem tu jestem szczerze przekonany, że tak – oni faktycznie znaleźli ślady tych materiałów, i tym samym nas jak najbardziej oficjalnie poinformowali, że od początku mieliśmy rację – w Smoleńsku doszło do klasycznego aktu terroru i Prezydent został zamordowany.
Ja tylko wcale nie jestem pewien, czy oni rzeczywiście te materiały znaleźli teraz, czy może już dawno, dawno temu, tyle że nagle uznali, że oto nastał odpowiedni moment, żeby o tym odkryciu poinformować publicznie. Po co? Nie wiem. Ale takie właśnie mam poczucie.
Proszę zwrócić uwagę na to co dziś powiedział rzecznik Graś. Że co by nie mówić, to własnie okazało się, że to nie była prawda, że myśmy oddali całe Smoleńskie śledztwo Rosji, że nasza prokuratura i w jakiś tam sposób nadzorująca ją władza jest zależna od swoich ruskich opiekunów. Wcale nie. Śledztwo trwa i wszystko dzieje się zgodnie z ustalonym porządkiem. Oczywiście ja wiem, ze taki Graś akurat stoi dziś nad przepaścią i musi coś tam wymyślić, tyle że akurat mówiąc to, on ma rację. Prokuratura działa niezależnie i jej odkrycia są oczywistym wynikiem owej niezależności.
Tymczasem ja uważam, że fakt ujawnienia tych faktów to fragment wojny służb, gdzie z jednej strony wieszają się ludzie, a z drugiej okazuje się, że rządowy tupolew 10 kwietnia 2010 roku został rozerwany w wyniku eksplozji. Nie oszukujmy się. To nie jest tak, że jeśli dziś telewizja TVN24 nie gada o niczym innym, jak o tym, że prezydent Kaczyński został zamordowany, to tylko dlatego, że oni własnie się o tym dowiedzieli, i zgodnie z zawodową pragmatyką o tym nas informują.
Nie oszukujmy się. Gdyby służbom – a o tym, że służby rządzą i to rządzą bardzo skutecznie, nam akurat przypominać nie trzeba – zależało, by wiedza o tych wybuchach pozostała w sferze plotek i spekulacji, ona by tam z całą pewnością pozostała. Gdyby służby nie uznały, że w ich interesie jest to, by prawda o Smoleńsku choć częściowo wyszła na wierzch, ona by na wierzch nie wyszła. I żaden choćby najbardziej dzielny ekspert, czy prokurator, by słowem na ten temat nie pisnął, bo by został w jednej chwili znaleziony w swoim garażu z kulą w czaszce. Lub ze sznurem na szyi.
A zatem, w naszym z kolei interesie – zamiast emocjonować się informacjami, które są z nami już od grubo ponad dwóch lat – jest spróbować dojść do tego, jakiż to interes mają owe służby. Niedawno zamieściłem najpierw w Salonie 24, a następnie, ponieważ tamtejsza publiczność okazała się zbyt mało wrażliwa na pewien poziom skomplikowania, przeniosłem go tutaj. Przedstawiłem tam w sumie bardzo smutną tezę – smutną, bo wskazująca na to, że w sumie my, zwykli obserwatorzy, mamy bardzo mało do gadania – że rozwój sytuacji politycznej w Polsce zależy od nas wyłącznie w takim stopniu w jakim nam się decydować pozwoli. A że akurat ów rozwój jest nam bardzo na rękę, i że w pewnym stopniu jest przez nasz upór i silną wiarę wymuszony, to inna sprawa. Napisałem w tamtym tekście, że moim zdaniem wszystkie tak zwane afery, z którymi mamy do czynienia w ciągu ostatnich miesięcy, poczynając od tak wielkich jak Amber Gold, a kończąc na tak pozornie drobnych, jak aresztowanie pewnej samotnej matki i jej drobnych dzieci, wiązał się bardzo ściśle z działalnością służb, które mają w tej chwili na głowie tylko jedno. Jak najszybciej odsunąć od władzy Donalda Tuska i jego ekipę. I muszę to znów powtórzyć – to że w tym momencie ich i nasz interes jest zbieżny, to zupełnie inna sprawa.
Jest więc tak, że trwa wojna. I to wojna na ostro. Jej wynik, przynajmniej ten pierwszy, jest dla mnie jasny. Donald Tusk niedługo odejdzie. Co dalej? Nie wiem. Pewnie jednak będą wybory i władzę obejmie Jarosław Kaczyński. I co dalej? Nie wiem. Myślę, że pojawi się pewna bardzo duża szansa dla nas wszystkich. Natomiast od tego, co się dzieje tam, gdzie nasza wyobraźnia nie sięga, siłą rzeczy jesteśmy gruntownie odcięci.
A więc, bądźmy cierpliwi, bądźmy czujni, i przede wszystkim nie dajmy się w nic wmanewrować. I stójmy – na jednej nodze, gotowi do skoku.
Tymczasem bardzo proszę o łaskawe wspieranie tego bloga, korzystając z podanego obok numeru konta. A ja ze swojej strony obiecuje, że będę zawsze na miejscu. Dziękuję.